środa, 24 kwietnia 2013

Światła przybywanie...

Lekki wiatr złocony leszczynowym pyłkiem. Rozżółcone krzewy forsycji. Młode brzozy w zielonym welonie drobnych listków. Słońce w oczach. Fioletowo pachnące fiołki. Soczyste trawy we wszystkich zieleniach...


Popołudniowe światło zmiękcza kontury, rozmywa cienie, podkreśla kolory nieba. M. mówi, że w jego mieście nie ma takiego nieba, takich barw, refleksów i odcieni. Tak, moje niebo jest piękne o każdej porze...


Rozmowa telefoniczna z moim bratankiem sprawiła mi tyle radości. W maju się zobaczymy, nie mogę się doczekać :)


Drobne przyjemności: felieton Romy Ligockiej, lody truskawkowe, podwójne espresso, by senność przegonić, zapach powietrza...


Domową ciszę zakłócają wpadające przez uchylone okno melodyjki wróbli. Lubię ciszę, coraz częściej po powrocie z pracy potrzebuję tej ciszy długo. Nie włączam telewizora ni radia. Bywają dni, że nie słucham muzyki ze swoich płyt. Ale te pogodne ptasie głosy są przyjemne...


Tak pędzi ten kwiecień. Dzień za dniem tak szybko mija. Noce wydają się być za krótkie. Chciałabym, żeby czas zwyczajnie zwolnił :))

niedziela, 21 kwietnia 2013

I są takie chwile...

Po spacerach w ogrodzie wierzę, że jest wiosna. Ta pierwsza zieleń taka delikatna jest, taka czysta, w różnych odcieniach. I zawilce bielą się w trawie, i szafirki błękitnieją, złocą się żonkile. Z pączków lada dzień liście się rozwiną i rozszumią się seledynem. Ptaki świergoliły, pszczoły brzęczały, niebo jaśniało błękitem...


Zapach kawy miesza się z dźwiękami fado. M. wraca pociągiem do siebie, znowu przyzwyczajam się do bycia ze sobą tylko :) Samotnieję, samotnieje mój dom. Wciąż jestem gdzieś między moim piątkowym oczekiwaniem na pociąg i dzisiejszym pożegnaniem na peronie. To było takie dobre spotkanie...


Lubię popołudnia. I to, że nieśmiało zbliża się wieczór, skrada się na palcach. Za oknem impresja światła, gra błękitu i złocistości...


Przepadłam na trochę. Porządkowałam sprawy ojca. Brakowało mi zostawiania swoich myśli w tym miejscu...

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Niespieszne minuty...

Dzień w optymistycznych falbankach. Niebo błękitnością rozpromienione, słońce nareszcie się pojawiło. Przez uchylone okno wsnuwa się powietrze nieśmiało pachnące wiosną. I niech już tak zostanie: świetliście, cieplej, zwiewniej, barwniej i radośniej, wiosenniej...


Poniedziałek w pracy jest nieco koszmarny. Po weekendowej wolności niektórym źle w szkolnej rzeczywistości, więc niecierpliwie popychałam wskazówki zegara, żeby ostatnie dzyńdzyń zapowiedziało kres udręki dzieciątek. Jutro już będzie normalnie :)


Popołudnie jak z aksamitu. Jestem sobie w tym słonecznym migotaniu zaokiennym i w dźwiękach fado. Amalia Rodrigues, Mariza, Maria Da Fe, Carlos Ramos. Każdy dotyk tej muzyki powoduje, że rozpływam się w zaciszność mojego domu i nic nie jest już ważne, tylko te melancholijne nuty w każdym milimetrze ciała, w opuszkach palców, którym coraz bliżej do czułości...


Nie, nie jestem smutna...


Gdzieś między jedną filiżanką herbaty a drugą tęsknota za M. moim szeleści...

piątek, 5 kwietnia 2013

W objęciach wiatru...

Zamiast słońca nabrzmiałe szarością niebo, zwilgotniałe powietrze i drażniący chłód. Jakieś mało przytomne te dni, czuję się zmęczona, niewyspana, nadal nie mogę się przyzwyczaić do zmiany czasu...


W moim domu błękitna cisza dzięki szafirkom pięknie rozkwitłym. Złocę piątkowy czas płomykami świec. Brakuje mi słońca, niebieskiego nieba w oczach i radosnych barw. W oknie widzę topniejący, brudnawy śnieg, nagie drzewa śniące o zieleni młodych listków, burą trawę, taki stęskniony za wiosną pejzaż...


"Egzamin z oddychania" Kolskiego rozczarowuje, nie doczytam do końca, choć niezwykle rzadko mi się to zdarza...


Z przykrością i niesmakiem przeczytałam plugawy artykuł o bohaterach "Kamieni na szaniec". Świat zatraca się w jakimś obłąkaniu...


Zachmurzone niebo, pierwsze krople deszczu na szybach i wiatr. A ja mam herbatę pachnącą prażonymi migdałami i kawałek sernika...