Wróciliśmy w poniedziałek i teraz odpoczywam po intensywnej wyprawie, układam sobie wspomnienia w głowie, chowam widoki w kącikach oczu, by przypomnieć je sobie podczas jesiennych szarug...
Góry Sowie są przepiękne, a przede wszystkim mało uczęszczane. Wędrowaliśmy szlakami i przez wiele kilometrów nie mijaliśmy nikogo. Można było iść ze swoimi myślami, podziwiać krajobrazy, rozmawiać, milczeć, słuchać ptasich koncertów, oddychać lasem i pokonywać własne słabości. Te słabości dotyczyły bardziej mnie, po lockdownie kiepska moja kondycja była, ale dałam radę, nawet kiedy jednego dnia nasza wędrówka liczyła ponad 29 km. Przypomniałam sobie, że świat widziany z góry nie ma końca, że jest tak piękny, że aż dech zapiera. W słońcu szczyty się złociły, stoki były szafirowe, niebieskie i zielone. Robiliśmy zdjęcia, ale żadna fotografia nie odda tej głębi, przepaści, wysokości, tego braku horyzontu. Zdobyliśmy Wielką Sowę, Kalenicę i parę innych niższych górek :)
Po męczących wędrówkach cudnie było wracać do pensjonatu, w którym czuliśmy się jak w domu. Mieliśmy uroczy pokoik, romantyczny, taki z duszą, ze stylowymi meblami, cudownym widokiem z okien i pięknymi filiżankami specjalnie dla mnie :) Czuliśmy się tam fantastycznie, nasza pani gospodyni była bardzo gościnna, rozpieszczała nas domowym chlebem, serami od bacy i poezją konfitury z truskawek z otartą skórką cytryny i goździkami. Pięknie było się budzić i zasypiać z widokiem gór w oczach...
Wyprawa do Nowej Rudy i Wałbrzycha uzmysłowiła nam, że są miejsca, w których czas się zatrzymał. Miasteczka trochę jak ze snu, bardzo malowniczo położone, wśród wzgórz i zieleni, ale trochę zaniedbane, z własną biedą, z własnym małym światkiem. Jednakże ten światek fascynuje pięknym rynkiem, barwnymi kamieniczkami, ukwieceniem, neonami z poprzedniej epoki...
Podziemne Miasto Osówka i Walim to miejsca niezwykłe, to kompleks niemieckich sztolni, będących częścią tajnego niemieckiego projektu Riese z czasów II wojny światowej. To kilometry wydrążonych korytarzy w skałach, a przede wszystkim miejsce nadludzkiej, katorżniczej pracy tysięcy więźniów z obozu w Gross Rosen. I cieszyło mnie, że oprowadzający po tych miejscach nie skupiali się na legendzie złotego pociągu i tajemniczych skarbach, a przekazali rzetelne informacje o miejscu, tamtych czasach i ludziach...
I muszę napisać o jeszcze jednym miejscu. Miejscu niezwykłym, które na długo zostanie w naszej pamięci. To "Biała lokomotywa"- kawiarenka jak zaczarowana, raj dla kawoszy, miejsce przytulne, pełne kawiarek, młynków do kawy, z kolekcją łyżeczek z całego świata i sentencji o kawie. A gospodarz tego miejsca od progu czaruje opowieściami i rozpieszcza smakami. Mnie oczarowała kawa z ekstraktem z żołędzi i pyszne lody...
A kiedy pożegnaliśmy się już z górami, w ostatni dzień, w niedzielę wybraliśmy się do Zamku Książ- monumentalnego, dostojnego, górującego, zachwycającego, jak z baśni. Zwiedzaliśmy ze świetnie przygotowanym audioprzewodnikiem, nie musieliśmy się spieszyć, mogliśmy podziwiać bogactwo wnętrz, piękno detali, przedmiotów i zdjęć. Wszędzie obecny jest duch dawnych właścicieli, a szczególnie pani na zamku, Daisy. Wspaniale odpoczęliśmy na zamkowych tarasach, pełnych zieleni i aromatu róż, a potem w palmiarni...
Nie podróżujemy autem, korzystamy z pociągów, autobusów, lokalnego połączenia, dawnej także podróżowaliśmy stopem, ale teraz ani my nie zatrzymywaliśmy aut, ani one nie zatrzymywały się. Znak czasów. Niestety w miejscu, w którym byliśmy, lokalne połączenie nie było zbyt dobre, ot, dwa autobusy- jeden rano, drugi po południu, dlatego też więcej chodziliśmy. Tak lubimy. I chociaż byłam chwilami nieziemsko zmęczona, bolały mnie nogi i szłam resztkami sił, to jestem zadowolona i nawet dumna z siebie :) M. świetnie opracował trasy, połączenia do miejsc, które chcieliśmy obejrzeć...
A teraz jesteśmy domowi i planujemy sierpniową wyprawę :)