piątek, 23 grudnia 2011

"Życzeń i pragnień jak w kolędzie..."

"Powietrze aniołów pełne
a ich przejrzysty trzepot
jest jak natchnione ciepło
nad ognia złotą wełną"
             /K.K.Baczyński, "Promienie"/

        
         Wszystkim moim Czytelnikom życzę, by podczas tych niezwykłych dni był blisko Anioł Radości, Anioł Dzieciństwa, Anioł Przyjemności, Anioł Spokoju i Anioł Miłości...i jeszcze Anioł Pozytywnej Melancholii. Pięknych Świąt Bożego Narodzenia Wam życzę...

czwartek, 22 grudnia 2011

A magii brak...

Pierwszy dzień zimy. Wczoraj spadł pierwszy śnieg, rozjaśnił świat, ubielił świeżością, iskrzył w słońcu. Dziś drzewa ustrojone we frywolitki szadzi, zamglony pejzaż i wciąż piękna biel...

Poranne minuty mijają w zapachu kawy. Lasem pachnie choinka, już oprawiona, ale jeszcze nieubrana. Radio mi gra. Obudziłam się z bólem głowy, z dziwnym strachem pod naskórkiem, z resztkami snów, których nie umiem poskładać, z kłębkiem myśli, z żalem do świata...

Prozaicznie zaczynam dzień: tworzę listę tego, co trzeba jeszcze dokupić (koniecznie sól), pakuję prezenty, prasuję wykrochmalone wczoraj koronkowe gwiazdki, które zawisną na choince, obmyślam dekorację stołu. I mam wrażenie, że w tym roku jestem ze wszystkim opóźniona...

Czeka mnie dziś przyjemna wizyta u mojej pani fryzjerki, spotkanie z koleżanką. I postaram się mieć tylko dobre myśli...

piątek, 9 grudnia 2011

Cztery i trzy :)

Piątkowy wieczór z lekkością motyla tak szybko sfrunął mrokiem. Za oknem melanż czerni i złotej poświaty prawie pyzatego księżyca. Uliczne zaułki w drobinach pomarańczowego światła...

W moim domu zapach wanilii się snuje, przysiada na krawędzi filiżanki z zieloną herbatą. Kocio łaszą się dźwięki radiowego muzykowania. Takie rozkołysane, błogie i kojące. Pięknieje nimi moje oczekiwanie na M., który teraz w pociągu, a którego przywitam późnym wieczorem na peronie...

Ładziłam Samotnię swą, tańczyłam przy patelni, smażąc ziemniaczane kotleciki, porządkowałam myśli przy prasowaniu. Nie przepadam za tą czynnością, więc w zamyśleniu szybciej mi się prasuje :)

A myśli były o czasie i mijaniu. I przypomniałam sobie moje bardzo dawne trzydzieste urodziny, kiedy zachowywałam się tak, jakby świat się kończył dla mnie. Byłam tak nachmurzona, tak obrażona na tę trójkę, która jakoś tak za szybko, niepotrzebnie pojawiła się w mojej metryce. Na czas jakiś znielubiłam dzień swoich urodzin. Zabawne teraz...

I choć każdy rok mija jak mgnienie, "kurzych łapek" przybywa, czasem kręgosłup daje o sobie znać, to nie chciałabym być w innym momencie życia. Bo teraz jest dobrze, szczęśliwie, spokojnie i bezpiecznie...

I cieszę się na jutro, bo jutro będą moje urodziny...

czwartek, 8 grudnia 2011

Przejrzyście...

W czwartki mam mniej lekcji. Wiec jestem już w domu. Poza czasem jestem, w jakimś złudzeniu wolności. W pokoju opowieść aromatu kawy, dźwięki radiowego muzykowania, ciepło kaloryferów...

Ostatnio mam wrażenie, że zegary oszukują. Gonię czas. Nie umiem go przeniknąć. Jakoś brakuje mi minut w ogarnianiu spraw "na wczoraj". Jak mantrę powtarzam: "jeszcze tylko jutro, jeszcze tylko jutro". Jedna z Pań Ważnych znowu zachorowała na ważność :)

Dzień ma kolor radosnej niebieskości nieba. Uwodzi rozsłonecznieniem i przejrzystym powietrzem. Nad kominami domów ciemnoszare tasiemki dymów się wiją. W kołysce gałęzi czernią wrony kraczą...

Dziś wybieram się z koleżanką do Dużego Miasta, dokupię prezenty, odwiedzę swoją ulubioną herbaciarnię i księgarnię...

czwartek, 1 grudnia 2011

Zaplątana w wieczór...

Czwartkowy czas, wieczór szelestem czerni mży. Tuż obok mnie okno z czarną chustą mroku, zdobną w girlandy złotych świateł lamp ulicznych. A kwiatki grudniaczka amarantem ożywiają ciemny prostokąt okna. Paciorki deszczowych kropel na szybach medytują tą intensywną barwą...

W moim domu cisza. Dziś ona jest muzyką. Zaokiennie wiatr na okarynie melancholie wygrywał, a one deszczem się snuły przez dzień cały. Powietrze, nasączone wilgocią, dotykało igiełkami chłodu. Wracałam do domu z deszczem w dłoniach. Świat pachnie późną jesienią...

Ostatnie dni podobne do siebie. Wypełnione pracą w pracy i potem jeszcze pracową pracą w domu. Sprawdzam, układam testy i sprawdziany, obmyślam lekcje...

Dziś byłam w Miasteczku, by odświeżyć rudy odcień swoich włosów. Podcięłam je nieco, wyładniałam w lustrze ;)

A teraz swoim domem się cieszę. Zegar jakoś umilkł. Słowami ogarniam haiku chwil, w wieczorny mrok się wtapiam. Kubek paruje herbatą, ogrzewa mi dłonie. Z niedosytu światła milczę nastrojowym bursztynowym blaskiem zapalonej na biurku lampki...

Telefoniczna pogawędka z synkiem mojego brata rozradowała mnie bardzo...

Tak szybko opadły dni tego tygodnia. A jutro już piątek, który lubię za to, że "jest prawie sobotą, a jednak nią nie jest" :)

wtorek, 22 listopada 2011

Ach! Och! :)

Takie ciche było to popołudnie. Niebo się niebieściło, potem nasączało się różowościami, fiołkami, pomarańczowym złotem. Wchodzę w wieczór minutami w zielonym kolorze, bo w piątek M. przybędzie i mój brat na krótko zajrzy. Laj, laj, laj. Tak, dziś mam oczy małej dziewczynki. Roześmiane, bardziej zielone, rozświetlone...

W mojej Samotni czas się kołysze w grafitowym mroku piosenkami Anny Marii, między moimi dłońmi plącze się ciepło filiżanki z kolejną herbatą, a świat zaokienny w smolistej czerni, ozdobionej klipsami pomarańczowych świateł ulicznych latarń...

A ja w ciemny prostokąt okna wrysowuję pory słońc, jaspisową zieleń ścieżek, łąkę kaczeńców, zaróżowione wzruszenie płatków kwitnących drzew i pejzaże z wiosną w tle. Tak mi jakoś wiośnianie w sercu...

Zwyczajny wtorek mija. Zwyczajnie domowo. Pachnie naleśnikami, które smażyłam tacie i sobie. Pachnie kakao. Zapachy z dzieciństwa. Tylko wtedy naleśniki smażył nam tato. Listopad pachnie wspomnieniami, grudzień też będzie taki. Ciepły od wspomnień...

poniedziałek, 21 listopada 2011

W herbaty czas...

Szafirowe niebo za oknem rozjaśnione pastelowym różem, na jego tle gałęzie drzew wyglądają jak arabeski. Dymy z kominów snują się szarością. Tajemniczym światłem pulsują uliczne latarnie. Bezludny zaokienny krajobraz, tylko kilka wron buszuje na trawniku zasypanym liśćmi...

Pięknie przeżyłam wczorajszy wieczór. W uroczym miejscu, bardzo nastrojowym za sprawą stylowego wnętrza. Tak łatwo było poczuć klimat dawnych lat, oglądając "Uczucia", niezwykły spektakl teatru z Uljanowska. Myślałam, że mój rosyjski, po tylu latach nieużywania, zapomniany, a jednak przypominał mi się z każdym wypowiedzianym na scenie słowem. Jak sami aktorzy powiedzieli: "gramy ze słów Czechowa", tak i wplatali cytaty z "Wieroczki" między rosyjskie piosenki, opowiadając historię nieodwzajemnionej miłości "panny z prowincji do młodego człowieka ze stolicy". Z zachwytem chłonęłam...

Teraz oddycham herbatą. To czarna herbata ze skórkami pomarańczy, rozświetlający ma zapach i smak. I miękkość kojąca na mnie spływa z piosenek Anny Marii. To znowu "Szeptem". A w świątecznym prezencie dla samej siebie zamówiłam płytę z kolędami w jej wykonaniu. Ach, jak lubię prezenty :)

Świat w tylu odcieniach szarości. Nie, nie narzekam. Lubię ten kolor, tak łatwo się w nim skryć :)

sobota, 19 listopada 2011

W szarości można się ukryć :)

Szarość listopada odgradza od świata. Srebrnoszare mgły rozmywają kontury i sprawiają, że czuję się zamknięta jak w kokonie. Tęsknię za październikowym bogactwem kolorów, za refleksami słońca w wachlarzach gałęzi drzew, za niebem wyrazistym, jasnym i błękitnym... 

Są chwile, kiedy ta wszechobecna szarzyzna, ołowiane niebo, szarugi przygnębiają. Dopiero popołudniami, kiedy poświata latarni ulicznych oświetla miękkim blaskiem światek P. i nadaje mu odcień sepii, robi się ładniej i cieplej. Wtedy owijam się polarowym pledem, zapalam świece, chwile uświetniam bursztynową barwą herbaty, błogosławię swój dom...

Sobotni poranek smakuje kawą i makowcem. Domowy jest, bez M., który u siebie. Myśli swoje spokojne, acz tęskne wplatam w muzyczne dźwięki radiowego grania. Przejrzałam nowe "Zwierciadło", mam takie odczucie, że przestaje być moim pismem...

To był długi i męczący tydzień. Pani Ważna znowu ważna. Zamiast rozmowy "koniec i kropka". Powinnam przywyknąć, a jednak się buntuję...

E68, jesteś?

czwartek, 10 listopada 2011

Wełną mroku świat otulony...

Wracałam z biblioteki i zachwycałam się zaróżowionym na krańcach niebem, czarnymi gałęziami drzew, które wyglądały jak nakreślone tuszem. Lekkim chłodem smakowało powietrze, a kulki świateł ulicznych lamp pomarańczowymi kręgami ocieplały świat P. Teraz smolistą czerń zdobi pyzaty księżyc w złocistej poświacie...

Grudniaczek zakwitł. Amarantowe koszyczki kwiatów zdobią parapet, idealnym tłem dla nich jest okno w czerni. Jednak za szybko to kwitnienie, zwykle przed Bożym Narodzeniem kwiat był obsypany pąkami...

Wieczorne chwile pachną cynamonową świecą, są w kolorze herbaty z kawałkami pomarańczy i płatkami róż. Cicho Anna Maria mi śpiewa. Czas mija powoli obietnicą jutrzejszego wolnego dnia...

Z przyjemnością czytam kolejną część cyklu o Zawrociu, jak zwykle daję się uwodzić językowi Kowalewskiej...

A listopad trochę bardziej pojesienniał. Są dni, kiedy świata nie widać spod mgieł perłowych. Ale tak ładnie rozmywają się wtedy kontury rzeczywistości, łagodnieją krawędzie, miękną pejzaże i wydają się być nierzeczywiste. Taka jesień także zachwyca...

piątek, 4 listopada 2011

Piątkowe haiku...

Porankami koguty pieją według starego czasu, ja też wciąż jeszcze nie mogę się przyzwyczaić do tej zmiany. Zasypiam wcześnie, nie mogąc opanować senności, budzę się przed budzikiem, zapalam lampkę i czytam "Solo" Raduńskiej. Kiedy odsłaniam rolety, niebo jest w pastelowych różowościach, delikatnych fioletach i w leciutko zaznaczonych miodowych żółciach. Jesienne wschody słońca są takie urodziwe...

Wreszcie udało mi się okiełznać bałagan w moim domu. Wracałam rzeczom miejsca, niektórym znalazłam nowe. Cieszę się moim nieco nowym mieszkaniem...

Jesień wciąż jest piękna. Błogosławi kolorami i ciepłem. Dziś z lekkim wiatrem liście spadały z drzew, wirowały, migotały złotą rudością, a potem szeleściły cudnie...

Chwila ma zapach jaśminowej herbaty. Za oknem świat w welonie mgły, w cekinach złotego światła ulicznych lamp. Nowa płyta Bajora rozmarza i smakuje melancholią...

A za niedługo powitam na peronie mojego M. Rozświetlam się radością...

niedziela, 30 października 2011

W przerwie...

W zamglonym słońcu jesienne barwy wyglądają jak na starych ikonach. Powietrze pachnie listopadowo, lekki wiatr strąca liście i drzewa wyglądają coraz bardziej ażurowo...

Zrobiłam sobie przy kawie króciutką przerwę w sprzątaniu po malowaniu. Tak, wiem, jest niedziela, ale inaczej się nie dało. Panu malarzowi pasował taki termin...

Mam ściany w cudnych, ciepłych barwach. Czyste i świeże. A przy okazji malowania uświadomiłam sobie, że żadna ze mnie minimalistka. W tyle rzeczy obrosło moje mieszkanie, tyle drobiazgów posiadam. I kubków mam za dużo, filiżanek, pudełeczek, puszeczek, koszyczków, wazonów, świeczników, dzbanków do parzenia herbaty. Postanowiłam oddać część do szkoły, na loterię. I mam nadzieję zrobić to bez żalu, bez "a może jednak się przyda"...

Niezwykła ta jesień w tym roku. Spokojna i złocista, ciepła, barwna. W piątek byliśmy z bratem na cmentarzu u mamy. Zrobiliśmy porządki, zadumaliśmy się, porozmawialiśmy tak jak dawniej. Towarzyszył nam Mały. Ustawiał znicze-serduszka, bo "takie na pewno podobają się babci"...

I lubię ten czas elegii cmentarzy...

środa, 19 października 2011

W drugim pokoju :)

Czułe popołudnie, takie w prezencie dla samej siebie. Chwila samotności potrzebnej i chcianej, krótka ucieczka od codzienności do drugiego pokoju. W aromat kawy zaplątują się szeptanki Anny Marii, te z płyty "Szeptem". Ach, jak błogo jest, kojąco i szeleszcząco...

Jesienny świat. Zapach liści codziennie bardziej żółtych. Zapach jabłek i dymów nisko snujących się nad ogrodami. Kolory w oczach się mienią. Gobeliny drzew nasycają się płomiennymi czerwieniami, miedzianymi brązami i odcieniem starego złota. Wciąż przynoszę kasztany w kieszeniach, oczarowują mnie wrzosy, a do wazonu wybieram złocistą chryzantemę, bo jest jak słońce...

