czwartek, 26 kwietnia 2012

Sycąc się popołudniem...

W batiku nieba nitki błękitu, szafiru i rozbielonego turkusu. Gdzieś ponad kopułami drzew kilka złocisto-różowych smug rozjaśnia popołudniowy czas. Gałęzie kasztanowców w zielonym welonie listków, w etiudach wiatru i w ptasich ćwierkotach. Puste ulice, bezludne i ciche. Powietrze smakuje zielenią w odcieniu limonki, mięty i pistacji. Taka młoda ta zieleń, taka czysta jeszcze, taka radosna i soczysta...


Zapach nowych, od dawna oczekiwanych książek, dziś po południu dostarczonych przez kuriera. Dźwięki z nowych płyt. Achy i ochy, bo składanka jazzowych piosenek cudna...


W wazonie mam bukiet stokrotek. Wczoraj zebrałam na łące podczas spaceru. Uwielbiam te drobne białe płatki lekko muśnięte różowym wzruszeniem. Świat kwietny cały i pełen barw: białe dzwonki młodych pokrzyw, złote klipsy mniszków, szafir szafirków, niebieskofioletowe fiołki, forsycje w cesarskiej żółci, aksamitna wielobarwność bratków, ascetyczna biel narcyzów, przepych magnoliowych płatków. Tyle do podziwiania...


Kiedyś nie lubiłam wiosny. Bolały mnie nieśmiałości listków, subtelności traw i kwiateczków. Zamykałam oczy na to wiosenne piękno świata. Bolało mnie rodzące się życie, bo przypominało umieranie mamy...


Domowy czas i domowy strój. Aromaty herbat. Latawce dobrych myśli wysyłanych do M. Stęsknienie i odliczanie dni do długiego weekendu :)

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Powtórka z codzienności...

Szarość dziś taka. W zatoce smutnego nieba brak światła. Rozjaśniam domową przestrzeń miodowym światłem lampy. W prostokącie okna deszczowe naszyjniki tworzą uporządkowany wzór. Otwartym oknem wsnuwają się drobiny szarego chłodu. Owijam się pledem w pastelowe pasy. Sycę się jego ciepłem...


Po kilkugodzinnym szkolnym hałasie dziś uciekam w muzykę Mozarta. Wyciszam się. Opuszkami palców zapisuję myśli. Czas wypełniam filiżankami czarnej herbaty, dosmaczam chwile śliwkami w czekoladzie...


Weekendowy czas miał kolor oczu M. i ciepło jego dłoni, i jak zwykle minął za szybko...


Drzewa szumią jasną zielenią i małym koncertem skrzypcowym. Brakuje mi słoneczności na balkonie, mrużenia oczu, rozedrganego ciepłem powietrza. Ołowiane chmury deszczem przeglądają się w coraz większych kałużach...


Popołudniową godziną domowa jestem. Oddycham wilgotnym powietrzem. Podziwiam sady w koronkowej, lekko zaróżowionej bieli. Czerwienią tulipanów otulam oczy. Czas przepływa gdzieś obok mnie...

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Na poniedziałkową nutę :)

Mam dziś na późniejszą godzinę do pracy, więc poranek smakuje niespiesznością. Staranniej zrobiłam nieład na swojej głowie, staranniej wydłużyłam rzęsy i spokojnie zjadłam śniadanie...


Teraz aromat kawy miesza się z dźwiękami radiowego muzykowania. Pozwalam tym miękkim nutom przysiadać na krawędzi filiżanki i dotykać mnie kojąco i łagodząco. Okno jest dziś deszczowym obrazkiem. Niebo płynie szarymi chmurami, ptaki zamilkły, przycupnięte na gałęziach. Za to kopuły kasztanowców w alei zaczynają przypominać girlandy w jasnym odcieniu zieleni. I fiołki zakwitły, a ja tak lubię ich delikatność i nieśmiałość między źdźbłami traw...


Nie wiem, jak będę prowadziła dziś lekcje. Prawie straciłam głos, skrzeczę okropnie. Nie pomogły ani pastylki do ssania, ani inhalacje, ani siemię lniane :)


Obłaskawiam poniedziałek dobrymi myślami...


Miejcie dobry dzień!

niedziela, 15 kwietnia 2012

Aż będę niebieska...

Niby wiosna, a nastroje dziś jakby jesienne. Powiedziałabym, że smutne. Te pogodowe nastroje i te w duszy. Pada od rana, "kocie łby" przyblokowej uliczki srebrzą się deszczem, szyby w mozaice drobnych kropel, szarość dokucza. I jeszcze przyplątało mi się przeziębienie. Nieszczęśliwie mi...


Fastryguję niedzielę dźwiękami swoich smutnych płyt, zaparzam herbatę po herbacie, zamykam oczy po przeczytaniu kilkunastu stron "Lata polarnego", zachwycam się językiem tej powieści niby chłodnym, oszczędnym w słowa, a pełnym liryzmu. To smutna książka, ale pasuje do dzisiejszego dnia...


Przesiąkam czasem, poganiam minuty, tęsknię do wieczornego nieba za oknem. Kiedy zapalę swoją pyzatą lampę, będzie wydawało się być w kolorze indygo. I niech się zaplącze spokojem między rzęsami...

wtorek, 10 kwietnia 2012

Skrótem...

Święta minęły niespiesznie, domowo i spokojnie. Pogoda nie dopisała, ale udało nam się pospacerować w przerwach od deszczu. I może to nie były wiosenne spacery, bo zimno dokuczało, ale zieleń wszechobecna rozświetlała od wewnątrz i nastrajała świątecznie...


Po dniach spędzonych z M. jestem teraz samotna i jakoś nieswojo mi w moim pojedynczym domu. M. wraca pociągiem do siebie. Przed smutkiem ratują mnie telefony z drogi...


Słychać wiatr za oknem, w głośnikach ballady Milesa Davisa, kubek paruje herbatą, a na talerzyku mam ostatni kawałek świątecznego sernika. Znowu za dużo wszystkiego przygotowałam. Obdzieliłam M., część zamroziłam, z resztą będę się zmagać jeszcze kilka dni. I przecież tak jest każdego roku, i skoro to wiem, to dlaczego nie umiem tego zmienić? 


Mam dziś dużo czasu. Do pracy idę dopiero jutro. Powracam do normalności sprawdzaniem prac klasowych...


W szarych błękitach nieba gromady ptasich przecinków tworzą niepowtarzalny wzór pozornego nieładu. Psalmem drobnych listków kwiecień się snuje. Powietrze pachnie tym czymś, co przypomina o ogrodach i splata się z nostalgią...