Wieczór zaczyna się zwykle cicho. Mrok podpływa lekko pod brzeg nieba, sączy się ciemny granat powietrza, a w tym ciemniejącym mroku miedziany księżyc. Wpisuję się w ten wieczorny czas spokojnym oddechem, wpuszczam chłód otwartym oknem, otulam nim swoje zmęczone słońcem oczy...
A słońce grzeje wciąż. Świat w dojrzałych żółciach zbóż, w przygaszonych upałem kolorach. Powietrze stoi bez ruchu, lepkie jak meduzy w morzu. Niebo w beznamiętnych prawie bielach, lekko muśniętych błękitami...
Kawałki lata dziś ukryłam w słoikach...
Mój dom. Piosenki z koncertu "Morowe panny". Czas herbaty, zielona sonata rozwijających się listków, wciąż niezwykły zapach powietrza, pastelowe barwy hortensji. Jednej, bo ja lubię pojedynczość kwiatów...
Dziś myślę o tych, którzy 68 lat temu "w czasie dorośli" i mieli odwagę, i mieli ją aż do końca. "Odeszli. Noc po nocy (...) i tylko cisza po nich i dzwoni śniegu słup"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz