piątek, 26 lipca 2019

Kartka z podróży

Wczoraj zwiedzaliśmy Ratyzbonę, która jest cudowna. Wąskimi uliczkami przemierzyliśmy ją wzdłuż i wszerz. Zachwytom nie było końca, na każdym kroku spotykaliśmy coś niezwykłego: a to malowniczą kamieniczkę, bogato zdobioną fasadę, niezwykły portal, fragment kolumny itp.

Ratyzboński kamienny most jest starszy od tego w Pradze, ale nie jest tak zdobny i tak licznie oblegany, co nas cieszyło...

Najcudowniejsza w Ratyzbonie jest Katedra św.  Piotra. Chyba najwieksza z tych ocalałych i cudownie gotycka, wspaniale zachowana, z oryginalnymi witrażami. Wchodzilam po schodach i myślałam o przeszłych pokoleniach, które wchodziły tymi samymi schodami,  o ich postawionych śladach.  Dotykałam kolumn i myślałam o budowniczych tego średniowiecznego drapacza chmur. Oddychałam przeszłością i cieszyłam się chłodem tych gotyckich murów, bo na zewnątrz świat był gorącą patelnią...

Takie zapiski na gorąco, pisane w telefonie...

Pozdrawiam że szlaku :)

poniedziałek, 15 lipca 2019

Zanim w podróż wyruszę...

Poranek w szarościach, słońce gdzieś przepadło, lekki chłód muska moje stopy. Kawą mi pachnie, a w mojej czasoprzestrzeni unoszą się nieziemskie dźwięki. Jest w nich słońce, smutek, urok Andaluzji, cygańska tradycja, pasja, impulsywny taniec. Jest to, co lubię: flamenco, jazz, bossa nova, blues. Paco de Lucia był czarodziejem gitary, Mozartem gitary, po jego śmierci napisano, że opłakują go gitary. I tak o poranku towarzyszą mi jego koronkowe sola . I mam ochotę zatańczyć przed lustrem :)

A wczoraj popołudnie upłynęło mi też w muzycznych nastrojach. Byłam na koncercie szczecińskiego duetu Jackpot. Zagrały w duszy znane piosenki z tekstami poetów lubianych i akompaniament gitary. I tak sobie byłam w pięknych okolicznościach przyrody, bo koncert odbywał się w plenerze. Cieszyłam się ulubionymi frazami, nuciłam i pozwalałam sobie na piękny smutek...

A dziś czekają mnie przygotowania do podróży. Walizka już szczerzy się ząbkami zamka, deska do prasowania czeka, a mnie zaczyna ogarniać to wszystko, co czuje się przed podróżą :)

I w tyle głowy zostawiam wszystkie niepokoje, odkładam je na wrzesień, pomyślę o nich, kiedy przyjdzie czas...

Będę cieszyć się bliskością M., podziwiać górskie pejzaże, śmiać się, pić wino, poznawać nowe zakątki, zachwycać się, pokonywać swoje słabości na górskich szlakach i wygrywać sama z sobą :) Będę wystawiać twarz ku słońcu, znikać w nieznanych uliczkach, poznawać regionalne potrawy w nastrojowych knajpkach, chłonąć urodę odwiedzanych miejsc i być...


sobota, 6 lipca 2019

Karteluszki z sobotniego poranka :)

Pada od rana. Deszczowe krople stukają o szyby i parapety, ale nie narzekam. Po dniach afrykańskich upałów to ochłodzenie jest zbawieniem. Chwilowo więc nie tęsknię za słońcem, rozkoszuję się chłodem, który wsnuwa się otwartymi balkonu drzwiami. Może żal mi trochę nieba, które zamiast błękitnego, pogodnego oblicza ma szarości odcienie...

Jestem już po śniadaniu, jedzonym bez pośpiechu, z nosem w książce. Tym razem jest to "Sekret Heleny" o zagmatwanych relacjach rodzinnych, miłości, tajemnicach, przeszłości, nadziei i wybaczeniu. A do tego jest lato na Cyprze, stary dom, morska bryza i wyjątkowa atmosfera. Dobra książka na lato :)

Teraz dom pachnie kawą. Mam zamiar wybrać się po sprawunki, może nawet bez parasola, bo przecież lubię pamięć odświeżać na deszczu :)

Jeszcze kilka dni i wybierzemy się z M. w naszą wakacyjną podróż...

A tymczasem...dotarła do mnie sierpniowa "Uroda życia", a w niej ciekawy wywiad z lubianą przeze mnie Magdą Umer, znowu pachnę perfumami z nutą zielonej herbaty, maluję paznokcie lakierem o koralowym odcieniu, mam cudowne, proste w formie sandałki i kremową torebkę o wzorze makramy z frędzlami...

Odkryłam likier Krupnik Słony Karmel, wyśmienity do lodów waniliowych :)

Lubię moją białą kuchnię, lubię spędzać w niej czas, zasiadać przy kwadratowym stole, kartkować czasopisma, wsłuchiwać się w cicho szemrzące radio, patrzeć na kwitnące na kuchennym parapecie fiołki...

Soboty wdzięcznie mijającej nam życzę :)

poniedziałek, 1 lipca 2019

Lipca witanie...

To moje ścieżki ulubione, niedaleko domu, wystarczy kilka minut i mogę oczy cieszyć takimi obrazami. Tak pięknie bławacą się pola, tak, wiem, chabry są chwastami, ale jakże uroczymi...

Wczoraj popołudniem termometr pokazywał prawie 40 stopni. Powietrze parzyło jak meduza i falowało przed oczyma. Wczoraj byłam domowa, dziś po pracy też czas spędzam w domu. Nie lubię takiego gorąca, nie lubię tego żaru lejącego się z nieba. I roślinom też jest źle. Te niepodlewane gasną...

Teraz czas smakuje mi kawą. Cichuśko Anna Maria mi śpiewa z płyty "Minione". Dom pachnie lipcem, odgrodziłam się opuszczonymi roletami od słońca, tęsknię za wiatrem, za jego chłodnymi dotykami, za rześkim powietrzem...

Kwitną róże, we wszystkich kolorach. Słodzą powietrze tym swoim aromatem czasem tak nierzeczywistym...

Lubię lipiec za światło, za cudowne zachody słońca widziane z mojego balkonu, za dobrodziejstwo ogrodów. W mojej kuchni królują teraz pomidory, ogórki, bób, fasolka szparagowa, kapusta, młode ziemniaki, buraczki. Tak łatwo teraz przyrządzać posiłki. Ach, zapomniałam o cukinii, kalafiorach...

I wieczory lipcowe lubię, wieczory na balkonie. Można się zasiedzieć, ocalić nocne minuty, pobyć bez myśli o tych wszystkich muszę, powinnam...

Lipcu, trwaj, mijaj powoli! :)