Dotarły przesyłki z internetowej księgarni. Zachwycam się zapachami nowych książek, głaszczę grzbiety, przygotowuję się do uczty. I na dźwięki się cieszę, nastrajam do chwil...

Za oknem zmrok się rozlewa fiołkowo-niebieską barwą. W niebie jest dziś tyle spokoju. Pulsują pomarańczowe światła ulicznych latarń. Mam uchylone okno, lekki chłód mnie dotyka i pokój napełnia się goryczą dymu...

niedziela, 16 października 2011

Pięknie jest...

Przymrozek o poranku srebrzył trawy i dachy domów, a teraz świetliście jest, błękitnie i tak jesiennie. Trawnik przy moim bloku, chodniki zasypane złocistymi liśćmi. I kiedy słońce pląsa między barwnymi gałęziami, pięknie jest...

Niedziela mija sobie domowo i wdzięcznie. Sezon grzewczy już rozpoczęty, więc kaloryfery mruczą ciepłem. Towarzyszą mi piosenki Niny Simone i zielona jaśminowa herbata. Wczoraj otrzymałam w podarunku od Kumy mojej jedno i drugie. I jeszcze ładne, wspólne popołudnie, rozmowy, śmiech, kolor wina...

Jesienią potrzeba mi słów i smutnych piosenek, takich, które pozwolą się ukryć, rozpłynąć w kobaltowym zmierzchu, w zapachu herbat i cieple świec. Więc kolejne zamówienie złożone w internetowej księgarni. Delikatchnienie, dziękuję za informację o nowej książce Raduńskiej. Bardzo się na nią raduję i niecierpliwie czekam na kuriera :))

I cieszę swoje oczy kozakami w karmelowym kolorze. To taka radosna, ciepła barwa. I wcale, a wcale nie były mi potrzebne nowe buty, ale tak ich zakup poprawił mi samopoczucie, tak ten kolor, ten fason do mnie pasują, że czuję się usprawiedliwiona przed samą sobą :)

Wybiorę się na spacer do ogrodu. Poobserwuję jesień, zachwycę się klonów czerwienią, poszuram liśćmi, nasiąknę spokojem, zamyślę się i wrócę...

wtorek, 11 października 2011

Niebieskość poszarzała...

Rozpadało się. Szaro jest, mokro i chłodno. Liście bardziej zrudziały, poszarzała zieleń, a niebo jest bure i smutne. Z kluczami dzikich gęsi nostalgia wraca...

Ogrzewam dłonie o kubek z herbatą. Karmelowy ma smak. Patrzę w okno na świat rozedrgany deszczem, na grafitową linię horyzontu, na żółte pierścionki traw. Słońca mi brak, złotego migotania, woalek babiego lata...

Ostatnio w niedoczasie jestem. Tak mało mnie w wieczorach. Wymyślam lekcje, żeby ciekawiej było, żeby zachęcić, żeby im się chciało chcieć. Tyle w tych pierwszakach apatii, bierności, niesamodzielności. "Najbardziej by chcieli, żeby pani podyktowała, a oni się nauczą"...

Tato wciąż u mnie jest. Przyznaję, że trochę jestem już zmęczona tą sytuacją, że tęsknię za odrobiną samotności, za czasem, który mija tak po mojemu. W czwartek pojedziemy na kontrolę, ciekawa jestem, co lekarz powie...

Czekam na paczkę z płytami i książkami. Ciekawa jestem nowych dźwięków Anny Marii i kolejnych przygód prokuratora Szackiego :)

poniedziałek, 3 października 2011

Jesień jak ważka rozkłada swe skrzydła barwne...

A jednak poniedziałek zaczął się ładnie. Trochę dłużej poleżałam, bo na później mam do pracy, cieszyłam się niespiesznością i zaokiennym widokiem. Taki świetlisty dziś świat, choć poranek był w koronkach z mgieł...

A teraz słońce opromienia barwy coraz to wyrazistsze i soczystsze. Zachwycam się złotymi rudościami, miedzianymi pomarańczami, cynamonem, cynobrem złotawym. Dziś wpisuję się w taki pejzaż swoim granatowym swetrem, popielatym szalem i makijażem w granatach...

Kawą pachnie mój dom. Z głośników sączą się wyszeptane piosenki Anny Marii...

Niech to będzie dobry dzień :))

wtorek, 27 września 2011

Głaskane światłem...

W złocistych promieniach popołudniowego słońca kopuły kasztanowców w alei wydają się być miedziorytami. Niebo ma lekko szafirowy odcień. Wrzesień łaskawie darzy ciepłem. W makatce jesiennych barw zachwyca płomienna czerwień jarzębinowych korali...

Uwielbiam astry. Przyniosłam dziś od koleżanki naręcze całe. Pysznią się w wazonie strzępiastymi czuprynkami w purpurze, liliowym fiolecie, amarancie płomiennym...

Jesień jest moją porą. Budzi mnie do życia bogactwo barw, malowniczość pejzażu, szelest liści na ścieżkach. Uwielbiam poranki w pelerynach z mgieł, migotanie słońca między złoto-miedzianymi liśćmi. Jesienią świat wydaje się być jak z aksamitu, miękki i przytulny. Szybciej zapadający zmrok sprawia, że kontury rzeczywistości łagodnieją. Tak lubię wtedy miodowe światło swoich lamp, ogniki świeczek, cekiny pomarańczowych świateł ulicznych latarń odbijające się w szybach...

Teraz jest czas herbaty i samotności w drugim pokoju. Tato wciąż u mnie jest. Namiętnie ogląda telewizję. Czasem mu towarzyszę, ale tęsknię za swoimi muzycznymi snujami...

Dziś z przyjemnością pójdę na zajęcia aerobiku. Czuję, że trochę za dużo mnie w lustrze :))

niedziela, 25 września 2011

Niedzielna akwarelka...

Niestety nie udało mi się dłużej pospać. Siłą przyzwyczajenia wstałam o siódmej. Wstałam i poddaję się niedzieli. Nigdzie się nie spieszę. Otwieram okno, opróżniam głowę z wczorajszych smuteczków. Zwyczajne przedpołudnie...

Niebo dziś świetliste, jasnobłękitne i zachwycające. Słyszę głosy ptaków i brzęczenie os, które wpadają do domu jakoś tak natrętnie. Ciepłą radością zatrzymują się we mnie drobiny wrześniowego słońca złocące pejzaż. Liście drzew nasycają się odcieniami barw jesiennych. I we mnie pojawia się namiętność do jesiennych ognistych kolorów, co znajduje odzwierciedlenie w garderobie: cynamonowy szal w cętki, spodnie w czekoladowym odcieniu, drewniana biżuteria, naszyjnik z koralem, rude buty... 

Mam słoneczniki w wazonie. 
"(...)są jak małe słońca

Przychodzą rozjaśniać
pochmurne dni smutku(...)"/M.Hillar/

Czekam na nowe płyty Anny Marii. Mają się ukazać w październiku. Piękne, poetycko brzmiące tytuły:" Haiku" ," Polanna", "Sobremesa" obiecują ucztę dla duszy i zmysłów. Wierzę, że będą idealne na jesienne wieczory z kroplą czerwonego wina w tle...

Dobrej niedzieli Wam życzę! :)

niedziela, 18 września 2011

A wrzesień pachnie deszczem...

