poniedziałek, 31 grudnia 2012

Sylwestrowe drobiazgi :)

Obudziłam się przed siódmą, chwilę poczytałam, rozkoszując się ciepłym światłem lampki. Za oknem padał deszcz i szarość oplatała świat. Potem zwyczajnie poszłam po sprawunki, zjadłam śniadanie. A teraz piję kawę, która w ostatni dzień roku smakuje tak jak zawsze :)


Krzątam się, szykując się do wyjazdu. Jestem pogodna, choć z nutką smutku, bo M. jest daleko i wieczór sylwestrowy spędzimy osobno. Na pocieszenie przypominam sobie sylwestra sprzed roku i nasze tańce, radość i bliskość...


Dziękuję Wam za kolejny rok obecności tutaj, za komentarze, za dobre i życzliwe słowa. Dziękuję za odwiedziny tym wszystkim, którzy tylko zaglądają, nie zostawiają śladów w postaci słów...


Życzę Wam i sobie wielu uśmiechów, pięknych spotkań z ludźmi, pięknem i dobrem, wielu olśnień i chwil nagłego szczęścia, radości z bycia, dobrych rozmów i tego, by w zwyczajnym życiu działo się niezwykle...


Do przeczytania w nowym roku :)

środa, 19 grudnia 2012

Drobiazgi przedświąteczne :)

Na szybach przysiadają miniaturowe płatki śniegu. Wyglądają jak wycinane z papieru serwetki, ażurowe i delikatne. Za oknem smolista czerń z kilkoma punktami pomarańczowych światełek i niestety odgłosy wybuchających petard...


Aromat herbaty "wiśnie w rumie" snuje się między dźwiękami kolęd i pastorałek z płyty Anny Marii "Dzisiaj z Betleyem". Nastrajam się świątecznie i czekam na trzynastą piosenkę, śpiewaną w duecie z Jeremim Przyborą "Na całej połaci śnieg", choć wolałabym, żeby do jutra spadło tego śniegu niewiele. Wybieram się w podróż do brata, z nimi będę świętować Boże Narodzenie. Pakuję walizkę, podarunki układam w ozdobne torebki...


Lubię przedświąteczne spotkania. U koleżanki przy pieczeniu ciasteczek, u kuzynki z opłatkiem, u mnie z koleżanką przy różowym winie, na ulicy z dalszymi znajomymi. Ciepłe, serdeczne, trochę inne niż te codzienne...


Domowe chwile owiane zapachem cynamonowych świec, w półcieniach lampek, w miodowym odcieniu światła...


Wracam do walizki :) Dobrego wieczornego czasu życzę...

wtorek, 11 grudnia 2012

Nic to...

Pomilczałam, ale wracam do blogowego świata. Powodów milczenia było kilka, te najważniejsze to awaria komputera i emocjonalna reakcja na przykrość. W blogowym świecie i przykrości się zdarzają. Trzeba zatem częściej pamiętać o płaszczu ze skóry nosorożca, o którym kiedyś w swoim blogu pisała Lena...


To moje miejsce. Bliskie i oswojone...


Zaskakuje mnie data. To już grudzień, a ja starsza o kolejny rok. Wczoraj świętowałam urodziny. Z uśmiechem, bez myślenia, że to już tyyyyle mam lat, w miłym gronie...


I zima przyszła. Bieli się śnieg, drzewa jak w zaczarowanym sadzie, wirują płatki śniegu gwiazdkami. Pięknie jest...


Mrokiem opatulony świat. W ciemnych odmętach okna impresja złotych świateł ulicznych latarń. A w moim domu na listkach zielonej herbaty przysiadają nuty piosenki Luz Casal odsłuchiwanej raz za razem z YouTube...


Dobry wieczór :)

poniedziałek, 19 listopada 2012

W aksamicie chwil...

Tak mało światła w krajobrazie. Szarością mgły poranek malowany, a od tej szarości chłodu tyle. Dziś uwiera mnie ta szarość, dlatego wyjęłam z szafy swój piękny kardigan w kolorze militarnej zieleni. W gałęziach nagich drzew żałosne westchnienia ptaków zaświadczają o późnej jesieni...


Czajnik wygwizdał gotowość do czasu kawy. Smuga aromatu nad granatową filiżanką. To uwielbiany o poranku zapach. Doskonała przyjemność na początek dnia. W głośnikach Anna Maria. Frazy wirują z polotem w czasoprzestrzeni domu. Pastelowa żółć storczyków swą egzotycznością ożywia koloryt okna...


Jeszcze domowo jest. Kaloryfery mruczą sennie. Sprawdziłam próbny egzamin swoich uczniów. Zadania zamknięte wypadły nie najgorzej, rozprawka fatalnie. Niektórzy nie zrozumieli tematu, niektórzy napisali bzdury, kilkanaście prac jest dobrych, kilka zachwyca. Mało imponujący to rachunek...


Czas z M. minął jak zwykle za szybko. I wcale nie dlatego, że listopadowe dni tak szybko opadają. Dobry to był czas. Czuły, w bliskości, w kolorach poranków niespiesznych i ocalonych wieczorów...


A z poniedziałkiem znowu tęsknię sobie za M. i medytuję serduszkami myśli... 

piątek, 16 listopada 2012

Szaroburość rozkołysać...

Szare chmury płyną wiatrami i coraz mi trudniej malować uśmiechy porankom. Nad światem zawisł szaro-perłowy welon mgieł. Lubię razem ze światem skryć się w nich...


Powietrze gęstnieje szarością. Tęsknię za kolorami. Motam czerwony szal wokół szyi, śnię o zielonej trawie i kupuję mandarynki...


Kobieta w kwiaciarni powiedziała, że skończył się sezon na żółte tulipany...


Popołudnie sfruwa mrokiem, rozsłoneczniam pokój płomykami świec, miodowym światłem lampy i radością oczekiwania. Mój M. jest w drodze :) Odurzam się piosenkami ze swoich płyt i tańczę przy patelni...


Chwila ma kolor kawy i smakuje mandarynkami. Gdzieś między mną a czasem obietnica wieczoru :)

piątek, 9 listopada 2012

Szarość taka...

Krople deszczu. Chłód. Szarość...


A skoro listopad, to i ciepły, długi szal w miodowym kolorze, taki do zamotania, robiony na drutach ryżowym ściegiem...


I kolejna paczka z książkami dziś doszła, a w niej prezenty dla Małego i dla mnie :)


Początek weekendu. Lubię piątki także i za to. Potrzebuję spokoju i małej ucieczki od problemów. I chciałabym umieć sprawy ojca zamieść pod dywan. Będę dziś u niego i już czuję, że żołądek zwija mi się w supeł...


Teraz dom. Herbata z cytryną i Diana Krall. Układam myśli...

środa, 7 listopada 2012

W tym samym miejscu...

Za oknem wiatr i deszcz, jakaś senność się snuje w ponurym dziś krajobrazie. Owijam się w aromat kawy przed chwilą zaparzonej i patrząc w okno, przez chwilę wierzę w słońca bliskość. Odwracam się plecami do tego pejzażu w refleksach szarości, opuszkami palców wygładzam słowa łagodnością i daję się uwodzić dźwiękom piosenek Anny Marii...


Oswajanie listopada trwa nadal. Otaczam się kolorami. Dziś mam na sobie chabrową bluzkę i spodnie w odcieniu malachitowej zieleni. Maluję starannie oczy i uśmiecham się do lustra...


Porannym latawcom do M. wydłużyły się ogony. Więcej w nich stęsknienia. A potem telefon o spodziewanej porze i słowa, które wszystko zmieniają...


W ten bury krajobraz tak ładnie wpisuje się łagodność drzew. Zanim pobiegnę do szkoły, pobędę sobie ze sobą :)


Miejmy dobry dzień...

poniedziałek, 5 listopada 2012

Inspiracje...

Listopad i listopadowe światło, a właściwie jego brak. I zapach jesieni, tej późnej. Świat spoważniał szarością. Drzewa jak naszkicowane ołówkiem, prawie bezlistne. I kolory gasną...


Za oknem mrok przecina chłodne powietrze. W hebanowej czerni zaokiennego krajobrazu światła ulicznych latarń pulsują ciepłym odcieniem pomarańczu...


Szukam inspiracji, by polubić listopad, bo przecież nie warto zaprzepaścić czasu, tylko dlatego że listopadowy. Okoliczności natury nie da się zmienić, ale myśli zależą przecież ode mnie, więc wsparta o wspomnienie żółtych tulipanów, oswajam listopad. Wystarczy zapalić waniliowe lub cynamonowe świece, nasączyć się ich światłem, zaparzyć herbatę w ładnej filiżance albo wypić gorącą czekoladę. I koniecznie posłuchać Anny Marii. Mnie towarzyszy " Sobremesa", jest idealna na jesień, kiedy ciepłych klimatów brak. I przyjemnie pieści zmysły...


Jesień to dla mnie także pora słów. Potrafią splatać się z nostalgią. Czytam "Inne życie" Romaniuka, rzecz o Iwaszkiewiczu. Dziś odebrałam kolejną przesyłkę, chłonę zapach nowych książek...


A ze stojącego na parapecie zdjęcia lato się uśmiecha. Ma moje oczy i zmierzwione włosy M. 

czwartek, 25 października 2012

Wygładzając smutek...

Zimny dzień, matowy, pełen wilgoci, wietrzny, mniej ładny w półprzezroczystej pelerynie mżawki i deszczu. Rankami już długo trzeba czekać na wyłaniające się z mroku zarysy domów i pierwsze światła. Szybciej powietrze ciemnieje niczym stare złoto, szybciej na parapetach przysiada szafirowy zmierzch i czerń się staje...


Wilgocią nabrzmiały kolory liści, zintensywniały ich odcienie. Mogłyby być pięknymi motywami na gobelin...


Jakiś smutek zawisł pomiędzy wczoraj a dziś. Byłam u ojca...


Teraz mój dom, czarny prostokąt okna z amarantowymi dzwoneczkami grudniaczka. Zakwitł już, dziwnie, bo zazwyczaj zakwita przed Bożym Narodzeniem...


Rozjaśniam przestrzeń miodowym światłem lampy, dłonie ogrzewam filiżanką gorącej herbaty. Malutkie świeczuszki rozsnuwają cynamonową przyjemność, odpływa lekko zmęczenie. Zaraz zasiądę w zielonym fotelu, otworzę książkę, owinę się słowami, otulę ciepłem rudego koca...


Spokój drobiazgów, dziś szczególnie potrzebny...

wtorek, 23 października 2012

Znów drobiazgi...

Mgła w kolorze pereł. W przesmyku czerni ulica w spiralach szarości, w rozedrganym, rozmazanym świetle lamp ulicznych. Sennie i mokro. Ta senność się rozsnuwa, więc zapalam świecę o kawowym zapachu. Jesień ociera się rozpuszczonymi włosami wiatru o szyby, a przez uchylone leciuteńko okno sączy się ciemny granat powietrza...


Październik pozwala wciąż oddychać kolorami. Liście szeleszczą rudościami, żółciami i bordami. Lecą z drzew, finezyjnie i lekko, szeleszczą pod butami...


Czas się odmienia, czas się wydłuża. Lubię te jesienne wieczory w moim domu. Lubię za wdzięk światłocieni, za zapach nostalgii, za czas herbat i muzyczne drobiny. Dziś dodatkowo za pomarańczowe ciepło drobnych goździków zakupionych własnoręcznie w Miasteczku...


Przestrzeń zawężam do filiżanki z herbatą, do słów Herberta i jego "Martwej natury z wędzidłem". Trwam w zachwycie nad opisami miejsc, obrazów, kolorów, doznań...


A w oknie wciąż mleczna mgła i księżyc taki mglisty...

poniedziałek, 22 października 2012

Chwilki, mgiełki i drobiazgi...

Długa podróż pociągiem, uciekające w oknie obrazy, prześwietlony słońcem las, feeria barw. Ciepły dzień, złota polska jesień i nitki babiego lata fruwające w powietrzu. A potem odchodziło słońce, las w złotych szkarłatach wyglądał, jakby płonął, niebo było mozaiką granatu i amarantu. I księżyc jak cząstka mandarynki. Jedna ze współpasażerek powiedziała o nim, nie wiedzieć czemu, że wygląda jak Drakula :)


Sobota wypełniona pośpiechem i gwarem miasta. Po ciszy i spokoju mojej wsi ten tłum, rozmach, szum jest znośną odmianą. Buszowałam po sklepach w celu zakupienia kurtki i udało mi się kupić taką, jaką sobie wymarzyłam...


A potem M. zaprosił mnie na spacer. I choć tłoczno było, było pięknie. Drzewa złociły się w słońcu, wiewiórki figlowały, pachniało jesienią. Szuraliśmy liśćmi, snując się alejkami...


Wieczorne chwile były domowe. Filiżanki parowały czarną herbatą z porzeczką i kardamonem, płomyki świec dodawały głębi kolorom wina i było szczęśliwe, czule i dobrze. Potrzebowałam bardzo tego czasu u M.


Dziś ciepło mi w środku...


A dzień mglisty, w szarym kolorze. Barwy liści naznaczone melancholią października. Świeczki palę, piję herbatę o smaku prażonych migdałów. Ma słodkawy smak i leciuteńką goryczkę w sobie. Po poniedziałku w pracy cisza jest muzyką :)

piątek, 12 października 2012

Interludia...

Październikowe poranki w woalach mgieł, w impresjonistycznym rozedrganiu barw i światła, refleksyjne i melancholijne. Coraz trudniej się budzę, coraz trudniej mi wstawać i wynurzać się z ciepła kołdry do życia...


Dziś świat jest taki ładny. Obrysowany czerwienią jarzębin, purpurą klonów, ciemną żółcią traw. Gałęzie znajomych drzew w barwnych papugach liści. Urzekają mnie te cynobrowe, miedziane, rdzawe, szafranowe, herbaciane, te w odcieniu czekolady, sieny palonej, oberżyny, cynamonu i szkarłatnej czerwieni...


Tren ptasich odlotów. Szyfonowa zwiewność wiatru. Sprzymierzone z nim liście bezszelestnie kładą się na ziemi. Złoto zachodzi czerwienią, a z pól wąską smugą gorycz się snuje jak kadzidlany dym...


Mam lekko uchylone okno, dla tych dymów właśnie, dla tej goryczy...


Głaszczę okładki nowych książek i już się cieszę na czas z nimi. Pierwsza do przeczytania to "Farby wodne" Ostałowskiej, potem "Kapelusz pełen czereśni" Fallaci albo "Włoskie szpilki" Tulli. Zakupy zrobiłam na konto nagrody z okazji DEN, choć nie wiem, czy takową dostanę :)


Z głośników sączy się jazz nagrany z programów Marcina Kydryńskiego. Opiekuję się swoją samotnością, aromatem herbaty znaczę chwilę...

sobota, 6 października 2012

A świat jesienią jest...

Za oknem pejzaż jak ze starego obrazu. Zrudziałe kasztanowce ulatują gałęźmi w niebo. A niebo zimne dziś, spadające szarym całunem deszczu. I temperatura powietrza jesienna...


Wieloskrzydły wiatr i milczenie ptaków. Wędrujące parasole, zmagające się z kanonadą deszczowych kropel. W tej jesiennej szarudze barwne objawienia liści. Urok złocistookich brzóz i rozczerwienionych klonów, kobierzec rudych kasztanów pociemniałych od wilgoci...


Swoją osobność dziś zaznaczam piosenkami Grażyny Łobaszewskiej, nostalgią chryzantemy, światłem już zapalonych świec. Słońca mi brak, poczucia na koniuszkach rzęs świetlnego migotania...


Ostatnio w Miasteczku, w Dużym Sklepie zauważyłam na półkach słodycze w opakowaniach z motywami świątecznymi. W kiosku na początku października listopadowe gazety, a w witrynach wystawione kalendarze na nowy rok. Kiedy na to patrzę, mam wrażenie, że czas przyspiesza, że komuś zależy, by szybciej mijać. Po co ten pośpiech, gnanie?


Cieszą mnie jesienne wieczory. Cieszy mnie mój dom, wydający się być jak łupinka orzecha przytulny i ciepły. Wydłużam chwile, czytam do nocy, oglądam zaległe filmy. Lubię być pod kloszem pyzatej lampy, opatulić się pledem w pastelowe pasy, delektować herbatą o smaku słodko-gorzkich migdałów. Polecam! (herbata Dilmah)


Czekam na przesyłkę z książkami. Oprócz nowej Musierowicz zamówiłam inne, stąd opóźnienie w dostawie. W oczekiwaniu na przypominam sobie " Sprężynę". Lubicie Jeżycjadę?

czwartek, 27 września 2012

A jeśli za horyzontem nie ma nic :)

Czwartek od rana zapłakany deszczem, w srebrnych szarościach skąpany, pod parasolami skryty. Przedwieczorną porą niebo nabiera ciemnoniebieskich znaczeń, przestało padać. Kiedy stałam przed chwilą na balkonie, by chłonąć zrudziałe kolory liści kasztanowców w alejach, czułam chłód i oddychałam wilgotnym powietrzem. Drzewa szumiały małym koncertem skrzypcowym jak u Zielonego Konstantego...


Czas nie chce się rozciągnąć. Po lekcjach jeżdżę do Miasteczka na rehabilitację. W domu jestem przed 17, zmęczona, głodna i spragniona herbaty :)


Dziś kupiłam złocistą, strzępiastą chryzantemę. Lśni jak słońce, którego tak mi dzień cały brakowało. A teraz resztki dnia przysiadają na parapecie, czwartek stroi się w woalkę mroku, czas zwalnia...


Koloruję chwile głosem Bajora i jego francuskimi piosenkami, rozsłoneczniam pokój płomykami świec. Pachną cynamonem. To idealny zapach na wczesną jesień. Melancholijnie mi nieco, piję białe wino i zaczynam odmierzać minuty do piątku, bo M. przyjeżdża...


Nie wyrasta się z Musierowicz, więc zmawiam jej najnowszą książkę w internetowej księgarni i już cieszę się na spotkanie z Borejkami i resztą :) 

czwartek, 20 września 2012

W lekkiej jesieni...

Przepadłam na trochę. Kończyłam pisanie planów, sprawdzałam pierwsze prace, wracałam rzeczom miejsce w swojej klasie. Wydaje się, że wszystko ogarnięte...


Dziś mam na później do szkoły, na bardzo późno, bo dopiero na 13. Więc celebruję domowy czas śniadaniem bez pośpiechu, zatrzymanymi chwilami w filiżance kawy, przeczytaniem kilkunastu stron "Tak sobie myślę" Stuhra. Rozświetlam się anielskim głosem Anny Marii, tym z płyty "Szeptem", patrzę na barwną impresję cynii i astrów w wazonie...


Dni mijają tak szybko. Przesympatyczne było spotkanie z Komidą, która jest z "tych ludzi, którzy znają Józefa":)) Za szybko minęło weekendowe spotkanie z M. Miłe spotkania z przyjaciółmi z okazji moich imienin...


Za oknem liście migocą zielenią, ale ja zauważam wokół kolory lekkiej jesieni. Bo ta zieleń już z delikatnym balejażem rudości, żółci i jasnych brązów. Tak zachwycają mnie te kolory. A między nimi mieniące się okazale korale jarzębin, dzikich róż, czarnych bzów. I chcę czasu opadających liści, przepychu barw ciepłych i kojących a wyrafinowanych zarazem, cierpkich zapachów dymów snujących się nisko, bukietów z liści, kulek kasztanów i jesiennych wieczorów w moim domu...


Już czas na jesienne snuje, na ciepło rudego koca, płomyki świec. I kupiłam wczoraj herbatę o smaku karmelowym, bo pasuje do jesieni. I pachnę już jesiennymi perfumami. Tak jakoś mi pilnie do tej jesieni uwielbianej...

niedziela, 9 września 2012

Przejaśnia się...

I przyszła niedziela i odetchnienie po dniach zagonienia. Po pracy jeździłam do ojca, wieczorem wracałam i dopiero mogłam zająć się swoimi sprawami: ogarnianiem niezbędnych "papierów" do pracy. Jeszcze nie ogarnęłam wszystkiego. Jako że mało czasu w ostatnim tygodniu miałam dla swego domu, sobota musiała być dniem gospodarczym. Umyłam okna, wysprzątałam balkon i mieszkanie, buraczki włożyłam w słoiki, zrobiłam pranie i poprasowałam, i miałam dosyć...


A potem zasiadłam z herbatą przed telewizorem, bo jedna ze stacji telewizyjnych przypomniała koncert Bajora. I na nowo zakochałam się jego piosenkach...


I choć niebo dziś jak w lato, wczesna jesień się staje. Kolory dojrzewają w słońcu miękko i łagodnie. Niektóre liście już w bursztynowozłotych odcieniach, niektóre jak leniwe latawce sfruwają na ziemię...


Dziś będę się zajmować małymi sprawami, dam się unosić muzyce, zatopię się w słowach, będę się uśmiechać...


Tymczasem kawa mi stygnie :)


Dobrej niedzieli Wszystkim życzę :)

środa, 5 września 2012

Drobiazgi wrześniowe...

Domowy poranek, mam na późniejszą godzinę. Nieciekawie mam ułożony  plan, dużo okienek, trzy razy w tygodniu jak na drugą zmianę :)


Szarością posępnieje dzień, a jeszcze wczoraj piękne słońce, niebo się niebieściło, babie lato plątało się. Wracałam wczoraj od ojca pieszo, potrzebowałam tego kilkukilometrowego marszu, żeby odreagować złość, poużalać się nad sobą, zastanowić się, co robić, bo jest źle. I myślałam, że niektóre sceny w "Lęku wysokości" są jak z mojego życia. Niemoc i bezsilność odczuwam teraz najmocniej...


Patrzyłam na wciąż intensywną zieleń mijanych łąk, zarośli, lasków i zagajników. Słońce było złotą kulą coraz niżej zawieszoną nad linią horyzontu, migotało w koronach drzew subtelnym odcieniem żółci na niektórych liściach. Na jednej z łąk żurawia gromada koncertowała smutkiem. Szemrały świerszcze, tańczyły motyle w ciepłym, świetlistym powietrzu...


Tak mało mnie w ostatnich dniach...


Kawą dosmaczam ponurość poranka, ciszą jestem...

środa, 22 sierpnia 2012

Rysując tło...

Jestem. Domem swym się cieszę, oswajam ciszę, raczę się swymi ulubionymi herbatami, włączam moje płyty, z lubością wtulam się w swój zielony fotel...


Na lotnisku, żegnając się ze swoimi, miałam, jak to mówi mój bratanek, wodne oczy. Najbardziej z jego powodu, bo zobaczymy się być może dopiero w święta. Tak szybko minęły te wspólne dni. Dni zabaw, czytania "Misia Uszatka", gier w pchełki i bierki, kolorowania malowanek, gry w piłkę, spacerów, codziennych wypraw do małej cukierenki na lody cynamonowe, marcepanowe albo czekoladowe, wycieczek nad morze, do rezerwatu przyrody, na wrzosowiska, do pobliskiego miasteczka z drewnianymi domkami jak z bajki, do Geteborga. W sobotę z lotniska odebrał mnie M. i trochę czasu spędziliśmy razem...


Dom przywitał mnie niezbyt dobrymi wieściami o ojcu. I poczułam dziś ulgę, kiedy lekarz po obejrzeniu zdjęcia biodra ojca, stwierdził, że to nie złamanie, tylko że stłuczenie. Znowu jestem pielęgniarką i ponoszę konsekwencje przyjaźni tatusia z Czarodziejką Gorzałką...


Sierpień wciąż pachnie latem, ale pozwala już dostrzegać jesienne drobnostki. Poranki w lekkich mgiełkach, z zimnymi kroplami rosy, zielone kulki na kasztanowcach, płomienne kiście jarzębin, śliwki, astry, podrudziałe liście, jakby cichsze świerszczowe kołysanki i zapach przemijania w powietrzu. Wciąż jednak gorące słońce przebija przez sklepienie z liści i pozwala z tęsknoty za chłodem wyobrazić sobie zielony półmrok cienia...


Wakacjom coraz bliżej do końca. Nie myślę jeszcze o pracy, jeszcze nie przestawiam zegara, by spieszył 10 minut :))

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Laj, laj, laj :)

Chwila wytchnienia od gorąca przyszła po dwudziestej, dopiero wtedy otworzyłam drzwi balkonowe. Na niebie kaskada kolorów: od ledwo zauważalnego różu, poprzez intensywną czerwień, po różne odcienie niebieskości. Zaplątana w muzykę, zatapiam się w te barwy. Zmierzch pachnie latem, ogrodami, koszoną dziś trawą. Z pobliskich pól dochodzą odgłosy muzykujących świerszczy...


Wieczór przed podróżą. Pakuję walizkę, wybieram kolory bluzek, wybieram książki ze słowami, które będę smakować, które sprawią mi przyjemność, przy których zatrzymam się i zamyślę. Na wieczorne chwile zabieram mój piękny, jak z mgiełki utkany, szal w motyle...


Jutro o świcie mam autobus. Spędzę kilka dni z M. Potem wyruszę w podróż do brata. Już prawie stoję przy drzwiach :) 


Zatem do poczytania i napisania po powrocie :))

czwartek, 2 sierpnia 2012

Obracać gwiazdy...

Wieczór zaczyna się zwykle cicho. Mrok podpływa lekko pod brzeg nieba, sączy się ciemny granat powietrza, a w tym ciemniejącym mroku miedziany księżyc. Wpisuję się w ten wieczorny czas spokojnym oddechem, wpuszczam chłód otwartym oknem, otulam nim swoje zmęczone słońcem oczy...


A słońce grzeje wciąż. Świat w dojrzałych żółciach zbóż, w przygaszonych upałem kolorach. Powietrze stoi bez ruchu, lepkie jak meduzy w morzu. Niebo w beznamiętnych prawie bielach, lekko muśniętych błękitami...


Kawałki lata dziś ukryłam w słoikach...


Mój dom. Piosenki z koncertu "Morowe panny". Czas herbaty, zielona sonata rozwijających się listków, wciąż niezwykły zapach powietrza, pastelowe barwy hortensji. Jednej, bo ja lubię pojedynczość kwiatów...


Dziś myślę o tych, którzy 68 lat temu "w czasie dorośli" i mieli odwagę, i mieli ją aż do końca. "Odeszli. Noc po nocy (...) i tylko cisza po nich i dzwoni śniegu słup"...

wtorek, 31 lipca 2012

Po prostu...

Lubię późne wieczory. Wieczory z ulotnością mijającego dnia gdzieś pod powieką, z szeptem muzyki,  z ciszą zaokienną, z myślami uładzonymi, z turlającymi się gdzieś po podłodze drobinkami snu. Ocalam czas od niebytu, od snu...


Piosenki Jonasza Kofty. Niedzisiejsze słowa, niezwykli wykonawcy i "zamyśleń nagłych" szelest, bo "trzeba marzyć"...


Dobry dzień. Dzień spędzony z bratem, bratową i Małym. Zabawa w "nożyce, kamień, papier", gra w domino, rozmowa na temat oszukiwania i przegrywania, dziecięce łzy, układanie wyrazów, liczenie do stu :) To był taki pełen ciepła czas...


Mrok się sączy grafitowym cieniem, światło lampki rozwiesiło swój bezpieczny płaszcz w ciepłym miodowym odcieniu. Gdzieś między jedną filiżanką herbaty a drugą na krawędzi nocy przysiadła złota poświata księżyca...


Otwarte okno, srebrzysty chłodek po niespodziewanym deszczu i ten specyficzny zapach unoszący się w powietrzu, zapach ziemi rozgrzanej lipcowym słońcem...


Dziś tęsknię za czymś, czego nie ma...

poniedziałek, 23 lipca 2012

"A zostanie tylko morze i wiatr..."


Decyzja o wyjeździe nad morze była spontaniczna, wybraliśmy miejscowość, znaleźliśmy pokój i w czwartek o świcie wyruszyliśmy. Zdecydowaliśmy się na maleńki Łukęcin i jak się okazało, to była bardzo dobra decyzja. Nie za dużo ludzi, cichutko, kameralnie niemalże. I nie było upalnie, ale tak wolimy...


Do morza trzeba było dojść leśną ścieżką. Las nam więc pachniał igliwiem, żywicą, mchami. Między drzewami migotało morze, które miało kolor szampana, niebieściło się, przybierało zielonkawe odcienie, złociło się i różowiało. I było takie moje: bardziej jesienne niż letnie :)


I dobry i piękny to był czas. Zielony kamyk znaleziony na szczęście, białe grzywy fal, niespokojne morze, słone powietrze i wiatr we włosach, zimna woda i ciepły, nagrzany słońcem piasek. Mandale kamieni na plaży, piaskowe zamki, kilometrowe spacery, chmury jak malowane, zjawiskowe zachody słońca. Smakowite ryby, bursztynowy kolor piwa, muzyka pianina, skrzypiec i gitary "Pod strzechą". Wycieczki do Kołobrzegu, Kamienia i Pobierowa, które mnie rozczarowało, bo to pamiętane sprzed kilku lat zupełnie inne było...


Nacieszyliśmy się widokami, szumem morza, czasem bez czasu i wróciliśmy. A dziś już dom, pranie na balkonie schnie, wracają upały i jakoś tak trudno uwierzyć, że mija pierwszy miesiąc wakacji :)

poniedziałek, 9 lipca 2012

Czas składam w słowa...

Wczoraj wielka ulewa, kolejna burza i niebo w zygzakach błyskawic. Patrzyłam na to niepowtarzalne światło (każda burza jest inna) z jakimś lękiem pod naskórkiem...


Ptaki budzą się teraz tak wcześnie, a zaraz potem budzę się ja. Otwartym oknem wchodzą w mój sen ich świergoty, szmery budzącego się świata, odgłosy ulicy nie tak bliskiej, aromat nocnego deszczu...


Dni dojrzewają latem. Lipcowa ballada trwa, w krajkach kolorów, w nitkach zapachów. Czas ma inną długość. Czas na dokładne bycie...


A za oknem zieleń szeleści, niebo zapisane błękitem. I to lśnienie cudne, i szczypta wiatru zaplątana we włosy...


Roztęskniły mi się dłonie. Roztańczyły myśli...

wtorek, 3 lipca 2012

I...

Poranek nie przyszedł w cichych tenisówkach. Natrętny dźwięk syreny strażackiej przed szóstą wkradł się w mój sen, nie zasnęłam już. Poleżałam, pogapiłam się w szare dziś odcienie nieba, tworzyłam spokój cichą muzyką z radia...


A teraz świat w welonie deszczu. Miękki wiatr czesze grzywki drzew, powietrze nieśmiało uwodzi chłodem. Po upalnych dniach takie chwile są dobrodziejstwem...


Od wczoraj jakby nie było zegara. I choć jeszcze bywam na trochę w pracy, rozkoszuję się wakacjami, obłaskawiam czas, by nie wirował tak szybko do nocy. Dopieszczam się muzyką, czytam, pielęgnuję swoje rytuały, cieszę się urodą wakacyjnego czasu...


W ulubionej filiżance kawy smak. Wyśpiewywana właśnie w radiu piosenka spowodowała nagłe pragnienie poddania się temu rytmowi kołysaniem beztroskim...


Za chwilę zadzwoni M. Potem wybiorę się po sprawunki, bez parasola, by myśli odświeżyć na deszczu...


Dobrego dnia życzę Wszystkim tu zaglądającym :)

poniedziałek, 2 lipca 2012

A potem przyjdzie liliowy wieczór...

Nie zdążyłam nacieszyć się czerwcem, a tu już lipiec wodzi na pokuszenie. Ostatnie dni były impresją słońca i zieleni. Powietrze faluje z gorąca, pejzaż za oknem znieruchomiał, maciejka rozsnuwa swą wyrazistą woń...


Cofam czas do piątku, do przyjazdu M. Uśmiecham się do chwil, które spędziliśmy razem...


Teraz cisza jest muzyką. Gdzieś w oddali mantra ptasich głosów. Smak czarnej herbaty z pomarańczą i limonką idealnie orzeźwia. Na obiad kwiat kalafiora, na kolację pomidory pachnące słońcem, przewiązane aromatem bazylii. Psalm ogrodów trwa...


Bukiet kolorowych róż, najpiękniejsze te herbaciane i w odcieniu cytrynowej żółci, z koniuszkami w nieśmiałym pomarańczu. Lipcowe "Zwierciadło" kupione dla rozmowy z Ewą Lipską. Z niespiesznością czytane wiersze z podarowanego mi przez M. ostatniego tomiku Szymborskiej...


"Pogorzelisko" porusza, wstrząsa i wzrusza. To piękny film. Piękny w sposób gorzki, mroczny, niesamowity...

niedziela, 24 czerwca 2012

Letni deszcz jest inny...

Dzień pachnie deszczem. Nie przeszkadza mi to, przez otwarte szeroko okno wchodzi rześkość, krople tańczą. Niebo przekreślone szarym smutkiem, a srebrny deszcz cieniem się kładzie na kolorach lata. Dziś jest taka pogoda, że podobałoby mi się morze i jego niezliczone odmiany szarości, malachitowego błękitu, nasyconego granatu...


Dźwięki turlają się lekkością po chłodzie podłogi. Teraz czas herbaty i smaku marcepanowych czekoladek. Na krawędzi filiżanki przysiadły sprawy drobne. Lubię ten czas przedwieczornej godziny. Lubię w prostokącie okna zielony obraz drzew. Słucham wiatru, milczę paciorkami deszczowych kropel, palę waniliową świeczuszkę. Maleńki jej płomyk staje się złotą obręczą światła...


Minuty takie niespieszne dziś. Niezbyt świąteczne były, bo wypisywałam świadectwa...


Serpentyna myśli. Smutek na wieść o śmierci Magdy. Niedawno obejrzałam film dokumentalny o Jej historii. Taka tam była piękna, dzielna, pełna życia, radości, serdeczna, ludzka, niezwykła, zakochana w życiu. Żal wielki...

niedziela, 10 czerwca 2012

Aksjomaty...

Cisza, spokój, jasnobłękitne niebo z owieczkami chmurek. Bezmuzycznie, tylko ptasie unisono gdzieś w oddali...


Weekendową wolność celebrowałam z M. Mnożyliśmy dobre chwile. Teraz M. wraca do siebie, a ja uśmiecham się obrazami, okruchami chwil, słowami, emocjami z tego wspólnego, szczęśliwego czasu, który jak zwykle minął za szybko. I wciąż jestem gdzieś między czwartkowym oczekiwaniem na przyjazd M. i dzisiejszym pożegnaniem na peronie...


Naprzeciw siebie ja i niedziela. Pomiędzy nami czas w optymistycznych falbankach myśli...


A teraz westchnienie filiżanki unosi się w powietrzu w aromat herbaty. Popołudnie przytulam do policzka...


Okno przypomina zieloną fotografię. Lato na swych zielonych nogach drobnymi krokami zmierza w moje strony. Nadchodzi czas czerwcowych błogosławieństw kolorami, zapachami i światłem...


Przez uchylone drzwi balkonu wchodzi lekko ciepłe powietrze. Pozwala tęsknić za wczorajszą różowością przedwieczorną, za teatrem zachodzącego słońca, kiedy to miriadami sekund niebo nabierało nowych znaczeń przypudrowanego różu, płomiennej fuksji, cygańskiej czerwieni i złota. A potem grafitowy szal opatulił świat, który milczał zachwytem...

sobota, 2 czerwca 2012

Inny zapach powietrza...

Sobotni poranek pachnie kawą i różową wonią piwonii. Radio szemrze, dźwięki lekko opadają w ciszę domu. Patrzę w okno na płynące niebo, na białe, pierzaste obłoki jak z waty cukrowej. Wiatr szaleje, chłodem przeszywa, szarpie zielenią drzew, wiotkie trawy wygina...


Zimny był maj, zimnem czerwiec się zaczyna. Zdumiewa mnie to nazbyt szybkie mijanie dni. Za chwilę wakacje się zaczną. Niedługo spotkamy się z bratem i jego bliskimi, przyjadą się urlopować. A ja cieszę się na czas z Małym...


Wczoraj była rocznica śmierci mojej Mamy. Trzydziesta. Minęło tyle lat, kiedy świat się zawalił, kiedy świat mój umarł, a mnie się wydaje, jakby to było niedawno. I żal mi tych lat osobno, żal tego wszystkiego, co między matką i córką się wydarza. Mam zatrzymane chwile na fotografiach, wspomnienia, pamięć, sny i pustkę, i ona zawsze będzie mimo upływu lat...


Arlekino, dziękuję Ci za słowa, które przyszły do mnie wczoraj...

poniedziałek, 28 maja 2012

Obok czasu...

Maj wciąż mai pięknem przekwitających kasztanowców, mlecznymi kroplami stokrotek nieśmiało zaróżowionymi przeczuciem czerwca, rozlicznymi odcieniami zieleni, harmonią barwnych pól, magią jaśminowych płatków i egzotyką ogrodu pulsującego sercami kwiatów...


W powietrzu, wchodzącym przez otwarte okno, słodkie nuty akacjowych zapachów, ptasie ćwierkoty i beztroska. Wkrótce wakacje. Choć zdumiewa mnie nazbyt szybkie opadanie dni, czekam na czas wakacji. A dziś lato tańczyło słońcem i błękitem nieba. Otulona słońcem siedziałam na swoim balkonie. Subtelnie i nienachalnie sączył się smooth jazz, bosymi stopami głaskałam dźwięki przysiadające na posadzce. Wskazówki zegara inaczej odmierzały ten balkonowy czas...


Teraz w moim domu piosenki Krall jaśnieją doskonałym dźwiękiem. W poniedziałkowym przedzmierzchu zielona finezja zaokiennych drzew. Niebo zdobne jest w puchate, białe obłoczki. W pokoju złocista ćma na skrzydłach unosi resztki dnia. A ja układam sobie czas bez M. Ten weekendowy spędziliśmy razem...


Ciszą jestem, jem śmietankowe lody, gotuję zupę na jutro, medytuję kolorami kwiatów w wazonie. Aksamitne płatki niebieskich irysów wiele wiedzą o czułości. Za horyzontem moich rzęs przeczucie wieczoru...

poniedziałek, 21 maja 2012

Zieleni tyle...

