wtorek, 31 lipca 2012

Po prostu...

Lubię późne wieczory. Wieczory z ulotnością mijającego dnia gdzieś pod powieką, z szeptem muzyki,  z ciszą zaokienną, z myślami uładzonymi, z turlającymi się gdzieś po podłodze drobinkami snu. Ocalam czas od niebytu, od snu...


Piosenki Jonasza Kofty. Niedzisiejsze słowa, niezwykli wykonawcy i "zamyśleń nagłych" szelest, bo "trzeba marzyć"...


Dobry dzień. Dzień spędzony z bratem, bratową i Małym. Zabawa w "nożyce, kamień, papier", gra w domino, rozmowa na temat oszukiwania i przegrywania, dziecięce łzy, układanie wyrazów, liczenie do stu :) To był taki pełen ciepła czas...


Mrok się sączy grafitowym cieniem, światło lampki rozwiesiło swój bezpieczny płaszcz w ciepłym miodowym odcieniu. Gdzieś między jedną filiżanką herbaty a drugą na krawędzi nocy przysiadła złota poświata księżyca...


Otwarte okno, srebrzysty chłodek po niespodziewanym deszczu i ten specyficzny zapach unoszący się w powietrzu, zapach ziemi rozgrzanej lipcowym słońcem...


Dziś tęsknię za czymś, czego nie ma...

poniedziałek, 23 lipca 2012

"A zostanie tylko morze i wiatr..."


Decyzja o wyjeździe nad morze była spontaniczna, wybraliśmy miejscowość, znaleźliśmy pokój i w czwartek o świcie wyruszyliśmy. Zdecydowaliśmy się na maleńki Łukęcin i jak się okazało, to była bardzo dobra decyzja. Nie za dużo ludzi, cichutko, kameralnie niemalże. I nie było upalnie, ale tak wolimy...


Do morza trzeba było dojść leśną ścieżką. Las nam więc pachniał igliwiem, żywicą, mchami. Między drzewami migotało morze, które miało kolor szampana, niebieściło się, przybierało zielonkawe odcienie, złociło się i różowiało. I było takie moje: bardziej jesienne niż letnie :)


I dobry i piękny to był czas. Zielony kamyk znaleziony na szczęście, białe grzywy fal, niespokojne morze, słone powietrze i wiatr we włosach, zimna woda i ciepły, nagrzany słońcem piasek. Mandale kamieni na plaży, piaskowe zamki, kilometrowe spacery, chmury jak malowane, zjawiskowe zachody słońca. Smakowite ryby, bursztynowy kolor piwa, muzyka pianina, skrzypiec i gitary "Pod strzechą". Wycieczki do Kołobrzegu, Kamienia i Pobierowa, które mnie rozczarowało, bo to pamiętane sprzed kilku lat zupełnie inne było...


Nacieszyliśmy się widokami, szumem morza, czasem bez czasu i wróciliśmy. A dziś już dom, pranie na balkonie schnie, wracają upały i jakoś tak trudno uwierzyć, że mija pierwszy miesiąc wakacji :)

poniedziałek, 9 lipca 2012

Czas składam w słowa...

Wczoraj wielka ulewa, kolejna burza i niebo w zygzakach błyskawic. Patrzyłam na to niepowtarzalne światło (każda burza jest inna) z jakimś lękiem pod naskórkiem...


Ptaki budzą się teraz tak wcześnie, a zaraz potem budzę się ja. Otwartym oknem wchodzą w mój sen ich świergoty, szmery budzącego się świata, odgłosy ulicy nie tak bliskiej, aromat nocnego deszczu...


Dni dojrzewają latem. Lipcowa ballada trwa, w krajkach kolorów, w nitkach zapachów. Czas ma inną długość. Czas na dokładne bycie...


A za oknem zieleń szeleści, niebo zapisane błękitem. I to lśnienie cudne, i szczypta wiatru zaplątana we włosy...


Roztęskniły mi się dłonie. Roztańczyły myśli...

wtorek, 3 lipca 2012

I...

Poranek nie przyszedł w cichych tenisówkach. Natrętny dźwięk syreny strażackiej przed szóstą wkradł się w mój sen, nie zasnęłam już. Poleżałam, pogapiłam się w szare dziś odcienie nieba, tworzyłam spokój cichą muzyką z radia...


A teraz świat w welonie deszczu. Miękki wiatr czesze grzywki drzew, powietrze nieśmiało uwodzi chłodem. Po upalnych dniach takie chwile są dobrodziejstwem...


Od wczoraj jakby nie było zegara. I choć jeszcze bywam na trochę w pracy, rozkoszuję się wakacjami, obłaskawiam czas, by nie wirował tak szybko do nocy. Dopieszczam się muzyką, czytam, pielęgnuję swoje rytuały, cieszę się urodą wakacyjnego czasu...


W ulubionej filiżance kawy smak. Wyśpiewywana właśnie w radiu piosenka spowodowała nagłe pragnienie poddania się temu rytmowi kołysaniem beztroskim...


Za chwilę zadzwoni M. Potem wybiorę się po sprawunki, bez parasola, by myśli odświeżyć na deszczu...


Dobrego dnia życzę Wszystkim tu zaglądającym :)

poniedziałek, 2 lipca 2012

A potem przyjdzie liliowy wieczór...

Nie zdążyłam nacieszyć się czerwcem, a tu już lipiec wodzi na pokuszenie. Ostatnie dni były impresją słońca i zieleni. Powietrze faluje z gorąca, pejzaż za oknem znieruchomiał, maciejka rozsnuwa swą wyrazistą woń...


Cofam czas do piątku, do przyjazdu M. Uśmiecham się do chwil, które spędziliśmy razem...


Teraz cisza jest muzyką. Gdzieś w oddali mantra ptasich głosów. Smak czarnej herbaty z pomarańczą i limonką idealnie orzeźwia. Na obiad kwiat kalafiora, na kolację pomidory pachnące słońcem, przewiązane aromatem bazylii. Psalm ogrodów trwa...


Bukiet kolorowych róż, najpiękniejsze te herbaciane i w odcieniu cytrynowej żółci, z koniuszkami w nieśmiałym pomarańczu. Lipcowe "Zwierciadło" kupione dla rozmowy z Ewą Lipską. Z niespiesznością czytane wiersze z podarowanego mi przez M. ostatniego tomiku Szymborskiej...


"Pogorzelisko" porusza, wstrząsa i wzrusza. To piękny film. Piękny w sposób gorzki, mroczny, niesamowity...