wtorek, 31 grudnia 2019

Żegnając stary rok :)

Za oknem szare niebo, takie bez wyrazu, bez obłoków i słonecznych refleksów. W pokoju blask choinkowych lampek, zapach świecy "Zmrożona sosna", aromat kawy z nutami świątecznymi. A kawa w ostatni dzień roku smakuje jak zwykle :)

Zakończyłam przygotowania w kuchni. Już tylko zostało mi zadbać o siebie. Stroję się w nadzieję i wiarę, że ten Nowy Rok i cały rok przyniesie dobro, szczęśliwe chwile, piękne podróże, ciekawe spotkania z ludźmi, świetne książki do czytania, harmonię, serdeczność, czułość, miłość, a przede wszystkim zdrowie, bo kiedy je się ma, ma się wszystko...

Wszystkiego najlepszego i najpiękniejszego życzę Wszystkim tu zaglądającym 🍀🍀🍀❤

wtorek, 24 grudnia 2019

Życzenia...

"Jest noc, lecz nie ma ciemności
Gdy płacze z zimna maleńki Bóg
Opatrzy serca załamane
Skruszone poskłada
Co ludzkie - staje się boskie
To już..."
             Lemon "Grudniowe"

Moim Czytelnikom życzę, by ten niezwykły czas świąt Bożego Narodzenia był pełen światła, które rozjaśni smutki, by otulała nas miłość i dobroć. Niech to będzie czas radości, bliskości i zamyślenia nad Tajemnicą Narodzenia Pańskiego. Wszystkiego najlepszego 🎄🎄🎄

czwartek, 12 grudnia 2019

Grudniowe drobiazgi...

Świat przypomina staroświecką pocztówkę, taką czarno-białą. Grudzień nadal przypomina listopad z jego pluchami, szarym niebem, wszechobecnym deszczem i tęsknotą za słońcem. Biel śniegu istnieje tylko na kartach powieści o tematyce bożonarodzeniowej. Dziś o poranku światek P. na chwilkę zalśnił bielą pierwszego śnieżku, po którym nie ma już śladu...

Jakoś dziwnie w tym roku nie czuję ekscytacji z okazji Świąt, jakoś mało mnie w przygotowaniach, niby coś robię, niby planuję, a nie ma w tym dawnej radości i nie wiem, dlaczego tak jest...

Popołudnia moje są bardzo domowe. Słucham piosenek z płyty Marka Niedźwieckiego "Muzyka ciszy" i jest mi dobrze z nastrojami, jakie ze sobą przynoszą. Złocę czas płomykami świec, czytam, uciekam myślami do świąt z dzieciństwa. Może dlatego że dwa dni temu obchodziłam kolejną rocznicę urodzin i zawsze w tym dniu myślę z wdzięcznością o moich rodzicach, patrzę na nasze wspólne zdjęcie, na którym mam rok i jest to początek mojej Drogi...

Dziś na szkolnym kiermaszu świątecznym zakupiłam pierniczki, są jak małe dzieła sztuki, piękniejszych bym nie upiekła...

W pracy tyle się dzieje, przygotowuję z koleżanką jasełka, czeka nas wyjazd do Opery na "Dziadka do orzechów", szkolna Wigilia...

Tak szybko mija ten grudzień, tak szybko mija ten rok...

środa, 27 listopada 2019

O listopadzie...

Wokół słyszę narzekania na listopad, na jego szarość, brak światła, fruwające w powietrzu chandry. A tegoroczny nie jest przecież najgorszy. Jeszcze na drzewach resztki liści barwnych się trzymają, bo wiatry jakieś łaskawe, a i przymrozków nie było, przynajmniej u mnie. Niezmiennie doszukuję się w listopadzie pozytywów, jak choćby tego, że już o 16 świat spowity jest w aksamit mroku i można zapalić świeczki i złocić czas. Jakże długie są listopadowe popołudnia i wieczory, jak przytulnie można je spędzić w zaciszu swojego domu...

Lubię listopadowy świat, pachnący wilgotnym drewnem, mokrą ziemią, ulotnością jakowąś. Lubię hebanowe gałęzie drzew wyraziście rysujące się na szarym niebie, grę nikłego światła na kolorach, których coraz mniej w pejzażu. W listopadzie bardziej smakuje mi herbata, parzę ją w imbryku i celebruję jej picie. I poezji potrzebuję bardziej. Ostatnio zaczytuję się Jesieninem, Achmatową i Cwietajewą i jakoś bliskie są mi te meandry rosyjskiej duszy...

Czas biegnie jak szalony. Na portalach społecznościowych, w blogach już akcenty świąteczne, już porozstawiane i sfotografowane dekoracje świąteczne. Myślę, że za wcześnie, że jeszcze nie czas. Przecież przed nami Adwent. To taki piękny czas oczekiwania, refleksyjny, czas szukania w sobie wdzięczności, pokory. Czas tęsknienia za prostą radością Bożego Narodzenia...

Nie spieszę się. Czekam...

poniedziałek, 18 listopada 2019

Wciąż jesiennie...

Coraz mniej światła w pejzażu, tak szybko zmrok podchodzi pod okno i gasną kolory, a powietrze gęstnieje szarością. Niezliczonymi jej odcieniami. Bywają jeszcze takie dni, kiedy da się zauważyć złotorudy migot liści w pastelowym słońcu, jakąś spóźnioną czerwień na gałązce, ostatnie pasemka zieleni...

Lubię listopad. Za czas domu go lubię, za te wszystkie chwile i chwilki rozświetlone płomykami świec, lampkami cotton balls, za aromaty herbat w kubkach, które ogrzewają dłonie, za popołudnia w aksamicie mroku, za ciepłe kocyki, smyczki jesiennych traw wygrywające melancholię, za płomienne zachody słońca i zaróżowione policzki jutrzenki...

I tak bardzo do listopada pasuje nowa, nostalgiczna książka Lucindy Riley "Pokój motyli"...

Teraz mam okienko. Jestem w swojej klasie. Mam cudowny widok na drzewa jeszcze z rdzawymi liśćmi. Niebo dziś jest szare, podszyte deszczem. Ogrzewam serce zapachem kawy. To dobra chwila...

A wczoraj byłam na "Jesiennym koncercie". Dekoracja była nastrojowa, iście jesienna, pachniało liśćmi, które zostały rozłożone na podłodze, migotały płomyki świec, a gałązki z czerwonymi kulkami ocieplały czas. I przyjemnie było pośpiewać z wykonawcami piosenki z jesienią w tle, spotkać się ze znajomymi, wypić aromatyczną, jesienną herbatę...

A dziś długi poniedziałek mnie czeka, bo po lekcjach mam wywiadówkę :)

Pięknego czasu Wam życzę...

środa, 6 listopada 2019

Oswajanie listopada...

Listopad wszystko zmienia. W pejzażu coraz mniej światła, powietrze gęstnieje szarością, gasną kolory. Czasem zdarzają się świetliste poranki i takie wschody słońca jak ten na fotografii. Wtedy można dostrzec złotorudy migot ostatnich na drzewach liści...