Rozpadało się. Szarość wchodzi do pokoju uchylonym oknem. Na szybach drobnymi perełkami deszcz układa się w chaotyczny wzór. Dziś mam wrażenie, że lato było tak dawno, a wrześniowy dzień ma w sobie coś z listopada...

Mój mały bratanek zaśpiewał mi przez telefon piosenkę na imieniny. W takich chwilach żałuję, że dzieli nas odległość, że nie możemy się tak po prostu spotkać, pobyć razem, świętować, radować się...

M. wraca do siebie zatłoczonym pociągiem. Ten wspólny czas szczęśliwy był, ale jak zwykle minął za szybko. Drobne wspólne chwile muszą mi wystarczyć na tydzień...

Kubek czarnej herbaty z płatkami róży i kawałkami mandarynki. Marcepanowe cukierki. Jazz jak ze starych filmów. Biedronka wędrująca po blacie biurka. Mały płomyk świecy rozjaśniający parapet i wydobywający wielobarwność strzępiastych astrów...

I z tęsknoty za słońcem wyjmuję z szafy swoje rude ponczo... 

sobota, 10 września 2011

Pogodniej...

W sobotni poranek zbyt wcześnie wykluwam się ze snu. Przewrotność taka, w tygodniu trudno mi się budzić, z trudem otwieram oczy, kiedy budzik tarabani. 

Świat się złoci w słońcu. A ja potrzebuję tej złocistości, kruchości jesiennych nastrojów, metafizycznej feerii barw, jedwabnych nitek babiego lata i klimatu jak u Tuwima. Liście rudzieją i lśnią cytrynową żółcią. Niebo w błękitnych przebłyskach, w falbankach obłoków. Otwieram balkonowe drzwi, by wczesna jesień rozgościła się w moim domu...

Smażę powidła. Dom pachnie śliwkowo. To zapach jesieni i ciepła domu...

Teraz jest czas herbaty i zieleni listków na dnie filiżanki...

Tak szybko opadły dni tego tygodnia. Już oswoiłam znajomy rytm. Wakacje wydają się być czasem tak odległym. Wciąż jednak się nimi uśmiecham...

czwartek, 8 września 2011

Domowo :)

No i rozpadało się na dobre. Za oknem ściana deszczu i niebo w odcieniu popiołu. Nagle zrobiło się ciemno, posępnie i zimno. Potokami płynie szarość po uliczce z "kocich łbów"...

Zapalam lampę z wiklinowym kloszem. Złote światło rozjaśnia pokój, ociepla chwile, łagodzi zaokienną ponurość. Muzyką nasącza się przestrzeń. To znowu Sade ze swoim wyjątkowym, rozkołysanym, pełnym nostalgii głosem...

W szklanym wazonie drobne, zielone margerytki. Kupiłam dziś w Miasteczku przy okazji wizyty u taty. Na poprawę nastroju kupiłam i jeszcze brzoskwinie z aksamitną skórką w ciepłym odcieniu czerwieni...

Domowy czas zapętlam herbatami. Ciepłem kubka ocieplam dłonie. Dosładzam się owsianymi ciasteczkami :) 

sobota, 3 września 2011

Nadrabiając zaległości :)

Ostatnie dni to bardzo dużo różnych przeżyć i doświadczeń. 
Tyle złego słyszy się ostatnio o służbie zdrowia. O pielęgniarkach i lekarzach, którzy opiekowali się moim tatą, mogę powiedzieć i napisać tylko dobrze. Spotkałam się z życzliwością, zrozumieniem, z takim ludzkim podejściem do problemu taty...

Zabiegana w ostatnich dniach byłam. Między szpitalem, pracą, kolejną radą, domem. Czuję się zmęczona, ale już nie tak przybita. Choć widok taty, takiego pogubionego, słabego, wyniszczonego boli mnie...

Popołudniowe sobotnie godziny spędzam w domu. Codziennie, wędrując do szpitala, mijam kasztanowce. Dopiero dziś zauważyłam, że ich kolczaste kulki lada dzień obdarzą nas kasztanami aksamitnie brązowymi. Goreją jarzębiny cynobrem, trawa nasyca się kolorem starego złota, a porankami lekkie mgiełki otulają świat...

I to jest taka chwila, w której jestem tu i teraz. Nie w przeszłości, nie w przyszłości. Te niech poczekają do jutra...

Oddycham ciszą mojego domu, wielobarwnością cynii w wazonie, aromatem herbaty wiśniowo-migdałowej. Zapalam pyzatą lampę dla nastroju. Kartkuję wrześniowe "Zwierciadło", leżąc na swej zielonej kanapie i co jakiś czas zatracam się w kolorach zaokiennego nieba. Serce mi cichnie, kiedy słyszę tęsknotę ptasich kluczy...

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

W kropce...

Gdybyż to wszystko było tylko złym snem...

Trudne te ostatnie dni, pełne złych myśli, bezradności i bezsilności. Dni przy szpitalnym łóżku połamanego taty. Dni pełne trudnych rozmów, walki, złości, współczucia, zdenerwowania i zmęczenia. Niełatwo być matką własnego ojca. Ojca z problemem alkoholowym...

Tymczasem kończą się wakacje. W powietrzu jesień frazuje ptasimi piskami, czerwienią owoców dzikich róż, rdzawymi refleksami liści. Po upalnych i jasnych dniach dziś deszczu plumkanie, szarość nieba i zapach nostalgii jesiennego fado...

Chwila smakuje zieloną herbatą i czekoladą z orzechami. Szemrze radio...

Staram się nie pisać scenariuszy w głowie, co będzie, jeśli... 
Chcę wierzyć, że ojciec zrozumiał, że dalsze leczenie zależy od niego. Tylko jeszcze muszę pokonać te igiełki strachu pod naskórkiem...

sobota, 13 sierpnia 2011

Sierpniowy latawiec...

Zapach kawy. Nina Simone, bo jej głos pasuje do tego, co za oknem. Szare niebo, cętki słońca zatrzymane na szarozielonym welonie liści, bemole jaskółek na drutach. Cichnie lato, deszczowymi nokturnami jesień się zbliża podszyta melancholią...

Przyoblekam się w oczekiwanie na czas z M. Na bycie tak po domowemu...

Sobota kusi nicnierobieniem. A przecież chcę uładzić dom, wstawić pranie, posegregować stos gazet, znaleźć nowym książkom miejsce na przepełnionych półkach. Chyba czas kupić nowy regał. Dojrzewa we mnie także myśl o pomalowaniu mieszkania...

Zaczytuję się ostatnio w książkach o nieskomplikowanej fabule, wieczorami zaś otumaniam się strofami Achmatowej, Cwietajewej i Jesienina. Palę świece i zaparzam w imbryku herbatę do owsianych ciasteczek :)

Mam czerwone gladiole w wazonie. Na potęgę w mojej kuchni kwitną amarantem fiołki. Sierpnia kolory są jak z mozaiki bizantyjskiej...

Czas mi się wybrać po sprawunki...
Dobrej soboty Wszystkim życzę...

niedziela, 17 lipca 2011

Powroty i pożegnania...

Kilka godzin na promie, potem nocna jazda autem brata, który ze swoimi przyjechał się urlopować. Miedzianozłota kula księżyca w kotarach nieba, znikająca raz po raz za drzewami. Muzyka z radia. Światła samochodów na autostradzie. Niecierpliwość i zmęczenie Małego. Odliczanie kilometrów. Zagadki i słowne gry, żeby czas mijał szybciej...

Najmilszym etapem podróży jest powrót do domu. Dopiero dziś rozpakowałam walizkę, przywróciłam rzeczom ich miejsce, podlałam kwiaty, wietrzę mieszkanie...

Kawa w ulubionej filiżance, cisza domu, mój kawałek nieba za oknem. Tak, tęskniłam...

Nie mogą mi wyjść z głowy myśli o Jazzowej. Trudno jest pisać o kimś, kto odszedł nagle. Słowa wydają się banalne, zbyt płaskie. A jednak mam taką potrzebę, żeby zapisać słów kilka. Kilka lat czytałyśmy swoje blogi, te pierwsze i te kolejne. Tylko tak się "znałyśmy". Z niecierpliwością czekałam na nowe wpisy, wracałam do tych już przeczytanych. Dobrze mi było w jazzowym kącie, w jazzowym otuleniu. Jazzowa potrafiła pięknie inspirować, wyciszać i czarować dźwiękami, ale także słowami. Każdy wpis był ciekawą opowieścią, niezwykłą gawędą o codzienności z muzyką w tle. A pisała o niej pięknie, z pasją, barwnym, pełnym neologizmów językiem, z namiętnością, wrażliwie, ciepło, sympatycznie. Podziwiałam Ją za otwartość i odwagę, kiedy zaczęła pisać o swojej chorobie. Kibicowałam Jej, wierzyłam, że wszystko będzie dobrze, że się uda. Tak, mój świat umarł trochę...

czwartek, 7 lipca 2011

Rzeczywistość wymaga, by o tym napisać :)

Błękitnym niebem wędrują barankowe obłoki. Młode bociany z gracją ćwiczą latanie. Słońce złoci powietrze. A ja celebruję czas przed podróżą. Zasłuchuję się jazzem. Stańko, Komeda, Warska. Dopakowuję walizkę. Dokładam, wykładam, minimalizuję rzeczy niezbędne. Książki redukuję do dwóch koniecznych. Pakuję prezenty, przewiązuję wstążkami serdeczności...

Dom ogarnięty. Kwiaty podlane. Zapasowy klucz u sąsiadki....

Za kilka godzin wyruszę w podróż do brata. Już nie mogę się doczekać. Najbardziej czasu z bratankiem. Lubię tam być. Lubię skandynawskie krajobrazy, skaliste wybrzeże, barwy morza, spokojne kolory pejzażu, bliskość białokorych drzew, wrzosy, zapachy lasu...

Zatem do poczytania po powrocie :)

środa, 29 czerwca 2011

Poranki niespiesznością ładne...

Poranek w słonecznym nastroju, pogodny, jasny, wesoły. Kiedy odsłaniałam rolety, mrużyłam oczy przed światłem. Niebo jest w lazurowym odcieniu, świetliste, rozanielone ptasimi koncertami. Czasem kogucie kukuryki wprowadzają dysharmonię...

Czas pachnie kawą. Gdzieś blisko jest Anioł Spokoju. Lekko plączą się dźwięki z siestowej płyty. Powietrze pachnie słońcem i skoszoną trawą. Docierają z oddali odgłosy ulicy...

Zaraz wyjdę do pracy, ale jeszcze przez chwilę pobędę ze swoim domem, zamyślę się kolorami kwiatów w wazonie, przez chwilę potańczę przed lustrem, rzęsy uczernię, dookreślę się kroplą perfum. Na lato wracam do zapachu zielonej herbaty, jest dla mnie idealny...

Dobrego dnia!

niedziela, 26 czerwca 2011

Między słowami...

Szare niebo, szare krople na szybie, szara niedziela. Nawet zieleń drzew wydaje się być szarawa. Dziś uwiera mnie ta szarość. Od tej szarości chłodu tyle. Tęsknię za kolorami... 

Za oknem nieruchomy krajobraz, niedzielnie bezludny, odświętny trochę...

Przestawił mi się wewnętrzny zegar i od szóstej już nie śpię. Odmierzam czas misterium drobiazgów, poganiam minuty. Nie jestem świąteczna. Udaję, że nie ma niedzieli...

Zapach kawy się snuje, bo senność jakowaś mnie ogarnia. Przestrzeń złoci słonecznik w wazonie. Davis mi towarzyszy i maślane ciasteczka, które znikają z talerzyka nazbyt szybko. Czytam. Oglądam telewizję. Z przyjemnością obejrzałam nadawaną przed południem "Damę kameliową", a teraz daję się uwodzić dźwiękom i obmyślam chwile na przyszły tydzień, kiedy to pojawi się u mnie M.

piątek, 24 czerwca 2011

Prawie wakacyjnie :)

Obudziły mnie ptaki. Otwartym oknem wchodziły do mojego snu ich ćwierkoty i świergolenia. Wstałam więc, kręcę się po domu, cieszę się zaokiennym słońcem, bo ostatnie dwa dni deszczowe były, smutne gołębiosiwym niebem...

Pożegnanie z moimi trzecioklasistami było niezwykłe. Kiedy wygłosiłam pierwsze zdanie swojego przemówienia, dziewczęta zaczęły szlochać, chłopcy byli uroczyście poważni. Długo się żegnaliśmy, ostatnie rozmowy, ostatnie wspólne zdjęcia, objęcia i uściski. Początki nasze nie były łatwe, obserwując ich w pierwszej klasie, myślałam, że nie uda mi się ich zintegrować, byli z różnych szkół, że będą w tych swoich grupkach, że chłopcy będą sobie, a dziewczęta sobie. A jednak udało się nam zżyć, polubić i być zgraną klasą. I żal, że właśnie teraz muszą odchodzić...

Nie przyjmuję od uczniów prezentów, z zasady, ale nie mogłam nie przyjąć w tym roku. Moi wychowankowie przygotowali dla mnie album ze swoimi i naszymi, klasowymi zdjęciami, obrazującymi nasze trzyletnie bycie razem. Wszystko to okrasili miłymi wpisami wspomnieniowymi. Obiecałam przynieść kiedyś ten album na spotkanie po latach :)

Jeszcze nie czuję, że są wakacje, zresztą następny tydzień będę jeszcze w pracy, ale jestem już spokojniejsza, napięcie opadło...

niedziela, 19 czerwca 2011

W paski :)

Wieczór się zaczął chyba przed chwilą. Szare dziś niebo nasyca się grafitem. Jeszcze nieśmiało, jakby z namysłem, ten grafit jest wąską wstążeczką w liliowej poświacie... 

Zadeszczony dzień. Świat się trochę zmienił po deszczu. Wypiękniał ożywionymi kolorami. Łąki kwitną makowo, rumiankowo, chabrowo i fioletowo, czarują secesją. Powietrze pachnie kwiatami, wilgocią i świeżością. Czerwcowa zieleń jest niezwykła... 

Spokojna ta niedziela. Łagodna jazzowymi snujami, płomykami świec, które rozjaśniają miodowym światłem zaokienną pochmurność...

Objadam się truskawkami ze śmietaną i obiecuję sobie dłużej pojeździć na rowerze :)

Niektóre książki pachną smutkiem i raczej nie mogą być lekturą w samotną niedzielę...

Nie oglądałam opolskiego koncertu poświęconego Ewie Demarczyk, byłam wtedy na szkoleniu. Kilka piosenek znalazłam na YouTube. I choć Demarczyk jest jedyna i niepowtarzalna, to "Tomaszów" w wykonaniu Kingi Preis dotykał serca i duszy...

wtorek, 14 czerwca 2011

Wieczornych ucieczek urok...

Wieczór spowity miękką poświatą księżyca, w złotym zapachu lip, ja w nastroju do ocalania nocy. Niebo w szafirowych woalkach nieba. Świat pachnie latem i wakacjami. Z tym oczekiwaniem na wakacyjną wolność tak łatwo kochać życie :)

Smak białego wina, słodycz truskawek, Diany Krall aksamitny głos...

Powietrze wchodzące uchylonymi balkonu drzwiami lekko dotyka przyjemnym chłodem. Dzisiejszy dzień pełen był słońc. Rozgrzane powietrze, rozgrzane chodniki. Męcząca suchość i kurz. Na polach makatka chabrów, maków i rumianków. 

Migawki z ostatnich dni: szkolenie przydatne i świetnie poprowadzone, ciekawi ludzie z całej Polski, urokliwy Łowicz, chwile z M. zbyt krótkie. Mało nas ostatnio dla siebie. Codzienność nam ucieka. I tłumaczę sobie, że jeszcze trochę...

Za oknem gwiazd rozmowy, szelesty tajemne w ciemnościach, żab koncert, coś lekkiego w powietrzu...

czwartek, 9 czerwca 2011

Inne światło, inne kolory...

Powietrze wciąż ciepłe, muska skórę, złoci ją nieśmiało. Cisza jasnego nieba zaróżowiona nieco. Otwarte okna. Oddycham lekkim wiatrem. Kwitnące lipy otumaniają zapachem. Po podłodze turlają się dźwięki. Znowu Turnau. "Historia pewnej podróży". Niezwykła podróż przez dźwięki i słowa...

Krajobraz za oknem w szmaragdowej poświacie. Po nocnym deszczu zieleń ożyła, nabrała soczystości, wypiękniała. Lżej dziś oddychać. A jakie zapachy cudne, odświeżone padaniem. Kolorom wrócił blask. Dzikie róże w idealnie dobranych fuksjowych płatkach, czerwone sukienki maków jak u Moneta, wyrazista niebieskość chabrów, purpura peonii...
 
Piję zaparzoną w kubku melisę. Cieszę oczy żółtymi irysami w wazonie. Serce mam rozgrzane myślami i tęsknotą za M. 

Maluję paznokcie kolorem "piasek pustyni". Zadowalam swoją próżność :) Także drewnianymi kolczykami. Tak ładnie się kołyszą :)

Otwarta walizka czeka na spakowanie. Jutro wyjeżdżam na weekendowe szkolenie. I cieszę się na nie. Potrzebuję innego nieba nad głową, innego zapachu powietrza, małej odmiany...

I cieszę się, że niedługo wakacje rozłożą skrzydła...

piątek, 3 czerwca 2011

Trzeba wieczór otulić uśmiechem...

Pomarańczowa kula słońca dotyka linii horyzontu, niebo jest kilimem barw. Jego krańce leciuteńko muśnięte różem, pastelowym szafirem, niebieskością jasną, ozłocone, opromienione. Wciąż światło sączy się przez powiewne firanki. Miękkie i łagodne światło...

Wieczór pachnie latem, ulotnym aromatem kwitnących dzikich róż i jaśminów, skoszoną po południu trawą...

Kupiłam dziś lody, bo "lody są dobre dla duszy" :)

W wazonie bukiet polnych kwiatów i finezyjnych traw. Cisza. Tak dobra po całym tygodniu pracy w gwarze. Żaby mi muzykują. A w oknie łagodność zieleni złączona z samotnością uliczek...

"Nielegalne związki" Plebanek rozczarowują...

Moja święta chwila wieczorna z filiżanką zielonej herbaty, w oczekiwaniu na niebo w odcieniu indygo, na kocie oczy gwiazd...

niedziela, 29 maja 2011

W innej perspektywie...

Deszcz od rana. Obudziło mnie stukanie w szyby i nie mogłam zasnąć ponownie. Niebo jest szarym kawałkiem płótna. Chmury przechadzają się w kałużach. W koronach drzew wiatr zostawia swoje niepokoje...

A mój świat pachnie kawą. Cicho sączą się jazzowe dźwięki. Przeglądam nowe "Zwierciadło", cieszę się swoim domem. Wczoraj pracowałam na festynie zorganizowanym przez stowarzyszenie, w którym działam. Sobota więc nie była domowa. Wieczorem czułam się zmęczona, najbardziej hałaśliwą muzyką...

Uliczki jeszcze skulone w półśnie niedzielnym. Statyczność krajobrazu burzą jedynie przecinki ptasich skrzydeł...

Nie lubię samotnych niedziel. Na dzisiejszą nie mam pomysłu. Z powodu pogody spacer do ogrodu nie będzie możliwy. Odmierzę czas herbatami i słowami czytanej książki. Przetrwam jakoś...

czwartek, 14 kwietnia 2011

I znowu zakwitły jabłonie :)

Trochę pochmurny dzień, drobny deszcz rosi ziemię bardzo już zieloną. Ta zieleń jest taka jasna, taka młoda, taka świeża. Gałązki owocowych drzew w koronkach białego i różowego kwiecia. I kwitną wczesne magnolie. Między ich miękkimi, kosmatymi liśćmi pięknie wyglądają koralowo-czerwone i waniliowo-białe wąskie, skupione płatki kwiatów. I moje ukochane żonkile żółcą się wśród szmaragdowej trawy. Kasztanowców drobne listki kołysze zielony dziś wiatr...

Przeżywałam egzamin swoich uczniów...

Te dni to także wizyta Kumy. Przyjechała do rodziców na tydzień tylko, tym bardziej się cieszę, że znalazła czas, żeby się ze mną spotkać. I były dobre rozmowy, zwierzenia, opowieści o życiu na emigracji, o tęsknocie. I były łzy i śmiech. Lubię, kiedy Kuma mówi, rozglądając się po moim domu, że tak lubi tu być. Pewnie znowu spotkamy się dopiero w wakacje...

Mieszkam ostatnio w piosenkach Turnaua. Po koncercie, który mnie oczarował i zaczarował, zakupiłam przez internet kilka jego płyt. Teraz jestem w Cafe Sułtan i wsłuchuję się w niezwykłe piosenki duetu Przybora- Wasowski. To chwile na uśmiech, na zamknięcie oczu i zamyślenia. Zachwycają mnie także cudowne solowe partie trąbki i saksofonu...

I myślę ciepło i serdecznie o Komidzie, życząc Jej spokoju i szybkiego zdrowienia :)

wtorek, 5 kwietnia 2011

W zieleni...

Mozaika pól zielono-czarnych, szafirowa linia horyzontu, powietrze pachnące wilgotną ziemią i goryczą dymów, przezroczyste niebo upajające się słońcem, aleja kasztanowców w jasnozielonych pąkach. Z każdym dniem przybywa kolorów, z każdym dniem więcej wiosny. Wplatam ją sobie we włosy, rozzieleniam tęczówki oczu kiełkującą trawą, myśli zostawiam w błękitach...

W kwietniu urzeka mnie ulotność, zmienność, przybywanie świata, łagodność zapachów i kolorów. Urzekają mnie z dnia na dzień zieleńsze liście, niezliczone odcienie zieleni, szaleństwa ptasich wirtuozów...

Popołudniową porą życie za oknem cichnie, uliczki milczą, jakiś bezruch w krajobrazie. A w moim domu muzyka się snuje i zielony zapach bambusowej świeczki. Czas na bezczynność, na aromat herbaty, na słowa. Zaczęłam czytać "Cień wiatru" Zafona. Jeszcze nie wiem, czy mi się podoba...

czwartek, 31 marca 2011

Takie chwile...

Szafirowe niebo podszyte deszczem. Dymami z ogrodów gorzko smakuje wiatr. Gdzieś w oddali ptasie unisono żałosne i tęskne...

Oswajam nowy czas zegarów. Z trudem budzę się rano.
Zbieram się zbyt długo między łazienką, kuchnią i szafą. Ziewając,
tuszuję rzęsy. Wychodzę z domu i śniadanie do pracy zostawiam na
kuchennym stole...

Czwartek już. Tak szybko opadają dni. To były dni pod znakiem różnych wiadomości, tych dobrych i tych smutnych. Mój tato ma wreszcie emeryturę. Ktoś mi bliski przeżywa teraz bardzo, bardzo trudne chwile. Całym sercem wierzę, że wszystko będzie dobrze...

Uchylone okno, złocista żółć płatków prymulki, jasnozielony odcień traw, kilka chwil tylko dla mnie. Oddycham kolorami, głęboko, leniwie. Teraz czas herbaty, dobrodziejstwo ciszy i smaku gorzkiej czekolady. Owijam się w spokój jak w szal w bardzo zielonym kolorze. Niedługo zmierzch spłynie na ziemię grafitowym cieniem...

Przytulam wieczór do policzka...

środa, 9 marca 2011

Szarość płowieje...

Poranny świat nieśmiało uwodził obietnicą wiosny. Wdzięczył
się perlistym ptasim muzykowaniem. Powietrze rozjaśniał światłem i
złocił pyłkiem leszczyny. Pachniał wstążeczką cierpkich aromatów. Rozkwitał błękitami nieba i zielenie rozsnuwał
delikatne...

Po pracy wracałam do siebie ścieżką dłuższą o zamyślenie...

A teraz jakoś sennie. Niebo z przebłyskami drobinek błękitu i precyzyjna kaligrafia drzew. Bardzo statyczny widok za oknem. Chmury rozmawiają z niemym wiatrem. Drobny deszcz wilgotnym dotykiem wygładza pejzaż. Deszcz oczyszcza, to może być jakimś pocieszeniem...

W klepsydrze dnia powoli przesypują się ziarenka chwil. Popołudnie przegląda się w kubku z czerwoną herbatą. Zapętlam się w srebrny od tęsknoty głos Niny Simone. A może ta tęsknota tylko w mojej głowie? Milczę zapachem herbaty...

Chwile utkane spokojem i oczekiwaniem na telefon M. Fioletowa niebieskość hiacyntowych płatków. Batonik z płatków owsianych z żurawiną, mój ulubiony. Między światłem a cieniem czas biorę w ramiona, niech przybierze lekki odcień zieloności...

sobota, 5 marca 2011

Tak sobie...

Szaro. Deszczowo. Jesiennie. Zimny wiatr i bezsłoneczność. Dekadenckie nastroje w powietrzu. Tak mało barw w pejzażu. Świat nie zachwyca...

Pogubiłam gdzieś dni w oczekiwaniu na wiosnę. Chandryczyłam się z chandrą. I to był czas wieczorów z książką pod wiklinowym światłem, czas odliczany słowami i zieloną herbatą "cytryna i melisa". I wydawało mi się, że nie umiem napisać nawet najkrótszego zdania, dlatego nie było mnie tu, w tym moim miejscu...

Sobota jest domowa i leniwa. Snuję się wraz z dźwiękami radiowego grania.
Rozmrażam truskawki. Wypełniam ich zapachem cały dom. Pachną i smakują latem. To tworzy dobrą energię. Moja kuchnia zaczyna żyć założoną na parapecie uprawą szczypiorku...

Na wieczór kupiłam płytę z filmem "Śniadanie u Tiffany'ego". Jestem dziś w nastroju do przypomnienia sobie opowieści o szalonej, ekscentrycznej, zjawiskowo pięknej Holly...

Tęsknię za słońcem w oknie, za apaszki lekkością, za zielonymi pantoflami na obcasach, za świetlistym niebem, za wiosną w oczach...

A za oknem drobniutki śnieg pada...

wtorek, 15 lutego 2011

Słuchając czasu...

Słońce zalewa mroźnym światłem mój dom. Niebo jest pastelowo błękitne, na krańcach muśnięte ledwo widocznym fiołkowym fioletem. I zarys księżyca już widać, mały kawałek brakuje mu do kuli...

Na wczorajszym spacerze w ogrodzie dostrzegłam ślady wiosny. Zakwitły oczary, rannik zimowy żółtymi punkcikami pączuszków zdobi coraz zieleńszą trawę, puszyste kotki wierzbowe wystawiają się do słońca, a przebiśniegi dzwoneczkami bieli konkurują ze śnieżycami. Ptasie głosy jakieś radośniejsze, z odrobiną wiosennej finezji...

Na kuchennym parapecie ładnie żółcą się żonkile. Energetyzują i nastrajają pozytywnie do tego, co w powietrzu. Bo choć słonecznie, to zimno, mróz skuł ziemię. Wiatr wreszcie się uspokoił, bo targał nocami myśli, nie pozwalając spać...

Filiżanka paruje herbatą. Znowu wróciłam do dziwnego, trudnego do zdefiniowania smaku herbaty czerwonej. Na nowo się przyzwyczajam. Teraz światło słoneczne nasącza się złotym pomarańczem, łagodzi kontury rzeczy, wygładza domową ciszę. Za chwilę będzie w pełni kolorystycznego przepychu...

Sama ze sobą jestem. M. przyjedzie dopiero w przyszłym tygodniu. Spotykamy się telefonicznie, mailowo, to trochę łagodzi tęsknotę i niedosyt obecności....

Przygotowuję się do wyjazdu do brata. Pakuję prezenty dla mojego bratanka, kupuję prasę dla bratowej, jakieś drobiazgi, słodycze. Trochę obawiam się podróży, "bujania" na promie, ale raduję się bardzo na spotkanie...

Wsłuchuję się w powolne mijanie czasu. Staram się codziennie spacerować, smakować powietrze, oczy cieszyć coraz wyraźniejszą zielenią. Ograniczam oglądanie telewizji. Czytam. "Orlando" Woolf składa się z misternie nakreślonych miniaturowych obrazków, nad którymi trzeba uważnie się pochylać, by nie zgubić słów...

środa, 9 lutego 2011

Niech wieje dobry wiatr...

Domowy czas wydłużam zapachem kawy, snującymi się dźwiękami, niespiesznością związaną z tym, że później zaczynam dziś lekcje...

Chcę wierzyć, że wiosna jest blisko. Wydaje mi się, że słyszę, jak trawa rośnie. Dostrzegam tuż przy ziemi drobnieńkie listki roślin, delikatne, ale już soczyście zielone. I powietrze jest jaśniejsze, więcej w nim światła, przejrzystości, inaczej dotyka. Wiatr ostatnio hałasował, siłował się ze światem, ale od wczoraj jego podmuchy lżejsze są, cieplejsze, z tą charakterystyczną wonią wilgotnej ziemi. Tylko patrzeć, a przestrzeń stanie się naręczem przebiśniegów, krokusów, zawilców i śnieżyc...

Dziś śniłam o drzewach zieleniejących poematem listków, o kwiatach barwnych i o sobie w sukni zwiewnej...

Zanurzam się w czytaniu. Popołudniami, wieczorami, nocą....

W blogu Remigiusza Grzeli powstaje "Kanon na nowy blog", w którym znane, bardziej lub mniej, osoby opowiadają o swoich pięciu najważniejszych książkach. Gdyby mnie zapytano, chyba nie umiałabym odpowiedzieć. Chyba trudno byłoby mi wskazać spośród wielu ważnych pięć najważniejszych. Ponadto zmieniały się te najważniejsze z ważnych, bo przecież i ja się zmieniałam. A Wam łatwo byłoby wymienić swoje najważniejsze książki? Czy będzie nietaktem, jeśli poproszę o zapisanie ich tytułów?

Dobrego dnia życzę i udaję się powolnym krokiem w stronę swej szkoły :)))

środa, 26 stycznia 2011

A świat taki jesienny...

Jesiennie za oknem. Szare niebo podszyte jest deszczem. Nieśmiała mgła rozmazuje pejzaż melancholią. I ta szarość. Smętnie jest, ponuro, bezbarwnie. Szare dymy wplątują się w smoliste gałęzie drzew. Jest w tym dużo smutku, nie ulegam mu jednak...

Poranek mija niespiesznie. Dłużej poleżałam pod kołdrą. Porozmawiałam z M. Staranniej przygotowałam śniadanie. Staranniej malowałam oczy. A teraz aromat kawy się snuje, a na obrzeżach filiżanki przysiadają dźwięki z radiowego muzykowania. Radośnie mi jest i spokojnie. Nastrajam się tymi chwilami...

Od wczoraj ładniej mi w lustrze, bo odświeżyłam kolor swoich włosów, przywróciłam im blask. Ten odcień rudości idealnie pasuje do mojej nowej zielonej sukienki z dzianiny. Lubię zielony kolor, prawie tak bardzo jak czarny. Jedna z moich koleżanek powiedziała mi kiedyś, że w pewnym wieku z czarnego się wyrasta. Może. Wciąż lubię siebie w czerni...

Znowu mniej czytam. Znowu za szybko układam się spać. Czas to zmienić, przestawić się, zacząć ocalać noce...

sobota, 22 stycznia 2011

Nieco matowo...

Ostatnie dni z tych, które należałoby wymazać z kalendarza. Pośpiech, bycie jak w kołowrotku, różne "trzeba". Lubię uczyć, nie znoszę tworzyć dokumentacji, niesamowitej ilości papierków, zestawień i zestawień zestawień. W różnych wersjach: w dzienniku, w tabelkach, w wersji elektronicznej, w formie sprawozdania. Zrobiłam prawie wszystko, zostały mi jeszcze uzasadnienia ocen. Ale to po weekendzie, potrzebuję odetchnąć...

Czasem nie potrafię się zdystansować do tego, co mówi jedna z Pań Ważnych. Nie umiem też tych złych emocji zostawić przed drzwiami swojego domu. Trochę trwa moje wracanie do równowagi między bólami głowy i źle przesypianymi nocami. Tak, nie umiem się nie przejmować...

Dziś taki ładny dzień. Niebo w błękitach, z kilkoma smugami w cytrynowym kolorze, spokojne i świetliste. Piję kawę, dosładzam się batonikiem z płatkami owsianymi i żurawiną. Kartkuję nowe "Zwierciadło". Spędzę z nim popołudnie...

Lubię soboty i swoje sobotnie rytuały. Opiekuję się swoim mieszkaniem i sobą. Potrzebuję, by radość wróciła. Potrzebuję poczuć się ładnie. Potrzebuję sporej ilości uczuć i ciepła. I chyba potrzebuję już wiosny...

piątek, 14 stycznia 2011

Taka chwilka...

Padało chyba całą noc. Wiem, bo nie mogłam spać. Wsłuchiwałam się w perkusję deszczowego padania. Wciąż pada. Drobne, srebrzystoniebieskie krople nieregularnym wzorem układają się na szybach. Niebo przybrało odcień chłodnej stali. Powietrze pachnie mokrą ziemią. Zaokienne uliczki skulone w dziwnym półśnie...

A piątek się do mnie uśmiecha. Dziś rozkwitnę kasztanowymi spojrzeniami M. Wieczorem powitam go na peronie. I będziemy czas dzielić na tysiące zwykłych i niezwykłych chwil...

I tylko na chwilkę tu zajrzałam. Zrobiłam sobie przerwę na kawę. Ładzę swój dom, tańczę przy patelni, wysyłam uśmiechnięte latawce do będącego w pociągu M. Lirycznieję sobie Vivaldim, robię miny do lustra i zatracam się w oczekiwaniu...

piątek, 7 stycznia 2011

Z deszczem w oczach...

Deszcz od rana muzykuje. Śnieg spływa szarymi potoczkami. Kiedy szłam po sprawunki, ubolewałam, że nie mam kaloszy. Zamierzałam je kupić, tylko nie umiałam zdecydować, w jakim mają być kolorze, we wzory czy nie. Jakby to miało jakieś znaczenie :)

W powietrzu przytłaczająca szarość. Może to tylko moje subiektywne odczucie, bo i w duszy jakoś mi szaro i smętnie. Ostatnie dni przyniosły niepokojące wiadomości dotyczące stanu zdrowia bliskich mi osób. Martwię się. Staram się pokrzepiać słowami, uspokoić.
Choć sama popłakuję, nie pozwalam na użalanie się. Namawiam do działania, do jak najszybszego szukania pomocy u specjalisty. Czasem to może odbierane jest nie tak, ale myślę, że tak właśnie trzeba...

Piątek mam wolny. Domowo mija mi czas. W filiżance zieleń listków herbaty. W głośnikach Davis, Stańko i Sting...

I tak zwyczajnie po ludzku robi mi się smutno na wieść o śmierci Krzysztofa Kolbergera. Pewnie nie tylko ja pamiętam "Strofy dla Ciebie" w "Lecie z radiem", pewnie nie tylko dla mnie była to wyczekiwana chwila, ubarwiająca wakacyjny czas. Chyba to wtedy pierwszy raz usłyszałam Leśmiana, Tuwima, Pawlikowską-Jasnorzewską, Tetmajera, wtedy pokochałam poezję i ten ciepły głos. A potem fascynowały mnie Jego role. Więc żal, bo za szybko, bo odszedł człowiek i aktor niezwykły...

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Wczorajsze dziesięć minut...

Dzień utkany z jakiejś wewnętrznej pogody. Poniedziałki oswajam późniejszą godziną rozpoczęcia pracy. Celebrowałam więc poranną niespieszność. Z większą starannością formowałam nieład swoich włosów, ładniej umalowałam oczy, każdą rzęsę staranniej uczerniłam. Smakowałam kawę, a na brzegach filiżanki przysiadały jazzowe snuje...

Wczoraj odwiedził mnie brat ze swoimi. Pojechaliśmy do mamy na cmentarz. Bardzo tego potrzebowałam. Mój mały bratanek wie, czyj grób odwiedzamy. Wzruszam się, kiedy mówi: "Babcia patrzy na mnie z nieba, pomacham jej". Piękne, dziecięce rozumienie wieczności :)

Ciepłe popołudnie. Ciepłe od myśli, blasku choinkowych lampek, zapachu jaśminowej herbaty. Taki miękki czas. Z głośników płyną zimowe piosenki Stinga. Amarantowe kwiatki grudniaczka ożywiają prostokąt okna. Wciąż świątecznie u mnie. Wciąż świąteczne drobiazgi tworzą urodę mojej przestrzeni. Najbardziej lubię wianek z szyszek, zimowe domki, rozświetlone płomykami świec i szydełkowe anioły, które czułymi skrzydłami otaczają mój dom...

Za oknem mgiełka szadzi na gałęziach. Drzewa takie
odświętne, spokojne. Patrzę na nie z zachwytem, ich spokój udziela się i
mnie. Słońce zaczyna zachodzić na czerwono, niebo traci głowę,
rozpływając się w barwach. Na ich tle widok ptasich kluczy budzi tęsknotę...