czwartek, 31 grudnia 2020

Do siego roku !


 Moi Drodzy, w ostatnim dniu roku nie robię podsumowań ani postanowień, bo zwykle nie udaje mi się ich dotrzymać. 

Życzę, abyśmy z optymizmem wkroczyli w ten nowy 2021 rok, by wreszcie znormalniał świat, a w nas nie zabrakło blasku i światła. Wszystkiego najlepszego 🧡

niedziela, 27 grudnia 2020

Grudniowe drobiazgi...

Wracamy do rzeczywistości, chociaż bonus w postaci niedzieli pozwala czuć się jeszcze świątecznie i świątecznie celebrować czas. Moje święta w tym roku były bardzo inne. Spędzałam je sama, ale nie samotna. Brat ze swoimi nie przyjechał, Kuma też, bali się, że trudno potem może być z powrotem, a przecież praca, a tu wiadomo widmo kwarantanny. M. na kwarantannie i też nie mógł opuścić miejsca zamieszkania. Nasze wigilijne stoły były wiec osobne, ale byliśmy razem dzięki wideo spotkaniu. I staraliśmy się nie być smutni, nie narzekać. Dodawaliśmy sobie otuchy i otulaliśmy się nadzieją, że następne święta będą już takie jak zawsze...

Dziś za oknem wiatr. Niestety ani odrobiny bieli, wciąż czekam na pierwsze gwiazdki śniegu, na tę dziecięcą radość...

Grudzień odchodzi. Jak zwykle nie robię podsumowań, ale mam w oczach wiele tegorocznych wydarzeń, prostych radości i małych lęków, które jakoś zawsze splatają się z codziennością. I jest we mnie morze wdzięczności, przede wszystkim to wdzięczność za dobro i życzliwość ludzi, z którymi przecięły się moje ścieżki. I jest to wdzięczność dla tych, których znam od zawsze w realu, dla tych, których znam tylko z wirtualnego świata, dla obcych, którzy pracują w szpitalu, w którym się leczyłam i okazali mi tak wiele życzliwości i serca...

Trudny to był rok, wciąż jest, ale niezmiennie staram się fastrygować nadzieją każdy swój dzień, wciąż szukam radości w drobiazgach. Odkrywam nowe dźwięki, które stają się bliskie sercu, czytam, szydełkuję, zatrzymuję na zdjęciach ładne chwile, to moje grudniowe kadry, grudniowe momenty. Złocę czas płomykami świec, parzę dobre herbaty i kawy, prowadzę bujne życie towarzyskie przez telefon :)

Staram się rozumieć, że na razie muszę pracować zdalnie, nie narzekam, cieszę się, że czegoś nowego mogłam się nauczyć, że wykorzystuję narzędzia googla i ułatwiam sobie pracę, że opanowałam pisanie na tablecie graficznym...

Na te końcowe dni grudnia życzę nam miłości, zdrowia i radości, i światła w duszy i w oczach...

środa, 23 grudnia 2020

Świątecznie...


 A w święta niech się snuje kolęda i gałązki świerkowe niech nam pachną na zdrowie. Spokojnych, zdrowych, pełnych czułości i pięknych świąt Bożego Narodzenia życzę Wszystkim tu zaglądającym 🌲🌲🌲🧡

niedziela, 13 grudnia 2020

Złocąc czas...

 Grudzień wciąż jest szary, a ja czekam na jego blask i walczyk pierwszych śnieżynek. Złocę grudniowy czas płomykami świec, rozjaśniam lampkami i ciepłym miodowym odcieniem światła...

Teraz otulam się aromatem kawy z cynamonem i czekoladą, smakuję pierniki. Tylko grudzień tak pachnie tymi wszystkimi zapachami, które pozwalają wracać wspomnieniami do Krainy Dzieciństwa i uśmiechać się do tego czasu, kiedy byliśmy wszyscy razem, kiedy rodzice tworzyli magię, choć czasy były kryzysowe. Prawie wszystko było na kartki, szynka wtedy smakowała wyjątkowo, a pomarańcze, wystane w długich kolejkach, były rarytasem i ozdobą świątecznego stołu. Dziś wszystko jest, tylko nie ma tych, dzięki którym lubię Boże Narodzenie. I właśnie w tym przedświątecznym okresie jakoś częściej wysyłam latawce myśli do moich Bliskich Nieobecnych, tych po drugiej stronie. Jakoś w ostatnim miesiącu roku tęsknię za nimi bardziej i bardziej dotyka mnie ich nieobecność...

W grudniu staram się być dla siebie dobra. Nie rozliczam, nie podsumowuję. Nawlekam korali wdzięczności. W prezencie urodzinowym dla siebie samej zrobiłam mammografię i usg...

Niedziela mija mi domowo. Słucham plumkającej muzyki, patrzę, jak sikorka tańczy na parapecie, robię z papieru rozety i sprawia mi to frajdę. Powoli się nastrajam do świąt, ale moje świąteczne ozdoby jeszcze z niecierpliwością czekają na swój czas...

Wczoraj na "Kulturze" obejrzałam ciekawy wywiad z Jakubem Małeckim. Jego "Saturnin" jest w moim czytniku i teraz jestem bardzo ciekawa tej opowieści. Czytaliście? Warto? 

Zaangażowałam się w pomoc dziecku koleżanki. Jestem w grupie na FB, która prowadzi licytacje na ten cel. Wystawiłam kilka swoich książek i tak się cieszy, że jest nimi zainteresowanie i dawno już przekroczyły podaną przeze mnie kwotę :)

Pięknej niedzieli życzę...

środa, 2 grudnia 2020

Migawki...

Przepadłam, na za długo. Niby chciałam coś napisać, bo przecież lubię zostawiać tu słowa, a jednak dni uciekały, słowa zostawały w głowie...

Nie, nic się złego nie dzieje. Może tylko jestem trochę zmęczona zdalną pracą, bo wymaga ode mnie innych przygotowań, więcej czasu tracę na sprawdzanie prac, odpowiadanie uczniom i rodzicom, którzy często chcą odpowiedzi na już, na pstryk. I choć umiem stawiać granice, to niekiedy się po prostu nie da. Błogosławię moją dyrekcję za zakup tabletów graficznych, dzięki nim o wiele łatwiej prowadzi się lekcje i są znacznie ciekawsze...

Tymczasem już grudzień. Znowu przyszedł za szybko, uświadomił, że kolejny rok się kończy. Lubię grudnie. I przyznaję, że czekałam na jego blask, na odliczanie dni do Bożego Narodzenia, na codzienne adwentowe refleksje okraszone smakiem codziennie innej herbaty z mojego tegorocznego herbacianego kalendarza adwentowego. Czekam na mroźne dni, na pejzaż polukrowany szadzią, na wyraziste bransoletki księżyca, moją grudniową muzykę, która koi, otula i jest jak ciepły koc. I czekam na te wszystkie chwile, zanim pojawi się choinka, zanim udekoruję dom, zanim zapachnie on magią BN...

