wtorek, 31 lipca 2012

Po prostu...

Lubię późne wieczory. Wieczory z ulotnością mijającego dnia gdzieś pod powieką, z szeptem muzyki,  z ciszą zaokienną, z myślami uładzonymi, z turlającymi się gdzieś po podłodze drobinkami snu. Ocalam czas od niebytu, od snu...


Piosenki Jonasza Kofty. Niedzisiejsze słowa, niezwykli wykonawcy i "zamyśleń nagłych" szelest, bo "trzeba marzyć"...


Dobry dzień. Dzień spędzony z bratem, bratową i Małym. Zabawa w "nożyce, kamień, papier", gra w domino, rozmowa na temat oszukiwania i przegrywania, dziecięce łzy, układanie wyrazów, liczenie do stu :) To był taki pełen ciepła czas...


Mrok się sączy grafitowym cieniem, światło lampki rozwiesiło swój bezpieczny płaszcz w ciepłym miodowym odcieniu. Gdzieś między jedną filiżanką herbaty a drugą na krawędzi nocy przysiadła złota poświata księżyca...


Otwarte okno, srebrzysty chłodek po niespodziewanym deszczu i ten specyficzny zapach unoszący się w powietrzu, zapach ziemi rozgrzanej lipcowym słońcem...


Dziś tęsknię za czymś, czego nie ma...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz