piątek, 27 grudnia 2013

Rytm wyłuskując...

Dobre to były dni, z rozleniwionymi porankami, wydłużonymi wieczorami, w gwarze, w gościnie. I były spacery, i czas z bratankiem i jego rodzicami, i czas dla siebie...


Dzień spowity w szarość i deszczową zasłonę, senność się snuje. Ratuję się kawą. Patrzę w okno, jest tak, jakby słońce zgasło. Powietrze gęstnieje srebrnym szumem kropel. Wieś w jakimś półśnie, w bezruchu. Odczuwam niedosyt światła, płomykami świec rozświetlam domową przestrzeń...


W ten bury krajobraz wrysowuje się łagodność drzew, ptasie klucze na niebie i coraz więcej deszczu w moje okna...


Daję się uwodzić piosenkom Niny Simone. Tęsknię. Nie śledzę czasu, odmierzam go drobiazgami. Gromadzę ciepło dźwięków. Obmyślam chwile. Znowu wracam do Poświatowskiej. Przenika mnie miękkość oczekiwania na M.

niedziela, 22 grudnia 2013

Wciąż drobiazgi...

Rozkosze wieczoru: miodowe światło zapalonej na biurku lampy, okno z widokiem na czerń zdobną w złote cekiny świateł, tik-taki zegara opadające w ciszę,  karminowa czerwień liści gwiazdy betlejemskiej, w prostokącie okna deszczowe naszyjniki tworzą uporządkowany wzór. Na taki wieczór tylko jazz, mocna herbata i mandarynki...


Niedzielna cisza, całkiem znośna dziś...


W kołysce gałęzi wiatr cichnie. Jakoś tak jest, że w ten przedświąteczny czas przypływa dzieciństwo i wskrzesza się dawne chwile. Przywoływałam obrazy dawnych świąt, jakby Duch Wigilijnej Przeszłości był ze mną...


A wczoraj byłam u mamy na cmentarzu, zapaliłam lampki, podumałam...


Gwiazdy gdzieś się zapodziały...


Jak lubię ten czas. Świat jest inny wieczorową porą. I nawet wieczorną tęsknotę lubię, choć panoszy się bardzo i kołysze w takt dźwięków. Pozwalam jej na to, bo opowiada piękne obrazy, a oczy zakwitają mi czterolistnymi koniczynkami :)

niedziela, 15 grudnia 2013

Taki wieczór cichy...

Dobra niedziela. Domowa, powolna, z samą sobą, bo M. naucza studentów i tylko telefonicznie byliśmy blisko :)


Czerni się noc za oknem, cekinami pomarańczowych świateł się złoci, wiatr muzykuje. Pachnie mi miodowo-imbirowa herbata. Wyjęłam z pudełka swoje zimowe domki ośnieżone i zapaliłam w nich świeczki. Ładnie w blasku promyków wygląda stojący na parapecie anioł z zielonymi skrzydłami. Tak anielsko...


Sprawdziłam próbny egzamin swoich uczniów. Test wypadł jako tako, rozprawki rozczarowały mnie bardzo. Większość prac musiałam uznać za napisane nie na temat. Uczniowie nie zrozumieli wyrażenia "człowiek prawy" i źle uzasadniali, przywołali niewłaściwe lektury...


A potem wsłuchiwałam się w głos Papuszy, czytając książkę "Papusza" Angeliki Kuźniak. Czyta się jednym tchem o życiu niezwykłej kobiety, przyjmującej z pokorą swój trudny los odmieńca. I jest to też opowieść o Cyganach, ich obyczajach, kulturze, trudnej historii i twardych prawach. Jest w tej książce tyle piękna, poetyckiej prostoty, wrażliwości, ale i trudnego do pojęcia okrucieństwa człowieka. Warto przeczytać i warto zapatrzeć się w fotografie czarno-białe, subtelne, z zatrzymanym na nich światem, którego już nie ma...


Wypisałam też kartki świąteczne, bo ja z tych tradycyjnych jestem :)

sobota, 14 grudnia 2013

Sobotnio...

Zanim zabiorę się za kolejne przedświąteczne porządki, z tych zaplanowanych na sobotę, odpocznę chwilkę przy kawie i literkach tu wystukiwanych...


Świat jest dziś matową szarością. Lepka mgła rozmazuje kształty i odcienie. Drzewa we wdowiej czerni, w koronkach gałęzi lekko poruszanych chłodnym wiatrem. Tęsknię za słońcem i bielą...


Dni jak kamienie, bezsenne noce. Trudne rozmowy z panią doktor. Trudne godzenie się ze smutną prawdą. Wczoraj wieczorem płakałam nad ojcem...


Wiem, muszę się pozbierać. Wiem, że dla taty szpital jest teraz najlepszym miejscem. Wiem, że zrobiłam i robię wszystko, co mogłam i mogę...


Nie, nie rozczulam się nad sobą...


I cieszę się na zbliżające się wolne dni, na przyjazd brata, na ten czas, kiedy Bóg się rodzi. I bardzo chcę, by narodził się także we mnie...


Dobrą sobotę miejmy :)

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Mijam :)

Wczoraj pierwszy śnieg zasłonił smutną szarość, przestrzeń bieliła się świeżością, jaśniała, małe gwiazdki zatrzymywały się na szybach. Po południu rozpadał się deszcz, roztopił biel, szarości przywrócił niezliczone jej odcienie. Świat znowu smakuje smutkiem...


W moim oknie kilka pomarańczowych punkcików, to światła ulicznych latarń widziane z oddali, lekko rozedrgane deszczem. Włączam zimowe piosenki Stinga, zaparzam herbatę z pomarańczową skórką i objadam się migdałami w białej czekoladzie i cynamonie. I zapalam świece, dużo świec, by ocieplić czas...


Mam zamiar obejrzeć dziś w Teatrze Telewizji "Udrękę życia" z Seniuk i Gajosem...


I nie myślę o tym, że z jutrzejszym dniem będę znowu starsza. Uśmiecham się do minionego, dziękuję Losowi za wszystkie szczęśliwe chwile, za dobrych ludzi, za mojego M., za ciepłe rozmowy, za wszystko, co uskrzydla, za marzenia, za zwykłość niezwykłą...

wtorek, 3 grudnia 2013

W zapachu kawy...

Za oknem granatowa przestrzeń bez horyzontu, geometria ulicznych świateł. Nagość grudniowych drzew i czerń wplatająca się w poskręcane gałęzie. I jakaś nagła tęsknota za gwiazdkami śniegu, tego pierwszego...


Zapach popołudniowej kawy. Telefon do bratanka, który dziś ma urodziny i zaprasza na tort, dziękując za prezent wysłany pocztą. Żal, że tak daleko ci moi bliscy...


Pozłacam domową ciszę blaskiem pyzatej lampy. I ta cisza znaczy dziś o wiele więcej niż światło...


Buduję w sobie kruchy spokój po wczorajszej wizycie w szpitalu i awanturze, jaką urządził tato. Lekcja nie do odrobienia: nauczyć się mówić "nie"?


Grudzień. Miesiąc moich urodzin, miesiąc najcieplejszy w roku, pełen wzruszeń i takiej łagodności w pejzażu, w ludziach...


Grudniu, bądź dla mnie dobry!

wtorek, 26 listopada 2013

Malując wieczór...

Obudziłam się wcześnie rano i nie mogłam już zasnąć. Odsłoniłam rolety, przymrozek srebrzył dachy domów, lśniły kryształem kałuże. Zaparzyłam w kubku zieloną herbatę z dodatkiem pieprzu czerwonego i delektowałam się cichym porankiem. Takie poranki są jak błogosławieństwo na cały dzień...


Mam nauczanie indywidualne z chłopcem, który zawęził sobie świat do domu. Nie wychodzi, nie kontaktuje się z rówieśnikami, jest uzależniony od Internetu. Wczoraj pierwszy raz nawiązał ze mną kontakt wzrokowy. I mniej milczał, i rzadziej przygryzał wargi, i rzadziej udawał, że nie słyszy. Może to światełko w tunelu? Nikłe, ale jednak światełko...


Wieczorny spacer z koleżanką to czas pogaduszek o wszystkim i o niczym. Dobry czas...


A teraz otulam się muzyką "Siesty 5". Błogie kocie rytmy, łagodne, ciepłe i czułe. Za oknem złote lampki gwiazd w ciemnościach, a ja rozmnażam światło domu płomykami świec...


Spokój i smak gorącej czekolady. Chwila rozmowy z M. Ciepło pledu w śliwkowym kolorze...

poniedziałek, 18 listopada 2013

Listopada oswajanie...

Listopadowa nagość drzew. Niebo ma ten trudny do nazwania odcień ni to szarości, ni to burości. Kilka czarnych smug zaczyna blednąć, ale słońce jest gdzieś daleko...


Mam na później do pracy. Układam spokojnie poranne minuty. Teraz pachnie mi kawa, jesienny ma aromat śliwki i cynamonu. Jest pyszna. I szemrze mi ciepło muzyka z płyty "Siesta 6". Idealna na chłodny późnojesienny poranek. Przypomina lata czas i słońce...


Przedobre dni z M. Uśmiechnięte oczy, czułe ręce, radość z bycia...


Zakup nowego regału wymusił porządki wśród książek. Ileż z nich czeka na przeczytanie, a kolejne zamówione. Ostatnio za szybko mijam...


Dziś będę w Miasteczku u taty. Zajrzę do kwiaciarni i kupię bukiet żółtych tulipanów. Będą zamiast słońca.


Miejmy dobry poniedziałek :)

wtorek, 22 października 2013

Ballada jesienna...

Ta jesień jest taka, że oszaleć z zachwytu można. Sterty liści w ogrodzie, drzewa falujące rudościami, odcieniami żółci i purpury, jesienne kwiaty w półuśmiechach...


Dzisiejszy spacer w ogrodzie ze skrzydłami liści w powietrzu, w szelestach i szuraniach, ze słońca jedwabnozłotą poświatą. A potem niebo w nasturcjowych smugach, coraz bardziej szafirowe, miękkim mrokiem otulało świat. I chorał dymów nisko snujących się nad ziemią, i gromady czarnoskrzydłych ptaków, brzozy rozbierające się ze swych żółtych sukienek, winobluszcz wijący się szkarłatem i ta woń wyostrzająca czujność zmysłów...


Wczesny wieczór ma zapach herbaty o pięknej nazwie "Spacer po Warszawie". To czarna herbata, która swój wyjątkowy aromat zawdzięcza kawałkom czekolady, drobinkom kakao i karmelu. Idealna na jesienny czas, tak jak świeca o zapachu dzikiej róży...


Uskrzydla mnie ta październikowa aura. Wierszami myślę, zanurzam się w fotela przytulność w aureoli jazzowych snujów :) i trochę nie ma mnie dla świata...

czwartek, 17 października 2013

Na krawędzi słów...

Wieczór rozdzwoniony deszczem. Rozmazany pejzaż za szybami, świat bez konturów, coraz głośniejszy wiatr prosto w moje okna. Cichość domowa mnie oplata, przezroczysta i miękka. W zielonym kolorze butelkowego szkła zanurzona herbaciana róża. Jesienny blues...


Z dnia zostało niewiele. Drobiny szkolnego hałasu, "otrzęsiny" pierwszaków zatrzymane na fotografiach, sprawdzone kartkówki...


Przyszywam zieloną nitką nadziei myśli o jutrzejszym dniu. Wybieram się do M. Czeka mnie długa droga, kilka godzin spędzonych w pociągu, kolory lasów, psalm kolorów, zanurzenie w książkę...


Teraz czas zielonej herbaty i kilka kostek gorzkiej czekolady z malinami...


A w mojej głowie tęsknota...

niedziela, 13 października 2013

Łagodnie...

Pogoda wciąż śliczna. Ciepło. Kolory jak na obrazach starych mistrzów. W ostatnich dniach szelest słonecznych promieni na ścieżkach pełnych liści i nastrój jak u Tuwima...


Wczesny wieczór pachnący jesienią. Szafirowy zmrok. Siedzę przy herbacie. Grażyna Auguścik śpiewa jak anioł. Z tęsknoty za ogniskiem palę świeczki, chociaż tyle żywego ognia. Płomyk świecy tańczy cieniem na ścianie, oddycham muzyką...


Za oknem księżyc młodnieje, niebo rozzłaca rozmnożonym światłem. Na ulicach spokój, tylko pulsujące światła lamp i oświetlone domy zaświadczają, że w P. toczy się życie...


Nie czytałam nic Alice Munro. Może warto, skoro "niektórzy krytycy nazywają ją kanadyjskim Czechowem"?

czwartek, 3 października 2013

Z jesiennej strony...

Lubię jesień i zamglone poranki, pastelowe słońce, zapach liści, a nade wszystko barwy. Lubię swoje jesienne szale i chusty, smaki jesiennych herbat, aromaty świec, zacisze mojego domu, wieczorne ocalanie minut, fruwające w zaułkach zadumy i rozmarzenia. Jesienią tak łatwo wytańczyć smutek...


Za oknem błękitniutkie niebo w lukrze białych obłoków, w wazonie wciąż urokliwe cytrynowe goździki. Lubię goździki, ich strzępiaste główki, taką jakąś arystokratyczną grację i wyniosłość...


Witraż chwili kolorowej od słońca, które wchodzi przez uchylone drzwi balkonu. Kasztanowcom zrudziały czupryny, w słońcu miedziane refleksy bawią się resztkami intensywnej zieleni. Wpisuję się w tę chwilę spokojnym oddechem...


Wczoraj byłam na spacerze z koleżanką. Czas zwolnił, drzewa milczały, w ich koronach cichły pożegnalne ptasie pieśni. Szurałyśmy liśćmi, urzeczone paletą barw: miedź, kolor starego złota, mosiądz, cyna, brązy, pomarańcz, czerwienie, kolory wina, fiolety, płonące purpury. I tyle w tym ulotnego piękna, że zachwyt czasem boli...

poniedziałek, 23 września 2013

Kalendarz ogłosił jesień...

W poniedziałek mam na później do pracy, ale budzę się jak co dzień i dzięki temu dzień będzie dłuższy...


Szarość za oknem i drobny deszcz, światu brak konturów. Wiatrem gnane chmury, kopuły zrudziałych kasztanowców, chłód wchodzący uchylonym oknem. Poranek zapętlony w aromat kawy i smak gorzkiej czekolady z pomarańczą...


Taką pogodę jak ta dziś chciałoby się wziąć w nawias albo przespać. Nie, nie wpadam w jesienną depresję, nie rozklejam się, nie rozsypuję na kawałki, to tylko tęsknota za odrobiną słońca. Rozpanoszyło się zimno...


A gdybyż tak promyki słońca zamigotały na coraz barwniejszych liściach, muśniętych odcieniami ochry, rdzy, mosiądzu, pomarańczu, rudości. Gdybyż tak cienkie wstążki babiego lata wiązały ulotną jesieni duszę...


Dni szybciej przywdziewają sukienkę mroku, światłem lampy wydobywając urodę rzeczy. Czas długich jesiennych wieczorów się zbliża. Jakie będą?

sobota, 24 sierpnia 2013

Nadal bezbarwnie...

Dziękuję Wam za ciepłe słowa...


Zły czas nadal trwa...


Muszę opiekować się ojcem, który doprowadził się do takiego stanu, że jest wrakiem człowieka...


Mój świat nie jest teraz ładny, jest smutny, a ja muszę odnaleźć w sobie siłę, która pozwoli mi to przetrwać. Na razie czuję wewnętrzny sprzeciw, mam żal do losu i jest mi bardzo źle...

piątek, 16 sierpnia 2013

Bezbarwnie...

Zły czas i trudne chwile przeżywam obecnie. Kolejny sierpień z problemami ojca w tle. I cała gama odczuć: bezradność, niemoc, żal, złość, współczucie...


Pomyślcie o mnie ciepło...

środa, 7 sierpnia 2013

Pocztówka...

O poranku, kiedy Mały jeszcze śpi, wychodzę na taras, by w smudze sierpniowego słońca wypić kawę, pobyć ze swoimi myślami. Patrzę na sroki, słucham szumu ogródkowego strumyka, chodzę boso po wilgotnej trawie...


I tyle spokoju, bo potem walka na drewniane miecze, gra w piłkę, bierki, chińczyka, tysiące pytań, rysowanie kredą przed domem, opowieści o tym jak tata Małego był mały, wyprawy na lody, jazda na hulajnodze i rowerze, malowanie kosmicznych światów, czytanie...


Kiedy rodzice wracają z pracy, Mały zdaje im relacje z godzin spędzonych bez nich. Jest wesoło, gwarnie, zabawnie...


Cieszy mnie, że sprawnie czyta po polsku, trochę gorzej jest z pisaniem, zna tylko drukowane litery, ale uczymy się...


Pod wieczór Mały z tatą wybierają się pojeździć rowerami, a my z bratową idziemy z kijkami. Przemierzamy kilka kilometrów, malowniczą trasą do morza. Wokół góry, pola z łanami zbóż, łąki z kwiatkami barwnymi i pasącymi się owcami...


A wczoraj dzikie gęsi lecące kluczami przypomniały mi o jesieni. Nie czekam jeszcze na nią...


Pozdrawiam najserdeczniej moich Czytelników...

wtorek, 30 lipca 2013

Ocalam...

Poranek pachnący praniem zdjętym z balkonu przed deszczem. Smak kawy, samość, cisza domu. Wczoraj wróciłam...


Tyle emocji, wrażeń, doznań...


Naszą bazą był Lewin Kłodzki- malutka, cicha miejscowość malowniczo położona w dolinie. Kiedyś to było piękne miasteczko. Stąd szlakami wędrowaliśmy do uzdrowiskowych miejscowości, położonych po sąsiedzku. A tam spacerowaliśmy po parkach zdrojowych, odwiedzaliśmy pijalnie wód, docieraliśmy do najciekawszych obiektów, by potem znowu wędrować szlakiem. Szemrały potoki, świerszcze grały jak oszalałe, sosny pachniały żywicą, łąki zachwycały kolorami kwiatów. A potem były malownicze labirynty Błędnych Skał, tarasy widokowe z fantastycznymi krajobrazami, Szczeliniec Wielki z przepastnymi szczelinami, niezwykłymi formacjami skalnymi o dziwnych, niepowtarzalnych kształtach, przejściami pachnącymi wilgocią i ziemią. Niewiele osób, cisza, można delektować się widokami, zachwycać głębokimi wąwozami, w schronisku "Szwajcarka" wypić kawę...


I miasto jak ze snu...Praga. W ostrym słońcu była jeszcze bardziej złota. Hipnotyzujące widoki, nastroje uliczek, metafizyka. Nawet morze turystów nie przeszkodziło nam w zachwytach...


I magiczny Wrocław. Upał niesamowity, powietrze przylegało i parzyło jak meduza, a my wędrowaliśmy uliczkami, by jak najwięcej zobaczyć, poczuć, doznać...


Zapisałam jak w telegraficznym skrócie "ku pamięci" na kiedyś, na potem, by słowa były jak słowa- klucze, by przypominały te dni niezwykłe...


Wracałam w noc niedzielną z młodzieżą, która jechała na Przystanek Woodstock. To była koszmarna młodzież i koszmarna noc...


A na peronie, o świcie powitał mnie deszcz...Przyniósł ulgę :)

niedziela, 23 czerwca 2013

Mrucząco :)

Wczoraj chwila wytchnienia od gorąca przyszła po 20. Dopiero wtedy otworzyłam drzwi na balkon. Nie lubię upałów, tej lepkości, duchoty. Wolę umiarkowane temperatury. I zaczynam tęsknić za zapachem deszczu, tego letniego, ciepłego. Bezsenność natchniona gorącem odebrała przykrótkim snom zapach, kolor i lekkość...