Dziś niebo jest epopeją błękitów. Dzień pogodny, pełen słońca i światła. Zieleni tak ładnie w słońcu...


Pachnę dymem klasowego ogniska. Lubię obserwować ogień, taniec płomieni, miedziany żar, igranie wiatru między odcieniami złota, pomarańczu i ognistej czerwieni...


Jaśminy zaczynają swe kwitnienie, irysy już zakwitły i pierwsze piwonie. Jako że ognisko zrobiliśmy na polanie ogrodu, odbyłam spacer ścieżkami zieleni. Azalie wciąż czarują kolorami, moje ulubione to te koralowe, amarantowe i pomarańczowe. Drzewo chusteczkowe gubi swe chusteczki w waniliowym odcieniu bieli. Wody stawów w mozaice barw roślin odbijających się jak w zwierciadle...


Chwila smakuje śmietankowymi lodami z Zielonej Budki. Cisza przysiada w zakamarkach domu, potrzebuję odpocząć od tego gwaru, głośnej radości młodzieży. Nie chcieli śpiewać przy ognisku, woleli zabawy z piłką, hasanie, rozmowy. A może zabrakło wieczornego nastroju, złotego księżyca, który struny gitary poruszyłby lekko? 

sobota, 12 maja 2012

W odcieniach szarości...

Szarość rysuje poranne niebo, a świat smakuje chłodem. Wiatr kołysze zielenią liści i traw błyszczących kroplami rosy. A wczoraj srebrne nitki burzy i strugi majowego, ciepłego deszczu. Wróciłyśmy z koleżanką ze spaceru przemoczone...


Zaułki w cieniach, uliczki w lustrach kałuż...


Liliowy zapach powietrza wsuwa się przez uchylone okno. Aromat kawy miesza się z dźwiękami, które lekko turlają się po podłodze. Między płaszczyznami szarości zauważam złote refleksy słońca, więc może świat wypogodnieje...


Część soboty spędzę w pracy. Za pół godziny wyjdę z domu. Szkolenie nam zafundowano, kolejne odnośnie ewaluacji...


Znowu znalazłam w sieci kogoś, kto z moich słów, fragmentów zdań i metafor lepi "swoje" wiersze. Żałosne. Smutne. Na szczęście administratorzy strony zainterweniowali bardzo szybko...


Majowa zieleń taka piękna, prawda? :)

poniedziałek, 7 maja 2012

Ulotność...

Ma się ku wieczorowi. Tumany szarych chmur zacieniają świat. Przez uchylone okno, wraz z lekkim chłodem, zielonym szeptem wiatru, wsnuwa się ten charakterystyczny zapach powietrza przesycony wilgocią i nutami aromatów wszelkich. Bzy rozlały się liliową wonią, rzepaki pachną jakoś miodowo, a kasztanowce zachwycają waniliową bielą kwiatów...


Aromatem herbaty porządkuję chwile. Na dnie filiżanki zielone listki rozwijają się całą urodą smakowitej goryczki...


Dziś otrzymałam przesyłkę z książkami: "Cadyk i dziewczyna" Boleckiej i "Singer. Pejzaże pamięci" Tuszyńskiej. Tę drugą pozycję udało mi się korzystnie kupić, doczekałam się promocji :)


Domowe witraże minut. Ostatnie dni wplatam we włosy, dni majówki. Mieliśmy wyjechać, ale zostaliśmy w domu. Trochę zawiniła pogoda, trochę moja niechęć do zbyt długiej podróży i wielu godzin spędzonych w pociągu. Nie żałuję, ten domowy czas był dobry. Przybierał szczęśliwe odcienie wspólnych posiłków, rozmów, śmiechu, lenienia się na kanapie, spacerów, oglądania telewizji, bliskości, radości ze wspólnej codzienności, gry w scrabble, smaku wina, żabich koncertów. Świat nam się zatrzymał na trochę...


Wieczorne trawy szemrzą szmaragdowo i wysyłają w świat puszki dmuchawców. Przeczuciem deszczu oczy unoszę ku chmurom srebrzystym...

czwartek, 26 kwietnia 2012

Sycąc się popołudniem...

W batiku nieba nitki błękitu, szafiru i rozbielonego turkusu. Gdzieś ponad kopułami drzew kilka złocisto-różowych smug rozjaśnia popołudniowy czas. Gałęzie kasztanowców w zielonym welonie listków, w etiudach wiatru i w ptasich ćwierkotach. Puste ulice, bezludne i ciche. Powietrze smakuje zielenią w odcieniu limonki, mięty i pistacji. Taka młoda ta zieleń, taka czysta jeszcze, taka radosna i soczysta...


Zapach nowych, od dawna oczekiwanych książek, dziś po południu dostarczonych przez kuriera. Dźwięki z nowych płyt. Achy i ochy, bo składanka jazzowych piosenek cudna...


W wazonie mam bukiet stokrotek. Wczoraj zebrałam na łące podczas spaceru. Uwielbiam te drobne białe płatki lekko muśnięte różowym wzruszeniem. Świat kwietny cały i pełen barw: białe dzwonki młodych pokrzyw, złote klipsy mniszków, szafir szafirków, niebieskofioletowe fiołki, forsycje w cesarskiej żółci, aksamitna wielobarwność bratków, ascetyczna biel narcyzów, przepych magnoliowych płatków. Tyle do podziwiania...


Kiedyś nie lubiłam wiosny. Bolały mnie nieśmiałości listków, subtelności traw i kwiateczków. Zamykałam oczy na to wiosenne piękno świata. Bolało mnie rodzące się życie, bo przypominało umieranie mamy...


Domowy czas i domowy strój. Aromaty herbat. Latawce dobrych myśli wysyłanych do M. Stęsknienie i odliczanie dni do długiego weekendu :)

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Powtórka z codzienności...

Szarość dziś taka. W zatoce smutnego nieba brak światła. Rozjaśniam domową przestrzeń miodowym światłem lampy. W prostokącie okna deszczowe naszyjniki tworzą uporządkowany wzór. Otwartym oknem wsnuwają się drobiny szarego chłodu. Owijam się pledem w pastelowe pasy. Sycę się jego ciepłem...


Po kilkugodzinnym szkolnym hałasie dziś uciekam w muzykę Mozarta. Wyciszam się. Opuszkami palców zapisuję myśli. Czas wypełniam filiżankami czarnej herbaty, dosmaczam chwile śliwkami w czekoladzie...


Weekendowy czas miał kolor oczu M. i ciepło jego dłoni, i jak zwykle minął za szybko...


Drzewa szumią jasną zielenią i małym koncertem skrzypcowym. Brakuje mi słoneczności na balkonie, mrużenia oczu, rozedrganego ciepłem powietrza. Ołowiane chmury deszczem przeglądają się w coraz większych kałużach...


Popołudniową godziną domowa jestem. Oddycham wilgotnym powietrzem. Podziwiam sady w koronkowej, lekko zaróżowionej bieli. Czerwienią tulipanów otulam oczy. Czas przepływa gdzieś obok mnie...

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Na poniedziałkową nutę :)

Mam dziś na późniejszą godzinę do pracy, więc poranek smakuje niespiesznością. Staranniej zrobiłam nieład na swojej głowie, staranniej wydłużyłam rzęsy i spokojnie zjadłam śniadanie...


Teraz aromat kawy miesza się z dźwiękami radiowego muzykowania. Pozwalam tym miękkim nutom przysiadać na krawędzi filiżanki i dotykać mnie kojąco i łagodząco. Okno jest dziś deszczowym obrazkiem. Niebo płynie szarymi chmurami, ptaki zamilkły, przycupnięte na gałęziach. Za to kopuły kasztanowców w alei zaczynają przypominać girlandy w jasnym odcieniu zieleni. I fiołki zakwitły, a ja tak lubię ich delikatność i nieśmiałość między źdźbłami traw...


Nie wiem, jak będę prowadziła dziś lekcje. Prawie straciłam głos, skrzeczę okropnie. Nie pomogły ani pastylki do ssania, ani inhalacje, ani siemię lniane :)


Obłaskawiam poniedziałek dobrymi myślami...


Miejcie dobry dzień!

niedziela, 15 kwietnia 2012

Aż będę niebieska...

Niby wiosna, a nastroje dziś jakby jesienne. Powiedziałabym, że smutne. Te pogodowe nastroje i te w duszy. Pada od rana, "kocie łby" przyblokowej uliczki srebrzą się deszczem, szyby w mozaice drobnych kropel, szarość dokucza. I jeszcze przyplątało mi się przeziębienie. Nieszczęśliwie mi...


Fastryguję niedzielę dźwiękami swoich smutnych płyt, zaparzam herbatę po herbacie, zamykam oczy po przeczytaniu kilkunastu stron "Lata polarnego", zachwycam się językiem tej powieści niby chłodnym, oszczędnym w słowa, a pełnym liryzmu. To smutna książka, ale pasuje do dzisiejszego dnia...


Przesiąkam czasem, poganiam minuty, tęsknię do wieczornego nieba za oknem. Kiedy zapalę swoją pyzatą lampę, będzie wydawało się być w kolorze indygo. I niech się zaplącze spokojem między rzęsami...

wtorek, 10 kwietnia 2012

Skrótem...

Święta minęły niespiesznie, domowo i spokojnie. Pogoda nie dopisała, ale udało nam się pospacerować w przerwach od deszczu. I może to nie były wiosenne spacery, bo zimno dokuczało, ale zieleń wszechobecna rozświetlała od wewnątrz i nastrajała świątecznie...


Po dniach spędzonych z M. jestem teraz samotna i jakoś nieswojo mi w moim pojedynczym domu. M. wraca pociągiem do siebie. Przed smutkiem ratują mnie telefony z drogi...


Słychać wiatr za oknem, w głośnikach ballady Milesa Davisa, kubek paruje herbatą, a na talerzyku mam ostatni kawałek świątecznego sernika. Znowu za dużo wszystkiego przygotowałam. Obdzieliłam M., część zamroziłam, z resztą będę się zmagać jeszcze kilka dni. I przecież tak jest każdego roku, i skoro to wiem, to dlaczego nie umiem tego zmienić? 


Mam dziś dużo czasu. Do pracy idę dopiero jutro. Powracam do normalności sprawdzaniem prac klasowych...


W szarych błękitach nieba gromady ptasich przecinków tworzą niepowtarzalny wzór pozornego nieładu. Psalmem drobnych listków kwiecień się snuje. Powietrze pachnie tym czymś, co przypomina o ogrodach i splata się z nostalgią... 

niedziela, 25 marca 2012

Szeptem porannym...

Poranek w aureoli światła. Złotymi nićmi słońce splata różne odcienie młodej zieleni. Uśmiechnięte niebo z roztańczonymi skrzydłami ptaków. Dzwoneczkami ich głosów seledynowe listeczki drżą cicho. Niesamowita lekkość powietrza i zapach kawy w ulubionej filiżance...

Jazzowe dźwięki nawilżają dom. Czekam na znajomy dźwięk telefonu, na czas porannych słów. W moich oczach zieleń w odcieniu spokojnej tęsknoty...

Niedzielne uliczki bezludne, w jakimś półśnie, bezruchu...

Wczoraj ładziłam dom. Umyłam okna, kilku drobiazgom zmieniłam miejsce, ukrochmaliłam serwetki, odkurzyłam książki, pozbyłam się niepotrzebnych rzeczy i starych czasopism. Na balkonie pranie schło dotykane słońcem i finezyjnym wiatrem...

Warto przeczytać "Rozwiązłą", choć to niełatwa proza...

Dobrze jest mieć niedzielę. Dobrze jest obudzić się bez natarczywości budzika, pozostać w cieple kołdry, zatrzymać myśli kilkoma przeczytanymi stronami książki, cieszyć się słońcem zaglądającym do okna i pastelową różowością rozkwitłego wczoraj hiacynta...

Dobrej niedzieli Wam życzę...

niedziela, 11 marca 2012

Przedwiosenne okoliczności...

Niebo dziś pełne słońca było, jasne i świetliste, uniebieszczone. A teraz w smużkach lawendowych odcieni, w różowawych lśnieniach i szafirowych refleksach. I tyle w nim spokoju i cichego piękna...

Przepadłam na trochę. Słowa mi się gdzieś zagubiły...

Wiosna jest coraz bliżej. W zapachu powietrza ją wyczuwam. Dostrzegam ją w ptasich kluczach na niebie, w kolorach krokusów, w nieśmiałości pączków na gałązkach, w bieli przebiśniegów i śnieżyc, w radosnej żółci rannika zimowego.

Raczę się herbatą z Sade, objadam szarlotką od cioci, delektuję tulipanami w ceglastym kolorze...

Czekam na kuriera z paczką. Będzie w niej książka o Białoszewskim i jego dziennik...

I czekam na wiosnę w sobie, i na swoje światło...

poniedziałek, 20 lutego 2012

A herbata ma kolor jesieni...

Od rana powietrze było w jasnych błękitach, słońce wyznaczało rytm i chciało mi się wstać, iść do pracy, uśmiechać się. Łatwo było dziś wierzyć, że zimowy marazm z zimowymi klimatami w dal odejdzie nieznaną, że niedługo zakwitną forsycje, że przebiśniegi ulepszą świat, że tęcza krokusów sprawi, że będzie się chciało chcieć...

A weekend to był taki zielony czas. Czas z M.

Za oknem transparentna czerń. W milczących cieniach drzew mrok przyobleka się w srebrzyste światło księżyca. W szybach pomarańczowe światło latarń migoce. W domu ciepło. Pokój wypełnia się szeptami radiowych piosenek, snuje się cynamonowy zapach świec. Zapaliłam lampkę na biurku, w bursztynowe światło owijam słowa. Czas jakby nieobecny, chwile bez definiowania czasu...

Sączę powoli kolor herbaty. Wiśniowe czekoladki dotykają małą cząstką nieba :) Milczę pojedynczością swojego domu. Znowu przyoblekam się w sukienkę codziennej tęsknoty i oczekiwania... 

środa, 8 lutego 2012

A tymczasem...

Przed chwilą woalki nieba za oknem miały liliowo-szafirowy odcień. Teraz ciemnieje powietrze. Kobaltowym mrokiem nasączone zaokienne przestrzenie pulsują złoto-pomarańczowymi cekinami ulicznych lamp...

Dziś świat był w potoku światła cały. Wracałam do domu otulona słońcem jak szalem. I niebo było dziś tak blisko, rozpromienione błękitami, w cytrynowych smugach słonecznych promieni...

Dzień opada. Snułam się między kuchnią, pokojem, przytulnością zielonego fotela, komputerem, wersami w książce o Broniewskim, sprawdzanymi pracami moich uczniów. Szeptami filiżanek naznaczałam chwile. Cieszyłam oczy żółtymi płatkami pantofelnika, który tak uwodził mnie wiosną, że musiałam go kupić :)

Malutkie świeczuszki rozsnuwają waniliową przyjemność. Smutek jazzowych ballad Norah Jones przysiada lekko na ramieniu mym...

A wieczorami przychodzi tęsknota za M. i panoszy się, kołysze w takt dźwięków. Pozwalam jej na to, bo opowiada dobre obrazy...

wtorek, 7 lutego 2012

Słowa stygną w powietrzu...

Zima nie odpuszcza. Wczoraj termometry wskazywały minus dwadzieścia osiem stopni, dziś minus osiemnaście. Powietrze ostre jak lancet. Mleczna biel chłodna i ascetyczna. Kiedy rano, marznąc, czekam na autobus, współczuję wszystkim dojeżdżającym do pracy i doceniam to, że nie muszę dojeżdżać, że mam blisko, że nie muszę się martwić ślizgawicą, spóźniającym się autobusem i tym, czy w ogóle przyjedzie, bo może zamarzł...

