niedziela, 31 grudnia 2017

W ostatni dzień roku...

Dobry jest ten poświąteczny czas. Jesteśmy sobie z M. w łupince domu, w blasku choinki i świec. Gramy w scrabble, jemy pierniki, pijemy wino, rozmawiamy, śmiejemy się, wspominamy, czytamy, leżymy, słuchamy tang z płyty "Minione" i zachwycamy się anielskim głosem Anny Marii i grą na pianinie Rubalcaby. Dźwięki wychodzące spod jego palców są niebiańskie...


Za oknem błękitne niebo i aura wiosenna. A w Zakopanem biało i śnieżnie. Marzy mi się taki zimowy pejzaż tu w moim P. 


I nie mam noworocznych postanowień, bo zwykle ich nie dotrzymuję :) Rok 2018 będzie rokiem moich prywatnych, okrągłych rocznic. Jaki będzie?


Moi drodzy Czytelnicy, dziękuję Wam za to, że jesteście, że spotykamy się, czytając swoje literki. Dziękuję za wszystkie dobre słowa, ciepłe myśli, serdeczność i dobroć. Dobrze Was mieć...


Życzę nam pięknego i szczęśliwego roku. Niech nam zdrowie dopisuje, miłość otula, serdeczność dotyka i czułość muska. Niech dobro gości w naszych domach. Wszystkiego najlepszego!

niedziela, 17 grudnia 2017

Chwile i chwilki...

Mam i ja umyte okna. Wczoraj robocza pracowita sobota, bo wcześniej nie mogłam znaleźć czasu. Obowiązki w pracy tak mnie pochłaniały, że później wracałam do domu i nie miałam już chęci i siły na cokolwiek. Ten czas od września, godziny w dwóch szkołach, ogrom prac do sprawdzania, wiele dodatkowych czynności, projekty, sprawozdania tak mnie wyczerpały, że czuję, jakby to czerwiec się zbliżał...


Tak więc zapachniało świeżością, trochę wiecej miejsca się zrobiło, bo dojrzałam do tego, by pozbyć się niektórych rzeczy, w tym wielu książek, które oddam na akcje charytatywne...


Za oknem niespodziewana biel. Wprawdzie to cieniutka, niemalże muślinowa warstewka śniegu, ale świat wydaje się być taki świeży, odmieniony i jaśniejszy. Pod koniec grudnia najbardziej brakuje mi słonecznego światła. Wczoraj wyjęłam z pudła sopelki- światełka, zimowe domki na świeczuszki, lampki- serduszka, wianek z szyszek z miejscem na świecę. I próba generalna się odbyła, dom zajaśniał ciepłym światłem...


Ostatnio w nocy mam dziwne sny, po których już zasnąć nie mogę. Włączam lampkę, czytam. Moja bezsenność styka się ze świtem...


A niedzielny poranek spędzam z aromatem świątecznej kawy. Dostałam ją w prezencie od M. Są w niej moje ulubione nuty czekolady i cynamonu. M. dziś naucza studentów...


Za kilka dni przybędą moi zza morza i spotkamy się wszyscy przy wigilijnym stole...


Dobrego tygodnia nam życzę :)

wtorek, 12 grudnia 2017

Grudniowe drobiazgi...

W świetle ulicznych latarń walczyk drobnych płatków śniegu i czarne niebo. Ten śnieg szybko stopnieje, bo nie ma mrozu, ale przez chwil kilka świat polukrowany będzie marcepanową bielą...


Wieczór smakuje malinową herbatą, śliwką w czekoladzie i słowem czytanej piątej części sagi "Zemsta i przebaczenie" Jax. W tym tomie wojna dobiega końca, ale bohaterowie znowu zostają wystawieni na próby i muszą dokonać kolejnych wyborów. Czyta się świetnie...


Urodziny spędziłam w towarzystwie M. Ostatnie urodziny z czwórką z przodu, chwilami nie wierzę, że jestem już tak bardzo dorosłą osobą :), ale godzę się z tym, ocalając w sobie tę E.kę, którą byłam dawniej. Wczoraj zaś spotkanie w kameralnym gronie koleżanek, uroczy to był czas. I jakoś tak mi miło, że tyle osób pamiętało o moich urodzinach, a uczniowie odśpiewali mi gromkie "Sto lat", kiedy jechaliśmy w niedzielę na koncert, w ramach nagrody za udział w warsztatach...


Do Świąt zostało niewiele czasu, ale nie panikuję. Jutro szkolne jasełka, świąteczny kiermasz i spotkanie opłatkowe. Nastrajam się słuchając zimowych piosenek Stinga i jazzowych standardów z wplecionymi nutami bożonarodzeniowymi. Palę świece, robię kolejne gwiazdki na szydełku...


I myślę: zdążę...


Do kosmetycznych zakupów w ulubionej firmie kosmetycznej dołożono w prezencie ulubione perfumy me, cieszy mnie to :)

czwartek, 16 listopada 2017

Mrok szale swe rozwija...

Jesienna suita: wirujące ostatnie liście gnane wiatrem, turlające się krople deszczu, milczące cienie drzew, szelest pożółkłych traw. Jesień przyobleka się w swą czarną suknię, wiąże w pęczki przykrótkie dni...


Zostawiam myśli w koronach nagich drzew, jestem pewna, że kasztanowce śnią o maju, wszak wtedy są najpiękniejsze. Cichnie dzień na parapecie okna, zdobnego kulkami światła. Kupiłam w Pepco i cieszę oczy ich blaskiem...


Dziś świat był zamknięty w kokonie mgły. Lubię listopadową mgłę. Lubię rozpływać się w niej swoim zamyśleniem. Lubię myśleć, że zawęziła się przestrzeń...


Zatrzymuję popołudnie smakiem malinowej herbaty, lekturą książki J. Szarańskiej "Cztery płatki śniegu", ciszą mojego domu...


Wysyłam dobre myśli do M., bo potrzebuje ich teraz, jest na ważnym spotkaniu...


Dachami małego światka P. deszcz przebiega, rozmywa złote światła latarń...


Mam na dziś do sprawdzenia prace "Która panna dla rycerza?". I sama nie wiem, którą bym wybrała. Każda inna, wyjątkowa, ale chyba Jagienka mi bliższa :)

niedziela, 22 października 2017

Wieczór rozkłada skrzydła swe...

Liście spadają. Brzoza przy moim bloku już bezlistna, już się nie złoci. Klony z wiatrem puszczają swe szkarłatne liście-listy, a kasztanowce w alejach już w dostojnej czerni stoją, przygotowane na przyjście listopada...


Ładne dni ostatnio były, pełne słońca, kolorów i światła. Aż chciało się na powietrzu być, otulać się ciepłymi brązami, rudościami, ognistym cynobrem i żółcią z bursztynowymi refleksami. I znowu trencz miałam rozpięty, powiewały końce mojego lekkiego jak mgiełka szala, stukałam obcasami, spiesząc się do pracy. Włosy czesałam słońca promieniami i wracałam do domu ścieżkami dłuższymi o zamyślenie...


Na "Pierwszym śniegu" byliśmy. Nie czytałam książki, więc nie mogę porównać. Podobały mi się śnieżne pejzaże Norwegii, zawiłe osobowości postaci. Ciekawy był aktor, grający główną rolę i nawet ta makabryczna historia...


Wieczór autorski moich literatów wypadł bardzo dobrze. Dopisała publiczność, udało nam się stworzyć jesienną, poetycką atmosferę blaskiem świec, barwnymi liśćmi, recytacjami pełnymi emocji...


Za oknem wieczór się granatowi. W wazonie mam jesienny bukiet od moich literatów, a w filiżance karmelową herbatę...


Weekend minął tak szybko. Posprawdzałam klasówki, prace domowe, kartkówki, lekko mi jakoś z tego powodu...


A do poduszki wypożyczyłam kolejną część sagi Wilczyńskiej " Dom pełen słońca"...


Dobrego tygodnia życzę :)

wtorek, 10 października 2017

Jesienny czas domu...

Czas domu. Zapach czerwonej herbaty, kromka chleba z dżemem z czarnej porzeczki. Rozkołysane dźwięki z płyt dawnej Maryli. Ciepłe płomyki świec...


Za oknem deszcz. Takie szare i smutne kapanie. I mokre liście bursztynowo- złote, miedziane, kropkowo- żółte, purpurowe, ciężkie i lśniące od wilgoci. Gdzieś przepadły cieniutkie nitki babiego lata. Srebrzą się dni tym deszczem...


Wczoraj byłam na cmentarzu u rodziców. Zapaliłam światło, zostawiłam chryzantemę o drobnych złotych kwiatkach. Podumałam, opowiedziałam co u nas. Potrzebowałam tych chwil...


Dziś miałam ostatnie warsztaty literackie. Kończę projekt. Za tydzień czeka nas wieczór autorski, goście, trema, chwile ze słowem, muzyką i blaskiem świec. Trzymajcie kciuki, żeby wszystko się udało! :)


Jesień to najlepsza pora dla domu. To czas smakowych herbat, polarowych kocyków, zaciszności, smutnej muzyki, dobrych książek. Teraz czytam "Córki Wawelu". Pięknie się czyta. Ciekawy jest świat widziany oczyma karlicy Dosi...


