wtorek, 10 kwietnia 2012

Skrótem...

Święta minęły niespiesznie, domowo i spokojnie. Pogoda nie dopisała, ale udało nam się pospacerować w przerwach od deszczu. I może to nie były wiosenne spacery, bo zimno dokuczało, ale zieleń wszechobecna rozświetlała od wewnątrz i nastrajała świątecznie...


Po dniach spędzonych z M. jestem teraz samotna i jakoś nieswojo mi w moim pojedynczym domu. M. wraca pociągiem do siebie. Przed smutkiem ratują mnie telefony z drogi...


Słychać wiatr za oknem, w głośnikach ballady Milesa Davisa, kubek paruje herbatą, a na talerzyku mam ostatni kawałek świątecznego sernika. Znowu za dużo wszystkiego przygotowałam. Obdzieliłam M., część zamroziłam, z resztą będę się zmagać jeszcze kilka dni. I przecież tak jest każdego roku, i skoro to wiem, to dlaczego nie umiem tego zmienić? 


Mam dziś dużo czasu. Do pracy idę dopiero jutro. Powracam do normalności sprawdzaniem prac klasowych...


W szarych błękitach nieba gromady ptasich przecinków tworzą niepowtarzalny wzór pozornego nieładu. Psalmem drobnych listków kwiecień się snuje. Powietrze pachnie tym czymś, co przypomina o ogrodach i splata się z nostalgią... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz