poniedziałek, 31 maja 2010

Nieco jesiennie...

Smutna szarość za oknem, przydymione chmury, westchnienia deszczowego nieba. Przez uchylone okno wchodzi zapach mokrej trawy i wilgotnej ziemi. Krople błyszczą na szybach. Nad kubkiem herbaty kołyszą się dźwięki z piosenek Anny Marii. Potem będą inne śpiewające kobiety na jesienny nastrój i senny dzień...

Spokojnie płyną popołudniowe godziny. Zapiekanka ze szpinakiem, bo niedawno odkryłam zjadliwość i smakowitość tego cudnie zielonego warzywa i polubiłam je. Z tęsknoty za słońcem migocą płomyki świec. Opatulam się polarowym pledem w liliowym odcieniu fioletu. Przypominam sobie "Godziny" i trzy niesamowite kobiety...

A w środę pojadę do M. Lubię tam jeździć. Lubię jego mały pokój, widok za oknem, wieczorną ciszę, pokój z zegarem, lampę z pomarańczowym kloszem, granatowe filiżanki. Lubię jego dom. I lubię dzieloną codzienność w tym domu...

Tymczasem wieczór się skrada nieco pobłękitniały deszczem. A muzyka w mojej Samotni taka dopasowana do krajobrazu...

piątek, 28 maja 2010

Nie ten czas...

W chłodnym granacie nieba plączą się pasma niebieskiej melancholii. Znowu długie nitki deszczu wiążą odcienie szarości, uliczki srebrzą kałużami. W prochowcu niepogody jesienny maj odchodzi. Nie był łaskawy, brakiem światła rozmazywał dni i tyle nieszczęść się stało, tyle strat...

Dookreślam wieczór piosenkami Grechuty, miodowym światłem lampy z wiklinowym kloszem, smakiem czerwonej herbaty...

W miękko opadających dźwiękach tęsknota za M. się kołysze. Czasem trudno być oczekiwaniem. Czasem trudno odgonić niepotrzebne myśli...

I wiosny mi brak, tej prawdziwej, słońca w źrenicach, motyli w słońcu, poranków ze światłem, nieswoich słowików, nieba zakwitającego gwiazdami...

sobota, 22 maja 2010

Chwila...



Wieczór maluje się na niebie gołębim odcieniem szarości. Cienkie strugi deszczu improwizują jesiennie. Domowe minuty w smacznych odcieniach gorącej czekolady. Mam w wazonie roześmiany bukiet bzów, przyniesiony z pierwszego spaceru po chorobie. Osłabiona jestem po antybiotyku, więc spacer nie trwał długo. Pozwolił jednak dostrzec, że żółte mniszki lekarskie stały się puchatymi kulkami dmuchawców...

Kartkuję ciszę. Przechadzam się w zdaniach czytanej książki, do wypożyczenia której zachęciła mnie informacja, że akcja rozgrywa się w znanym mi pokamedulskim klasztorze w Wigrach i że to klasyczny kryminał. Z potrzeby czegoś niezobowiązującego do myślenia dzisiejszego dnia towarzyszy mi zatem "Śmierć w klasztorze" Stawskiej...

Drobiny muzyki splatają warkoczami spokoju przestrzeń mojego domu. I tyle piękna w smutku...

A ja chciałabym być teraz obok M. tak na dotyk...

piątek, 21 maja 2010

Odcienie czasu...

Taki dziś ciepły dzień był, ze słońcem w butonierce. Wróble koncertowały ośmielone jasnością nieba. Powietrze pachniało rześko, wchodziło przez otwarte balkonu drzwi i pokój napełniał się szelestem zielonych liści kasztanowców. Cieszę się, że z okien mojego mieszkania mam widok na drzewa. Lubię na nie spoglądać, mają w sobie spokój, majestat, jakieś przeczucie wieczności niemalże...

Piątkowe odcienie czasu. Ulubiona pora, gdzieś między popołudniem a wieczorem. W białej filiżance goryczka listków herbaty, smak wiśniowych "Delicji". Powietrze zgęstniało od muzyki. Smutek fado przysiada lekko na ramieniu moim. To taki ciepły, akceptowany smutek, potrzebny do zamyśleń. Woalki nieba za oknem przybrały nieco liliowy odcień. Wieczór skrada się pięknym odcieniem indygo...

Lubiana przeze mnie Dorota Kędzierzawska powiedziała "Zwierciadłu": "Dorośli zapominają, że byli dziećmi, zapominają o swoich marzeniach i o tym, że życie kiedyś wydawało się im tak barwne, bogate i tajemnicze". Staram się nie zapominać, choć czasem się nie udaje, szczególnie kiedy świat złym się staje...

Smakuję kolory przedwieczornego czasu. Koniuszkami palców wystukuję serdeczność dla M. Odwzajemniam tęsknotę...

piątek, 14 maja 2010

Stracona na wiosnę odporność :)

Całą zimę udało mi się nie chorować. Przesilenie wiosenne objawiło się przeziębieniem, jakbym zupełnie straciła odporność. A może lekki płaszczyk okazał się jednak za lekki?

