czwartek, 1 grudnia 2022

 "Tymczasem przyszedł grudzień. Kocham grudniowe poranki, pierwsze przymrozki, żałosne drzewa bez liści. Każdy miesiąc cieszy mnie z innych przyczyn, ale tylko grudzień - wzrusza."


Krystyna Siesicka, "Zapałka na zakręcie"

I przyszedł czas, by przypomnieć sobie bestseller każdej nastolatki z czasów, kiedy byłam nastolatką. 

A na zdjęciu widok z okna mojej pracy.


niedziela, 13 listopada 2022

Oswajanie listopada...

Zgubiłam gdzieś październik, ale tylko tu, w blogowym świecie. Tegoroczny październik był niezwykły, chwilami miałam poczucie, że lato fruwa w powietrzu. Było słonecznie, barwnie, a ja zachwycałam się wszystkimi odcieniami rudości, złocistych żółci, pomarańczu, czerwieni wpadającej w purpurę. Chodziłam na długie spacery, szurałam liśćmi, wypatrywałam w niebie ptasich kluczy i uskrzydlona aurą wtulałam się w ten październik, by mieć jego wspomnienie na listopad...

I oto już jest ta listopadowa jesień, w batikach mgieł, w deszczowych piosenkach, w coraz częstszych szarościach. Coraz szybciej, pięknymi zachodami słońca, przychodzą wieczory i świat za oknem staje się atramentową plamą czerni, bo w ramach oszczędzania palą się tylko latarnie przy głównej ulicy. A mnie jest dobrze w łupince mojego domu, który rozświetlam płomykami świec, ogrzewam aromatami kaw i herbat. Kiedy tylko mogę, kiedy nie jestem zajęta sprawdzaniem prac i sprawdzianów, układaniem testów i kartkówek, tworzeniem kart pracy, czytam. Po "Martwym sadzie" Gorzki nie zarejestrowałam, że powstały kolejne tomy z komisarzem Marcinem Zakrzewskim, a kiedy to odkryłam, nadrobiłam zaległości. A ostatnio trzeci tom sagi wołyńskiej Jax i "Świat na nowo" Wysoczańskiej, obie te książki oczarowują od pierwszych stron...

Dziś za oknem kaligrafia drzew w alejach, kasztanowce zgubiły swe liście, ale jeszcze w pejzażu zaznaczają się czerwienie, bursztynowe odcienie żółci i miedziane rudości. Świat nęci marketingowo dekoracjami świątecznymi. I choć lubię Boże Narodzenie bardzo, to uważam, że jeszcze nie czas na nie. Wszak przed nami piękny czas oczekiwania, czas adwentu. Lubię ten czas, czas nastrajania się, tworzenia nastroju...

Od kilku lat nie udzielam korepetycji. Nie jestem cudotwórcą, nie mam takiej mocy, żeby komuś włożyć do głowy to, czego musi się nauczyć. Rodzice chcą zapłacić i mieć spokój, ale to tak nie działa. Jak udzielać korepetycji uczniowi, który nie czyta nawet lektur, któremu się nie chce uczestniczyć w zajęciach, "bo to mama chciała, on- uczeń- nie" i po co mu język polski, skoro on i tak stąd wyjedzie? Czytam w wielu miejscach, że rodzice nie lubią szkoły. Coraz częściej myślę, że przestaję lubić rodziców, tych roszczeniowych, tych, którzy wrzucają nauczycieli do jednego worka, tych, którzy piszą w Librusie: "Niech pani zrobi coś, żeby moje dziecko miało piątkę z polaka", tych, którzy po informacji, że nie udzielam korepetycji, komentują: "A przecież nauczyciele tak mało zarabiają". Zarabiam wystarczająco, a uczniowi, który potrzebuje pomocy z mojego przedmiotu, jest zainteresowany tą pomocą, udzielam i udzielę korepetycji za darmo, wystarczy mi jego dziękuję i wiadomość wysłana z telefonu o tym, że coś zaliczył, poprawił, zdał...

Trochę sobie ulżyłam...ufff


niedziela, 25 września 2022

Ten czas...

Słońce zaszło za sierpień, ostatnie dni są chłodne, chmurne i bez blasku. Jesień się rozgościła, ale tak jakoś bez wdzięku, bez babiego lata, słonecznych migotów i złocistości, która rozmarza...

Jesień witałam długim spacerem, a od wczoraj zmagam się z nieromantycznym przeziębieniem i jestem domowa, pod kocem. Łykam pastylki, piję herbatę z sokiem z czarnego bzu i syrop  mniszka w kolorze słońca...

Coraz więcej szarości dziś w oknie, jakby za chwilę miało się rozpadać. Otulam się miodowym blaskiem świec w tej chmurnej pogodzie, czytam bardzo jesienną książkę Natalii Brożek "Nie chcę być tobą". Opowieść toczy się w szkockim pejzażu, otula ją mgła, ciepło kominka i grzanego wina. I czyta się ją z przyjemnością, szczególnie kiedy walczy się z przeziębieniem...

Tęsknię za złocistą jesienią, za cętkami słońca w zmieniających kolory koronach drzew. I to jest ten czas, kiedy najlepiej w dziupli domu, w półcieniach płomyków świec, w aromatach jesiennych kaw i herbat,  w jesiennych dźwiękach muzyki z płyt, w słowach czytanych książek, które jesienią opatulają ciepłem jak kocyki...


środa, 31 sierpnia 2022

Obok czasu...

Ostatni dzień wakacji. Wprawdzie w ostatnich dniach chodziłam już do pracy, ale nie było dzieci, były za to różne papierkowe sprawy do zrobienia. Zrobiłam też gazetki w klasie, przygotowałam pierwsze lekcje...i jutro już się zacznie. Nie ukrywam, że trudno mi wracać, że będę musiała przez kilka dni przyzwyczajać się do tego znanego mi przecież rytmu. Czas się zebrać do obowiązków...

Ostatni dzień wakacji. Słońce. Piękne niebo w owieczkach obłoków. Jazzowe dźwięki, ale takie jakieś pogodne, wakacyjne. Zapach kawy. Nawłoć w wazonie złoci chwile i przypomina, że jesień już za rogiem. Kasztanowcom zrudziały grzywy, poranki już w batikach mgiełek i w perełkach rosy. To takie subtelne detale zapowiadające Jesień, którą tak lubię...

Właśnie kurier dostarczył przesyłkę, a w niej "Szklane ptaki" Katarzyny Zyskowskiej. Podtytuł brzmi: Opowieść o miłościach Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Mam nadzieję, że podzielę "achy" i "ochy" recenzentów blogowych na temat tej książki...

Sierpniowa ballada cichnie. A ja jeszcze dziś obok czasu jestem...

piątek, 19 sierpnia 2022

Sierpniowe drobiazgi...

Koniec wakacji blisko, od poniedziałku wracam do pracy. Będę tęskniła za spokojem, za zasypianiem bez analizowania tego, co w pracy, za niespiesznymi porankami i wieczorami długimi. Dobry to był czas, dobry dla głowy i duszy. Wracam zrelaksowana, jeszcze spokojna, ale bez tego dawnego zapału...

Ostatnie upalne dni były nie do zniesienia, spędzałam je głownie w domu, dopiero wieczorami wynurzałam się na spacer i dane mi było oglądać niezwykłe zachody słońca, a wędrówki ścieżkami wśród pól i łąk pozwalały towarzyszyć słońcu do linii horyzontu. Wczorajsza burza i deszcz przyniosły orzeźwienie i lekki chłód. Dziś poranek jest w szarej sukience i w perełkach deszczu...

Oprócz naszej wakacyjnej wyprawy, dobrych spotkań z rodziną zapamiętam z tych wakacji dużo chwil. Jak je zatrzymać słowami? Bukiety polnych kwiatów przynoszonych ze spacerów, poranki przy kawie na balkonie, cekiny gwiazd na wieczornym niebie, świerszczowe koncerty, błękity nieba i flota obłoków, rowerowe przejażdżki po okolicy, hortensje w wioskowym ogrodzie, gladiole w niespotykanych odcieniach kupowane do wazonu, lekkość błękitnej sukienki, brzęczenie bransoletek, czytanie długo w noc, muzyka, w której słychać było szum morza, przesypujący się między dłońmi piasek i smuteczek końca lata. Dobre chwile...

A teraz zapach kawy, wakacyjny aromat świeczki i słowa. Do przeczytania książki Jolanty Kosowskiej skusiła mnie okładka, potem to, że to opowieść z Lizboną w tle. I to miasto tu jest, nie takie jak w folderach, ale prawdziwsze, z twarzą Alfamy. A wśród jej krętych uliczek, wschodów i zachodów słońca, nastroju małej knajpki, między dźwiękami fado splatają się losy bohaterów ze zranionymi duszami...

I choć kocham jesień, to jeszcze na nią nie czekam, ale ona chyba już troszkę jest, w kroplach rosy o poranku, w mgiełkach leciutkich, w koralach jarzębin, w ścierniskach pól, w połaciach wrzosów i w tym nieśmiałym smuteczku... 

Sierpniu, trwaj jeszcze! Trwaj jak najdłużej!


piątek, 12 sierpnia 2022

Powoli i powolutku...

Sierpniowe dni mijają jeszcze szybciej niż te lipcowe. Wciąż są piękne, złote od słońca, upalne, niestety bez deszczu, bogate i obfite w smaki, aromaty i kolory. Mirabelki już są, pojawiają się pierwsze śliwki i kolby kukurydzy nadają się do gotowania. Nareszcie mogę się cieszyć swoimi pelargoniami na balkonie, bo jakoś marnie rosły, nie tak jak w zeszłym roku...

W sierpniowy brewiarz wplatam smutek pożegnania z moimi, wrócili już do siebie, niedługo bratanek kończy wakacje, w Szwecji rok szkolny ma inne ramy czasowe. Ale wplatam też radość spotkania z moją Kumą, która przyjechała do rodziców i udało nam się pięknie spotkać, pogadać długo w noc, wyskoczyć na kawkę i zakupy...

Opustoszały już sierpniowe pola, rżyska w złotej godzinie wyglądają jak wykute ze złota, młode bociany latają już z gracją, a żurawie smukłe i dostojne, na swych długich nogach przemierzają ścierniska. I odczuwam już ten sierpniowy spleen końca lata, z nieśmiałymi mgłami znad łąk, z lawendowym niebem pod wieczór, rumianą jarzębiną i szeleszczącymi o zmierzchu świerszczami. I pozwalam, by dziś ten smuteczek pukał do moich drzwi, smuteczek w wyśpiewywanym przez Lucilię Carmo fado...

Nie, nie czekam już na jesień. Jeszcze się cieszę wakacjami, jeszcze czeka mnie ostatni wakacyjny wyjazd, jeszcze czytam bezkarnie, bez wyrzutów sumienia, że zaniedbuję sprawdzanie prac, jeszcze się stroję w błękitną sukienkę i pozwalam jej tańczyć wokół moich kostek. Jeszcze życie się toczy powoli, powolutku od świetlistych świtów po noce w złotej sukience gwiazd. Gwiazd w sierpniu najpiękniejszych...

czwartek, 28 lipca 2022

A z latem mi dobrze...

Jakże trudno mi uwierzyć, że lipiec zbliża się ku końcowi. Za szybko. Ostatnie dni to złote poranki i wieczory, płomienne spektakle na niebie, baranki obłoków, które pod wieczór pięknie różowe. Przynoszę ze spacerów bukiety złocistego wrotyczu, pachnącego krwawnika i rumianku, a w wioskowym sklepie kupuję gladiole moje ulubione. Piszą o nich, że to kwiaty schyłku lata. A na przyblokowych drzewach jesiennie rumieni się jarzębina, ale przecież lato trwa, dojrzałe, bogate w smaki, aromaty, kolory...

Wstaję wcześnie, cieszę się rześkością powietrza, piję kawę na balkonie i wsłuchuję się w ptasie koncerty i w wioskową ciszę, która o poranku jeszcze jest. Potem ocalam wieczory, a gwiazdy przysiadają mi na ramionach...

Dobrze mi z latem. Jestem leciutko opalona, stroję się w swoją błękitną, lnianą sukienkę, noszę długie kolczyki i dzwonię bransoletkami...

Przedwczoraj byłam w Soplicowie. Na krótko, z okazji imienin dawnej sąsiadki. Ilekroć tam jestem, inaczej oddycham i czuję się bardzo swojsko. Była też okazja do zapalenia światła na grobie rodziców, krótka chwila w samotności, bo tam wciąż ktoś wchodzi, wychodzi. A na sam koniec spotkanie z przyjaciółką, która życie swe wiedzie w Hiszpanii i widzimy się raz na kilka lat, ale zawsze jest tak, jakbyśmy to wczoraj rozstały się po pogaduszkach w moim pokoju pełnym książek, tym pokoju w danym domu z czerwonej cegły...

Dobrze mi z wakacjami. Mam spokojną głowę. Czytam bezkarnie. Zanurzam się w mroczne światy thrillerów. Świetny był "Apartament" Izabeli Janiszewskiej i "W cieniu góry" Agnieszki Jeż. Jak w każde wakacje wracam do "Kroniki olsztyńskiej" Gałczyńskiego. Wracam na Mazury, do leśniczówki, wracam zaczarowanymi słowami. Błękitnieją mi jeziora, pachnie szałwia, tęczówki zielenieją roślinnością łąk i lasów, księżyc złoci czas, a w świetle lampy Srebrna Natalia i Zielony Konstanty...

I cudownie spotykam się z bratem i jego bliskimi. A Mały, który ma prawie 17 lat i jest dużo wyższy ode mnie, to świetny młody człowiek...

Lipcowa ballado, mijaj niespiesznie!

czwartek, 21 lipca 2022

Chwile ocalone...

Lubię podróże, ale powroty do domu lubię chyba bardziej. Powroty do książek, które dobrze mieć pod ręką, do ulubionych filiżanek, z których kawa smakuje najlepiej, do wszystkich drobiazgów tworzących dom, do łóżka, które najwygodniejsze. I dobrze jest mieć znowu swoje niebo nad głową. Dziś już układam w głowie wspomnienia, przeglądam zatrzymane na fotografiach chwile i wiem, że pewnie za jakiś czas znowu zatęsknię za podróżą...

Pięknie i intensywnie spędziliśmy czas, w niezwykłym miejscu. Najkrócej o Lubece można powiedzieć, że to królowa niemieckiej Hanzy i marcepanu. Historia tego miasta jest niezwykle ciekawa, zabytki fascynują i zachwycają. I nie ważne, w którą stronę się skręci, w którą uliczkę wejdzie, tu wszystko oczarowuje. Jakże niezwykłe są ceglane, średniowieczne spichlerze, urokliwe kamieniczki, monumentalne, strzeliste gotyckie budowle albo te będące mieszanką stylu  romańskiego i gotyckiego...

Wspaniałe muzea zwiedziliśmy, delektując się perełkami rzeźb średniowiecznych, ołtarzy i malarstwa w Niemczech. W Muzeum i Galerii Sztuki Świętej Anny znajduje się ołtarz Hansa Memlinga, widywany przez nas do tej pory tylko w albumie albo podręczniku. Przez dłuższy czas siedzieliśmy na ławeczce, tam znajdującej się, by chłonąć i podziwiać. Robi wrażenie. Podobnie jak Szpital Świętego Ducha z bogato zdobionym scenami biblijnymi wnętrzem czy Ratusz, Katedra w Lubece, będąca pierwszą gotycką budowlą wybudowaną nad Morzem Bałtyckim...

I detale nas oczarowywały: a to zdobna fasada, rodowe herby, pieczęcie murarskie w cegłach, zdobione drzwi, kołatki na nich, latarenki, przecudne freski, zegary astronomiczne, świeczniki z motywem wyciągniętej ręki, witraże. Każdy dom to osobna historia, opowieść o mieszczanach, kupcach, handlu, podbojach. Każdy drobiazg ma znaczenie, w każdym zamknięta jest jakaś prawda o zwyczajach, życiu ludzi...

Kiedy przemierza się niezwykłą starówkę w Lubece niespiesznie, można trafić na ukryte między uliczkami zaułki i podwórka. Skradły moje serce natychmiast. Cudownie ukwiecone, sielskie, malownicze, jak z bajki. Ma się tam poczucie, że czas może się zatrzymać. Niektóre z nich można zwiedzać w wyznaczonych godzinach, innych wcale, ale warto je odnaleźć w plątaninie uliczek...

Odbywając podróż literackimi śladami, nie mogliśmy nie zajrzeć do Travemünde. To kurort, w którym bohaterowie Manna przeżywali miłosne uniesienia i cieszyli się urokami Bałtyku. Dziś to ekskluzywne miejsce z przepięknymi letniskowymi willami, plażami z białym piaskiem i koszami plażowymi, dzięki którym można poczuć się jak sto lat temu...

Brema zachwyca starówką, niezwykłą katedrą i plątaniną uliczek tworzących dzielnicę Schnoor. A symbolem  kojarzącym się z tym miastem są czterej bohaterowie baśni braci Grimm, którzy wcale nie byli muzykantami :)

I spacerowaliśmy serpentyną uliczek w  Lüneburgu, byliśmy w Mieście Spichrzów w Hamburgu. A wszystko to dzięki biletowi za 9 euro, który uprawniał do podróży po Niemczech różnymi środkami komunikacji...

To był wspaniały czas, bardzo intensywny, chwilami męczący, bo upalne dni nam się trafiły, ale zapewniły cudny reset, oderwanie się od tego co tu...

Domowo spędzamy teraz czas, bo u nas upały jeszcze większe. W półcieniach, bo okna zasłonięte roletami, w szumie wiatraka, który bardziej miele powietrze niż je chłodzi...


niedziela, 10 lipca 2022

Zanim podróż się zacznie...

Kolekcjonuję lipcowe chwile jak magnesiki umieszczane na drzwiach lodówki, na "ku pamięci", na potem, na długie jesienne wieczory, bo to wtedy najczęściej wracam do swoich dawnych zapisków i wskrzeszam z pamięci chwile, doznania i wrażenia. Wczoraj więc spacer po łące i przyniesiony do domu bukiet drobnych, delikatnych kwiatków w słonecznym kolorze, wyprawa rowerowa z M. Od niedawna mam rower, jeszcze niepewnie się na nim czuję, szczególnie gdy mijają mnie auta, ale wierzę, że będzie coraz lepiej i może nawet wybiorę się swoim srebrnym cudem do Soplicowa...

Doczekałam się kolejnego tomu z komisarz Leną Rudnicką od Kingi Wójcik. Akcja "Osuwiska" dzieje się w małej miejscowości, wśród hermetycznej, nieufnej społeczności, a śledztwo wiąże się z wydarzeniami sprzed trzydziestu lat. Czyta się wybornie, niecierpliwie, a Lena i Marcel wciąż dają się lubić...

Ostatnie dni nieco chłodne i deszczowe, ale nie przeszkadza mi to, bo lubię umiarkowane temperatury. Lepiej się spaceruje, lepsza domowa aura, bo kiedy słońce, to w moim mieszkaniu sauna. Mieszkam na ostatnim piętrze, nade mną strych, a w oknach dzień cały słońce. Najbardziej lubię ten moment, kiedy słońce gaśnie, a ja mogę obserwować teatr barw i grę światła i cieni...

Dziś będziemy pakować walizki, jutro skoro świt wyruszamy na nasze wyjazdowe wakacje. Zanim podróż się zacznie, to w głowie jeszcze małe niepokoje...

niedziela, 3 lipca 2022

Początek lipcowej ballady...

Lipiec zaczyna snuć swoją balladę kolorów, aromatów, smaków, widoków, słów i spotkań. Po wczorajszej spektakularnej ulewie dziś wreszcie umiarkowana temperatura, rześkie powietrze i ziemia pachnąca wilgocią. Przyzwyczajam się do wolnych dni, do poranków z kawą na balkonie, do ptasich koncertów na pobudkę, do tego, że chwilowo nic nie muszę. Pozwalam się uwodzić lipcowym chwilom, jakby nie było zegarów. Patrzę, jak niebem płyną baranki obłoków, przyglądam się światu w złotej godzinie, a późnymi wieczorami patrzę w oczy gwiazd. Zanim wyjadę pod inne niebo, będę uroczo domowa :)