Czekam na piątek i na spotkanie z M. W sobotę będziemy świętować domowo nasze nauczycielskie święto :) Tak naprawdę nie lubię tego święta. Nie lubię medialnych komentarzy, sztuczności, brawek, akademii. Cieszę się na wspólny czas z M. Bardzo, bardzo...

niedziela, 1 października 2017

Złoci się października czas....

Złociste fontanny brzóz, rumieńce klonowych liści, miedziane korony kasztanowców w Alei. Taki widok mam z okna w salonie. Niedzielny poranek pachnie kawą i dźwiękami z płyty Anny Marii "Szeptem"...


Pierwszy dzień października, który zwykle złoci się w słońcu, nasącza liście szkarłatem, fioletowieje marcinkami, wrzosami, poranki chłodzi i szybciej podchodzi grafitowym mrokiem pod okna. Lubię październik. Lubię późne popołudnia z morelową poświatą na niebie, z wstążeczkami czerwieni, ciepłego pomarańczu. Lubię stać wtedy przy oknie i oczy sycić blaskiem odchodzącego słońca, ogrzewać ręce kubkiem z herbatą pachnącą cynamonem i pomarańczami. Potem przychodzą wieczory, którym migdałowe oczy rozajaśniam blaskiem świec i pozwalam kołysać się z dźwiękami...


Ta jesień nie jest nazbyt słoneczna, ale ilekroć pojawia się pastelowe słońce, wracam do domu drogami trochę dłuższymi o pobyt w bibliotece, sprawunki w sklepikach, chwilę rozmowy z panią kioskarką. Niestety od poniedziałku kiosku już nie będzie, bo pani odchodzi na emeryturę i nie znalazł się chętny do przejęcia obiektu. Swoje czasopisma będę musiała zaprenumerować...


W pracy i w domu dużo pracy mam. Przygotowuję lekcje, a mam cztery nowe podręczniki, spradzam klasówki, zeszyty, opracowuję karty pracy, bo te gotowe nie zawsze mi pasują. Kończę warsztaty literackie i przygotowuję almanach do wydania. Będą w nim teksty moich uczniów. Narzekam na brak czasu, ale wieczorami znajduję chwile na przeczytanie choć kilku stron. Teraz znowu bywam w Lublinie i Kazimierzu za sprawą książki M.A. Oleksy "Samotność ma twoje imię". Daję się zaczarować tej powieści i słowom...


I już zaliczyłam piersze jesienne przeziębienie. Jeszcze się kuruję. Już włączam piec i jabłkami pachnie dom...

środa, 6 września 2017

Września mijanie...

Jesienią pachnie, jesienią i deszczem, wilgotną ziemią, mokrą trawą. Niebo poszarzało znowu, pochłodniał świat. Czerwone kulki jarząbin dodają pejzażowi witalności. A w kieszeni pierwszy kasztan...


Czy Was też blox wylogowuje i przepadają Wam notki?


Wczoraj byłam na spotkaniu autorskim z Hanną Cygler. Czytam jej książki i lubię pisanie. Popołudnie z pisarką było przemiłe, a ona okazała się wspaniałą gawędziarką, ciepłą, otwartą i przesympatyczną osobą. Do domu wróciłam pełna wrażeń z książką i wpisaną doń dedykacją...


Uczę się pracy z młodszymi uczniami. Ćwiczę się w cierpliwości. Staram się rozumieć, że wolno piszą, że zadają tysiąc pytań nie na temat, ale może ważniejszych niż te do lekcji, że chcą się pochwalić rysunkiem z wczoraj, opowiedzieć o swoim psie i rybkach, a nawet o tym, że nie mają zwierzaka, bo mają alergię albo mama nie chce mieć w domu czworonoga. Z siódmą klasą idzie mi zdecydowanie lepiej :)


Dom i aromat jesiennej kawy. W wazonie kolorowy bukiet astrów i cynii. A Hanna Banaszak wyśpiewuje mi "Truskawki w Milanówku" i "Pejzaż bez ciebie" tak melancholijnie i tęsknie. Myślę sobie, że i te słowa, i dźwięki tak pasują do smętnej pogody za oknem...


Siedzę w papierach. Myślałam, że mam już wszystko, ale dziś Pani Ważna uświadomiła mi, że jednak nie :)


Do pracy zatem, E.ko...

czwartek, 31 sierpnia 2017

Zanim wrzesień złotem zalśni...

Ostatni sierpniowy dzień. W związku z wizytą u laryngologa wybrałam się do Miasteczka. Popołudniową porą Miasteczko jest inne. Uliczki są cichsze, mniej ludzi, a ci którzy są, jakoś się nie spieszą. Ławki na skwerkach okupują staruszki, które w drodze do wieczności rozmawiają i przyglądają się światu. Place zabaw puste, młodość dzieje się w sieci...


Szłam powoli, bo przyjechałam za wcześnie. Patrzyłam na klomby pełne róż, na spokojne niebo, na kamieniczki skąpane w innym już świetle, na pierwsze złote listki brzozowe na trawnikach...


Żal wakacji. Żal niespieszności, beztroskiego czytania do późna, bo przecież nie trzeba rano się zrywać. Żal poezji ogrodów: pachnących pomidorów, świeżych ogórków, fasolki, cukinii itd. Żal miękkości traw, świerszczowych nut, świetlistości...


Pocieszam się, że lubię wrześnie przecież. Lubię miodowe światło, poranki w woalkach z mgieł, złocenie się liści, fioletowe zmierzchy i to, że szybciej zapala się świeczuszki, a one migocą i bursztynowym blaskiem ocieplają czas domu. I klony czerwieniejące lubię, szuranie liśćmi, spacery, którym towarzyszy zapach nostalgii i melancholii, jakże wtedy miłej...


Trudno przyzwyczaić się do myśli, że kończy się czas lekkich strojów, że niedługo wyjmę z zaułków szafy sweterki, szale i chusty. Inaczej będzie smakować herbata, inne dźwięki będą turlać się po podłodze. Odświeżyłam swoje polarowe kocyki. Kupiłam malinową herbatę. Dziś zaparzyłam kawę, dodając szczyptę cynamonu...


Jestem już gotowa do pracy. W mojej klasie zawisły nowe gazetki, na parapecie postawiłam anioła z masy solnej, by nas uskrzydlał. Nie udało mi się tylko znaleźć sponsora, który wsparłby zakup scrabbli :)


Za oknem złota tasiemka po odchodzącym słońcu, lekki wiatr igrający w lekko zrudziałych koronach kasztanowców, gruchanie gołębi. A otwartymi balkonu drzwiami wchodzi do pokoju chłód...

środa, 16 sierpnia 2017

Magnesy...

Najpierw była długa podróż pociągiem, wydłużona o godzinę z powodu jakichś prac remontowych i dwudziestominutowe spóźnienie. Podróż w wagonie bez klimatyzacji, w gorącu. Starałam się myśleć słowami "Milczenia lodu", książki, której akcja dzieje się w islandzkim miasteczku, gdzie "lato jest bardziej stanem umysłu" niż latem. Chciałam poczuć chłód opisywanych fiordów, zaśnieżonych uliczek, zimowych ścieżek. I nic to nie dało :)


W oknie uciekały mi obrazy brzozowych zagajników, lasów, ściernisk z belami słomy, pola wąsatej kukurydzy i drobnych słoneczników, wrzosów i nawłoci złotej od słońca...


A potem było Miasto. I kiedy tylko stanęłam na peronie, poczułam jak oblepia mnie tropikalne gorąco, jak żar dotyka mnie swoimi parzącymi mackami. Miasto pachniało kurzem i spalinami. Powietrze falowało, a oczy mi łzawiły...


A jeszcze potem było przyjemnie chłodzić się na balkonie u M., patrzeć na panoramę Miasta i cieszyć oczy zielenią, której na osiedlu M. dość sporo...


W sobotę wybraliśmy się na wycieczkę do Płocka. Odbyliśmy spacer ścieżkami Broniewskiego, podziwialiśmy wiekowy dąb, o którym poeta często pisał. Przeszliśmy się promenadą na Wiśle. Zachwycaliśmy się barwnymi kamieniczkami, ratuszem, katedrą, pyszną kawą i ciastem marchewkowym w sympatycznej kawiarence, której nazwy nie pamiętam. A przede wszystkim zwiedziliśmy Muzeum Mazowieckie, które mieści się w pięknej secesyjnej kamienicy i na czterech piętrach mieści  zbiory sztuki secesji i art deco. Podziwialiśmy aranżacje wnętrz mieszczańskich, urządzonych ze smakiem i z dbałością o szczegóły, sale rzemiosła artystycznego, szkła, ceramiki i biżuterii...


Jestem wielbicielką secesji, więc z przyjemnością oglądałam eksponaty, o każdym można powiedzieć: perełka. Warto zobaczyć wystrój jadalni, salonu, gabinetu, buduaru, pokoju dziecięcego. Meble zdobne motywami kwiatów i ważek, witrażowe lampy, drobiazgi, lustra, pościele, parawany, zastawa stołowa, obrazy, na szczególną uwagę zasługują te Wyspiańskiego i Mehoffera...


Czas z M. spędzaliśmy spacerując ulubionymi uliczkami, parkami, odwiedziliśmy ulubioną księgarnię, odnaleźliśmy nowe miejsca i nowe smaki. Upał wciąż był dokuczliwy, więc chodziliśmy zacienionymi stronami ulic. Wieczorami delektowaliśmy się czasem domu, sobą, chwilami na chłodnym balkonie z lampką winą...


Ostatnio polubiłam KappAhl. Tym razem kupiłam granatowe spodnie, do pracy idealne :)


A dziś wybrałam się do Szczecina w związku z coroczną kontrolą u Ważnego Lekarza. Chciałam już po wizycie wybrać się na spacer po Wałach Chrobrego, odwiedzić swoje ulubione miejsca, tym bardziej że coraz bliżej koniec wakacji. Jednak szybko wróciłam do domu, bo Szczecin był pełen deszczu...


Popołudnie wciąż jest zadeszczone, szare i pełne melancholii. Studiuję nowe podręczniki, wybieram lektury, opracowuję strategie, wszak po siedemnastoletniej przerwie znowu będę uczyła w szkole podstawowej...


Piję kawę i ocalam słowami obrazy, by były jak magnesy do przypięcia na lodówce :)

sobota, 5 sierpnia 2017

Sierpniowe nuty...

Sobota ma kolor nieba w odcieniu niezapominajek, pachnie ciepłym wiatrem i lśni słonecznym blaskiem. Sobota mija domowo. Okraszam ją muzyką i słowami czytanej książki...


Warto poznać się z bohaterami powieści "Spacer nad rzeką", której autorką jest Monika A. Oleksa. To opowieść o zawiłych relacjach ludzi, o miłości i jej odcieniach, o zdradzie, wybaczaniu, rodzinie. Czyta się świetnie, bo historia opowiedziana jest pięknym, poetyckim językiem, a niektóre wypowiedzi bohaterów są jak perełki, jak gotowe złote myśli. I jakże pięknie opisany jest Kazimierz. Tak pięknie, że chce się go odwiedzić i przespacerować śladami Zosi...


Wczoraj listonosz przyniósł mi wrześniową "Urodę życia" i jakoś tak nagle, na początku sierpnia, zatęskniłam za kolorami września, za magią wczesnej jesieni, za miedzianym blaskiem słońca i liści, za kasztanami, astrami, chryzantemami, za jesienną herbatą, płomykami świec i za tym całym swoim jesiennym kramem...


Ale niech jeszcze sierpień trwa i wakacje niech się dzieją...


Dziś na obiad usmażyłam placki ziemniaczane. Złociste, chrupiące, pyszne. Zjadam je ozdobione kleksem kwaśnej śmietany. A Wy jak je smakujecie? Czy z cukrem? Tak je moja przyjaciółka, ale mi takie połączenie smaków nie pasuje...


Sierpień darzy ładną pogodą, oby jak najdłużej. Na przyblokowym klombie zakwitły moje ulubione georginie...


I tak, nadzieja ma zawsze zielone spojrzenie :)

wtorek, 11 lipca 2017

Deszczem naznaczone chwile...

Znowu deszcz, zasłony szarych chmur, wilgoć w powietrzu, bujniejsza zieleń. Tylko kwiaty marnieją. O poranku sypię paciorki kawy do młynka i po chwili kuchnię wypełnia ten przyjemny zapach, a potem z ulubionej filiżanki unosi się cudowny, smakowity aromat. Lubię poranki. Lubię mój dom o poranku i myśl, że dzień się dopiero zaczyna i tyle godzin do wypełnienia. Dlatego też lubię wcześniej wstawać :)


Od wczoraj czytam "Płomienną koronę", trzecią i ostatnią część cyklu "Odrodzone Królestwo" Cherezińskiej. Niecierpliwie, z zachwytem czytam i zadowoleniem, bo książka liczy 1082 strony i będę miała duuuużo do czytania...


Wczoraj byłam w banku. Pani zaproponowała mi zainstalowanie na telefonie aplikacji jakieś tam, mówiąc, że będę miała szybciej. Słowo "szybciej" coraz dotkliwiej definiuje świat. A ja, jeśli nie muszę, nie potrzebuję szybciej...


W mojej kuchni królują sezonowe warzywa. Gotuję dania, wykorzystując fasolkę, bób, cukinię, młodą kapustę, marchew, pomidory, ogórki. Wszystko tak pyszne...


Kołyszą się w moim zadeszczonym pokoju dźwięki siestowych płyt. Pulsują w nich drobiny słońca, szumi morze, przesypuje się delikatnie ciepły piasek...


Wtorku, uracz nas słońca blaskiem!

niedziela, 25 czerwca 2017

Niedzielny poranek...

Początek lata chłodny i deszczowy. Za oknem szare niebo, a na szybach drobne perełki deszczu. Zmarnieją mi pelargonie. Czerwiec się kończy, a ja nie zdążyłam się nim nacieszyć, bo ostatnie tygodnie w zaganianiu mijały. Kolejny tydzień też jeszcze w pracy spędzę, ale będzie już inaczej, na wolniejszych obrotach...


Pożegnałam swoją wychowawczą klasę. Kiedy już zasiedli w ławkach, zanim wręczyłam świadectwa, wygłosiłam ostatnią mowę, rozpłakały się te moje dzieci, nawet niektórzy chłopcy nie kryli łez. Dobrze nam było ze sobą przez te trzy lata. Dobre dzieciaki  tworzyły moją klasę. Na pożegnanie wręczyli mi album z naszymi wspólnymi zdjęciami, z zabawnymi i wzruszającymi komentarzami. I morze kwiatów dostałam...


Niedziela smakuje ciszą i kawą z aromatem pomarańczy. Kiedyś nie lubiłam aromatycznych kaw, a teraz się do nich przekonuję. Jeszcze czeka na spróbowanie ta o romantycznej nazwie "Wieczór w Wenecji" :)


Ósmy tom przygód policjantów z Lipowa nie zawodzi. "Czarne narcyzy" Puzyńskiej  intrygują od pierwszej strony. Podziwiam autorów kryminałów za wyobraźnię, za to, że się nie gubią w wątkach, potrafią tak zaplątać intrygę, że niełatwo wytypować mordercę :)


Niedługo pojawi się u mnie mój M. i na początku lipca brat ze swoimi zjedzie na urlop. A ja jeszcze nie wierzę, że wakacje już są...

piątek, 19 maja 2017

Słów kilka...

W porankach lubię miękkość światła, jego różowawy odcień, złotą poświatę. Majowe poranki są piękniejsze o ptasie dźwięki. Tak przyjemnie budzić się, kiedy uchylonym oknem wpadają wdzięczne piosnki...


Wreszcie świat jest majowy, pełen słońca, świetlistości, która uwypukla wszystkie odcienie zieleni. I wreszcie świat pachnie bzami, szaleńczo, fioletowo, słodko-gorzko...


Dziś mam wolne i delektuję się tym wolnym dniem. Teraz zapach kawy, muzyka z radia, taka miła dla ucha, jazzująca lekko, taka moja...


Tak szybko mijają te dni. Wypełnione pracą, tworzeniem nowej szkoły. Zaangażowałam się, mam nadzieję, że nie będę żałowała...


Coraz rzadziej tu zaglądam...

piątek, 14 kwietnia 2017

Życzenia...

"Niech popłynie w czas wiosenny


Z serc skruszonych


Wielkanocny śpiew radosny


Że się stało znów tej nocy


Z martwych powstał Pan (...)"


Leszek Długosz "Na procesję wielkanocną"


 


Na czas Świąt życzę Wszystkim tu zaglądającym zieloności i słonecznego blasku. Niech uda się odetchnąć od codzienności. Niech towarzyszy nam optymizm, serdeczność i dobro. Pięknych, radosnych i pełnych miłości Świąt Wielkiej Nocy...

poniedziałek, 27 marca 2017

Z jasnej zieleni czas utkany...

Rozsłoneczniony świat, w woalu tej delikatnej i pierwszej zieleni, seledynowej, budzącej radość. W ogrodzie zakwitły wczesne rododendrony, kaliny, jakieś nieznane mi krzewy. Coraz bliżej do złotej poświaty forsycji. Spacerowałam wczoraj ścieżkami, słuchałam ptasich głosów, wystawiałam twarz do słońca i w myśli wplatałam tę zieleń nadziei pełną...


Być może od września zacznie działać u nas szkoła niepubliczna...


Prawdziwą ucztą dla lubiących sagi z historią w tle może być przeczytanie dwutomowych "Szeptów i tajemnic" A. Janiszewskiej. Mnie urzekła opowiedziana historia, klimat międzywojnia, piękny język i barwni, charakterni bohaterowie...


Schowałam już zimowe palto do szafy, odświeżyłam swoje lekkie szale i apaszki, wyjęłam ulubione okulary, czółenka i baleriny. Wiośniane te ostatnie dni, lekkie, rozkołysane delikatnym wiatrem...


Prymulka mi towarzyszy, aromat kawy i dobre myśli. Pod koniec tygodnia przyjedzie mój brat i mój M. Czegóż chcieć więcej? :)

poniedziałek, 13 marca 2017

Wiosny kroki...

W powietrzu jest to coś, co pozwala rozpiąć płaszcz, myśleć, że wiosna jest tuż, tuż. W ogrodzie wciąż kobierce przebiśniegów, śnieżyc, ranników, zawilców i wielobarwnych krokusów. Na gałązkach krzewów pętelki listków, drobniutkich i seledynowych. I ptaki już koncertują. Jeszcze nieśmiało, jeszcze nie za wiele gatunków w tym chórze, ale już przyjemnie. I więcej słońca w pejzażu...


Cieszę się na wiosnę. I czepiam się tej radości, bo niewiele jej w sprawach zawodowych. Usłyszałam, że mogę się przekwalifikować. I że w innych krajach statystycznie ludzie zmieniają zawód sześć razy w życiu, i że tylko my, Polacy, tak się trzymamy swoich profesji. No, tak. Tyle że ja kocham swój zawód. Lubię uczyć, lubię swój przedmiot, swoich uczniów, swoją szkołę, swoją klasę. Lubię być "panią od polskiego"...


Popołudnie zatrzymuję aromatem kawy, cicho szemrzącym radiem. W czwartek w mojej szkole będzie spotkanie z pisarką. Odwiedzi nas Dorota Schrammek. Niektórzy pierwszy raz będą na spotkaniu autorskim, ciekawią się, cieszą, przeżywają. Mam nadzieję, że spotkanie nam się uda. Potem po południu spotkamy się w gronie dorosłych czytelników. Przyznam, że widziałam książki w naszej bibliotece, okładki sugerowały, że będzie to proza lekka, łatwa, przyjemna, tzw. kobieca literatura, na którą jakoś wtedy nie miałam ochoty. W związku ze spotkaniem z autorką przeczytałam wszystkie jej książki i bardzo mile ich treść mnie zaskoczyła. Świetnie się czytało. I świetne te opowieści, podejmujące obok lekkich tematów te ważne i trudne, a na dodatek bohaterowie żyją w znanych mi miejscach. Polecam nie tylko trylogię o Pobierowie, ale też "Stojąc pod tęczą" i "Dom, którego nie było"...


A moja nowa bluzka z rozszerzonymi rękawami wygląda, jakby była uszyta z kawałków obłoków. I jak ja kiedyś mogłam mówić, że w niebieskich odcieniach mi źle?

niedziela, 26 lutego 2017

Koraliki...

Powroty do domu zawsze są dla mnie radością. Gdziekolwiek jestem, tęsknię za swoim domem, nawet jeśli tam, gdzie jestem, jest mi bardzo dobrze...


Czas ferii minął jak zwykle za szybko. Wypoczęłam, odreagowałam, dobrze spałam, ładnie śniłam i nie myślałam o szkolnych problemach...


Szwecja tym razem była szara, zadeszczona, wietrzna. To nie sprzyjało długim spacerom, czas więc częściej był domowy. Odbywaliśmy krótkie spacery między deszczami. Żałuję, że nie udało nam się pojechać nad morze i pochodzić po skałach. Mój bratanek też miał ferie, spędziliśmy zatem wiele czasu razem. Rozmawialiśmy, graliśmy w piłkę, piłkarskie karty, bierki i domino, kucharzyliśmy wspólnie, opowiadaliśmy sobie o naszych szkołach, ćwiczyliśmy język polski i tabliczkę mnożenia w naszym języku. Niestety Mały, który nie jest już mały, uwielbia gry komputerowe, telefon i internet. Na szczęście rodzice to kontrolują. Popołudniami układaliśmy wspólnie obraz z tysiąca puzzli, rozmawialiśmy, biesiadowaliśmy, wspominaliśmy...


Z okien samolotu, w dzień podróży, pogodny i słoneczny, Szwecja wyglądała jak makatka w odcieniach zieleni, błękitu i bieli, bo gdzieniegdzie jeziora były zamarznięte i leżał śnieg...


Po powrocie zostałam u M. Pogoda nie sprzyjała spacerowaniu, bo deszcz władał światem, ale udało nam się pochodzić ulubionymi uliczkami i odwiedzić ulubione miejsca. Mnie udało się kupić dwie ładne bluzki i cudną parkę na wiosnę, ten ostatni zakup nie był planowany, ale jest bardzo trafiony i bardzo mnie cieszy. Wieczory mijały nam miło, domowo, filmowo, w kolorach herbat i wina...


Nie za wiele czytałam. Udało mi się przeczytać pierwszy tom "Ósmego życia" Nino Haratischwili. Drugi zacznę dziś...


Mój świat teraz pachnie kawą. Słucham melancholijnych tang z płyty AMJ "Minione". W oknie perlą się deszczu krople...


A jutro wracam do pracy, oby nie do problemów...


Witajcie!

piątek, 10 lutego 2017

W blasku...

Łagodne popołudniowe światło złoci dachówki budynków, niebo zamienia w pas świetlistego jedwabiu. Nawet powietrze wydaje się być przyprószone złotem. Ładny dzień, choć mroźny i chłodny...


Znowu przepadłam na trochę. Znowu nie znajdowałam słów. Znowu dni trudne, dni do zapomnienia. Jak bardzo nauczyciele nie są lubiani, wiedzą tylko oni...


Wolny piątek się toczy. Od poniedziałku zaczynam ferie. Wyjeżdżam do brata. Laj, laj, laj...


W nowej "Urodzie życia" Joanna Bator mówi, że dojrzała do tego, żeby się zadomowić, ukorzenić. A ja wiem, że dla mnie to było ważne zawsze. Przynależność do miejsca, przynależność do domu, przynależność do ludzi, pewnie i do niektórych przedmiotów, książek, choć ta już znacznie mniejsza niż kiedyś. Może to wynika z lat życia w niepewności, w zagrożeniu, z niedotrzymanymi obietnicami, w ciągłym nieakceptowaniu nałogu taty. I o naprawianiu złotem mówi: " Naprawianie złotem- piękna metafora. Można nosić swoje niezagojone blizny, pozszywać je byle jak, a można spróbować naprawić tak, żeby blizna była piękna". I naprawiam to, co było pęknięte. Chwile z M. są taką złotą nicią i moje obecne życie też...


Brzoskwiniowy blask za oknem. W filiżance kawa z domieszką cynamonu i amaretto, pyszna, idealna na ten chłodu czas...


U nas akcja. Zbieramy pieniądze na leczenie młodej kobiety, mamy. Ludzie są też dobrzy :)


Marzy mi się, by czas ferii był spokojem i odetchnieniem od zawodowych problemów...

piątek, 20 stycznia 2017

Kronikarsko rzecz ujmując :)

Wieczorny granat nieba i złote plamki świateł ulicznych latarń. Bure resztki śniegu w tej poświacie nie wyglądają aż tak ponuro jak o poranku, kiedy świat tonął w odwilży, a drogi były niebezpiecznie śliskie. I przepadły czarowne widoki w bieli, drzewa w koronkach szadzi, pomarańczowozłote wschody słońca...


Dom i ja trwamy w oczekiwaniu na M. W ten weekend będziemy świętować urodziny M.


Bilety na samolot na lutowy wyjazd w ferie u brata już zakupione...


W pracy wciąż wielka niewiadoma. Koncepcje zmieniają się jak w kalejdoskopie. Rodzice szkół podstawowych przeznaczonych do likwidacji protestują, zapraszając radio i telewizję, my protestować nie możemy, bo nas likwidują odgórnie...


Po przeczytaniu "Słowika" K.Hannah mam mieszane uczucia...


Od poniedziałku będzie obowiązywał nowy plan. Mam wolny piątek. Hurrra!


I czekam na nową płytę AMJ. Ukaże się 14 lutego i będzie zatytułowana "Minione". A w nowym "Zwierciadle" wywiad z artystką i piękne zdjęcia...


Dobrego weekendowego czasu...

piątek, 6 stycznia 2017

W bieli...

Od wczoraj świat w bieli. Przez cały czwartek wirowały śnieżne płatki, tańczyły w świetle latarni i tak ładnie bieliły się w granacie nieba. I dziś od rana zimowy pejzaż. I świat jakoś tak ucichł, bo zawsze kiedy pada śnieg, robi się ciszej i cieplej...


Światło malowało w śniegu jasne refleksy. A teraz popołudniową porą złoci się niebo różową poświatą. Bezlistne gałęzie drzew hebanową czernią tak ładnie komponują się z tym tłem...


Domowo spędzam czas. Czytam. Raczę się herbatami. Teraz aromat kawy tak lekko opada w dźwięki zimowych piosenek Stinga. Wciąż cieszę się blaskiem choinki. Odbieram telefony od M., który musiał wyjechać w służbowych sprawach. Spokojnie sobie tęsknię...


Lokalni politycy poinformowali o kolejnej koncepcji przeorganizowania sieci szkół, więc może nie należy nazbyt przywiązywać się do ich pomysłów, skoro tak szybko się zmieniają?


Jutro pójdę na spacer, na długi zimowy spacer, w ścieżki ubielone, błyszczące od słońca. I przeproszę się z czapką :)

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Przy kawie...

Kobaltowe niebo za oknem i złoty rogalik księżyca. W domu zapach kawy, cisza i pesymistyczne myśli po dzisiejszej radzie...


Nowy Rok witałam z M. przy choince, domowo, kameralnie, serdecznie i czule. I była uroczysta kolacja, były wspomnienia, rozmowy o mijającym roku, toasty i tańce :)


Boję się tego roku. Pracuję w samodzielnym gimnazjum, od września nie będę miała etatu, a w kolejnym roku mogę stracić pracę. Lokalni politycy nie są zainteresowani przekształceniem nas w podstawówkę. Nie da się o tym nie myśleć, nawet jeśli bardzo się stara...


Zaczęłam wczoraj lekturę "Domu sióstr" Ch.Link. Czuję, że porwie mnie ta opowieść...


Choinka dzielnie się trzyma, gwiazda betlejemska także. Palę cynamonowe świeczki, dojadam ciasteczka i zaklinam, by ten 2017 rok był łaskawy...