Na dziś wzięłam zwolnienie, obiecując doktorowi, że zgłoszę się w poniedziałek po kolejne, jeśli nie będę czuła się dobrze. Nie ukrywam, że wolałabym pójść do pracy i czuć się lepiej...

Wiosna jesiennie szeleści nastrojami. Chmury znowu w kryzach szarych odcieni. Domy zrobiły się szare. W powietrzu, podszytym deszczem, fontanny wróbli milczą.  Brakuje światła, którym pulsowałaby zieleń. Posmutniały zaokienne kolory...

Ogrzewam się herbatą. Opatulam polarowym kocem. Z dyscypliną łykam pigułki i wykonuję zalecane inhalacje...

Mam nowy TS, odłożony na potem. Teraz czytam "Ku słońcu" Iwasiów. To kontynuacja "Bambino". Pamiętam, że kupiłam "Bambino", bo szczecińskie, bo z autorką miałam na studiach zajęcia i bardzo je lubiłam, bo czytałam prawie wszystko, co napisała...

Druga powieść jest mi bliższa. Odnajduję w niej wydarzenia znane mi z autopsji, tło Szczecina i jego topografię, którą znam, choć szczecinianką nie jestem. Wały Chrobrego, Aleja Piastów, mury uniwersytetu, Park Żeromskiego i Kasprowicza. Bliskie...

Książek Iwasiów nie czyta się łatwo. Bez skupienia nie sposób czytać. Wykorzystuję więc dzień pościelowy, by delektować się słowami i opowieścią...

A wieczorem M. przybędzie. I liczę na intensywniejsze zdrowienie :))

poniedziałek, 10 maja 2010

A maj wciąż zimny...

Męczy ta szarość nieba. Męczy bezsłoneczność. Maj wciąż zimny. Za to kolory, widziane z okna, są zachwycające. Zieleń ma w sobie tyle witalności i soczystości. Rozkwitły jabłonie, rozświetliły delikatnym różem sad sąsiada. W malachicie traw złotymi gwiazdkami mlecze kwitną. Kasztanowce obsypane pastelowym kwieciem wyglądają jak wielkie bukiety...

Po porannej wizycie taty żołądek miałam zwinięty supłem niepokoju i zdenerwowania. Potem przez wszystkie godziny w pracy gorzkie myśli mi towarzyszyły. I nie umiem inaczej, nie umiem się wyzwolić, choć mam świadomość własnej bezradności i bezsilności. C
oraz częściej jednak moja ocena postępowania ojca nabiera ludzkiego wymiaru i zrozumienia... 

W domową ciszę opadają teraz dźwięki Davisa. Pachną tulipany. Otulam się w jesienny kolor herbaty. Z jakąś przesadą odbudowuję dziś swój spokój...

piątek, 7 maja 2010

Przy herbacie...

Maj jest jak z dawnej piosenki Kory...wyjątkowo zimny. Od dni kilku słońce się nie objawia, szarymi zgłoskami niebo wyśpiewuje deszczowe piosenki. Strunami wiatru chłód dotyka. A świat ma barwę i zapach kwitnących rzepaków. Świat jest liliową liryką bzów, hymnem białych kwiatków kasztanowców...

Piątkowy wieczór. Niezliczone herbaty. W szklanym wazonie amarantowe tulipany. Cudne piosenki z płyty "Pogadaj ze mną", o których przypomniała mi w liście Delikatchnienie. I najpiękniejszy domowy zapach się snuje, zapach ciasta. Dla jutrzejszych gości, do rozgrzania serc...

Z potrzeby sacrum palę świeczki. Patrzę w okno, oddycham zaokienną zielenią, układam w sobie spokój...

wtorek, 4 maja 2010

Ocalając...

Drobnym deszczem sfastrygowane niebo. Chłód. W prostokącie okna zieleń majowa, marcepanowa biel kwitnących drzew i niezapominajek błękit jasny. Domowa cisza. Zapach zielonej herbaty ze słońcem w nazwie...

Weekendowy czas spędziliśmy z M. w mieście, do którego pasuje określenie "magiczne". Magiczne Miasto. Chodziliśmy po uliczkach, po tych samych, po których kiedyś chodzili krzyżaccy rycerze, wielki astronom i polscy królowie. W starych zaułkach urodą czarowały nas kamieniczki, najbardziej zachwycały te secesyjne. Urzekała nas monumentalność i uroda gotyckich kościołów, poczerniała czerwień ceglanych murów, barokowa ornamentyka. Barwy witraży refleksami światła zatrzymywały się na gołębich skrzydłach. Podobała nam się kameralna atmosfera miasta i ogrom zieleni. Ach...i jeszcze Książnica z aniołami w oknach i stare spichlerze...

I czas mijał nam także w kawiarnianych ogródkach i klimatycznych knajpkach. I dobrze nam było, radośnie i szczęśliwie. A hotelik, w którym na te dni zamieszkaliśmy, był z duszą. Cudownie łączył staroczesność z nowoczesnością...

Majówka nam się udała. Pachniało bzami i zielenią, niebo uśmiechało się niebieskością i nami...