Wynik egzaminu tegorocznych moich ósmoklasistów, jeszcze nieoficjalny, bo znam go ze średnich uczniów, wynosi 59%. To średni wynik, ale i klasa była, nawet nie średnia, przeciętna. Tworzyły ją dzieci, które nie znajdowały w czytaniu przyjemności, niektóre nie przeczytały ani jednej lektury, nie pisały wypracowań składających się z 200 słów, nie dlatego że nie potrafiły, po prostu im się nie chciało. Coraz trudniej uczy mi się języka polskiego, coraz trudniej zachwycić młodych ludzi tym, czego uczę...

Czas zwolnił, myśli również. Życie spokojnie sobie trwa. Mam otwarte drzwi balkonowe, dociera do mnie zapach lawendy i odgłosy światka P. 

Do Lipowa z książek Puzyńskiej wraca się jak do siebie. W "Żadanicy", czternastym już tomie, autorka nieco odpłynęła. Intrygi kryminalne leciutko trącą horrorem i można poczuć ciarki. Czytam dalej, daję szansę, jestem ciekawa, jak potoczą się wydarzenia nad Bachotkiem...

sobota, 25 czerwca 2022

Wakacyjne opowieści...

Nie dociera do mnie, że już są wakacje, że kolejny szkolny rok za mną. Nie był to łatwy rok, bo i zdalne nauczanie, a potem wszystko to, co niosły za sobą wieści o wojnie na Ukrainie. I trzeba było odnaleźć się w tym i zapewnić dzieciom, które stamtąd przybyły poczucie bezpieczeństwa, wspólnoty, jakiegoś funkcjonowania na lekcji. Piszę "jakiegoś", bo trudno było na początku wspólnie pracować z powodu bariery językowej. Wczoraj mogłam powiedzieć głośne "ufff". Zakończyliśmy zajęcia edukacyjne, lekcji nie będzie przez dwa miesiące, ale to nie znaczy, że ja nie będę pracować. W niepublicznej szkole inaczej wygląda czas urlopu dla nauczyciela, ale o tym rozwodzić się będę...

Zatem, zaczęły się wakacje. Dziś kawa na balkonie, kawa z widokiem na kwitnące pelargonie, na makatki pól barwnych od maków i chabrów, na błękit nieba. I ta kawa wypijana niespiesznie, między literkami czytanej książki, tym razem jest to kolejny tom sagi o Lipowie Puzyńskiej. I zamierzam dziś cieszyć się drobiazgami, małymi radościami. Przejrzę letnie powieści na Legimi, coś wybiorę, by się nastroić, pomyśleć o czymś przyjemnym, rozmarzyć się o naszej wakacyjnej podróży...

Lato rozkłada swój wachlarz: czereśnie prosto z sadu, wciąż jeszcze truskawki smakujące słońcem ostatnich upalnych dni, jaśminów zapach, kolory róż, poranki w różowościach wstającego słońca, złote godziny, te popołudniowe, kiedy świat świetlisty, złocisty, rozsnuwający się aromat kwitnących lip, długie wieczory, czas płynący inaczej, ciepły wiatr i wszystkie chwile i chwilki układane gdzieś w kącikach oczu na jesienny czas...

Zaraz wezmę się za ładzenie domu, bo w ostatnich dniach dużo było pracy tej w szkole i trochę zaniedbałam swoje kąty. A potem wybiorę się na koncert do ogrodu i spacer, a jeszcze potem będę cieszyć się cudownym nicnierobieniem :)


niedziela, 5 czerwca 2022

Drobiazgi niedzielne...

Za oknem ptasi koncert na sto głosów i wreszcie ciepły dzień, z błękitnym, jasnym niebem. Świat pachnie niedzielą, a mój dom bukietem z rumianków nazbieranych podczas spaceru. W skrzynkach na balkonie czerwienieją pelargonie. Mam słabość właśnie do tych czerwonych. Dziś mogłam wypić kawę na balkonie, mieć nad głową kawałek swojego nieba i ciszę, bo w sobotę ta cisza jest nieosiągalna, bo wszyscy wokół koszą swoje przydomowe trawniki i hurgoczą kosiarki prawie przez dzień cały...

