czwartek, 31 marca 2011

Takie chwile...

Szafirowe niebo podszyte deszczem. Dymami z ogrodów gorzko smakuje wiatr. Gdzieś w oddali ptasie unisono żałosne i tęskne...

Oswajam nowy czas zegarów. Z trudem budzę się rano.
Zbieram się zbyt długo między łazienką, kuchnią i szafą. Ziewając,
tuszuję rzęsy. Wychodzę z domu i śniadanie do pracy zostawiam na
kuchennym stole...

Czwartek już. Tak szybko opadają dni. To były dni pod znakiem różnych wiadomości, tych dobrych i tych smutnych. Mój tato ma wreszcie emeryturę. Ktoś mi bliski przeżywa teraz bardzo, bardzo trudne chwile. Całym sercem wierzę, że wszystko będzie dobrze...

Uchylone okno, złocista żółć płatków prymulki, jasnozielony odcień traw, kilka chwil tylko dla mnie. Oddycham kolorami, głęboko, leniwie. Teraz czas herbaty, dobrodziejstwo ciszy i smaku gorzkiej czekolady. Owijam się w spokój jak w szal w bardzo zielonym kolorze. Niedługo zmierzch spłynie na ziemię grafitowym cieniem...

Przytulam wieczór do policzka...

środa, 9 marca 2011

Szarość płowieje...

Poranny świat nieśmiało uwodził obietnicą wiosny. Wdzięczył
się perlistym ptasim muzykowaniem. Powietrze rozjaśniał światłem i
złocił pyłkiem leszczyny. Pachniał wstążeczką cierpkich aromatów. Rozkwitał błękitami nieba i zielenie rozsnuwał
delikatne...

Po pracy wracałam do siebie ścieżką dłuższą o zamyślenie...

A teraz jakoś sennie. Niebo z przebłyskami drobinek błękitu i precyzyjna kaligrafia drzew. Bardzo statyczny widok za oknem. Chmury rozmawiają z niemym wiatrem. Drobny deszcz wilgotnym dotykiem wygładza pejzaż. Deszcz oczyszcza, to może być jakimś pocieszeniem...

W klepsydrze dnia powoli przesypują się ziarenka chwil. Popołudnie przegląda się w kubku z czerwoną herbatą. Zapętlam się w srebrny od tęsknoty głos Niny Simone. A może ta tęsknota tylko w mojej głowie? Milczę zapachem herbaty...

Chwile utkane spokojem i oczekiwaniem na telefon M. Fioletowa niebieskość hiacyntowych płatków. Batonik z płatków owsianych z żurawiną, mój ulubiony. Między światłem a cieniem czas biorę w ramiona, niech przybierze lekki odcień zieloności...

sobota, 5 marca 2011

Tak sobie...

Szaro. Deszczowo. Jesiennie. Zimny wiatr i bezsłoneczność. Dekadenckie nastroje w powietrzu. Tak mało barw w pejzażu. Świat nie zachwyca...

Pogubiłam gdzieś dni w oczekiwaniu na wiosnę. Chandryczyłam się z chandrą. I to był czas wieczorów z książką pod wiklinowym światłem, czas odliczany słowami i zieloną herbatą "cytryna i melisa". I wydawało mi się, że nie umiem napisać nawet najkrótszego zdania, dlatego nie było mnie tu, w tym moim miejscu...

Sobota jest domowa i leniwa. Snuję się wraz z dźwiękami radiowego grania.
Rozmrażam truskawki. Wypełniam ich zapachem cały dom. Pachną i smakują latem. To tworzy dobrą energię. Moja kuchnia zaczyna żyć założoną na parapecie uprawą szczypiorku...

Na wieczór kupiłam płytę z filmem "Śniadanie u Tiffany'ego". Jestem dziś w nastroju do przypomnienia sobie opowieści o szalonej, ekscentrycznej, zjawiskowo pięknej Holly...

Tęsknię za słońcem w oknie, za apaszki lekkością, za zielonymi pantoflami na obcasach, za świetlistym niebem, za wiosną w oczach...

A za oknem drobniutki śnieg pada...