Oswajam te niezliczone odcienie szarości. Popołudnia i wieczory złocę płomykami świec, w imbryku parzę herbatę o smaku prażonych kasztanów i rozkoszuję się czekoladkami Mon Cheri. Kiedy już skończę przygotowania do lekcji, posprawdzam prace, zostaje mi trochę czasu dla siebie, wtedy czytam. I tak bardzo ostatnio lubię ciszę. Może dlatego, że w szkole z maluchami jest dużo głośniej niż w tej z gimnazjalistami. I jeszcze muzyka serwowana przez szkolny radiowęzeł zupełnie nie pasuje moim uszom...

I dobrych chwil w listopadzie było już sporo. Był brat z bratankiem, był M. Razem odzieliśmy grób rodziców, potem spędziliśmy wspólnie czas. Wspominaliśmy naszych bliskich, którzy już po Tamtej Stronie. Przypominaliśmy powiedzonka, anegdoty i różne momenty z życia. Dopełniały się te wspomnienia, bo brat opowiedział coś, czego ja nie pamiętałam, coś ja dopowiedziałam. I trwają w naszych pamięciach babcie, dziadek, rodzice, sąsiedzi, mieszkańcy Soplicowa, przyjaciele. Powiększa się mały cmentarz w Soplicowie, coraz więcej świateł zapalamy...

W tym roku książek o tematyce bożonarodzeniowej jest więcej niż w innych latach. Kilka przeczytam, bo lubię te trochę baśniowe opowieści, z dobrym zakończeniem, pachnące cynamonem, pierniczkami, skrzące się śniegiem, blaskiem świec. I choć do grudnia jeszcze trochę czasu, już otulam się grudniową magią, bo oswajam listopad przecież :)))

wtorek, 22 października 2019

Złote skrzydła października...

Jakiż piękny jest tegoroczny październik, jak złoci się w słońcu, błogosławi kolorami. W pejzażu przybyło czerwieni i purpury, żółci nakrapianych brązem, miedzianych odcieni, a wszystko to na tle wciąż żywej zieleni. Pięknie jest!

Pięknie jest na spacerach w moim wioskowym ogrodzie, w ścieżkach wysypanych liśćmi, których odcieni opisać nie sposób, w koronach drzew nieco już ażurowych, w słońcu pastelowym, które wydobywa z tej liściowej pory te wszystkie półcienie, półtony i refleksy. Pięknie jest popołudniową porą, kiedy słońce odchodzi, a niebo płonie tą czerwienią, która przywołuje melancholie i nostalgie trudne do zdefiniowania, ale pozytywnie dotykające duszy i serca. I wieczorami jest pięknie, kiedy szafirowy zmrok łasi się kocio za oknem, kiedy płomykami świec złocę czas, nastawiam płytę z jakimś jazzem i czuję się tak po mojemu dobrze...

Kończy się moje zwolnienie lekarskie. W czwartek wracam do pracy. I cieszę się, i nie :) Choć trwała moja rekonwalescencja, obwarowana różnymi: "nie można, nie należy, uważać, oszczędzać się", to dobry to był czas dla mnie. Wypoczywałam, czytałam, oglądałam filmy i seriale. I byłam na wspaniałym koncercie w filharmonii szczecińskiej, kiedy to występowała Grand Orkiestra z Odessy, wykonując piosenki francuskie...

I my na widowni znaleźliśmy się pod dachami Paryża, na Polach Elizejskich, pod Wieżą Eiffla, w kabaretach itd. Było lirycznie, zabawnie, wzruszająco, przejmująco, cudownie. Wykonawcy mieli cudowne głosy i charyzmę. Kiedy jedna z wykonawczyń wykonywała piosenki Edith Piaf, miałam wrażenie, że to sama pieśniarka śpiewa tym swoim charakterystycznym głosem...

Weekend spędziłam u M. Potrzebowałam innego nieba nad głową, innych miejsc, inaczej spędzanego czasu. I choć nie mogłam jeszcze się forsować nadto, spacerowaliśmy długo, ciesząc oczy złotą jesienią, zawężając świat do przytulnej knajpki, spędzając wieczór w domowych zaciszu...

Mam już kolejny tom sagi o Lipowie. Ciekawa jestem kolejnej mrocznej historii opowiedzianej przez Puzyńską. A do czytania mam herbatę pachnącą prażonymi kasztanami...

A za tydzień spotkam się bratem i bratankiem i nucę z radości pod nosem laj, laj, laj :)

środa, 2 października 2019

Z milczenia...

Deszcz srebrzy świat. Pada, leje, kropi, mży i tak od kilku dni. Z tęsknoty za słońcem zapalam świeczkę, bo "taki wieczór choć rano". A ona pachnie pięknie jesienią, pachnie cynamonem i jabłkami. I kawą pyszną się raczę o nazwie "Rozgrzewający rum". Są w niej nuty imbiru i rumu właśnie, idealne na taki dzień jak ten...

Domowa jestem. Czytam, oglądam seriale na Netflixie. Teraz "Hinterland". To brytyjska produkcja. Ma niesamowity nastrój. Akcja dzieje się w walijskim miasteczku, które wydaje się być idylliczne, ale takie nie jest. Położone nad morzem, otoczone niezwykłą, dziką naturą. A mieszkańcy mają swoje mroczne tajemnice, ich losy wciągają i emocjonują. W tej małej społeczności święty spokój chce odnaleźć poraniony przez życie detektyw Tom Mathias. Niestety musi zmierzyć się z mrocznymi sprawami małego miasteczka. Ogląda się wybornie...

Uciekły mi dwa tygodnie września. Nie wplotłam we włosy nitek babiego lata, nie zrobiłam korali z dzikiej róży. Złota jesień jest w moich marzeniach. I długi spacer, szuranie liśćmi i zbieranie kasztanów. Weekend spędziłam z M. To był bardzo dobry czas, domowy, bo pogoda niestety nie sprzyjała wyjściom...

Milczałam. W tym milczeniu był czas na zadbanie o własne zdrowie, po drodze szpital, operacja i dochodzenie do siebie. Teraz jestem na zwolnieniu lekarskim i dbam o siebie :) I myślę, że jest dobrze...

poniedziałek, 9 września 2019

Pokój pełen deszczu...

Jesienią pachnie, wilgocią i pierwszymi spadającymi liśćmi. Nagle pochłodniało. Pada. Równymi rzędami perłowe krople układają się na szybach. Światłem świec i lampki złocę wieczór. Piję herbatę o nazwie "Prosto z lasu". To ten czas herbat, kocyków, migotliwych płomyków świec, jazzowych snujów...

Czwartoklasiści są pocieszni, wdzięczni, chwilami zabawni, ale bardzo słabo czytają, robią błędy, przepisując z tablicy. Piąta klasa błyszczy wiedzą z ubiegłego roku, za to ósma klasa, którą otrzymałam w spadku po koleżance, tego nie miała, o tamtym nie słyszała. Moja wychowawcza siódma wystraszona, a szósta nie ma jeszcze podręczników, bo wydawnictwa nie zdążyły przygotować. Ot, tyle z frontu szkolnego :)

Odpoczywam przy kolejnej części kryminału Chmielarza z komisarzem Jakubem Mortką w roli głównej. I lubię tego Mortkę :)

W telewizji zapraszają do wspólnego kibicowania i zapewniają emocje, ale raczej nie obejrzę meczu...

Na ścianie tańczą cienie, zaparzyłam kolejną herbatę. Za oknem srebrny szum, czarna sukienka mroku, końcówka lata w jakimś zagubieniu. Na parapecie gaśnie dzień...


piątek, 6 września 2019

Wrześniowe drobiazgi...

Powietrze w złotych cętkach światła. To słońce zachodzi i znaczy niebo złocistymi smugami, pasemkami pomarańczu, pastelowego różu i jeszcze niewidocznej, ale już przeczuwanej czerwieni. Piątkowy wieczór, pierwszy powakacyjny wieczór, oczekiwany. Już zaczął się ten rytm tygodnia w pracy i oczekiwania na weekend...

Pierwsze dni w szkole jak zawsze w lekkim zamieszaniu, a to wydawnictwa nie wysłały podręczników, a to nowi uczniowie nie kojarzą, w jakiej klasie mają lekcję i od czego ta pani i tamten pan, a to planów wiele trzeba napisać, poinformować rodziców o tym i owym :)

Wrzesień zaczął się pięknie. Poranki są rześkie, smakują lekkim chłodem, potem słońca promienie przypominają wakacyjny czas. Pojawiły się pierwsze jesienne kolory. Spurpurowiały klony japońskie, brzozom żółkną listki, rudzieją kasztanowce. To moje kolory, mój czas. Mam w wazonie strzępiaste astry w amarantowym odcieniu. Zaparzyłam herbatę o smaku czarnej porzeczki. Zaczyna się czas miękkich kocyków, herbat, zapalonych świec. Czas domowy, dobry czas...

Zaczęłam po południu czytać "Nić Arachny" Renaty Kosin. To saga, o której napisano, że to "opowieść, która łączy ze sobą wiele różnych wątków i elementów bliskich sercu każdego, kto urodził się i wychował tam, gdzie jedną z najwyższych wartości jest wierność tradycji i szacunek dla pamięci przodków. Gdzie zielone pola, złote łany i kręte drogi pośród białokorych brzóz i rosochatych wierzb". Czyta mi się dobrze, ciekawi mnie ta opowieść, rozgrywająca się w dwóch planach czasowych...

A jutro podczas Narodowego Czytania przeczytam fragmenty "Dymu", choć wolałabym Schulza, ale tak mi przydzielili...

Niebo nabiera chabrowych znaczeń, czas na plumkającą muzykę...

niedziela, 1 września 2019

Jeszcze wakacyjnie...

Lato się nie kończy, przeciwnie, wciąż nieznośne afrykańskie upały dokuczają i wykańczają. A przecież końcówka sierpnia zwykle taka pastelowa była. Gasł żar, ale słońce delikatnie podkreślało pełnię lata, łagodziło kontury, uwypuklało bogactwo ogrodów. Te ostatnie dni tegorocznego sierpnia spędziłam z M. u mnie, ale bardziej domowo, bo upały zniechęcały do wychodzenia...

Kończą się wakacje. I nie mogę uwierzyć, że to już, że tak szybko, nieubłaganie. I choć ostatnie dwa tygodnie to już była praca, po kilka godzin dziennie, to jestem jakaś niepogodzona z tym końcem wakacji. Piękne były, intensywne i bogate w doznania. W tym roku niewiele lata zamknęłam w słoikach, ale zupełnie się tym nie przejmuję...

Kwitną astry, róże, marcinki. Czarny bez przy bloku obsypany owocami. W pejzażu więcej brązów, sepii, słomianej żółci, ochry i złota. Jesień stoi u progu. I ostatnia niedziela jeszcze wakacyjna, ale z tyłu głowy kołacze myśl, że to już czas szkoły. Kiedyś w połowie sierpnia zaczynałam tęsknić, pisałam rozkłady, cieszyłam się równymi literkami, kupowałam ładne długopisy, skoroszyty, teczki, kolorowe spinacze. Myślałam o pierwszych lekcjach, o tym, co powiem tym, którzy wracają do ławek po wakacjach i tym, którzy pierwszy raz mieli w nich zasiąść. A teraz jakoś mniej entuzjazmu we mnie, mniej radości i nie jest to wypalenie zawodowe :)

Dużo czytałam w te wakacje. To lato było pod znakiem polskiego kryminału. Odkryłam Górskiego, Borkowskiego, Chmielarza i Brzezińską...

Mam już jesienną torebkę do pracy, piękny kardigan w perłowym kolorze z maleńkimi guziczkami na mankietach, mam lakier do paznokci w kolorze oberżyny i pastylki magnezu :)

Witaj, wrześniu! Witaj, szkoło!

piątek, 16 sierpnia 2019

Wakacyjne widokówki...

Wróciłam. Bociany odleciały, pola opustoszały i krajobraz już lekko muśnięty jesienią. Sierpnia połowa przypomina o nieodwracalnym końcu wakacji i powrocie do pracy. Jeszcze nie jestem gotowa, jeszcze nie tęsknię. Wspominam. Wspominam cudowne wakacyjne wyprawy. Intensywnie spędziłam lipca czas i połowę sierpnia...

Tydzień w Warszawie pozwolił przypomnieć sobie ulubione zakątki, pospacerować po starej Pradze i po Łazienkach moich ulubionych, pobyć z M. po domowemu, cieszyć się zacisznością małych knajpek. A pewnego dnia M. spełnił moje marzenie i zaprosił mnie do miasteczka jak ze snu, do Kazimierza Dolnego. I wystarczyło skręcić w boczną uliczkę, nieco dalej od Rynku i poznać cichy, malowniczy, bajeczny Kazimierz, zachwycić się domkami z piaskowca i drewna, odnaleźć kultowe miejsce Herbaciarnię u Dziwisza i tam zatrzymać się w czasie przy kawie, tarcie i pysznej nalewce. I poczuć wiatr we włosach, spacerując bulwarami nad Wisłą...

A potem już nasza wakacyjna podróż do Bawarii, do krainy jezior, parków i Alp. Monachium to miasto z duszą. Monachijskie ogródki piwne są przepiękne, często położone w urokliwych zakątkach, parkach, w cieniu rozłożystych kasztanowców. Mieliśmy w lipcu taki mały Oktoberfest :) Zachwycił nas Marienplatz, gdzie znajdują się najważniejsze zabytki z Nowym Ratuszem, robiącym wrażenie i kościołem św. Piotra. A potem w Pinakotece podziwialiśmy dzieła przedstawicieli szkoły niemieckiej i arcydzieła niderlandzkich mistrzów...

Linz nas nieco rozczarował, może dlatego że miasto żyje teraźniejszością, zapominając o przeszłości. Przykładem może być dom, w którym Mozart skomponował jedną ze swoich lepszych symfonii i przy którym jest tylko brzydka tablica. Zachwyca za to nowa katedra bogactwem witraży, barokowe kościoły i przepiękny zakątek z fontanną planet...

O Ratyzbonie już pisałam. Kiedyś tam wrócimy...

Naszym miejscem docelowym była jednak Pasawa. To stare, malownicze, bawarskie miasteczko, na granicy z Austrią. Trzy rzeki : Ilz, Inn i Dunaj zechciały się w tym miejscu spotkać. Piękne chwile tu spędziliśmy. Do ocalenia, do zapamiętania plątanina uliczek przypominająca średniowieczne włoskie miasteczko...

Wędrowaliśmy doliną Ilzu. Tu w Niemczech nazywają Ilz Czarną Perłą, bo wody rzeki są czarne nawet w słońcu. Wokół zieleni tyle prześwietlonej słońcem, te refleksy układały się cieniami, barwnymi plamami i odcieniami na skałach. Nasz pensjonat znajdował się w malowniczym miejscu, poza miasteczkiem, wiodła do niego kręta droga, z tunelem i przez drewniany most...

W drodze powrotnej na kilka godzin zatrzymaliśmy się w Wiedniu, by odświeżyć wspomnienia i zakupić czekoladki z Mozartem :)

I dwie doby w Krakowie, bo Krakowa nigdy dość, szczególnie krakowskiego Kazimierza i nastroju jego uliczek...

A potem polecieliśmy do brata mojego. Nie widzieliśmy się od świąt BN, więc radość z bycia razem jest nie do opisania. Zwiedzaliśmy, spacerowaliśmy, zachwycaliśmy się kolorowymi domkami jak z bajki, surowością skał, plażami bez piasku, nadmorskimi kurortowymi miasteczkami, kwitnącymi wrzosami...

Zapisuję, ku pamięci, by zajrzeć, przeczytać, przypomnieć sobie. To miejsce jest jak album wspomnień :)

piątek, 26 lipca 2019

Kartka z podróży

Wczoraj zwiedzaliśmy Ratyzbonę, która jest cudowna. Wąskimi uliczkami przemierzyliśmy ją wzdłuż i wszerz. Zachwytom nie było końca, na każdym kroku spotykaliśmy coś niezwykłego: a to malowniczą kamieniczkę, bogato zdobioną fasadę, niezwykły portal, fragment kolumny itp.

Ratyzboński kamienny most jest starszy od tego w Pradze, ale nie jest tak zdobny i tak licznie oblegany, co nas cieszyło...

Najcudowniejsza w Ratyzbonie jest Katedra św.  Piotra. Chyba najwieksza z tych ocalałych i cudownie gotycka, wspaniale zachowana, z oryginalnymi witrażami. Wchodzilam po schodach i myślałam o przeszłych pokoleniach, które wchodziły tymi samymi schodami,  o ich postawionych śladach.  Dotykałam kolumn i myślałam o budowniczych tego średniowiecznego drapacza chmur. Oddychałam przeszłością i cieszyłam się chłodem tych gotyckich murów, bo na zewnątrz świat był gorącą patelnią...

Takie zapiski na gorąco, pisane w telefonie...

Pozdrawiam że szlaku :)

poniedziałek, 15 lipca 2019

Zanim w podróż wyruszę...

Poranek w szarościach, słońce gdzieś przepadło, lekki chłód muska moje stopy. Kawą mi pachnie, a w mojej czasoprzestrzeni unoszą się nieziemskie dźwięki. Jest w nich słońce, smutek, urok Andaluzji, cygańska tradycja, pasja, impulsywny taniec. Jest to, co lubię: flamenco, jazz, bossa nova, blues. Paco de Lucia był czarodziejem gitary, Mozartem gitary, po jego śmierci napisano, że opłakują go gitary. I tak o poranku towarzyszą mi jego koronkowe sola . I mam ochotę zatańczyć przed lustrem :)

A wczoraj popołudnie upłynęło mi też w muzycznych nastrojach. Byłam na koncercie szczecińskiego duetu Jackpot. Zagrały w duszy znane piosenki z tekstami poetów lubianych i akompaniament gitary. I tak sobie byłam w pięknych okolicznościach przyrody, bo koncert odbywał się w plenerze. Cieszyłam się ulubionymi frazami, nuciłam i pozwalałam sobie na piękny smutek...

A dziś czekają mnie przygotowania do podróży. Walizka już szczerzy się ząbkami zamka, deska do prasowania czeka, a mnie zaczyna ogarniać to wszystko, co czuje się przed podróżą :)

I w tyle głowy zostawiam wszystkie niepokoje, odkładam je na wrzesień, pomyślę o nich, kiedy przyjdzie czas...

Będę cieszyć się bliskością M., podziwiać górskie pejzaże, śmiać się, pić wino, poznawać nowe zakątki, zachwycać się, pokonywać swoje słabości na górskich szlakach i wygrywać sama z sobą :) Będę wystawiać twarz ku słońcu, znikać w nieznanych uliczkach, poznawać regionalne potrawy w nastrojowych knajpkach, chłonąć urodę odwiedzanych miejsc i być...


sobota, 6 lipca 2019

Karteluszki z sobotniego poranka :)

Pada od rana. Deszczowe krople stukają o szyby i parapety, ale nie narzekam. Po dniach afrykańskich upałów to ochłodzenie jest zbawieniem. Chwilowo więc nie tęsknię za słońcem, rozkoszuję się chłodem, który wsnuwa się otwartymi balkonu drzwiami. Może żal mi trochę nieba, które zamiast błękitnego, pogodnego oblicza ma szarości odcienie...

Jestem już po śniadaniu, jedzonym bez pośpiechu, z nosem w książce. Tym razem jest to "Sekret Heleny" o zagmatwanych relacjach rodzinnych, miłości, tajemnicach, przeszłości, nadziei i wybaczeniu. A do tego jest lato na Cyprze, stary dom, morska bryza i wyjątkowa atmosfera. Dobra książka na lato :)

Teraz dom pachnie kawą. Mam zamiar wybrać się po sprawunki, może nawet bez parasola, bo przecież lubię pamięć odświeżać na deszczu :)

Jeszcze kilka dni i wybierzemy się z M. w naszą wakacyjną podróż...

A tymczasem...dotarła do mnie sierpniowa "Uroda życia", a w niej ciekawy wywiad z lubianą przeze mnie Magdą Umer, znowu pachnę perfumami z nutą zielonej herbaty, maluję paznokcie lakierem o koralowym odcieniu, mam cudowne, proste w formie sandałki i kremową torebkę o wzorze makramy z frędzlami...

Odkryłam likier Krupnik Słony Karmel, wyśmienity do lodów waniliowych :)

Lubię moją białą kuchnię, lubię spędzać w niej czas, zasiadać przy kwadratowym stole, kartkować czasopisma, wsłuchiwać się w cicho szemrzące radio, patrzeć na kwitnące na kuchennym parapecie fiołki...

Soboty wdzięcznie mijającej nam życzę :)

poniedziałek, 1 lipca 2019

Lipca witanie...

To moje ścieżki ulubione, niedaleko domu, wystarczy kilka minut i mogę oczy cieszyć takimi obrazami. Tak pięknie bławacą się pola, tak, wiem, chabry są chwastami, ale jakże uroczymi...

Wczoraj popołudniem termometr pokazywał prawie 40 stopni. Powietrze parzyło jak meduza i falowało przed oczyma. Wczoraj byłam domowa, dziś po pracy też czas spędzam w domu. Nie lubię takiego gorąca, nie lubię tego żaru lejącego się z nieba. I roślinom też jest źle. Te niepodlewane gasną...

Teraz czas smakuje mi kawą. Cichuśko Anna Maria mi śpiewa z płyty "Minione". Dom pachnie lipcem, odgrodziłam się opuszczonymi roletami od słońca, tęsknię za wiatrem, za jego chłodnymi dotykami, za rześkim powietrzem...

Kwitną róże, we wszystkich kolorach. Słodzą powietrze tym swoim aromatem czasem tak nierzeczywistym...

Lubię lipiec za światło, za cudowne zachody słońca widziane z mojego balkonu, za dobrodziejstwo ogrodów. W mojej kuchni królują teraz pomidory, ogórki, bób, fasolka szparagowa, kapusta, młode ziemniaki, buraczki. Tak łatwo teraz przyrządzać posiłki. Ach, zapomniałam o cukinii, kalafiorach...

I wieczory lipcowe lubię, wieczory na balkonie. Można się zasiedzieć, ocalić nocne minuty, pobyć bez myśli o tych wszystkich muszę, powinnam...

Lipcu, trwaj, mijaj powoli! :)

niedziela, 30 czerwca 2019

Niedzieli chwile zielone...

Niedzielny poranek rozćwierkany jest ptasimi głosami, ma kolor kawy i waniliowej bieli goździków w wazonie. Jestem już po śniadaniu, cieszę się chłodem i lekkimi podmuchami powietrza. Nawet firanka tańczy poruszana wiaterkiem. Potem znowu stanie się niemiłosiernie gorąco, okna zasłonię roletami, włączę wiatrak i będę tęsknić za umiarkowanymi temperaturami...

Myślałam, że od poniedziałku będę już mogła cieszyć się wakacjami, niestety jeszcze nie skończyłyśmy skontrum w bibliotece. Jak w Waszych gimnazjalnych szkołach wygląda ich likwidacja?

Kilka ostatnich dni spędzałam z M. I to był taki dobry czas. Właściwie, z powodu upałów, domowy, ale wczesnymi wieczorami wybieraliśmy się na spacery w zielone ścieżki i kolory zachodzącego nieba...

Wydawało mi się, że "Cymanowski Młyn" jest książką zajmującą, ale im dalej brnę, tym jakoś mniej mnie zajmuje fabuła i bohaterka...

Tak sobie myślę, że hipokryzją trącą różne medialne panie, deklarujące bycie eko, zielone serca i nawołujące z czasopism, napisanych przez siebie poradników, ze swoich mediów społecznościowych do życia w zgodzie z naturą. Ich twarze są sztuczne, naszpikowane botoksami, po operacjach plastycznych, jakby sklonowane...

Sylwester Ostrowski to szczeciński saksofonista jazzowy, muzyk z pasją i od jakiegoś czasu lubię jego muzykę :)

A w powietrzu wciąż lato jak zmysłowe tango...

czwartek, 20 czerwca 2019

Poranne chwile...

Poranek pełen ptasich ćwierkotów. Słońce chodzi po pokoju, niebo jest przejrzystym błękitem. Mam uchylone drzwi balkonu, jeszcze czuje się rześkość powietrza. Potem opuszczę rolety, odgrodzę się od gorąca, choć nie do końca będzie to możliwe, bo temperatury powietrza w cieniu dochodzą do ponad 30. stopni...

Pachnie mi kawą. Poranek upływa leniwie. Jeszcze nie jestem ubrana. Jeszcze nie pościeliłam łóżka. W wazonach mam bukiety róż we wszystkich kolorach i ich zapach otula poranek słodyczą. Wczoraj było ostatnie zakończenie roku w gimnazjum. I choć od dwóch lat oswajałam wieść o likwidacji tego typu szkół i obiecałam sobie na chłodno podejść do tego wydarzenia, to jednak na apelu wzruszyłam się i popłakałam. Szczególnie łzawym momentem był ten, kiedy złożony został sztandar szkoły i kiedy, w symboliczny sposób, rozwiązano ostatnie klasy gimnazjalne. W gimnazjum zostawiłam kawał życia i serca. Przepracowałam tam 19 lat. Miałam to szczęście, że ze świetnymi ludźmi pracowałam i w niezwykłej atmosferze, choć trafiały się też Panie Ważne i ich jady, ale to marginalne dziś wspomnienia...

Żal. Tak zwyczajnie, po ludzku. Wierzę, że każdy koniec jest początkiem...

Jeszcze nie zaczynam wakacji, jeszcze pracuję do końca czerwca, wszak musimy zrobić inwentaryzację, skontrum, zarchiwizować dokumenty itd. Czekam na wakacje. I pochwalę się, że moi ósmoklasiści osiągnęli na egzaminie świetny wynik :)

Dobrego dnia życzę Wszystkim :)

wtorek, 11 czerwca 2019

Kilka drobiazgów...

Niebo jest dzisiaj błękitną chusteczką. Powietrze jeszcze nie parzy, tym bardziej że nad ranem hałaśliwa burza przyniosła deszcz i orzeźwienie...

Czas pachnie kawą. Mam okienko. Nie mam już nic do sprawdzania, więc mam wolną godzinę. Godzinę dla siebie. Mogłabym przygotowywać się do jutrzejszej rady, ale jeszcze nie wszyscy wystawili oceny, więc przygotuję się w domu...

Przez uchylone okno wpadają ptasie ćwierkoty i zapach koszonej trawy. To budzi myśli o wakacjach. Cieszę się na nie. I choć do końca czerwca będę jeszcze w pracy, bo trzeba doprowadzić sprawy gimnazjum do końca, to jednak będzie inaczej, ciszej, swobodniej...

Wczoraj z przyjemnością obejrzałam mecz. Dziś podczas porannego dyżuru chłopcy z mojej klasy przyszli podyskutować ze mną o golach, Lewandowskim i Piątku, bo to ich idole :)

Czytam. Popołudnia i wczesne wieczory spędzam między literkami sagi rodzinnej "Ogród z marzeń". Jest w tej książce urok, malowniczość i wyrazistość ubiegłego stulecia. Jest piękna historia o miłości, tajemnice, paryskie uliczki, winnice, hiszpańskie nastroje. To nie jest proza wybitna, ale przyjemnie się ją czyta u progu wakacji...

I znowu zatracam się w rozkołysanych jazzowych dźwiękach. Wieczory są wtedy takie niebieskie...


poniedziałek, 10 czerwca 2019

W słońcu...

Dziki bez zakwitł tym swoim kwieciem w waniliowej bieli i słodko-gorzkim zapachem raczy przyblokowy krzew. Piwonie, cesarzowe czerwca, purpurą pysznią się na rabatach. I kwitną moje ukochane kosaćce. W welonie zieleni świat spowity...

Coraz bliżej wakacje. I czekam na nie, bo ten rok był trudny, pracowity, pełen niepewności. Już wiem, że choć nie będzie gimnazjum, będzie niepubliczna podstawówka, ale ten rok będzie decydującym w sprawie jej dalszego istnienia. Cieszę się, że mam pracę, choć finansowo bardzo mi się pogorszy. Coś za coś jednak...

Weekend był pracowity, bo mieliśmy  w szkole piknik rodzinny. Czas po spędziłam z M., staraliśmy się zaplanować nasze wakacje i wyszło na to, że będą zdecydowanie za krótkie, jeśli mielibyśmy dotrzeć wszędzie tam, gdzie chcielibyśmy :)

Wystawiam oceny, a co za tym idzie, sprawdzam ostatnie prace, poprawy popraw i te różne "cosie", które pozwolą uniknąć wystawienia jedynek. I mam więcej czasu, tego domowego. Nareszcie mój dom znormalniał po remoncie. Każda rzecz ma swoje miejsce albo stare, albo nowe. Przyzwyczajam się do bieli mojej kuchni i coraz bardziej ją lubię. Szukam na krzesła patchworkowych poduszek w odcieniach szarości i bieli, takich w stylu rustykalnym, takie mi się zamarzyły. Widziałam w internecie we wszystkich innych odcieniach tylko nie w szarościach :)

Wieczorami zasiadam na balkonie. Gaśnie dzień, słońce znaczy niebo kolorami tak cudnymi, że oczu oderwać nie można. Czytam, przymykam oczy, wsłuchuję się w ptasie tirlitirli, oddycham, po upalnych dniach chłonę lekkie powiewy wietrzyka...

Dobrego tygodnia nam życzę...


poniedziałek, 27 maja 2019

Majowe drobiazgi...

Cisza w klasie mojej, mam okienko, bo większa część szkoły wyjechała na wycieczkę do stolicy. Przez uchylone okno podmuchy lekkiego wiatru wpadają, a ściana zieleni za szybami koi oczy. Lipy szykują się do kwitnienia i coraz częściej czuję w powietrzu zapach wakacji...

Pachnie mi kawą. M. podarował mi ziarnka pachnące wiśnią i rumem. Czasem lubię smakowe odmiany kawy...

Wczoraj byłam u mamy na cmentarzu. A chciałabym spotkać się na pogaduszki, iść na długi spacer, upiec jej ulubiony sernik, zawieźć konwaliowy bukiet, śmiać się, dzielić się szczęściem. 37 lat bez niej i pustka nie maleje, przeciwnie im jestem starsza, brak jest dotkliwszy...

W Soplicowie moim coraz starsi dawni znajomi, wycięto głogi te przy drodze, gniazdo bocianie puste, rzeka wezbrała, a jednak mam takie poczucie, że właśnie tam, w rodzinnej mej miejscowości, czas się zatrzymuje. I lubię tam być, lubię rozmowy ze staruszkami, które wieczności wypatrują ze swych przydomowych ławek. Lubię, kiedy wspominają moich rodziców, kiedy traktują mnie, jakbym wciąż była małą dziewczynką...

Po ostatnim odcinku serialu "Stulecie Winnych" sięgam kolejny raz po książkę, by sobie przypomnieć niektóre wątki...

Maj się kończy i tak cudnie pachnie świat...


czwartek, 16 maja 2019

Majowe nuty...

Maj jest jak z piosenki Kory. Jest zimno, ponuro, a nad światem rozpięty jest szary baldachim nieba, z którego w ostatnich dniach kapie deszcz. Wiem, jest potrzebny, ale przygnębia i sprawia, że świat zawęża się do ścian domu...

Tak, kwitną konwalie i rozsnuwają swój niepowtarzalny zapach, stojąc na ławie w siwaku. I są pewnym pocieszeniem, podobnie jak, widziana z okna mojego, złota wstążka rzepaków opasująca światek P. I wciąż kwitną bzy...

Dziś dostałam wypowiedzenie z pracy, w związku z wygaszaniem gimnazjum. Spodziewane przecież, a jednak jakoś mi smutno, bo przepracowałam tu 19 lat. I były to lata bardzo dobre, choć niełatwe, bo ze specyficzną dziatwą. Pierwsze roczniki były inne, chętne do nauki, kreatywne, z pomysłem na siebie, te ostatnie nieco leniwe, zamknięte w swoich światach smartfonów. W świetnym gronie pracowałam, zmieniało się ono, bo niektórzy poodchodzili na emerytury, ale ci nowi, młodzi okazywali się z "mojej bajki" i dobrze nam się pracowało, czy spotykało poza pracą. I tego wszystkiego żal...

Wieczór powoli barwi niebo grafitem, lampka złoci minuty, kubkiem herbaty ogrzewam dłonie. "Kotka i Generał" to bardzo smutna książka, acz niesamowita, fascynująca, mocna i prawdziwa. Autorka jest mistrzynią narracji, dobiera słowa tak, że ma się wrażenie, że się widzi, słyszy, czuje, dotyka. Lubię, kiedy książka uwodzi pięknem języka. Polecam tę nietuzinkową prozę...

Ostatnio cisza jest moją muzyką...

piątek, 3 maja 2019

Nadmorskie opowieści...

Jest tak, jak lubię: pastelowe słońce, wiatr, fale z grzywami, błękit nieba, białe obłoki. Leniwie płynie czas. Spacerujemy, zachwycamy się, wpisujemy w pejzaż. Pozdrawiam z Niechorza :)

środa, 1 maja 2019

I wtedy przyszedł maj...

Jeszcze jestem domowa. Pakuję walizkę, śledzę serwisy pogodowe i wiem już, że muszę być przygotowana na słońce, deszcz i przymrozek. Nie widzę w tym problemu, cieszę się na ten wyjazd, bo potrzebuję odmiany, potrzebuję poczuć inny zapach powietrza, mieć inne niebo nad głową, pobyć gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna...

Poranek w kapeluszu z szarą woalką, ale słońce się przebija, nieśmiało, ale wierzę, że się wypogodzi. Teraz jest czas kawy. Lekko turlają się dźwięki radiowego grania. Myśl, że mamy kilka dni wolnych, bardzo mnie relaksuje. Sama myśl :) Czuję się zmęczona, trochę pracą, trochę remontem i swoim niskim ciśnieniem. Jestem niskociśnieniowcem, ostatnio bywam nie do życia :)

Świat pachnie liliowym bzem, jakby się rozlała butelka perfum. Ten słodko-gorzki zapach jest cudowny. Mam kilka gałązek w domu i tu też mi pachnie cudnie. I rzepaki kwitną, żółcą się między zielenią. Kiedy patrzę w okno, widzę pola w oddali jako barwną mozaikę. A na przyblokowych trawnikach złocą się główki mniszków lekarskich. Po deszczu zieleń obmyta z saharyjskiego piasku jest taka soczysta i młoda. Codziennie coś nowego pojawia się w pejzażu. Staram się to zauważać, staram się choć chwil kilka zamyślić się tym pięknem, zatrzymać je w sobie...

Cudownych majówek nam życzę :)))

sobota, 27 kwietnia 2019

Soboty czas...

O poranku rzęsisty deszcz załomotał w szyby, a w nocy odgłosy burzy nie dawały mi spać. Niebo po deszczu jest nieco ponure, ale zieleń odżyła, stała się wyrazista, soczysta, bujniejsza. Pochłodniało, ale to dobrze, bo wczoraj było za gorąco, jak w lipcu. Nie lubię takich szybkich zmian temperatury, tego nagłego przejścia z wiosennej aury w pełnię lata...

Fachowcy kładą panele, czekam niecierpliwie na końcowy efekt. Jestem ciekawa całości, bo deska w opakowaniu nie oddaje kolorytu końca :)

Dom w rozgardiaszu trochę męczy, ale wytrzymuję. Teraz aromat kawy miesza się z zapachem farby. Mam w wazonie czerwone tulipany, taki ładny akcent w tym bałaganie...

Coraz bliżej maj i majówka. Mamy w planach wyjazd nad morze. Tęsknię za nadmorskim pejzażem, bezkresem horyzontu, dotykiem piasku, piskami rybitw i mew. Marzy mi się bezludność plaż, długi spacer, zapach wiatru z kroplami słońca...

czwartek, 25 kwietnia 2019

Zwykły dzień...

Świat pozieleniał, tak jakoś nagle i zachwycająco. Aleja kasztanowa widziana z okna szumi bujnymi liśćmi. I zakwitł bez, ten wczesny, odurzający liliowym zapachem. A na przyblokowym trawniku morze drobnych stokrotek...

W domu tymczasowość za sprawą wczoraj rozpoczętego remontu. Najpierw malowanie i położenie nowych paneli, potem wchodzi ekipa montująca meble. Teraz ten bałagan mnie przygnębia, ale potem...Potem będę się cieszyć bielą szafek, oszkloną witrynką, jasnością ścian :)

W pracy wciąż niepewność. Trwają zapisy do nie tylko pierwszej klasy. Niby coś drgnęło, niby się zapisują, ale to wciąż za mało. Jednak jest to światełko w tunelu, nikłe, ale jest...

Obserwując to, co się dzieje obecnie, mam wrażenie, że żyję w jakiejś innej rzeczywistości...

Teraz jest czas kawy. Dopieszczam się czekoladką Ferrero Rocher. Oczy cieszę żółcią tulipanów, słońcem zaglądającym przez okno, jasnym niebem. Tyle tego nieba jest...błękitnego, rozświetlonego...

Tyle radości sprawiła mi dziś wiadomość od Alianore z poleceniem książki do przeczytania...

piątek, 19 kwietnia 2019

Świątecznie

Niech czas Wielkanocy będzie okazją  do dobrych spotkań,  ładnych myśli. Życzę chwil pełnych radości,  bliskości i spokoju. Niech w sercach odrodzi się nadzieja i wiosna...

środa, 17 kwietnia 2019

Kwietniowe haiku...

Świat taki jest piękny, w zieleni tej młodej, soczystej jak młode jabłka. Tak pachnie kwieciem owocowych drzewek, dzikich mirabelek, rajskich jabłuszek. Tak ślicznie wyglądają drobne różowe i białe płatki. Kasztanowce w woalu seledynowej zieleni, trawa coraz bujniejsza, a forsycje złocą się w słońcu. Pięknie, pięknie jest...

Porządki domowe na finiszu. Zostało mi tylko zrobienie dekoracji, gotowanie i pieczenie...

Teraz smak popołudnia. Pokój zalany jest słonecznym blaskiem, pachnie kawa i marcepany. Dziś zakupiłam trzeci tom książki Joanny Jax "Zanim nadejdzie jutro", wieczorem zacznę czytać i już nie mogę się doczekać. Ciekawa jestem dalszych losów bohaterów, końca tej opowieści...

Nie strajkujemy. I w świetle tego, co się dzieje, uważam, że to dobra decyzja...

Mam nadzieję, że te dni będą spokojem, dobrym czasem, wytchnieniem...


środa, 27 marca 2019

Słów kilka...

Poranne niebo jest chustą szarości we wszystkich jej odcieniach. Pewnie za chwilę się rozpada. Do ostatnich dni pasuje przysłowie o pogodzie w marcu. I znowu jest zimo, a słońce wydaje się być gdzieś daleko...

Domowe sposoby leczenia się nie pomogły i skończyły się zapaleniem oskrzeli, antybiotykiem i zwolnieniem lekarskim. Leżę zatem, piję herbaty z imbirem i sokiem malinowym, łykam medykamenty i chcę być już zdrowa, a nade wszystko nie kaszleć tak męcząco...

Czytam, oglądam kolejne odcinki kryminalnego serialu "Ślad", śpię, odbieram telefony od koleżeństwa z pracy. I jakoś mi tak cieplej w duszy po tych telefonach :)

Jakoś straciłam przyjemność z picia kawy...

poniedziałek, 18 marca 2019

Niebo jak morze bezbrzeżne...

Tyle nieba za oknem i wieczór w tylu odcieniach niebieskiego. Dom spowity w złote światło lampy i w ciszę, bo dziś ciszy potrzebuję bardzo. Przedwiośnie smakuje zimnym wiatrem, deszczem, chłodem. I choć tak mało słońca w pejzażu, to zieleni przybywa każdego dnia, tej pierwszej seledynowej, jaśniutkiej, młodej i świeżej...

Niedziela była bardzo domowa, właśnie z powodu pogody, ale nie przeszkadzało mi to za bardzo, bo miałam dużo sprawdzania. Wieczorem z przyjemnością obejrzałam kolejny odcinek "Stulecia Winnych". Książkę czytałam jakiś czas temu, więc fabuła mi nie obca, ale zachwycam się malarskością kadrów, półcieniami, światłem, miejscem, które udaje książkowy Brwinów...

Polubiłam Konstancję, bohaterkę książki Grażyny Jeromin- Gałuszki "Folwark Konstancji". To pierwszy tom sagi, a sagi uwielbiam i książki Pani Grażyny takoż. A ta zachwyciła mnie od pierwszej strony. Piękny świat wykreowała pisarka, przepięknym, literackim językiem się posługując...

Dziś mój tato, gdyby żył, skończyłby 73 lata. Chwilami nie mogę uwierzyć, że to już 5 lat minęło, od kiedy go nie ma. Byłam dziś na cmentarzu...

Herbatą malinową serce ogrzewam...

wtorek, 12 marca 2019

O wiośnie...

O poranku świat był polukrowany przymrozkiem. Może i ładnie to wyglądało, ale oczekiwania są inne. Wiosny już się chce. Codziennie wypatruję jej śladów, czekam na zapach fiołków, na słoneczność forsycji, na niebo w szczypankach błękitów. A ona, ta wiosna, coś kaprysi, ociąga się...

Mam teraz okienko. Jestem w swojej klasie, piję herbatę owocową. Miałam sprawdzać wypracowania, ale już po pierwszym zniechęciłam się. Ósmoklasiści nie przeczytali na wczoraj "Quo vadis", wcześniej omawiałam "Pana Tadeusza" na podstawie filmu. Czy tylko ja mam tak nieobowiązkowych i lekkomyślnych uczniów? Szukałam wsparcia u rodziców, wysyłając wiadomość poprzez dziennik internetowy. Otrzymałam odpowiedź od jednej mamy. Znak czasów?

W sobotę byliśmy z M. w teatrze. Sztuka nosiła tytuł "Ostra jazda" i była zabawną komedią dla dorosłych. Pozwoliła zapomnieć o problemach, zrelaksować się i odreagować. Wyśmienity był Baka, Sadowski, świetna Wójcik. Polecam :)

Dni mijają za szybko. Dziś wtorek, a ja już jestem zmęczona. Wczoraj pracowałam do 15, potem długo sprawdzałam w domu prace klasowe, dziś po 7. lekcjach mam zajęcia pozalekcyjne, na szczęście rozwijające, więc będzie twórczo i może ciekawie...

Znowu wracają przygnębiające tematy związane z likwidacją gimnazjów...

czwartek, 7 marca 2019

Chmury i wiatr...

Bazie już są i zielone pączki na przyblokowym krzaku bzu. I żurawie głosy niosą się tęsknie niebem. Trawa się zieleni, ale to żadna nowość, bo trawa jest wieczna. Bielą się kępy przebiśniegów. I to wszystko uszczęśliwia...

Pamiętajmy o Osieckiej. Nikt tak jak ona nie potrafił pisać o życiu, o miłości, czułości, tęsknocie, smutku, samotności i czułości, o nas. Dziś rocznica jej śmierci. Bez jej poezji jest się o coś uboższym...

Trudne dni mam z powodu problemów z uczniem i jego problematycznymi rodzicami, którzy każde jego przewinienie usprawiedliwią, obrócą na jego i swoją korzyść. A dzieciak jest wyjątkowo cyniczny i potrafi nieźle grać...

Przyjemność i spokój znajduję w książce mojej ulubionej Agnieszki Janiszewskiej. "Po drugiej stronie" to dwutomowa opowieść niespiesznie snuta, łącząca przeszłość z teraźniejszością. Są w niej powroty do trudnej, bolesnej dla Blanki, głównej bohaterki, przeszłości, niedomówienia i tajemnice. A nade wszystko urzeka literacki język, piękny i liryczny...

Nadal w moim domu czerwienią się tulipany, pachnie herbata z imbirem i czas złocą kulki świateł...

A jutro M. przybędzie...


poniedziałek, 4 marca 2019

W deszczu...

Za oknem deszczowa nawałnica. Przez chwil kilka nie było światła. Zapaliłam świeczki, zaparzyłam herbatę i zrobiło się tak jakoś jesiennie. A przecież wiosna blisko. Dziś byłam ze swoją klasą na warsztatach w ogrodzie, a tam bielą się dzwoneczki przebiśniegów, śnieżyc, ranniki zimowe są jak słoneczka, a wśród traw krokusy w żółtych i fioletowych spódnicach. I powietrze pachniało mokrą ziemią, świeżością i zielonkawym wiatrem. I pięknie już jest...

Od jakiegoś czasu jestem posiadaczką czytnika. Myślałam, że tylko papierowe książki jestem w stanie czytać, bo przecież zapach i szelest kartek, bo książka tak cudnie dopasowuje się do ręki. Okazuje się, że czytanie na czytniku też sprawia frajdę, szczególnie kiedy można korzystać z podświetlenia. Do zakupu ustrojstwa zmusiła mnie sytuacja: mam niezbyt duże mieszkanie i niestety nie mam już miejsca na kolejny regał, niektóre książki ułożone w stosiki stoją na podłodze. I choć wiele przeczytanych czytadeł i kryminałów oddaję na akcje charytatywne czy loterie, to i tak wciąż mam za mało miejsca...

Ucichł wiatr za oknem, niebo jest w szalonych granatach i fioletach, za chwilę stanie się czerń. Wciąż płomyki świec rozświetlają pokój. Piję malinową herbatę. Ułożyłam test dla ósmoklasistów z "Pana Tadeusza". Wypadnie pewnie nijak, bo dwie osoby przeczytały, reszta bazowała na filmie, a i tak trzeba było tłumaczyć z "polskiego na nasze" :) 

Przez ten blox wiele osób rezygnuje z pisania i nie szuka nowych miejsc. Szkoda, bo to ludzie tworzyli ten blogowy świat, to dzięki nim pisanie nabierało barw...

niedziela, 3 marca 2019

Niedzielnie...

Pogubiłam się w blogosferze i sama już nie wiem, gdzie będzie to moje nowe miejsce. Nie umiem tu przenieść wpisów. Może po prostu pisać, a stary blog mieć zapisany na dysku?

Niedziela w deszczu. Szyby zapłakane, za oknem szarość tak mało wiosenna, taka smutna. Weekendowy czas spędziłam z M. I to był dobry czas, domowy, w bliskości. W sobotę byliśmy na spacerze, takim z wiosną w tle. Ptaki ćwierkały jakoś tak żwawo, złociły się leszczyny w bladym słońcu i przebiśniegi zaświadczały, że wiosna się zbliża. I chce się słońca, zieleni i zapachu powietrza w odcieniu zieleni...

Teraz czas pachnie kawą i smakuje ciastem z jabłkami. Snują się dźwięki z płyty Anny Marii, a w wazonie czerwienią się tulipany. Moje najulubieńsze to żółte, ale nie było już, więc kupiłam czerwone. I dziś nie sprawdzam prac ni sprawdzianów, dziś się resetuję :)

I czekam na wieczór, na zapowiadany w jedynce serial "Stulecie Winnych". Ciekawa go jestem, bo czytałam książkę i bardzo mi się podobała...

piątek, 18 stycznia 2019

Okienko :)

Mam teraz okienko. Siedzę w swojej klasie, w ciszy, dobiegają mnie tylko strzępki słów z sąsiedniej klasy. W oknie odrobina bieli i cudownie niebieskie niebo. Gałązki zaokiennych drzew błyszczą zamarzniętymi kroplami wody i wyglądają jak w naszyjniku z cyrkoniami...


Znowu piątek i cieszę się, że weekend się zaczyna, ale za szybko mijają dni, za szybko. Ten tydzień minął mi błyskawicznie, bo we wtorki mam zajęcia pozalekcyjne, więc zostaję dłużej w pracy, w środy nauczanie indywidualne, a jeszcze rada była. Za tydzień, po następnym weekendzie zaczną się u nas ferie...


Wybieram się z uczniami na "Chłopca z burzy". Czy ktoś już był? Może coś napisać?


Dni mijają mi domowo. Wciąż jestem w świecie spraw mecenas Chyłki, czytając kolejne tomy. Wieczorami opatulam się pledem, ręce ogrzewam kubkiem z herbatą i zatracam się w czytaniu, bo na razie koniec sprawdzania, sprawdziłam wszystkie poprawy, zaległe prace. Chwilo trwaj!


Dopiero za tydzień spotkamy się z M. Spędzimy ze sobą ferie...


Ostatnio uciekam od newsów, od telewizji, od czytania prasy codziennej...


Pielęgnuję w sobie spokój i światło...

czwartek, 10 stycznia 2019

Drobiazgi...

Mijam sobie ze styczniem, w pośpiechu, w zapracowaniu, wszak koniec półrocza blisko. Sprawdzam, pozwalam na poprawy popraw, rozmawiam z rodzicami, którzy chyba bardziej są zainteresowani tymi poprawami niż ich latorośle...


Mijam, ale dostrzegam urok wieczorów z zapalonymi świecami, smakami herbat, które podarował mi Mikołaj. Znajduję czas, żeby się przenieść do Torunia, do świata bohaterów trylogii kryminalnej Roberta Małeckiego i jestem już coraz bliżej rozwikłania zagadki zaginięcia żony dziennikarza Marka Benera. Podoba mi się ten cykl...


U mnie nie ma śniegu. Jest deszcz. Przez ostatnie dwa dni padał niemalże nieustannie. Światek P. stał kałużami jak jeziora, nie chciało mi się wychodzić z domu. I trwałam tak sobie między domem i pracą jedynie. A marzył mi się spacer z błękitem nieba nad głową, z zapachem wiatru, z powiewającymi końcami szalika. Może w weekend będzie poprawa pogody...


I muzyką się raczę. Głaszczę te dźwięki szemrzące, rozkołysane, snujące się popołudniową porą, kiedy aromatem kawy się dopieszczam i wciąż dojadanymi pierniczkami świątecznymi...


A po świętach już śladu nie ma. A były piękne i dobre, bo z najbliższymi. I tam w Skandynawii nie było śniegu, ale czuło się tę magię niezwykłą, patrząc na domostwa ustrojone ciepłym światłem złotych lampek, zielonymi wiankami. W tej prostocie tyle uroku. I żal było odjeżdżać. I znowu miałam mokre oczy, bo z rodziną zobaczę się dopiero w wakacje. I to był piękny czas z moim M. Trochę zwiedzaliśmy, spacerowaliśmy, zacieśnialiśmy więź :)


Tak i cieszę się, że jutro piątek :)