sobota, 24 października 2009

Tak sobie nucę...

Sobota mija powolnie, miło i domowo. Snuję się, uładziłam Samotnię, suszę pranie, ugotowałam zupę gulaszową. Prozaicznie i gospodarczo. Zanurzam się w świat literek, czytam nowe "Zwierciadło" i "Ogród Afrodyty", leniuchuję...


Jesień w pełni. Ładnie mi w tej jesieni, w złotej rudości drzew, gasnącej zieleni traw, woalkach mgieł, w szarych koralach deszczu. I chciałabym zatrzymać opadanie liści, bo zachwycają mnie ich kolory jednako piękne w słonecznej pieszczocie i w deszczowej melancholii. Odurzam się bogactwem barw, zapachami trudnymi do opisania, tęsknymi piskami dzikich gęsi, nostalgią w powietrzu. Tak, o tej porze świat wygląda jak zaczarowany...


Wieczory przychodzą grafitowym chłodem, wtedy w ciszy mojego domu zakwitam spokojem, a tęsknota za M. nie mieści się w literkach...


Teraz jest czas herbaty malinowej. W wazonie liść klonu w cudnych czerwieniach. To taka namiastka jesiennego bukietu. A w radiu Hanna Banaszak wyśpiewuje o truskawkach w Milanówku i nijak się to ma do nastroju popołudnia...

czwartek, 22 października 2009

Przedsennie...

Noc się czerni w oknie. Cisza cieniami zatrzymuje się na ścianie. Piję ostatnią tego dnia herbatę, ma zielony zapach i smakuje latem...


Dzień dziś był w kolorach złotej jesieni, w promieniach słońca pulsowały rudości, brązy, purpurowe czerwienie i żółcie miodowe. Słońce w oprawie jasnych błękitów wędrowało pastwiskami mlecznych obłoków. Snujace się dymy z kominów świadczyły o porannym przymrozku. Jakże piękne są wschody słońca...


Czas galopuje, przyspiesza szaleńczo. Kiedy rano dzwoni budzik, jestem rozczarowana, że noc minęła tak szybko. Zapominam sny, latawcom do M. maluję uśmiechy, pewnie nieco krzywe porankami. Jesiennieję ciszą mojego domu, niezmiennie wplatam w tę ciszę płomyki świec i kolory herbat. A tęsknota przybiera wciąż nowe odcienie...


Późnym wieczorem samotność boli najbardziej...

poniedziałek, 19 października 2009

Półsen...

W oknie słońce i błękity nieba. Rude kasztanowce w złocistej oprawie promieni, w woalce dymów z kominów, w ciepłej pieszczocie pogodnego dnia wypełniają prostokąt mojego okna. Zegar tyka. Parzy się herbata w imbryku. We wstążki popołudnia wplata się zapach cynamonowej świeczuszki...


Myślami tkwię w weekendowym czasie. Kiedy M. jest u mnie, świat się zmienia. Ten czas razem to taki dobry, potrzebny czas, żeby odetchnąć, odpocząć, cieszyć się ciepłem, bliskością, nacieszyć się sobą. Jak zwykle minuty mijały za szybko, wieczory uciekały niepostrzeżenie. Tyle słów zostało pięknych, tyle czułości i spokoju. I pogoda pozwoliła wybrać się na spacer do ogrodu, liście szeleściły, purpura kloników japońskich ocieplała świat. I było wszystko za czym tęskniłam dwa tygodnie od ostatniego widzenia się...


A płytę Bajora otrzymałam w prezencie. Więc teraz lirycznieję wsłuchana w rozedrgany głos Pana Michała i razem z nim pamiętam o ogrodach...


Tymczasem za oknem delikatna różowość i subtelne fiolety w zarękawkach odchodzącego słońca. Wieczór się skrada. A na mnie czekają klasówki do sprawdzenia...

niedziela, 11 października 2009

Wracam...

Deszcz w nocy, deszcz od rana. Świat otulony szarą melancholią smętny jest i chłodem raczy. Gdyby poszukać czegoś pozytywnego w tym deszczu, to zobaczy się w barwach liści jakąś wyrazistość i intensywność, a kasztanowce wyglądają jak miedziorytyOłówkowe niebo w jesiennej zadumie oczekuje zapowiadanego słońca...


Domowa jestem. Kaloryfery psalmem ciepła cieszą mnie, a zapach waniliowych świeczuszek miękko osiada na obrzeżach przedmiotów. Dom pachnie gotującą się zupą, na taki zaokienny chłód gorąca zupa będzie idealna. I dogrzewam się herbatami...


Lubię swoje fotografie w zieleniach. Lubię komplementy mojego M. W latawcach niedzielnych wysyłam mu swe uśmiechy i czułość myśli...


Dziś nie obejrzę "Domu nad rozlewiskiem", pierwszy odcinek mnie rozczarował, zabrakło książkowego ciepła, zabrakło duszy. A i Brodzik jakoś mi nie pasuje do roli Gosi...


Ciekawa za to jestem nowej płyty Michała Bajora...


I tak, wracam...być może :)

środa, 7 października 2009

Taka jesień w duszy...

Za oknem deszczowe nokturny. Drobne krople zatrzymują się wzorem delikatnym na szybach. W domu cisza. Trwa czas herbaty...


Środy stały się dniami powstawania notek. Ostatnio czas mija za szybko i jakoś nie znajduję czasu, by tu zajrzeć. I chyba nie potrzebuję już tak bardzo tego miejsca jak kiedyś...


A świat pachnie jesienią. Dziś bardziej tą listopadową jesienią niż październikową. Wciąż jednak wokół dużo zieleni jest, drzewom brakuje brązów, złotych rudości, żółci, mosiądzu, pomarańczowej czerwieni i intensywnej purpury. Wieczorami tak szybko przychodzi zmrok, panoszy się za oknem najpierw cudnym kolorem indygo, potem intensywnym grafitem, by poprzez szarość stać się czernią. I w moim domu snują się aromaty waniliowych i cynamonych świec, kolory herbat wypełniają chwile. Znowu więcej czytam, zatracam się w ciszy, wciąz potrzebuję jej bardziej niż muzyki...


Ta jesień to długi, szary sweter, szal w zielonych odcieniach, kasztany w kieszeniach i zakupiona malinowa herbata...


Mój M. jest na wycieczce. Brakuje mi jego codziennej obecności w słowach. Tęsknię i jestem oczekiwaniem...


A kiedy przymykam oczy, widzę nasze wakacje w Bieszczadach i czuję ciepło wspomnień...