niedziela, 25 czerwca 2017

Niedzielny poranek...

Początek lata chłodny i deszczowy. Za oknem szare niebo, a na szybach drobne perełki deszczu. Zmarnieją mi pelargonie. Czerwiec się kończy, a ja nie zdążyłam się nim nacieszyć, bo ostatnie tygodnie w zaganianiu mijały. Kolejny tydzień też jeszcze w pracy spędzę, ale będzie już inaczej, na wolniejszych obrotach...


Pożegnałam swoją wychowawczą klasę. Kiedy już zasiedli w ławkach, zanim wręczyłam świadectwa, wygłosiłam ostatnią mowę, rozpłakały się te moje dzieci, nawet niektórzy chłopcy nie kryli łez. Dobrze nam było ze sobą przez te trzy lata. Dobre dzieciaki  tworzyły moją klasę. Na pożegnanie wręczyli mi album z naszymi wspólnymi zdjęciami, z zabawnymi i wzruszającymi komentarzami. I morze kwiatów dostałam...


Niedziela smakuje ciszą i kawą z aromatem pomarańczy. Kiedyś nie lubiłam aromatycznych kaw, a teraz się do nich przekonuję. Jeszcze czeka na spróbowanie ta o romantycznej nazwie "Wieczór w Wenecji" :)


Ósmy tom przygód policjantów z Lipowa nie zawodzi. "Czarne narcyzy" Puzyńskiej  intrygują od pierwszej strony. Podziwiam autorów kryminałów za wyobraźnię, za to, że się nie gubią w wątkach, potrafią tak zaplątać intrygę, że niełatwo wytypować mordercę :)


Niedługo pojawi się u mnie mój M. i na początku lipca brat ze swoimi zjedzie na urlop. A ja jeszcze nie wierzę, że wakacje już są...