niedziela, 29 stycznia 2023

Gubiąc czas...

Styczeń przemknął jakby galopem. Czas przeciekał przez palce, może nie monotonnie, ale w znanym rytmie. I przecież lubię ten rytm, tę powtarzalność, dzięki której odczuwam spokój. Ostatnie dwa tygodnie w szkolnym kołowrotku, bo kończyło się półrocze, więc uczniowie się obudzili, by pisać poprawy, a także poprawy popraw. Byli tacy, którzy jedynki plus poprawiali na jedynki...

Styczniowe niebo jakże często przypominało szary sweter, niby nijaki, niby nudny, a jednak w tylu odcieniach i miękki jak to sweter. Akceptuję tę szarość, jeszcze nie wypatruję wiosny, może tylko odrobiny słońca mi trzeba. Staram się nie czekać, bo mam takie poczucie, że przez to czekanie szybciej czas mija...

Niedziela mija domowo, w aromatach kaw z odrobiną cynamonu, w smakach zimowych herbat, jeszcze tych z nutą świąteczną. Zamiast tulipanów w wazonie, za którymi tęsknię, mam wciąż pięknie zachowane gwiazdy betlejemskie. W niedzielę otulam się ciszą, od jakiegoś czasu zastępuje mi muzykę. Może kiedy dni staną się dłuższe,zatęsknię za koncertami tylko dla mnie. Dziś słucham wiatru, miarowego tykania zegara i rozświetlam chwile płomykami świec. Obejrzałam ostatnie odcinki mini-serialu "Kobiety na wojnie", czytam "Rudą Kejlę" Singera. To opowieść, która przenosi czytelnika do żydowskiej części Warszawy, a potem na ulice Nowego Jorku. I to zestawienie dwóch miast, rozterki bohaterów wywodzących się z szemranego środowiska, ich marzenia i tęsknota za przeszłością, za szczęściem to esencja tej powieści, mocnej powieści...

A w ferie wybieramy się z M. do mojego brata. Już zrobiłam rezerwację, wybrałam miejsca w samolocie. I w tych ciągle przykrótkich dniach, z niedosytem światła, jest to powód do radości, bo spotkam się z Bliskimi, nacieszę się czasem z nimi...