I przecież jeszcze muszę się pożegnać z jesienią. I jakoś tak nie chcę, bo przecież to jesienią rozkwitam. W długie wieczory zamykam się w łupince swojego domu, wciąż złocę czas płomykami świec, pozwalam snuć się smutnym dźwiękom i ukołysać mój świat. Czuję jednak, że jesień się kończy. Po zapachu powietrza czuję, po coraz niżej rozpiętym niebie...

Cieszę się drobiazgami: kolejną wyszydełkowaną chustą na prezent, ostatnim tomem "Odrodzonego królestwa" Cherezińskiej, nowym kryminałem Puzyńskiej, sukienką w drobne, rude kwiatki na grafitowym tle, paczką kawy o aromacie cynamonu i czekolady, kwiatami w wazonie, kwitnącymi na parapecie fiołkami...

I choć tyle w tym świecie niepewności i lęku, to wydaje się on być jeszcze piękniejszy. Może właśnie dlatego, że tak kruche to wszystko?

niedziela, 1 listopada 2020

Niż zwykle...

Za oknem deszcz siąpi i niebo jest takie szare. A przecież wraz z początkiem listopada nie skończył się październikowy czas złota i czerwieni. Na szczęście z okien swojego domu widzę kopuły drzew, które czarują szafranową żółcią, odcieniami miedzi, szkarłatów, pąsów i rudości. Radują się oczy, dusza i serce. Jesień to moja pora, czuję, że rozkwitam...

Domowy czas. Dobry i pełen małych przyjemnostek. Złocę czas płomykami świec, raczę się kawami i herbatami o jesiennych smakach. Mam w wazonie różowe margerytki z seledynowymi środkami, to zaiste piękne połączenie kolorów. I czytam. I sezon na książki o tematyce bożonarodzeniowej uważam za rozpoczęty...

Teraz "Muzyka ciszy" mi towarzyszy. I koi, wycisza, relaksuje. Zaprawiona nutami smutku i nostalgii pozwala snuć się po krainie ciszy, spokoju i wspomnień. Dziś jakoś szczególnie dotyka...

U moich na cmentarzu byłam w czwartek. Podumałam, zapaliłam światło, opowiedziałam o tym, co u mnie. Nasz mały cmentarz w Soplicowie coraz większy, coraz więcej świateł zapalam. I tyle tam wspomnień, tyle pustki. A ja lubię cmentarze. Najbardziej te małe, ciche, te ze starami drzewami, które szumią o wieczności, ze starymi nagrobkami, na których napisy zatarł czas lub przykrył mech. Lubię je w zwyczajne dni, bez tej odświętności w dniu Wszystkich Świętych, obsypane liśćmi, oplecione lianami bluszczu. Lubię być tam sama, lepiej mi się wtedy myśli, lepiej wspomina, rozmawia z Nieobecnymi i składa modlitwy. W tym dziwnym, trudnym roku znowu coś inne niż zwykle...

I nadal odcinam się od informacji, wiadomości na wiadome tematy. Nie rozumiem świata, w którym wulgarność nie razi, a przeciwnie epatuje się nią i czyni hasła na sztandary. Nie rozumiem barbarzyńskiego niszczenia zabytków, pomników. I nie ma tu znaczenia popieranie czy nie protestu...

 


środa, 21 października 2020

Po właściwej stronie...

Mało łaskawy ten październik: łzawy, szary, zimny i matowy. Coraz dłuższe bywają popołudnia i wieczory, coraz częściej czas trzeba złocić zapalonymi świeczkami. Na szczęście w pejzażu zaczynają dominować pąsy, szkarłaty i purpury. Niestety przyblokowe brzozy zgubiły już liście o odcieniu dyniowej żółci, jarzębinowe korale posłużyły za posiłek szpakom...

Jeszcze pracuję w szkole, ale coraz głośniej mówi się o tym, że możemy przejść na zdalne nauczanie. Buntuję się całą sobą. Po ubiegłorocznych zdalnych lekcjach wielu uczniów ma braki, kłopoty z funkcjonowaniem w grupie. Ponoć ileś osób w najbliższej okolicy choruje, wiele ma kwarantannę...

Jesiennieję. Ogrzewam duszę herbatami, zapętlam się w dźwięki muzyki, czytam smętne kryminały i dla równowagi oglądam zabawny serial "Emily w Paryżu". Bohaterka jest Amerykanką, nie zna francuskiego i popełnia gafy, wynikające z nieznajomości języka, ale też kultury i zwyczajów Francuzów. Nie to jednak mnie ujmuje. Nigdy nie byłam w Paryżu, a w  tym serialu podziwiam jak z pocztówek to miasto, a może bardziej jak z instagramowych migawek, magnesików na lodówce :)

Odpręża mnie szydełkowanie. Wydziergałam chustę w jesiennych barwach i podkładki pod filiżanki i imbryk...

Niezmiennie trzymam się pozytywnej strony bycia, nie oglądam telewizji, nie słucham wiadomości. W łupince mojego domu pielęgnuję chwile i chwilki, otulam się kolorami, piekę marchewkowe ciasto, gotuję zupę z dyni, wracam do Muminków i Borejków...

Trzymajcie się zdrowo! :)

czwartek, 8 października 2020

Jesiennieję...

Październik rumieni się odcieniami czerwieni, złoci się w słońcu i pachnie tym czymś, co jesienne bardzo. W wioskowym ogrodzie purpurowieją klony japońskie, brzozy w szafranowej żółci gubią listki, klony czerwienieją i rudzieją kasztanowce. Na ostatnim spacerze cieszyłam oczy drobnymi astrami zwanymi marcinkami. Lubię je za liliowy odcień i strzępiste płatki...

Bywam zmęczona. Źle sypiam, mielą mi się wszystkie szkolne sprawy w głowie właśnie wtedy, kiedy czas na sen. A sprawa poważna jest. Okazało się, że w czasie zdalnego nauczania uczniowie z mojej klasy porobili zdjęcia nauczycielom i potworzyli obraźliwe memy. To tak w skrócie naświetlam sprawę. Rozczarowanie nasze jest wielkie. Rodzice początkowo współpracowali z nami w tej sprawie, teraz próbują wybielić dzieci i je usprawiedliwić. Ech... 

Wciąż coś sprawdzam, nie mam zaległości, ale codzienne dochodzi coś nowego do sprawdzania. Praca zajmuje większą część mojego dnia...

Niewiele czytam, ale z niecierpliwością czekam na przesyłkę z książką o Brunonie Schulzu...

Popołudniami staram się wyjść choć na krótki spacer, poszurać liśćmi, złapać trochę słońca, wpleść kolory jesieni we włosy...

A domowy wieczorny czas złocę płomykami świec, ogrzewam aromatami herbat, ten ulubiony to aromat prażonych kasztanów. I staram się rozkwitać, wszak jesień to moja pora :)


piątek, 18 września 2020

Wrześniowa sonata...

Mimozy się złocą, pierwsze liście spadają, trącane podmuchami wiaterków lekkich. Ostatni tydzień to znowu afrykańskie upały jak te z sierpnia. A ja dostrzegam jesieni ślady w pejzażu. Cieszę oczy i duszę kolorami jarzębinowych korali, szkarłatem liści dzikiego wina, warkoczami pożółkłych traw, astrami barwnymi. Czasem powietrze przeszyje smutny głos ptasich odlotów, ale ptasie skrzydła kreślą na niebie znaki nieskończoności. Coraz barwniej się robi. Poranki są takie malownicze, w firankach mgiełek, zaróżowione promieniami wstającego słońca, jeszcze nieco letnie. Jeszcze cały tydzień biegałam do pracy w letnich strojach i butach...

Trudne te pierwsze tygodnie w szkole. Po tak długim czasie zdalnego nauczania dzieci odwykły od szkolnego rytmu, ławek, ale to nie jest takie straszne. Niektóre dzieci wróciły wycofane, trudno im funkcjonować w grupie, trudno im się otworzyć. I to jest problem, trzeba przebić się przez te pancerze samotności, strachu. Procedury szkolne nie ułatwiają: każdy siedzi w osobnej ławce, nie pracujemy w grupach, ba, nawet w parach, nie pożyczamy sobie szkolnych przyborów. To jest już inna szkoła...

Udało mi się zapanować nad dokumentacją, jeszcze tylko wydrukuję plan pracy wychowawcy i mogę odetchnąć :)

Cieszy mnie ta złocistość września, to, że wieczorami mogę jeszcze posiedzieć na balkonie, poczytać w blasku świec, poczuć się nieco wakacyjnie...

W imieninowym prezencie dla samej siebie zakupiłam kilka e-booków, cieszy mnie "Histeria" Izabeli Janiszewskiej, "Czwarta powieść" Agnieszki Janiszewskiej, "Bruno. Epoka genialna" A. Kaszuby- Dębskiej i "Spotkajmy się po wojnie" A.Jeż. Oby tylko czas się znajdował na spacery między literkami...

Dziś przybędzie M. i niczego do szczęścia więcej mi nie potrzeba :)

niedziela, 23 sierpnia 2020

Sierpniowe puzzle...

W sierpniu wszystko jest poezją. Słoneczny blask złocisty, kolory dalii, szum traw, światło błądzące między gałązkami drzew, zapach skoszonych łąk, szczypta wiatru tak upragniona w te upalne dni, wachlarze gwiazd ponoć w sierpniu najpiękniejsze, błękitne wstążki deszczu, niebieskość nieba, mantra niezliczonych odcieni zieleni, uśmiechnięte słoneczniki, finezyjne koronki wrzosów, pierwsze jabłka muśnięte pastelowym słońcem, zielonoskrzydłe ważki, świerszczowe orkiestry, zachody słońca, które rozlewa się ciepłem barw na niebie...

Niedziela. Samotna, bo M. już u siebie. W tym tygodniu mamy dyżury w szkole i rady. Staram się nie czytać o tym, że być może nie wrócimy we wrześniu do szkoły. Chcę wrócić, chcę normalności, chcę spotkać się ze swoimi uczniami, chcę atmosfery pokoju nauczycielskiego, gwaru na korytarzu, zwyczajnych lekcji. Tak, zrozumiem, jeśli jednak nie wrócimy...

Układam się wygodnie w dłoniach popołudnia. Czytam, kawą naznaczam chwilę, daję się skusić lodom waniliowym, w ciszy domu trwam. Przyglądam się niebu, lśniącym bielą obłokom, zapamiętuję ich puchatą lekkość i jasność. Na listopadowe szarugi będą jak pocztówka z pełni lata...

W sierpniowe dni zauważa się cień rzęs na policzkach lata. I to coś, co wkrada się między myśli. Może tęsknotę, melancholię, czułość dla kończących się wakacji innych niż zwykle...

I nie wiem jak Wy, ale ja czuję już zapach września...

sobota, 8 sierpnia 2020

W złotych sierpnia pokojach...

Sierpień upalny jest i suchy, złoty w słońcu, wieczorami rozdzwoniony świerszczowymi nutami. Nagrzane słońcem mirabelki przywołują wspomnienia babcinego kompotu i wypraw w alejki, w których drzewa mirabelek rosły dziko. I to wspólne zrywanie było czasem rozmów o życiu. Z powodu tych wspomnień, gotuję taki sam kompot, niestety nie smakuje jak tamten i chyba jednak nie jest taki sam...

Staram się zatrzymywać czas, bo ten sierpniowy mija jakoś szybciej. Nie odbyliśmy zaplanowanych podróży tego lata. Letnie wyprawy to te do mojego wioskowego ogrodu, odurzające zapachem ziół na skalniaku, zachwycające bujnością paproci, bajkowymi liśćmi łopianów, w kolorach kwitnących teraz hortensji. Na stawach kołyszą się łabędzie i amarantowe grzybienie, a w kącie, oparte o płot malwy w sukienkach w odcieniu fuksji i waniliowej bieli. Sycę się drobnostkami: pawiem, który rozłożył swój ogon, różami w kąciku, który szumnie i na wyrost nazywam rosarium, przebarwiającymi się liśćmi klonów japońskich, skrzydłami motyli i ważek. Kiedy zamykam oczy, już potem w domu, jestem gdzieś na górskim szlaku albo wędruję morskim brzegiem, czując muskanie fal...

Moje radości tego lata to także lniana sukienka w kwiaty, cudowny olejek ze złotymi drobinkami, kolczyki kulki, bukiety gladioli, moje balkonowe rośliny...

Obejrzałam piękny film "Blue Jay", zachwycający powściągliwością i urokiem. To film o spotkaniu po latach, spotkaniu ludzi, którzy w liceum byli nierozłączną parą. To film czarno- biały, ale ma się wrażenie, że iskrzy kolorami. Mnie zaczarowały kadry, cienie i półcienie, światło, które portretuje bohaterów, którzy byli kiedyś dla siebie całym światem. Do tego subtelna muzyka, trochę humoru, nostalgii, emocje, słowa, powrót bohaterów do dawnych siebie...

Ostatnie dni to spotkania z moją Kumą i taki beztroski czas...

A dziś dom. Teraz lekki półmrok, bo z powodu upału opuściłam rolety, zapach kawy, smak lodów bakaliowych, wszak wakacje po to są, jak to mawiał dawno mój mały bratanek, żeby jeść lody, a ja dodam, że jeszcze po to, żeby czytać książki :)

wtorek, 21 lipca 2020

Kolorowy latawiec lipca...

Rumianki w wazonie pachną słońcem i latem. Zebrałam je na łące niedaleko domu, kiedy wracałam z zakupami. Pięknie się prezentują w wazonie, który jest pamiątką z Kaszub i został wykonany w pracowni Neclów, o czym nie wiedziałam. Na piękno tej neclowskiej ceramiki składają się 4 elementy: formowanie gliny, różnorodne kształty, charakterystyczna kolorystyka i unikatowe zdobienia ( różdżka bzu, mały i duży tulipan, rybia łuska, gwiazda kaszubska, lilia, wianek kaszubski). Piszę o tym, bo jestem zachwycona, mam ten wazon od prawie 30 lat, a dopiero niedawno dowiedziałam się, że to taki unikat. U mnie był i jest, bo kiedyś mi się spodobał...

Dziś zza mojego okna dochodzi turkot kombajnów. Wiele pól już zżęto, na wielu leżą bele słomy. Lato się jednak nie kończy, choć jarzębiny już takie jesienne, czerwone i dorodne. Dojrzewają wiśnie, jabłka, pomidory. Jak zwykle latem mogłabym zostać wegetarianką :) W mojej kuchni króluje cukinia, kabaczki, fasolka, bób, kapusta, ogórki, bakłażany, papryka i pomidory moje ukochane...

Domowe wakacje mają swój urok. Jak zwykle czytam niemalże bez opamiętania, długo w noc. Ostatnio przeczytałam "Wyspę zero" Jarosława Sokoła, tego od "Czasu honoru". Przeniosłam się w czasie i wędrowałam po poniemieckim Świnoujściu, pełnym gruzów i powojennej niepewności. To ten czas, kiedy ważyły się jeszcze losy Pomorza Zachodniego. Ludziom towarzyszy strach, groza i wydaje się, że są w sytuacji bez wyjścia, kiedy muszą się mierzyć z bezwzględnością uzbrojonych szabrowników. A w tym wszystkim niezwykła historia morderstw dokonywanych na byłych więźniach koncentracyjnych. Uważam, że to nie tylko kryminał, ale świetna powieść obrazująca powojenną rzeczywistość i losy ludzi. I jeszcze jeden atut: Adam Kostrzewa, fikcyjny bohater z krwi i kości, romantyk, który musi zmierzyć się z zabójcą...

Teraz po wyraziście błękitnym niebie płynie flota obłoków i właściwie ma się wrażenie, że to niebo jest osobnym bytem, osobną krainą...

Piję kawę, słucham plumkającej, jazzowej muzyki, przyglądam się słońcu pląsającemu po podłodze, cieszę się swoim ukwieconym balkonem, przeglądam strony internetowych księgarni...

A lawenda na balkonie śni o polach Prowansji tak jak ja o podróżach, których tego lata nie odbędę...


piątek, 10 lipca 2020

W tle...

Pada, ale nie przeszkadza mi to. Po tylu dniach suszy u nas ten deszcz jest zbawieniem dla roślin. Niech zazieleni się trawa, niech pojaśnieją rośliny obmyte z kurzu. Pada i nie przestaje, zmywa czarne myśli. Mam otwarte drzwi balkonowe i wsłuchuję się w to równe padanie. I pijemy sobie kawkę z Anną Marią, a ona opowiada mi o słonecznej Lizbonie...

Lato 2020 jakże jest inne. Nie planujemy podróży, jesteśmy z M. u mnie i cieszymy się urokami mojej wsi. Takie ciche i spokojne to lato. I teraz jest okazja, żeby robić to, co lubimy. Zatem czytamy, słuchamy muzyki, gramy w scrabble, chodzimy na spacery, zbieramy na łąkach kwiaty na bukiety, oglądamy filmy, pijemy wino, rozmawiamy, śmiejemy się, cieszymy się sobą, dobrym jedzeniem, niespiesznie mijającym czasem...

W słoneczne dni wakacjujemy na balkonie, patrzymy na słońce flirtujące z czasem i nami. Wieczorami podziwiamy barwy nieba. Obłoki są wtedy jak falbany romantycznych sukien tancerek flamenco. A potem nocą śnimy sny na jednej poduszce...

Pada, nic się nie dzieje, a jednak tak mi dobrze :)

niedziela, 21 czerwca 2020

Przedwakacyjnie...

Pierwszy dzień lata zadeszczony i szary. Szare jest niebo, krople deszczu i wróble skulone na barierce balkonu też są szare i niemrawe. A kilka dni temu świat pachniał szaleńczo jaśminem i kwitnącymi lipami. Ach, jak te lipy tumaniły. Akurat byłam w Szczecinie, wypadły mi badania kontrolne i samo centrum miasta tak cudnie pachniało tymi lipami, a ja zapragnęłam nagle wakacji i tego, żeby znaleźć się w jakimś sielsko-anielskim miejscu, w jakiejś głuszy, w drewnianym domku i z tym wakacyjnym zapachem lip...

Tymczasem zbliża się koniec roku szkolnego. Już przygotowałam świadectwa i arkusze. Niestety od jakiegoś czasu jestem zmuszona do wersji drukowanej. A tak lubiłam wypisywanie świadectw piórem, jeszcze po mamie. I otoczkę, którą sobie tworzyłam: w tle snujący się jazz, winko i im więcej winka, tym mniej strachu mi towarzyszyło, że się pomylę :)

Ze spacerów przynoszę bukiety z chabrów, maków, rumianków, traw i ziół. Niby zwyczajne, niby skromne, a najpiękniejsze. I cieszę oczy piwoniami w różowych arystokratycznych sukienkach. I truskawkami się objadam...

Wciąż namiętnie czytam kryminały, ostatnio "Odmęt" Łukawskiego z ciekawą zagadką kryminalną, tajemnicami, zawiłym śledztwem, chęcińską legendą w tle i topografią Chęcin. Świetnie autor nakreślił atmosferę małego miasteczka, powoli toczące się życie, taki światek z tajemnicami. Polubiłam bohaterów, a finał zaskoczył mnie niesamowicie...

Nie uczestniczę w zbiorowej histerii z "Trójką" w tle, ale radia tego słucham nadal...

I nie chcę się zadręczać prognozami, że od września nie wrócimy do szkół. Pomyślę o tym jutro :) Bardzo, bardzo chcę już wrócić do normalnego rytmu pracy...

piątek, 5 czerwca 2020

Takie sobie myśli...

Pada. Taki drobny deszcz pada, równo, tak ładnie. Myślę, że rośliny są wniebowzięte, te moje balkonowe też...

Maj nas nie rozpieszczał, może czerwiec będzie łaskawszy. Ten jaśminowy, akacjowy, zdobny w piwonie, malwy, goździki, irysy, łubiny, w makatkach maków, chabrów, dzwonków, krwawników i rumianków. Ten w lnianych sukienkach, białych spodniach, sandałkach. Ten smakujący truskawkami, lodami, malinami, pomidorami, szparagami, fasolką, czereśniami, młodymi ogórkami i cała resztą młodych warzyw i owoców...

I tak jak Aspazja pisała u siebie, odliczam. Odliczam czas do wakacji. Jestem zmęczona. Może nie samymi lekcjami, może nawet nie pracą, ale atmosferą wokół tego całego zdalnego nauczania, pomówieniami, wytykaniem, że nauczyciele nic nie robią, że to rodzice powinni wystawić oceny i odebrać pensje. Może gdzieś są tacy nauczyciele, którzy niewiele robią, ale wrzucanie wszystkich do jednego worka jest krzywdzące i po prostu boli. Nigdy moja praca nie kończyła się wraz z wyjściem ze szkoły. Podczas zdalnego nauczania nie tylko odbywałam lekcje. Przygotowałam dzieci do konkursu ortograficznego on-line, współtworzyłam program artystyczny z okazji świąt majowych, Dnia Matki, były próby on-line, a potem montowanie nagranych filmików, przeprowadziłam kilka projektów związanych z moim przedmiotem, a wszystko to wiązało się z licznymi rozmowami przez telefon, odpowiadaniem na pytania, inspirowaniem. I był teatr on-line, i Talentynki, i... Po co to piszę? Sama nie wiem, może ku pamięci, na kiedyś...

Na ostatniej lekcji wychowawczej przygotowywaliśmy plakaty na temat: "Gdyby nie koronawirus, nie wydarzyłoby się w moim życiu to..." Szukać należało pozytywów. A w moim życiu? Na pewno rozwinęłam swoje kompetencje z zakresu TIK, sama, metodą prób i błędów, a także szukając szkoleń w Internecie. Okazało się też, że potrafię jeszcze bardziej wykorzystać swoją pomysłowość i kreatywność do przygotowania lekcji. To był też dobry czas na czytanie książek i oglądanie seriali, ale to robiłam i bez pandemii. Nie musiałam uczyć się cieszenia się drobnymi rzeczami, bo potrafię to czynić. Nie musiałam zwalniać, bo żyję na wsi, a tu życie płynie zupełnie inaczej niż w mieście, nie uczyłam się też dostrzegać piękna świata, bo zauważam to piękno i cieszę się nim niezmiennie niemal od zawsze...

Piątek. I raduję się nim od samego rana, i deszczem, i smakiem kawy, ciastem z truskawkami, zakupionymi nowościami na woblinku, przeczuciem soboty :)

piątek, 15 maja 2020

Latawce myśli...

Zimno jest, choć słońce świeci. W nocy przymrozki, a dziś zimna Zośka. Co rano sprawdzam swoje balkonowe kwiaty i stwierdzam z radością, że mają się dobrze...

Na balkonie można siedzieć w południe, kiedy jest w miarę ciepło i nawet ciepłem na skórze zatrzymuje się ten słodki, żółty zapach kwiatów rzepaku z pobliskich pól. I wystarczy bardziej zmrużyć oczy, by melancholia z powodu tak zimnego maja przepadła choć na chwil kilka...

W alejach kasztanowce jak wielkie bukiety obsypane kwieciem o marcepanowej bieli. Zieleni tyle wokół, tyle majowej poezji, bo i niezabudki niebieszczą się w oczach, konwalie się bielą, a peonie jak chińskie kurtyzany pysznią się swoimi purpurowymi strojami. A jak pachnie świat tą mieszanką aromatów...

Wieczorami przypominam sobie Leśmiana i jego słowa takie do przytulenia, do poczucia, do tego, by maj poczuć czulej, wrażliwiej, wzruszająco. Mnie kiedyś bolał maj, długo nie chciałam dostrzec jego piękna, bolały mnie rozkwitające kwiaty, ta pełnia życia natury. W maju gasła moja mama, odchodziła, a ja patrzyłam na to oczami dziecka. Upłynęło wiele czasu i znowu sprawdziła się mądrość, że czas leczy. Leczył długo...

Wczoraj miłe zdarzenia: ciepłe słowa od kilku mam na temat zdalnego uczenia i zdjęcie bukietu bzu w podziękowaniu od czwartoklasisty...

Piątkiem się cieszę, aromatem kawy i ametystowymi goździkami w wazonie. A po pracy pójdę na spacer...

środa, 6 maja 2020

A z majem bzy...

I znowu kwitnie bez, i świat pachnie tak, jakby rozlała się butelka ekskluzywnych perfum. I mam w wazonie to liliowe kwiecie, cieszę nim oczy i serce. Właściwie to świat jest jednym wielkim barwnym bukietem...

Wczoraj wybrałam się na długi spacer do ogrodu, bo od poniedziałku można tam chodzić i cudnie tam teraz. Kwitną krzewy, kwitną i pachną tak słodko- gorzko, morze niezapominajek niebieściło mi się w oczach, a rajskie jabłonki  migdałowce, i japońskie wiśnie w kryzach różowawego kwiecia wyglądały jak z baśni. Snułam się między ścieżkami, gubiłam oczy w rozlicznych odcieniach zieleni, w błękitach nieba, a na rzęsach przysiadały mi nutki ptasich koncertów. I czułam się jakoś szczęśliwiej, mimo iż wcale nie było ciepło, choć świeciło słońce...

I kasztanowce zakwitły, te maturalne drzewa :)

Dziś swoje premiery ma kilka książek, zdecydowałam się na "Wyrwę" Chmielarza, bo podobały mi się jego wcześniejsze utwory. Mam ją już, bo zakupiłam w wersji elektronicznej...

A poza tym pracuję, organizuję konkursy online, akcje czytelnicze, wysyłam kilkadziesiąt informacji zwrotnych dziennie, udzielam wsparcia uczniom, rodzicom, a czasem chciałabym tego wsparcia i ja :)

Najwięcej przyjemności daje praca z czwartoklasistami i piątoklasistami, im się chce, czekają na lekcje, potrafią napisać potem, że lekcja im się podobała albo że miałam pomysł na 6. Starsze klasy trzeba mobilizować, zachęcać, zniechęcać do korzystania z internetu, ustalać nowe terminy, bo coś tam im przeszkodziło. Ech. Niech się to już skończy!

Dom wypieszczony, balkon ukwiecony, seriale na netflixie już nudzą, jeszcze z czytania mam przyjemność. Do ludzi wyrywa się dusza...

wtorek, 21 kwietnia 2020

W słońcu...

Kawa na balkonie smakuje spokojem i ciszą. Wreszcie umilkły warkoty kosiarek i tylko ptasie piosenki słodzą czas. Patrzę na woal zieleni,  na akwarele bratków w donicach na moim balkonie. Jako umilacz mam nowy numer Pani, po który poszłam dziś na pocztę. Pocztę mam niedaleko, wystarczy przejść przez ulicę i przejść obok mojej szkoły. A tam pustka i cisza, która brzmi i jest niemiła...

Chodzenie w maseczce nie jest przyjemne. Stosuję się do zaleceń, ale nie czuję się komfortowo. Jest mi w niej za ciepło, za mokro potem. Eeee, nie marudzę już...

Staram się znaleźć jak najwięcej plusów w tym trudnym czasie. Minusów jest bardzo dużo, nie widzimy się z M.- to największy minus, nie odwiedzamy się z rodziną z mojego Soplicowa, nie spotykamy się towarzysko ze znajomymi, wciąż zamknięty jest ogród, ludzie się unikają nawet podczas robienia zakupów, w nabożeństwach uczestniczę tylko poprzez media, zamknięta jest biblioteka, nie odwiedzam rodziców na cmentarzu. Stąd szukanie plusów. Jednym z nich jest smarfonowe zycie rodzinne i towarzyskie. Dzwonimy do siebie, najczęściej jak to możliwe, wysyłamy zdjęcia. Nadrabiam zaległości w lekturze, porządkuję pliki w swoim laptopie, na co nie miałam zwykle czasu, oglądam seriami seriale na netflixie, urządzam domowe spa, jeszcze bardziej celebruję chwile i chwilki...

Może kiedyś o tym czasie będziemy myśleć jak o złym śnie? Może zmieni wszystko i odmieni niektórych? A może kiedy to się skończy, wszystko będzie takie, jakie było, a ludzie znów będą popełniali swoje stare błędy?


poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Jeszcze będzie...

Popołudnie złocone słońcem, z jasnym niebem, z ćwierkotem ptaków i krakaniem wron, które w koronach kasztanowców w alejach mają swój wroni dwór i gniazdo przy gnieździe. I tak kraczą oby nie czarno. Czasem to krakanie mnie drażni, a czasem go nie słyszę...

Teraz otwarty balkon i lekki wiatr znad kwitnących pól rzepakowych. I szachownica kolorów na polach, z odcieniami zieleni i żółci...

A w wazonie mam bukiet ogrodowych tulipanów. O poranku usłyszałam dzwonek do drzwi, kiedy otworzyłam nikogo nie było, a na wycieraczce leżały przecudne tulipany w koralowej czerwieni, a z dołu dochodził mnie odgłos kroków. A po chwili zadzwoniła koleżanka z pracy i powiedziała, że zostawiła mi trochę wiosny na wycieraczce. I to tak jakoś cudnie rozjaśniło mój dzień, moją samotność w izolacji. Tak mnie to rozczuliło i podbudowało...

Od dziś lasy otwarte, ale mój wioskowy ogród jeszcze nie, czekają do czwartku na wytyczne, a dusza się wyrywa do kwitnących magnolii, rajskich jabłonek, wiśni japońskich, szafirków, tulipanów i innych cudowności. I choć chłodno w nocy i o świcie, to wiosna się rozpędziła i emabluje kolorami i zapachami...

W czasie tej społecznej izolacji namiętnie czytam kryminały. Polecam prześwietny debiut Izabeli Janiszewskiej "Wrzask", to wybornie uknuta akcja, dopracowani i świetni bohaterowie, zawiła zagadka, trzymająca w napięciu zagmatwana historią. I trzecią część Diany Brzezińskiej " Obiecasz mi"czytało się nieźle, bo ciekawiły dalsze losy Ady i Krystiana, no i jeszcze Szczecin w tle. I moje odkrycie. Książki Anny Kańtoch, które czas jakiś zakupiłam i były sobie w czytniku, i jakoś nie mogłam się za nie zabrać. A to książki mroczne, intrygujące, z rewelacyjnie wplecionym kontekstem historycznym i obyczajowym, a do tego napisane tak literacko. Nic tu nie jest takie, jakim się wydaje być. "Łaska", "Wiara", "Pokuta" - warto przeczytać...

I oczywiście wciąż pracuję w domu, układam lekcje, wymyślam zadania, których nie ma w internecie, rozmawiam, stosuję ocenianie kształtujące, piszę wiadomości do rodziców, odbywam wirtualne szkolenia i rady pedagogiczne, wypełniam dokumentację i tęsknię za powrotem do pracy, za normalnością, za gwarem korytarzy i atmosferą pokoju nauczycielskiego, za okienkami w swojej klasie...

sobota, 11 kwietnia 2020

Świątecznie...

Życzę błogosławionych świąt Wielkiej Nocy i tego, by ten dziwny czas pozwolił odnaleźć wszystko co najlepsze. Niech oddalenie bardziej nas zbliży, pozwoli okazać serdeczność i dobro. Wesołego Alleluja!

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Kwietniowe drobiazgi...

Poranek jest błękitny, rozświetlony słońcem, rozćwierkany ptasimi głosami. Mam jeszcze chwilę, nim zasiądę do zdalnej pracy. Chwilę z aromatem kawy, spokojem, ciszą, bo potem zacznie pikać mój telefon, zacznie się dzwonienie, rozmowy, pisanie wiadomości itp.

Znoszę dobrze samoizolację, może dlatego, że umiem być sama. Sama nie samotna. Ratunkiem przed tą samotnością są rozmowy telefoniczne z bliskimi, przekazanie sobie dobrych i ciepłych słów, dzielenie się obawami, serdecznością. Opowiadamy sobie codzienność, wysyłamy zdjęcia, tęsknimy, chcemy być blisko, choć jesteśmy tak daleko od siebie...

Wczorajsza Niedziela Palmowa jakże inna niż zwykle. Hosanna w ciszy domów, w obejrzanym nabożeństwie w telewizji...

Moje ucieczki od tu i teraz to czas na balkonie. To teraz mój azyl, łyk powietrza. Siedzę, gubię oczy w zielonej mozaice pól, w drzewach w alei, którym pozieleniały gałęzie. Czytam, przeglądam czasopisma, wysyłam do M. latawce myśli z długimi ogonami tęsknoty, układam swoje kulawe modlitwy, ocalam ptasie piosenki, marzeniom wygładzam skrzydła...

Wielki Tydzień się zaczyna. Też będzie inny, ale przecież nie mniej refleksyjny, wciąż jest w nim ta Tajemnica, która ratuje...

piątek, 27 marca 2020

Zwykłe szczęście...

Wszystko nadal się toczy. Na szczęście. Niebo jest cudownie niebieskie, świat rozkwita i pachnie. Tę słodycz snującą się z drzewek owocowych równoważy gorycz dymów, które unoszą się nad ogrodami...

To zdjęcie z mojej małej ucieczki od tu i teraz, ucieczki od siedzenia przed laptopem, ślęczenia nad zdjęciami prac, które nadchodzą pikaniem Messengera, od świata zawężonego do przestrzeni domu. I tak, wiem, że nie wolno wychodzić, ale tak sobie pomyślałam, że my tu na wsi mamy dużo mniejszy ruch, że jeśli ucieknę w polne ścieżki, to nikomu nie zaszkodzę, nikogo nie spotkam...

Jest mi jakoś lepiej po tym spacerze. Czuję się przewietrzona, dotleniona...

A teraz już wieczór się skrada. Niebo nabrało subtelnych różowości, słońce jeszcze chwilę temu było purpurową kulą, zawieszoną nisko nad ziemią. Zwykłe szczęście...

środa, 25 marca 2020

Dziennik z czasów zarazy...

Siedzenie w domu zmusza do różnych aktywności. Obok tego, że staram się jakoś pracować, wymyślam sobie różne zajęcia, żeby nie zwariować. Dziś zrobię porządki w szafie...

Za oknem świetliste niebo, ani jednej chmurki na nim, niekiedy tę idealność zakłóca trzepot ptasich skrzydeł. I słońce opromienia świat. I coraz piękniej jest wokoło...

Zaczęłam czytać kryminał Semczuka "Tak będzie prościej". I wydaje mi się, że to będzie dobra powieść. Historia osadzona jest w czasach transformacji, kiedy to rodziła się nowa Polska. Podoba mi się przestrzeń, w jakiej się dzieje opowiadana historia: Karkonosze, Śnieżka, Jelenia Góra, Cieplice. To tworzy nastrojową otoczkę. Jest tajemnicze zabójstwo i potem kolejne morderstwa, jest komisarz Ciszewski, są tropy prowadzące do wydarzeń z przeszłości. Przypadkiem natrafiłam na rekomendację w sieci i sobie czytam :)

Poranki ozdabiam rytuałami, swoimi drobiazgami. Dobra kawa, bukiet tulipanów na stole, słodkość małej czekoladki to takie niewielkie przyjemnostki...

I sezon balkonowy uważam już za otwarty. Przytachałam meble z piwnicy i już mogę cieszyć się słońcem i powietrzem, które pachnie wiosną i nadzieją :)

poniedziałek, 23 marca 2020

Dziwny czas...

Za oknem wiosna, aleja kasztanowa w satynowym welonie zieleni, ledwie zauważalnej, ale jednak. Zazieleniły się pola, przyblokowa brzoza kołysze na gałązkach drobne listeczki. Przekwitły krokusy, zaczynają żółcić się żonkile. Świat widziany z okna jest węższy, mniejszy, ale ciągle piękny...

Domowa jestem, staram się nie wychodzić bez potrzeby. Ot, dwa razy w tygodniu po zakupy i na spacery w polne ścieżki. To samotne spacery, w odludnym miejscu. Idę, a linia horyzontu wciąż ucieka, podziwiam odchodzące słońce, którego piękna nie zasłaniają domy, drzewa. W ścieżkach między polami czuję rozległość terenu, a chwilami mi ciasno od myśli, że nie mogę być tam, gdzie bym chciała, że przecież wiem, że izolacja jest koniecznością, a brakuje mi ludzi, że telefoniczny kontakt to wciąż jest mało...

Smartfonowe życie teraz mamy. I to towarzyskie, i to zawodowe. Tak, prowadzę lekcje przez Messenger. Da się. Mój Messenger niemalże nieustannie pika, bo moja praca nie polega tylko na tym, że wysyłam zadania i koniec. Łączę się z tymi, którzy potrzebują, na wideo czatach, sprawdzam nadesłane prace, każdemu wysyłam informację zwrotną, pochwałę, wskazówkę, co poprawić. Nie szaleję, nie wysyłam za dużo. Rozumiem, że niektórzy rodzice pracują i że mogą wysłać prace dopiero wieczorem. I moi uczniowie piszą, że chcą pracować, bo co robiliby tyle czasu w domu, podobnie piszą rodzice. I tak, jest mi przykro, kiedy czytam komentarze w internecie o nauczycielach nierobach. Wszystkich wrzuca się do jednego worka...

Dziś kiedy jeszcze o zwykłej porze nie wysłałam zadań, dostałam pytania, kiedy je wyślę, bo oni czekają. A dziś zadanie będzie inne: starsze klasy poproszę, by obejrzały "Zemstę" w Teatrze Telewizji, a młodsze, by obejrzały "Legendę o złotej kaczce"...

Tak, trochę więcej czytam, niestety niewiele oglądam, bo "Netflix" mi się zbiesił...

Trzymajmy się, bądźmy dla siebie czuli...

Jest przepięknie, jeszcze będzie normalnie...

czwartek, 5 marca 2020

To już marzec...

Rano budzą mnie ptaki, ponoć to kosy. I poranki są już jasne, ze światłem. Na gałązkach przyblokowej brzozy pojawiły się seledynowe listki. Ta młoda zieleń jest najpiękniejsza w całym roku. I stokrotki bielą się na trawnikach, delikatne, nieśmiałe, pierwsze...

Marzec jak to marzec kaprysi nieco. Dwa dni temu niemal przez cały dzień padał deszcz, jakby chciał obmyć świat z zimowej patyny. Lubię ten czas budzenia się. Każdego dnia przybywa czegoś: światła, nieba, kolorów, listków drobnych, chęci...

Mam nadzieję, że i marazm minie, że częściej wyjdę z domu, że zacznę codziennie spacerować...

Obejrzałam trzy sezony The Crown. I podobają się stroje, wnętrza, muzyka, świetnie dobrani aktorzy. A opowiadane historie są jak podróż przez wiek XX. Czekam niecierpliwie na kolejny sezon...

Przez tę serialomanię nieco mniej czytam...

Domowy czas naznaczam amarantowymi tulipanami, aromatem kawy i kostkami gorzkiej czekolady. Gotuję zupę i dosmaczam ją jazzowymi nutami...

poniedziałek, 24 lutego 2020

Z milczenia...

Przepadłam na trochę. Niby chciałam napisać słów kilka, by ocalić feryjny czas, ale ciągle coś mnie zatrzymywało i uciekały mi literki, tylko obrazy zostawały w głowie i w telefonie. I teraz już po feriach porządkuję wspomnienia, oglądam setny raz zdjęcia i ocalam te obrazy, które jeszcze w głowie siedzą tak wyraźnie...

Wiele razy pisałam w swoim blogu o mojej Kumie, prawie siostrze, która na emigracji żyje. Ileś lat temu byłam w tym jej angielskim miasteczku i teraz w ferie wybraliśmy się tam z M.

Pierwszy dzień przeznaczyliśmy na wędrowanie między skałkami i połaciami wrzosowisk, które teraz szare, ale wyobrażałam je sobie wczesnojesienną porą. I wtedy musi tam być jeszcze piękniej, a kobierce liliowych krzewinek mogą przypominać atmosferę Wichrowych Wzgórz. Wędrowaliśmy w delikatnej mgle, w osiadających na nas drobnych kropelkach mżawki. Gdzieś w oddali pasły się kudłate owce i barany, echem docierał do nas srebrzysty dźwięk dzwonków...

Piękną wycieczkę zorganizowali nam Kuma i jej mąż, a mianowicie zaprosili nas do Londynu. Byliśmy tu dwa dni, to niewiele, ale udało nam się poczuć atmosferę brytyjskiej stolicy. I spacerowaliśmy wzdłuż Tamizy, przemierzaliśmy mosty, mijaliśmy urocze czerwone budki telefoniczne, które powoli znikają z ulic, ale wciąż są atrakcją turystyczną. Wmieszaliśmy się w nocny tłum Soho i Chinatown, w mieszankę orientalnych zapachów, kolorów, świateł, języków. Wrażenie robią elementy wschodniej architektury, rzeźby, bramy, szyldy dwujęzyczne i zwisające nad głowami przechodniów czerwone lampiony. Wieczorem to wszystko wygląda soczyściej, barwniej i jeszcze bardziej egzotycznie...

I w Galerii Narodowej zobaczyłam swoje ulubione obrazy, w tym "Małżeństwo Arnolfinich" van Eycka, a w Muzeum Brytyjskim podziwiałam metopy z greckich świątyń, myślałam o nagrzanych słońcem kamieniach i przypominałam sobie wrażenia Herberta opisane w "Barbarzyńcy w ogrodzie". A potem patrzyłam na Kamień z Rosetty, egipskie sarkofagi i mumie...

Spacerowaliśmy plątaniną uliczek z tymi uroczymi domkami w zabudowie szeregowej z ganeczkami, kolorowymi drzwiami i kołatkami. Aj, cudne, cudne te uliczki...

Londyn zachwyca swoim rozmachem, kolorami, toczącym się tu życiem. A stareńki Londyn majestatyczny, monumentalny, piękny. Doświadczaliśmy dotyku przeszłości, stojąc przed Pałacem Buckingham, Opactwem i Katedrą Westminsterską. I słuchaliśmy serca Londynu na Placu Trafalgarskim...

I spacerowaliśmy śladami Sherlocka Holmesa, zatrzymując się w nastrojowym pubie...

A w londyńskich parkach wiosna już i dywany żonkili...

wtorek, 4 lutego 2020

Przedwiośnie...

I tak, odliczam dni do ferii, do spokoju, czasu bez pośpiechu, czasu z M. Czekam na ciszę, na leniwe popołudnia i długie wieczory. Potrzebuję innego nieba nad głową, innej przestrzeni. I choć tak lubię swój dom, to cieszę się, że na parę dni wyjedziemy...

Magnolia przed szkołą w pąkach, bieli się morze przebiśniegów, ranniki się złocą. Wczoraj niebem w równych kluczach wracały żurawie. A to luty dopiero. Dziś o poranku, w drodze do szkoły towarzyszyła mi pieśń ptaszka, który corocznie wita wiosnę. Po dniach deszczowych niebo jest idealnie błękitne i słońce promieniami naznacza ten czas...

Przeczytałam, a właściwie przemęczyłam, poleconą przez koleżankę książkę A.Sinickiej "Oczy wilka". Dawno nie miałam do czynienia z tak irytującymi bohaterami, naiwną, nierzeczywistą fabułą. Nie sięgnę po drugą część i nie rozumiem zachwycających recenzji na portalu "lubimyczytać"...

Do mojej kolekcji kubeczków z Homli, tych ze złotym paskiem, dołączył czarny. To nieoczekiwany prezent bez okazji, od koleżanki. I takie prezenty-niespodzianki lubię najbardziej...

Szemrze mi radio, pachnie kawą. Mam na dziś nową Urodę Życia. W doniczce kwitnie mi pierwszy wiosenny hiacynt...

środa, 29 stycznia 2020

W złotych światła cętkach...

    Mam wrażenie, że nieustannie pada. Nawet jeśli na chwil kilka deszcz ustaje, świat jest szary bardzo i smutny. Nawet ptaki przelatują pospiesznie w mokrym powietrzu, a ludzie skuleni pod parasolami, zakapturzeni przemykają szybko. Trawa się zieleni, to jedyny kolor w pejzażu, bo od tego padania kolory fasad domów jakieś bure się stały...

    Kawa wypijana w domu smakuje wybornie, zdecydowanie lepiej niż ta w pracy. A jeszcze jeśli do aromatu doda się dźwięki z płyty Bajora "Kolory cafe", to prawie jest niebiańsko...

    Sprawdzam próbny egzamin ósmoklasistów. Na szczęście większość uczniów zechciała napisać wypracowania... 

    Powieść Hanny Kowalewskiej "Okno z widokiem na Weronę" to bardzo nastrojowa proza, zachwyca i porywa od samego początku. Styl autorki polubiłam, kiedy przeczytałam jej opowiadania zawarte w tomie "Kapelusz z zielonymi jaszczurkami", potem zauroczył mnie cykl o Zawrociu, a jeszcze później ten o Jastarni. To książki do przeżywania, czarujące słowem, wzruszające. I choć czytałam powoli, uważnie, smakując fabułę, przeczytałam za szybko...

    I lubię słowo dom. Piękniej brzmi niż mieszkanie. Lubię swój dom. I czas domu lubię. Mam w wazonie białe, drobne goździki. Złocę czas płomykami świec. Otulam się miodowym światłem lamp. To moje antidotum na zaokienna szarość...

środa, 15 stycznia 2020

Ciszy smak...

Hebanowa czerń za oknem, w domu cisza i zapach świecy. Tym razem pachnie cynamonem i jabłkiem, to taki jesienno- zimowy zapach. Jednakże światu daleko do tego z zimowej pocztówki. Dziś było 13 stopni, w powietrzu czuć było nuty wiosny. Trawa jest bardziej zielona niż w sierpniu, przyblokowa leszczyna złoci się swoim kwiatostanem, niebo dziś było wyraziste i błękitne, a na trawniku gdzieniegdzie pojawiły się stokrotki. A ja tęsknię za innym styczniem, z bielą śniegu nie stokrotek...

A w Akwitanii pachną róże i kapryfolium. Czytam trylogię Elizabeth Chadwick o Eleonorze Akwitańskiej, kobiecie niezwykłej, średniowiecznej królowej, opiekunce trubadurów, matce. Z polotem napisana książka, barwnie opisuje epokę, intrygi dworskie, uwikłanie w konwenanse i mariaż, dojrzewanie Alienor, bo tak nazywana jest w książce bohaterka. Autorka ma świetne pióro. Spodobał mi się język tej opowieści, z kroplą liryzmu...

I łapię chwile, przed końcem semestru, przed radą, przed zebraniem z rodzicami. Nawlekam koraliki spokoju, cierpliwości i opanowania...

Nie czytam już "Zwierciadła", ale lutowe kupiłam, bo lubię Annę Maria Jopek, a w gazecie rozmowa z artystką. Uwielbiam ją za talent, kobiecość, skromność, klasę, muzyczny smak, duchowość, poszukiwania dźwięków...za całokształt...

Ferie zaczynam w lutym...i tak, czekam na nie :)

wtorek, 7 stycznia 2020

Styczniowe drobiazgi...

A u mnie wciąż obecny Duch Tegorocznych Świąt. Jeszcze się cieszę blaskiem choinki, jeszcze oczy cieszą dekoracje, świeczuszki w domkach, kubki z motywami świątecznymi. Jeszcze towarzyszą mi aromaty i smaki świątecznych kaw, herbat i ostatnich pierniczków. Popołudniami włączam płyty z kolędami i zimowymi piosenkami, te swoje składanki, które raz w roku, właśnie w czasie świąt i tym poświątecznym ogrzewają mi serce i duszę...

Aura bardziej jesienna niż zimowa. Dopiero kiedy przychodzi wieczór i w smolistą czerń świat spowity, ma się wrażenie, że to jednak zima...

Trudno wracało mi się do pracy po tak długim czasie lenistwa. Dobry to był czas. Poczytałam, obejrzałam "Wiedźmina", przekartkowałam czasopisma odłożone na wolny czas. Skończyłam "Wojenną koronę" Cherezińskiej. Czytało się wybornie. To powieść niesamowita, gwałtowna, pełna emocji, porywająca od pierwszej strony. I bohaterowie, których łatwo polubić albo znielubić. I jak zwykle zachwycił mnie język, wiedza historyczna autorki i jej niesamowita wyobraźnia. Opisy codziennego życia, przygody, romanse, sceny erotyczne, zmagania z losem i historią, odrobina magii i fantastyki- to wszystko robi wrażenie...

Teraz jest cichość potrzeba po dniu w szkolnym hałasie...

Na cmentarzu dziś byłam. Dziś rocznica śmierci taty. Nieobecność trwa już 6 lat. Pamiętam...nie tylko dziś, ale dziś jakoś szczególniej myślę i wspominam...