Wczoraj wielka ulewa, kolejna burza i niebo w zygzakach błyskawic. Patrzyłam na to niepowtarzalne światło (każda burza jest inna) z jakimś lękiem pod naskórkiem...
Ptaki budzą się teraz tak wcześnie, a zaraz potem budzę się ja. Otwartym oknem wchodzą w mój sen ich świergoty, szmery budzącego się świata, odgłosy ulicy nie tak bliskiej, aromat nocnego deszczu...
Dni dojrzewają latem. Lipcowa ballada trwa, w krajkach kolorów, w nitkach zapachów. Czas ma inną długość. Czas na dokładne bycie...
A za oknem zieleń szeleści, niebo zapisane błękitem. I to lśnienie cudne, i szczypta wiatru zaplątana we włosy...
Roztęskniły mi się dłonie. Roztańczyły myśli...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz