niedziela, 21 czerwca 2020

Przedwakacyjnie...

Pierwszy dzień lata zadeszczony i szary. Szare jest niebo, krople deszczu i wróble skulone na barierce balkonu też są szare i niemrawe. A kilka dni temu świat pachniał szaleńczo jaśminem i kwitnącymi lipami. Ach, jak te lipy tumaniły. Akurat byłam w Szczecinie, wypadły mi badania kontrolne i samo centrum miasta tak cudnie pachniało tymi lipami, a ja zapragnęłam nagle wakacji i tego, żeby znaleźć się w jakimś sielsko-anielskim miejscu, w jakiejś głuszy, w drewnianym domku i z tym wakacyjnym zapachem lip...

Tymczasem zbliża się koniec roku szkolnego. Już przygotowałam świadectwa i arkusze. Niestety od jakiegoś czasu jestem zmuszona do wersji drukowanej. A tak lubiłam wypisywanie świadectw piórem, jeszcze po mamie. I otoczkę, którą sobie tworzyłam: w tle snujący się jazz, winko i im więcej winka, tym mniej strachu mi towarzyszyło, że się pomylę :)

Ze spacerów przynoszę bukiety z chabrów, maków, rumianków, traw i ziół. Niby zwyczajne, niby skromne, a najpiękniejsze. I cieszę oczy piwoniami w różowych arystokratycznych sukienkach. I truskawkami się objadam...

Wciąż namiętnie czytam kryminały, ostatnio "Odmęt" Łukawskiego z ciekawą zagadką kryminalną, tajemnicami, zawiłym śledztwem, chęcińską legendą w tle i topografią Chęcin. Świetnie autor nakreślił atmosferę małego miasteczka, powoli toczące się życie, taki światek z tajemnicami. Polubiłam bohaterów, a finał zaskoczył mnie niesamowicie...

Nie uczestniczę w zbiorowej histerii z "Trójką" w tle, ale radia tego słucham nadal...

I nie chcę się zadręczać prognozami, że od września nie wrócimy do szkół. Pomyślę o tym jutro :) Bardzo, bardzo chcę już wrócić do normalnego rytmu pracy...

piątek, 5 czerwca 2020

Takie sobie myśli...

Pada. Taki drobny deszcz pada, równo, tak ładnie. Myślę, że rośliny są wniebowzięte, te moje balkonowe też...

Maj nas nie rozpieszczał, może czerwiec będzie łaskawszy. Ten jaśminowy, akacjowy, zdobny w piwonie, malwy, goździki, irysy, łubiny, w makatkach maków, chabrów, dzwonków, krwawników i rumianków. Ten w lnianych sukienkach, białych spodniach, sandałkach. Ten smakujący truskawkami, lodami, malinami, pomidorami, szparagami, fasolką, czereśniami, młodymi ogórkami i cała resztą młodych warzyw i owoców...

I tak jak Aspazja pisała u siebie, odliczam. Odliczam czas do wakacji. Jestem zmęczona. Może nie samymi lekcjami, może nawet nie pracą, ale atmosferą wokół tego całego zdalnego nauczania, pomówieniami, wytykaniem, że nauczyciele nic nie robią, że to rodzice powinni wystawić oceny i odebrać pensje. Może gdzieś są tacy nauczyciele, którzy niewiele robią, ale wrzucanie wszystkich do jednego worka jest krzywdzące i po prostu boli. Nigdy moja praca nie kończyła się wraz z wyjściem ze szkoły. Podczas zdalnego nauczania nie tylko odbywałam lekcje. Przygotowałam dzieci do konkursu ortograficznego on-line, współtworzyłam program artystyczny z okazji świąt majowych, Dnia Matki, były próby on-line, a potem montowanie nagranych filmików, przeprowadziłam kilka projektów związanych z moim przedmiotem, a wszystko to wiązało się z licznymi rozmowami przez telefon, odpowiadaniem na pytania, inspirowaniem. I był teatr on-line, i Talentynki, i... Po co to piszę? Sama nie wiem, może ku pamięci, na kiedyś...

Na ostatniej lekcji wychowawczej przygotowywaliśmy plakaty na temat: "Gdyby nie koronawirus, nie wydarzyłoby się w moim życiu to..." Szukać należało pozytywów. A w moim życiu? Na pewno rozwinęłam swoje kompetencje z zakresu TIK, sama, metodą prób i błędów, a także szukając szkoleń w Internecie. Okazało się też, że potrafię jeszcze bardziej wykorzystać swoją pomysłowość i kreatywność do przygotowania lekcji. To był też dobry czas na czytanie książek i oglądanie seriali, ale to robiłam i bez pandemii. Nie musiałam uczyć się cieszenia się drobnymi rzeczami, bo potrafię to czynić. Nie musiałam zwalniać, bo żyję na wsi, a tu życie płynie zupełnie inaczej niż w mieście, nie uczyłam się też dostrzegać piękna świata, bo zauważam to piękno i cieszę się nim niezmiennie niemal od zawsze...

Piątek. I raduję się nim od samego rana, i deszczem, i smakiem kawy, ciastem z truskawkami, zakupionymi nowościami na woblinku, przeczuciem soboty :)