niedziela, 10 czerwca 2012

Aksjomaty...

Cisza, spokój, jasnobłękitne niebo z owieczkami chmurek. Bezmuzycznie, tylko ptasie unisono gdzieś w oddali...


Weekendową wolność celebrowałam z M. Mnożyliśmy dobre chwile. Teraz M. wraca do siebie, a ja uśmiecham się obrazami, okruchami chwil, słowami, emocjami z tego wspólnego, szczęśliwego czasu, który jak zwykle minął za szybko. I wciąż jestem gdzieś między czwartkowym oczekiwaniem na przyjazd M. i dzisiejszym pożegnaniem na peronie...


Naprzeciw siebie ja i niedziela. Pomiędzy nami czas w optymistycznych falbankach myśli...


A teraz westchnienie filiżanki unosi się w powietrzu w aromat herbaty. Popołudnie przytulam do policzka...


Okno przypomina zieloną fotografię. Lato na swych zielonych nogach drobnymi krokami zmierza w moje strony. Nadchodzi czas czerwcowych błogosławieństw kolorami, zapachami i światłem...


Przez uchylone drzwi balkonu wchodzi lekko ciepłe powietrze. Pozwala tęsknić za wczorajszą różowością przedwieczorną, za teatrem zachodzącego słońca, kiedy to miriadami sekund niebo nabierało nowych znaczeń przypudrowanego różu, płomiennej fuksji, cygańskiej czerwieni i złota. A potem grafitowy szal opatulił świat, który milczał zachwytem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz