poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Motywy...

Zrobiło się zimno, liście nasączają się jesienią i świat pachnie już Tuwimem. Przegapiłam zapach mirabelek świadczący o końcu lata, ale odnotowuję aksamitne fiolety śliwek i pierwsze wirujące na wietrze opadające liście. Pola ucichły, deszczem zmatowiał krajobraz. Srebrnymi smugami mgieł pisane są ikony poranków...

Nie pisałam ostatnio...
Z jakimś lękiem dziś kreślę literki. W statystykach mam wejścia z miejscowości, które są blisko mnie...

Ostatnie dni to dobra obecność M.

Kupiłam dziś malinową herbatę i cynamonowe świece. Na jesienne nastroje...
Tak naprawdę jednak chcę jeszcze letnich dni, rozświetlonych słońcem, rozświegotanych ptasią muzyką i pełnych światła...

Po czwartkowej radzie bez entuzjazmu wracam do pracy. Wierzę, że kiedy szkolna krzątanina zacznie się na dobre, więcej będzie we mnie entuzjazmu i chcenia...

czwartek, 19 sierpnia 2010

Talizmany chwil...

Szarość przedpołudniowej godziny i szarosrebrzyste niebo za oknem. Wilgotne powietrze wchodzi przez otwarte okno, pokój napełnia się szelestem drobniutkich deszczowych kropel. Improwizacja nut połączonych harmonią przypadkowości. Ulotność. Przestrzeń mojego domu muśnięta jest aromatem kawy i bladoróżową barwą płatków dalii. Czas istnieje nieistnieniem...

Za szybą rude grzywy kasztanowców podpierają spłowiałe niebo bez odrobiny błękitu. Od podłogi do sufitu kołysze się szept Anny Marii. Powietrze zliryczniało, zapętlam się nastrojami w pastelowych odcieniach tych szeptów, które przysiadają gdzieś między rzęsami.
Dzielę się na drobiny muzyki i metafory w zielonym odcieniu spokoju...

Spakowałam kolejny raz w te wakacje walizkę. Wybieram się do M.

Motyl oczekiwania drży na moich wargach...

środa, 18 sierpnia 2010

Między wczoraj a dziś...

Od kilku dni świat jest jak malowany szarą kredką. Za oknem deszczowo i chyba zaczyna się już sezon na skarpetki zakładane na zimne wieczorami stopy. I chociaż lubię deszcz, to jednak wolałabym jeszcze mieć w oczach miodowe, sierpniowe słońce...

Jest we mnie jakiś smutek. Może deszcz go przyniósł. Ostatnio mam wrażenie, że wskazówki zegara cofają się, a oczekiwanie przerasta mnie. Snuję się po domu, mam listopad w duszy, tkwię między telefonem a skrzynką mailową i zamyślam się słowami Nosowskiej, że jest kilka takich miejsc, gdzie wczoraj nie istnieje. Tak, wczorajszy dzień, a właściwie wieczór wyrzucam z pamięci...

Bohaterki książki, którą czytałam żyły "skazane przez bezlitosne fatum na nieszczęśliwą miłość, samotność, zemstę". I nie była to aż tak porywająca książka, jak napisano w rekomendacji, porównując ją do "Stu lat samotności" Marqueza, ale dobra na lato. Mnie spodobał się baśniowy klimat tej opowieści, tajemniczość i subtelnie nakreślone portrety kobiet. Momentami drażnił nieco egzaltowany styl...

Teraz jest idealna chwila na aromat karmelkowej herbaty...

Kasztanowcom zrudziały grzywy. W oczekiwaniu na jesień zielenią się im na gałęziach kolczaste kulki. A ja słucham od rana Davisa na przemian z Chopinem i czuję, że jesień już blisko...

czwartek, 12 sierpnia 2010

Cienka linia...

Niebo spokojnym błękitem kołysze poranny czas. Światło dodaje urody dojrzałej zieleni. Mój świat pchnie kawą, po podłodze migotliwie turlają się dźwięki Muzyki Świata. Liryczna to płyta, nieco smutna, ale pozwala się rozmarzyć tak wakacyjnie jeszcze...

Pomidory, papryka, cukinia i bazylia o tej porze roku stają się często podstawą moich dań obiadowych. Zaś popołudnia ozdabiam malinami i brzoskwiniami...

W sierpniowym powietrzu stygnie lato. Sierpień ma w sobie zapowiedź końców, bo i koniec wakacji, koniec niespieszności, koniec ogrodów, długich dni, lekkich strojów, ptasich szczebiotów, wakacyjnego podróżowania. Ale lubię sierpień. Za wyciszenie, za pastelowe słońce, za rozgwieżdżone nocami niebo,
za makatki kwiatów, za korale jarzębin, za woalki babiego lata, za przyrodę w półśnie, za przedsmak jesieni. I lubię sierpień opisany przez Schulza w jego opowiadaniu...

Przenoszę nieobecność M. kaligrafią liter na zielone kartki papeterii. Cienką linią tęsknoty znaczę siebie...

wtorek, 10 sierpnia 2010

Powroty...

Na szybach deszczowe witraże. Dziś świat przegląda się w kałużach, a niebo jest szarą melancholią. Chwila smakuje kawą i jest w pastelowych kolorach cynii, które wczoraj na powitanie podarowała mi koleżanka...

Wczoraj wróciłam od brata. Choć lubię bardzo być tam, dobrze jest wrócić do siebie. Czas jak zwykle minął bardzo szybko. Dni wypełniał mi Mały. Chciałam jak najwięcej chwil spędzić z nim, bo zobaczymy się kolejny raz dopiero w święta. Uwielbiam synka mojego brata, uwielbiam jego dziecięcość, ciekawość świata, tysiące zadawanych pytań, wyobraźnię, wspólne wyprawy i zabawy. Obfotografowałam go sobie, nagrałam kilka naszych rozmów.
Już za nim tęsknię...

Kiedy tam jestem, pozwalam uwodzić się widokom i krajobrazom. Lubię skały o dziwnych kształtach i barwach, chłodne morze i kamieniste plaże, małe drewniane domki w spokojnych kolorach, brzozy, wrzosy. Znowu odwiedziliśmy Łabędziową Zatokę i zachwycałam się jej malarskością. Spacerowaliśmy uliczkami Geteborga i nabrzeżem portowym. Zadziwiał mnie spokój tego miasta, stonowane kolory, niespieszność ludzi i wielość zieleni...

Tam prawie już jesiennie. Chłodniej i deszczu więcej...

Z piękną i mądrą książką się spotkałam. Wieczorami smakowałam słowa opisujące świat pełen ładu, harmonii i urody. Świat dawnego Podola. Miałam wrażenie, że słowa pachną, dotykają kolorami, a czas nie istnieje, bo główny bohater, Pradziadek, żył poza nim w bliskości natury, w spokojnym rytmie codzienności na pozór zwykłej. To "Biały kamień" Anny Boleckiej jest tą prozą pełną magii i piękna...