poniedziałek, 22 października 2012

Chwilki, mgiełki i drobiazgi...

Długa podróż pociągiem, uciekające w oknie obrazy, prześwietlony słońcem las, feeria barw. Ciepły dzień, złota polska jesień i nitki babiego lata fruwające w powietrzu. A potem odchodziło słońce, las w złotych szkarłatach wyglądał, jakby płonął, niebo było mozaiką granatu i amarantu. I księżyc jak cząstka mandarynki. Jedna ze współpasażerek powiedziała o nim, nie wiedzieć czemu, że wygląda jak Drakula :)


Sobota wypełniona pośpiechem i gwarem miasta. Po ciszy i spokoju mojej wsi ten tłum, rozmach, szum jest znośną odmianą. Buszowałam po sklepach w celu zakupienia kurtki i udało mi się kupić taką, jaką sobie wymarzyłam...


A potem M. zaprosił mnie na spacer. I choć tłoczno było, było pięknie. Drzewa złociły się w słońcu, wiewiórki figlowały, pachniało jesienią. Szuraliśmy liśćmi, snując się alejkami...


Wieczorne chwile były domowe. Filiżanki parowały czarną herbatą z porzeczką i kardamonem, płomyki świec dodawały głębi kolorom wina i było szczęśliwe, czule i dobrze. Potrzebowałam bardzo tego czasu u M.


Dziś ciepło mi w środku...


A dzień mglisty, w szarym kolorze. Barwy liści naznaczone melancholią października. Świeczki palę, piję herbatę o smaku prażonych migdałów. Ma słodkawy smak i leciuteńką goryczkę w sobie. Po poniedziałku w pracy cisza jest muzyką :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz