poniedziałek, 20 lutego 2012

A herbata ma kolor jesieni...

Od rana powietrze było w jasnych błękitach, słońce wyznaczało rytm i chciało mi się wstać, iść do pracy, uśmiechać się. Łatwo było dziś wierzyć, że zimowy marazm z zimowymi klimatami w dal odejdzie nieznaną, że niedługo zakwitną forsycje, że przebiśniegi ulepszą świat, że tęcza krokusów sprawi, że będzie się chciało chcieć...

A weekend to był taki zielony czas. Czas z M.

Za oknem transparentna czerń. W milczących cieniach drzew mrok przyobleka się w srebrzyste światło księżyca. W szybach pomarańczowe światło latarń migoce. W domu ciepło. Pokój wypełnia się szeptami radiowych piosenek, snuje się cynamonowy zapach świec. Zapaliłam lampkę na biurku, w bursztynowe światło owijam słowa. Czas jakby nieobecny, chwile bez definiowania czasu...

Sączę powoli kolor herbaty. Wiśniowe czekoladki dotykają małą cząstką nieba :) Milczę pojedynczością swojego domu. Znowu przyoblekam się w sukienkę codziennej tęsknoty i oczekiwania... 

środa, 8 lutego 2012

A tymczasem...

Przed chwilą woalki nieba za oknem miały liliowo-szafirowy odcień. Teraz ciemnieje powietrze. Kobaltowym mrokiem nasączone zaokienne przestrzenie pulsują złoto-pomarańczowymi cekinami ulicznych lamp...

Dziś świat był w potoku światła cały. Wracałam do domu otulona słońcem jak szalem. I niebo było dziś tak blisko, rozpromienione błękitami, w cytrynowych smugach słonecznych promieni...

Dzień opada. Snułam się między kuchnią, pokojem, przytulnością zielonego fotela, komputerem, wersami w książce o Broniewskim, sprawdzanymi pracami moich uczniów. Szeptami filiżanek naznaczałam chwile. Cieszyłam oczy żółtymi płatkami pantofelnika, który tak uwodził mnie wiosną, że musiałam go kupić :)

Malutkie świeczuszki rozsnuwają waniliową przyjemność. Smutek jazzowych ballad Norah Jones przysiada lekko na ramieniu mym...

A wieczorami przychodzi tęsknota za M. i panoszy się, kołysze w takt dźwięków. Pozwalam jej na to, bo opowiada dobre obrazy...

wtorek, 7 lutego 2012

Słowa stygną w powietrzu...

Zima nie odpuszcza. Wczoraj termometry wskazywały minus dwadzieścia osiem stopni, dziś minus osiemnaście. Powietrze ostre jak lancet. Mleczna biel chłodna i ascetyczna. Kiedy rano, marznąc, czekam na autobus, współczuję wszystkim dojeżdżającym do pracy i doceniam to, że nie muszę dojeżdżać, że mam blisko, że nie muszę się martwić ślizgawicą, spóźniającym się autobusem i tym, czy w ogóle przyjedzie, bo może zamarzł...

Po zabiegach mój kręgosłup czuje się lepiej, ale "pocieszono" mnie, że to tylko poprawa doraźna...

Rozgrzewam się herbatami o różnych smakach. Ulepszam je krążkiem cytryny złotym jak słońce, łyżką miodu albo malinowym sokiem. Popołudniami zapalam barwne i zapachowe świece, ocieplam nimi ten zimowy czas. A potem okrągły księżyc ożywia swym blaskiem granat nieba...

Z poczucia, że przesypiam życie, bo zbyt szybko kładę się spać, obejrzałam wczoraj późnym wieczorem "O północy w Paryżu" To lekki, przyjemny film z piękną muzyką i pięknymi zdjęciami, a jednak nie zagrał mi w duszy...

I wszystkie te dni to tęsknota za słońcem, za oddychaniem wonią wiosny...

czwartek, 2 lutego 2012

Pod powiekami...

Dom zalany słońcem. Światło srebrzyście układa się na słojach podłogi, pląsa plamami na ścianach. Lutowe słońce świeci, ale nie grzeje. Brakuje mi ciepła, ale chwytam to światło, bo świat skuty lodem, mroźny, zimny i nieprzyjazny taki...

Jestem na zwolnieniu lekarskim, codziennie jeżdżę na zabiegi rehabilitacyjne. Czekałam na nie od listopada. Kiedy po siódmej wychodzę z domu na autobus, Jutrzenka złoci świat lekkimi różowościami i finezją lawendowego fioletu. Jakże piękne to tło dla czarnych wachlarzy drzew i wysmukłej wieży kościelnej...

W ciepłym domu łatwiej przeżywać mroźną zimę. Teraz Trójka mi szemrze, chwila smakuje herbatą z krążkiem cytryny i miodem. Mam zimne stopy, chociaż odziane w ciepłe skarpety...

I podoba mi się ten domowy czas. Upajam się wolnością, swoją pojedynczością. Czytam. Nasiąkam muzyką. Zaparzam herbaty w swoich ulubionych filiżankach. Dziś wypróbuję nowy smak zielonej herbaty z limonką. Uciekam złym myślom, które mnie dopadają raz na jakiś czas... 

Od wczoraj wiersz "Kot w pustym mieszkaniu" jest o jeszcze większej pustce i bardziej gorzko smakuje...