Weekend spędziłam w Bieszczadach za sprawą książki Michała Śmielaka "Pomruk". Tytułowy Pomruk to mała miejscowość, ze swoimi tajemnicami, folklorem wierzeń i hermetyczną społecznością. A w tle czający się potwór- wytwór przesądów ludowych i zbrodnie. Mnie czytało się świetnie, choć na lubimyczytać.pl czytałam różne opinie, nie zniechęciły mnie one jednak i dobrze...

Wczoraj długi spacer w wioskowym ogrodzie i labirynt rozpachnionych jaśminami, różami ścieżek. Kwitną moje ulubione kosaćce, łubiny i orliki. Przekwita drzewo chusteczkowe. A w ogrodowym pawilonie koncert kwartetu smyczkowego i operetkowe przeboje, okraszane głosami pawi...

Ulatuje niedziela, chyba najszybciej w całym tygodniu. Pierwsze dni czerwca są pełne oczekiwań co do wyjątkowego lata. W myślach piękna pogoda, piękne filmy i książki, piękne słowa i wzruszenia, kwitnący czas wakacji, smaki i kolory ogrodów...

czwartek, 2 czerwca 2022

A świat deszczu pełen...

Wczoraj czerwiec przywitał się burzą i deszczem z gradem. Prawie czarne chmury przeskakiwały kałuże, szemrały liście szarpane wiatrem, rozmazywał się obraz świata. Nie narzekałam, pogoda dostroiła się do mojego nastroju...

Coraz bardziej dociera do mnie prawda, że coraz bliżej wakacje, a ja nie zrealizowałam w niektórych klasach zaplanowanych tematów na ten rok. Najbardziej zależy mi na tych związanych z lekturą. Wszystko to przez to, że po powrocie po zdalnym nauczaniu wróciłam do niektórych omawianych zdalnie treści, bo uczniowie ich sobie nie przyswoili, a były ważne. W zaułkach moich myśli kryje się też niepokój o wynik egzaminu ósmoklasistów, nie spodziewam się rewelacji...

Teraz taka chwila, w której zatrzymuję czas aromatem kawy, smakiem gorzkiej czekolady z solą, rozkołysanymi dźwiękami cicho sączącymi się z radia. W warkocz czasu wplatam dobre myśli o czerwcu. Tęsknię za umiarkowanym ciepłem, słodko-gorzkim zapachem jaśminów, aksamitną wonią róż. Tęsknię za czasem na balkonie, za wystawianiem twarzy ku słońcu, mrużeniem oczu w słonecznym blasku...

Daleko od nieba są świetliste kolory, teraz jest ono szare i mruczy odgłosami dalekiej burzy...

Nie mamy jeszcze skonkretyzowanych planów wakacyjnych. Może w tym roku wybierzemy się na Mazury, a może w jakiś rejon Pojezierza Drawskiego? Trzecia myśl to Gorce. I cieszy mnie, że spotkamy się wakacyjnie z bratem, bratową i Małym, który skończył już szesnaście lat i jest dużo wyższy ode mnie, a co najważniejsze jest sympatycznym nastolatkiem...

Uciekam oczami w zieleń kasztanowców w alejach, zanurzam się w nastrój wczesnego wieczoru i w domowy spokój...


wtorek, 31 maja 2022

Taki wieczór...

Maj się kończy. Ten wyjątkowo zimny maj. Kilka lat temu też taki był. Włączałam piec, bo wieczorami chłód dotykał nazbyt. Choć zimny, to łąki umajone, trawniki w stokrotkach, dzikie pasy zieleni w waniliowej bieli biedrzeńców, pachną głogi, irysy fioletowieją, piwonie już dobierają płatki w swych spódnicach, by zakwitnąć tak pięknie jak Róża, ta od Małego Księcia. A na polach maki w swych pogniecionych sukienkach czerwonych płomiennie i krajki chabrów...

Tak szybko przeleciał ten maj. Pracowity był bardzo, bo i egzaminy ósmoklasistów, i wiosenne wyzwania czytelnicze dla uczniów, i piknik rodzinny w sobotę, który przecież sam się nie przygotował. I uczyłam się, metodą prób i błędów, robić dyplomy i wklejki do nagród książkowych w Canvie. I nauczyłam się, z czego się cieszę, a nawet nieco dumna jestem z siebie, bo młodsze koleżanki "nie ogarniają", jak to same mówią...

Zleciał więc. I choć zapracowany, to też i zaczytany, wszak maj jest miesiącem książki, kiedyś był. Błogosławię Legimi, bo mogę czytać i czytać do woli i co tam w danej chwili chcę. Ostatnio ostatni tom trylogii Anny Kańtoch "Jesień zapomnianych", którą to lubię za mroczny nastrój, manipulacje sprytne bardzo i język...

Za oknem niebo w leciuteńkim różu, z kilkoma szafirowymi obłoczkami. W alejach wachlarz zieleni kasztanowców, bezkresna zieleń pól. Układam ją sobie w kącikach oczu, by jeszcze zieleńsze były, by patrzyły nadziejnie...

Dziś jakoś bardziej przytulam się do wspomnień i wysyłam do Nieba latawce myśli z długimi ogonami tęsknoty. Dziś jakoś szczególniej i jutro, bo jutro jest rocznica śmierci mamy. Czterdziesta. A ja pamiętam wszystko, jakby to było wczoraj i wciąż jestem tą dziewczynką, która towarzyszy mamie w umieraniu, do końca, do ostatniego oddechu. I to nie jest tak, że czas goi rany. Czas pozwala żyć, mieć swoje sprawy, swoje życie, bardzo już dorosłe, ale w każdym dniu czuje się swoją niepełność, niekompletność, czuje się ten brak. Mam w sercu tyle wymyślonych rozmów z mamą, tyle chwil, których nie dane nam było przeżyć. Zbudowana jestem z tych braków, ale paradoksalnie stały się one moją siłą, moją busolą...

Dziś jakoś dłużej rozmawiałam z bratem, on daleko, w takich chwilach jemu jest trudniej. A jutro pojadę do mamy, zostawię światło, jej ulubione kwiaty i powiem, jak zawsze, o tym, co u nas...choć przecież ona wie...

sobota, 7 maja 2022

W maju...

Maj. Wyjątkowy zimny, taki też był kwiecień. Tak mało słonecznych dni w ostatnim czasie, za to szarość w niezliczonych odcieniach. Dziś też matowe tło dnia, zachmurzone niebo i chłód.Wiosna jednak się dzieje, zakwitły kasztanowce, nieco spóźnione w tym roku, przekwitają magnolie i forsycje, na przyblokowych rabatach na potęgę kwitną tulipany, a w zieleni trawników złotych gwiazdek tysiące. To mniszki tak ładnie się złocą...

Dni mijają w znanymi mi dobrze rytmie dom-praca-zakupy-dom. Pandemia zmieniła nasze życie. To towarzyskie nadal lepiej się ma wirtualnie i telefonicznie, niektórzy moi znajomi wciąż się izolują, spotykają się z ludźmi tylko, kiedy muszą. A mnie brakuje posiaduszek przy kawce w większym gronie niż własne towarzystwo...

W pracy znowu niepewność, bo państwo radni kolejny raz znaleźli jakieś prawne kruczki na to, by umilić nam życie, nam jako niepublicznej szkole. Wykańczające to...

W ten weekend się resetuję. Wszystkie "muszę", "powinnam", "trzeba" zostawiłam w pracy i nawet nie zabrałam prac do sprawdzania. Coraz bliżej egzamin ósmoklasistów, ostatnie powtórki jeszcze robię ze swoimi niezbyt pilnymi uczniami...

Kasztanowce w alejach wreszcie w kryzach zieleni, kwitną rzepaki. Świat otula kolorami i zapachami. A teraz chwila smakująca kawą i gorzką czekoladą. W wazonie mam żółte tulipany. Doczytuję "Jesień zapomnianych" A. Kańtoch, która kończy trylogię z Krystyną Lesińską. To mroczna historia, z zapętloną fabułą...

A po południu w wioskowym ogrodzie koncert. Wybieram się...