Po zabiegach mój kręgosłup czuje się lepiej, ale "pocieszono" mnie, że to tylko poprawa doraźna...

Rozgrzewam się herbatami o różnych smakach. Ulepszam je krążkiem cytryny złotym jak słońce, łyżką miodu albo malinowym sokiem. Popołudniami zapalam barwne i zapachowe świece, ocieplam nimi ten zimowy czas. A potem okrągły księżyc ożywia swym blaskiem granat nieba...

Z poczucia, że przesypiam życie, bo zbyt szybko kładę się spać, obejrzałam wczoraj późnym wieczorem "O północy w Paryżu" To lekki, przyjemny film z piękną muzyką i pięknymi zdjęciami, a jednak nie zagrał mi w duszy...

I wszystkie te dni to tęsknota za słońcem, za oddychaniem wonią wiosny...

czwartek, 2 lutego 2012

Pod powiekami...

Dom zalany słońcem. Światło srebrzyście układa się na słojach podłogi, pląsa plamami na ścianach. Lutowe słońce świeci, ale nie grzeje. Brakuje mi ciepła, ale chwytam to światło, bo świat skuty lodem, mroźny, zimny i nieprzyjazny taki...

Jestem na zwolnieniu lekarskim, codziennie jeżdżę na zabiegi rehabilitacyjne. Czekałam na nie od listopada. Kiedy po siódmej wychodzę z domu na autobus, Jutrzenka złoci świat lekkimi różowościami i finezją lawendowego fioletu. Jakże piękne to tło dla czarnych wachlarzy drzew i wysmukłej wieży kościelnej...

W ciepłym domu łatwiej przeżywać mroźną zimę. Teraz Trójka mi szemrze, chwila smakuje herbatą z krążkiem cytryny i miodem. Mam zimne stopy, chociaż odziane w ciepłe skarpety...

I podoba mi się ten domowy czas. Upajam się wolnością, swoją pojedynczością. Czytam. Nasiąkam muzyką. Zaparzam herbaty w swoich ulubionych filiżankach. Dziś wypróbuję nowy smak zielonej herbaty z limonką. Uciekam złym myślom, które mnie dopadają raz na jakiś czas... 

Od wczoraj wiersz "Kot w pustym mieszkaniu" jest o jeszcze większej pustce i bardziej gorzko smakuje...

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Poniedziałki po niedzielach...

Na czarnym zimowym niebie złote punkciki świateł ulicznych latarń wyglądają jak świetliki. Za szybą mroźne powietrze. Opatulam się polarowym pledem w ciepłych barwach miodowo-pomarańczowych. Hebanowa czerń okna podkreśla piękno kremowych płatków storczyka, który zakwitł jakby na jakieś święto...

Przepraszam za milczenie, za niebyt tu. Wojażowałam, miałam utrudniony dostęp do internetu i czas inaczej biegł...

Odwiedziliśmy z M. mojego brata. Skandynawia zimą jest piękna, niemalże bajkowa. Zmrożony śnieg skrzył się w słońcu, otulał drzewa kwietnymi koronkami bieli, niebieścił się pod wieczór. Błądziliśmy starymi uliczkami malowniczej Hagi, podążaliśmy za urokliwymi kamieniczkami miasta, znajdowaliśmy piękne zaułki i miejsca. Zwiedziliśmy Muzeum Sztuki, w którym zachwyciły mnie obrazy przedstawiające surowe piękno natury, prowincjonalne miasteczka z wolno upływającą codziennością, żywioł morza. I spacerowaliśmy, oddychaliśmy morskim powietrzem. Podziwialiśmy barwy skał i rozkoszne, drewniane domki w kolorach piasku, ochry, terakoty i różnych odcieni popielatego błękitu...

Mnie radowały chwile z Małym, który już całkiem duży jest. Chodzi do szkoły, ma swoje dziecięce tajemnice, swoich kolegów, a nawet pierwsze zauroczenia koleżankami :) 

Po powrocie spędziłam kilka dni u M. To były przyjemne dni rozleniwienia, długich spacerów, ciepłych chwil przy świecach i winie, filmowych wieczorów, kawiarnianych klimatów, domowego bycia...

A dziś...życie znowu nabiera tempa. Powrót do pracy i do codzienności...

niedziela, 15 stycznia 2012

Patrząc na powietrze za oknem...

Popołudnie z niskim słońcem i srebrnoszarym niebem. Powietrze przezroczyste jest od mrozu. Jasnoszare dymy rozsnuwają się ponad dachami domów, a czarne gałęzie drzew medytują spokojem jak przy kadzidle...

Herbata w imbryku, zapach mandarynek, zimowe piosenki Stinga, czas na pobycie ze sobą tylko. Ostatnio źle było mi z ludźmi...

Delikatna ta niedziela, ciepła od blasku świec. Rozpuszczam się w niej...

Połowa miesiąca, a ja nie zamieszkałam jeszcze w nowym kalendarzu...

Nie czekam na zimę. Nie tęsknię za bielą w pejzażu. Zaczynam wypatrywać wiosny, choć do niej jeszcze tak długo. Tęsknię za zielenią, za miękkim powietrzem, za dniami w złotym słońcu, za nieupalnym ciepłem...

Potrzebuję przeczytać książkę w kilka godzin, bez odrywania się od niej. Co polecacie? :)

sobota, 14 stycznia 2012

Drobiazgi sobotnie...

Ku lepszemu idzie. Dzień zauważalnie dłuższy już i jaśniejszy. Słońce dziś pląsało w gałęziach drzew, niebieściło niebo, łagodziło zmrożone powietrze...

Trochę mnie tu nie było. W związku z końcem semestru miałam trochę dodatkowej pracy i sporo papierkowych zobowiązań. Od poniedziałku zaczynam ferie :)

Wczoraj rozebrałam choinkę, więc wysprzątałam dom, schowałam świąteczne dekoracje. Sobota zachęca do leniuchowania. W radiu staroświeckie piosenki, smutne nieco, ale idealnie wpisujące się w chwilę. A ta pachnie i smakuje herbatą czerwoną...

Czytam świat Hanny Kowalewskiej, ten z tomiku "Anna tłumaczy świat".
"Patrzę na czas
Wychodzi ze ślimaczej pułapki
Opuszcza skręconą przestrzeń
I biegnie w nieskończoność"

Za oknem czarna chusta nieba, pomarańczowe cekiny świateł latarń ulicznych, zatrważające melodie wiatru. Palę świeczki, ocieplam nimi oczy... 

czwartek, 5 stycznia 2012

Taka pora...

W szarawym niebie falbanki błękitu. Nieco jaśniej na świecie, deszcz zamilkł, wiatr jednak szaleje. Jesienna aura tej zimy, jesienne temperatury, jesienne smutki...

Wczoraj wciąż padający deszcz tak mnie przygnębiał, że miałam ochotę na żałosny płacz. Czułam, że jestem częścią tej okropnej pogody. Ale kiedy zabłysły światełka na choince, zamigotały ogniki świeczek, poturlały się dźwięki z ulubionych płyt, zawinięta w ciepło polarowego koca, nasiąkałam spokojem i lżej mi było. Smakowałam herbatę "Zimowy sekret" i czytałam pożyczone od koleżanki wspomnienia Danuty Wałęsy...

A nocą przyszedł wielki wiatr i jeszcze większy deszcz, zgasło światło, ale było mi już wszystko jedno, bo w cieple pościeli takie dźwięki wydają się być kojące...

Jestem już po lekcjach. Jestem sobie przy drugiej kawie i marcepanowym batoniku. Medytuję ciszą i domowym rajem. Słucham tego wielkiego wiatru i odwracam czas...