niedziela, 1 listopada 2020

Niż zwykle...

Za oknem deszcz siąpi i niebo jest takie szare. A przecież wraz z początkiem listopada nie skończył się październikowy czas złota i czerwieni. Na szczęście z okien swojego domu widzę kopuły drzew, które czarują szafranową żółcią, odcieniami miedzi, szkarłatów, pąsów i rudości. Radują się oczy, dusza i serce. Jesień to moja pora, czuję, że rozkwitam...

Domowy czas. Dobry i pełen małych przyjemnostek. Złocę czas płomykami świec, raczę się kawami i herbatami o jesiennych smakach. Mam w wazonie różowe margerytki z seledynowymi środkami, to zaiste piękne połączenie kolorów. I czytam. I sezon na książki o tematyce bożonarodzeniowej uważam za rozpoczęty...

Teraz "Muzyka ciszy" mi towarzyszy. I koi, wycisza, relaksuje. Zaprawiona nutami smutku i nostalgii pozwala snuć się po krainie ciszy, spokoju i wspomnień. Dziś jakoś szczególnie dotyka...

U moich na cmentarzu byłam w czwartek. Podumałam, zapaliłam światło, opowiedziałam o tym, co u mnie. Nasz mały cmentarz w Soplicowie coraz większy, coraz więcej świateł zapalam. I tyle tam wspomnień, tyle pustki. A ja lubię cmentarze. Najbardziej te małe, ciche, te ze starami drzewami, które szumią o wieczności, ze starymi nagrobkami, na których napisy zatarł czas lub przykrył mech. Lubię je w zwyczajne dni, bez tej odświętności w dniu Wszystkich Świętych, obsypane liśćmi, oplecione lianami bluszczu. Lubię być tam sama, lepiej mi się wtedy myśli, lepiej wspomina, rozmawia z Nieobecnymi i składa modlitwy. W tym dziwnym, trudnym roku znowu coś inne niż zwykle...

I nadal odcinam się od informacji, wiadomości na wiadome tematy. Nie rozumiem świata, w którym wulgarność nie razi, a przeciwnie epatuje się nią i czyni hasła na sztandary. Nie rozumiem barbarzyńskiego niszczenia zabytków, pomników. I nie ma tu znaczenia popieranie czy nie protestu...