niedziela, 22 października 2017

Wieczór rozkłada skrzydła swe...

Liście spadają. Brzoza przy moim bloku już bezlistna, już się nie złoci. Klony z wiatrem puszczają swe szkarłatne liście-listy, a kasztanowce w alejach już w dostojnej czerni stoją, przygotowane na przyjście listopada...


Ładne dni ostatnio były, pełne słońca, kolorów i światła. Aż chciało się na powietrzu być, otulać się ciepłymi brązami, rudościami, ognistym cynobrem i żółcią z bursztynowymi refleksami. I znowu trencz miałam rozpięty, powiewały końce mojego lekkiego jak mgiełka szala, stukałam obcasami, spiesząc się do pracy. Włosy czesałam słońca promieniami i wracałam do domu ścieżkami dłuższymi o zamyślenie...


Na "Pierwszym śniegu" byliśmy. Nie czytałam książki, więc nie mogę porównać. Podobały mi się śnieżne pejzaże Norwegii, zawiłe osobowości postaci. Ciekawy był aktor, grający główną rolę i nawet ta makabryczna historia...


Wieczór autorski moich literatów wypadł bardzo dobrze. Dopisała publiczność, udało nam się stworzyć jesienną, poetycką atmosferę blaskiem świec, barwnymi liśćmi, recytacjami pełnymi emocji...


Za oknem wieczór się granatowi. W wazonie mam jesienny bukiet od moich literatów, a w filiżance karmelową herbatę...


Weekend minął tak szybko. Posprawdzałam klasówki, prace domowe, kartkówki, lekko mi jakoś z tego powodu...


A do poduszki wypożyczyłam kolejną część sagi Wilczyńskiej " Dom pełen słońca"...


Dobrego tygodnia życzę :)

wtorek, 10 października 2017

Jesienny czas domu...

Czas domu. Zapach czerwonej herbaty, kromka chleba z dżemem z czarnej porzeczki. Rozkołysane dźwięki z płyt dawnej Maryli. Ciepłe płomyki świec...


Za oknem deszcz. Takie szare i smutne kapanie. I mokre liście bursztynowo- złote, miedziane, kropkowo- żółte, purpurowe, ciężkie i lśniące od wilgoci. Gdzieś przepadły cieniutkie nitki babiego lata. Srebrzą się dni tym deszczem...


Wczoraj byłam na cmentarzu u rodziców. Zapaliłam światło, zostawiłam chryzantemę o drobnych złotych kwiatkach. Podumałam, opowiedziałam co u nas. Potrzebowałam tych chwil...


Dziś miałam ostatnie warsztaty literackie. Kończę projekt. Za tydzień czeka nas wieczór autorski, goście, trema, chwile ze słowem, muzyką i blaskiem świec. Trzymajcie kciuki, żeby wszystko się udało! :)


Jesień to najlepsza pora dla domu. To czas smakowych herbat, polarowych kocyków, zaciszności, smutnej muzyki, dobrych książek. Teraz czytam "Córki Wawelu". Pięknie się czyta. Ciekawy jest świat widziany oczyma karlicy Dosi...


Czekam na piątek i na spotkanie z M. W sobotę będziemy świętować domowo nasze nauczycielskie święto :) Tak naprawdę nie lubię tego święta. Nie lubię medialnych komentarzy, sztuczności, brawek, akademii. Cieszę się na wspólny czas z M. Bardzo, bardzo...

niedziela, 1 października 2017

Złoci się października czas....

Złociste fontanny brzóz, rumieńce klonowych liści, miedziane korony kasztanowców w Alei. Taki widok mam z okna w salonie. Niedzielny poranek pachnie kawą i dźwiękami z płyty Anny Marii "Szeptem"...


Pierwszy dzień października, który zwykle złoci się w słońcu, nasącza liście szkarłatem, fioletowieje marcinkami, wrzosami, poranki chłodzi i szybciej podchodzi grafitowym mrokiem pod okna. Lubię październik. Lubię późne popołudnia z morelową poświatą na niebie, z wstążeczkami czerwieni, ciepłego pomarańczu. Lubię stać wtedy przy oknie i oczy sycić blaskiem odchodzącego słońca, ogrzewać ręce kubkiem z herbatą pachnącą cynamonem i pomarańczami. Potem przychodzą wieczory, którym migdałowe oczy rozajaśniam blaskiem świec i pozwalam kołysać się z dźwiękami...


Ta jesień nie jest nazbyt słoneczna, ale ilekroć pojawia się pastelowe słońce, wracam do domu drogami trochę dłuższymi o pobyt w bibliotece, sprawunki w sklepikach, chwilę rozmowy z panią kioskarką. Niestety od poniedziałku kiosku już nie będzie, bo pani odchodzi na emeryturę i nie znalazł się chętny do przejęcia obiektu. Swoje czasopisma będę musiała zaprenumerować...


W pracy i w domu dużo pracy mam. Przygotowuję lekcje, a mam cztery nowe podręczniki, spradzam klasówki, zeszyty, opracowuję karty pracy, bo te gotowe nie zawsze mi pasują. Kończę warsztaty literackie i przygotowuję almanach do wydania. Będą w nim teksty moich uczniów. Narzekam na brak czasu, ale wieczorami znajduję chwile na przeczytanie choć kilku stron. Teraz znowu bywam w Lublinie i Kazimierzu za sprawą książki M.A. Oleksy "Samotność ma twoje imię". Daję się zaczarować tej powieści i słowom...


I już zaliczyłam piersze jesienne przeziębienie. Jeszcze się kuruję. Już włączam piec i jabłkami pachnie dom...