To był bardzo trudny tydzień. Wystawiłam oceny, napisałam uzasadnienia, wypełniłam część dokumentów ( przede mną jeszcze arkusze i świadectwa do wypisania), uczestniczyłam w radach, cieszyłam się wynikami egzaminu. Świetnie udał się czwartkowy koncert, wykonawcy otrzymali owacje na stojąco :) W pełni zasłużone...


Coraz bliżej wakacje. Cieszę się na nie...


Szemrząca muzyka. Dźwięki przynoszą dobre myśli i spokój. Czas płynie powoli, lekko. Szeptami filiżanek naznaczam chwile...


W niedzielną sukienkę wplotły się kolorami poranne telefoniczne rozmowy z M.


Na polach czerwień maków aż po horyzont, krajki chabrów i rumianków, grzywy zbóż lekko pożółkły. Pachną ogrody aromatami trudnymi do zdefiniowania, ale jakże błogimi. Mam w wazonie ogrodowe goździki amarantowe i szkarłatne. uchylonym oknem złote słońce wchodzi i ciepłem muska moje bose stopy...


Prawie wakacyjna jestem. Nawet moje włosy są w większym nieładzie. Z lubością wpinam w uszy długie, zielone kolczyki. Znowu pachnę jasnozieloną kroplą perfum Green Tea. Mrużę oczy, patrzę na drzewa, oddycham błękitami nieba...

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Amulety...

Nieskończona ilość drobiazgów. Zwyczajnych. Kwiaty w wazonie, książka, uśmiech, wiersz Cwietajewej, pachnąca kąpiel, dobra herbata, ładnie polakierowane paznokcie, dom jak cały świat, tęcza za oknem, letni wieczór, w trawach lekki wiatr skrzypi...


Objawienia czerwca: liliowe zmierzchy, a potem confetti gwiazd złotych, zalane słońcem poranki, ptasie melodie zamiast budzika, zapach jaśminu słodko- gorzki, piwonie, łubiny, margerytki, irysy moje ukochane, akacje, zieloność drzew, marcepanowa biel kwiatów czarnego bzu, kwiaty dzikich róż i pierwsze truskawki słodkie, smakujące słońcem...


Zwykła miłość jest troską o zmieniony głos i zakatarzony nos...


Ciepła zaduma wieczoru, spokój w opuszkach palców, cisza, miękkie światło poszerzające przestrzeń otwartymi balkonu drzwiami...


Wracam do "Cacka", do ładnego świata...

czwartek, 23 maja 2013

Zamyślenia...

Promienie słońca zalewające drzewa, szmaragdowa poświata na liściach, grzywy rzepakowych pól falujące w słońcu niczym żółta rzeka. Pochodnie głogów, waniliowa biel kasztanowców, przydrożne połacie zieleni w jaskrach i biedrzeńcach. Kwietnie, pachnąco i barwnie...


Uchylone okno, figle firanki i ptasich flecików dźwięki. Zapach koszonej trawy budzi tęsknotę za latem i wakacjami...


Kilka dni temu moja mama gdyby żyła, obchodziłaby 68. urodziny. Nie umiem sobie wyobrazić jej w tym wieku. Jaka by była? Jak byłoby nam ze sobą? Wciąż pamiętam mamę trzydziestosiedmioletnią. Mam więcej lat niż moja mama, kiedy odchodziła. I choć potrafię już zachwycać się majowym światem, to wciąż boli mnie każdy maj, bo przypomina umieranie mamy...


Przepadłam na trochę. O powodach pomilczę. Napiszę tylko, że trudne to były dni, z lękiem pod naskórkiem...


"Miłość jest zawsze troską, o to, co się miłuje". Byłam troską...


Dziś mogę napisać: jest dobrze :)

środa, 15 maja 2013

Czas zatrzymując...

Poranną ciszę zakłócają zwielokrotnione echem odgłosy szczekających psów i warkot piły mechanicznej, sąsiad przygotowuje się do kolejnej zimy i urządza pobudkę tuż po szóstej. Zamykam okno, włączam ciepłe dźwięki "Sobremesy", robi się błogo, radośniej. Czas się kołysze leniwie, a ja razem z nim...


Mam dziś na późniejszą godzinę do pracy. Zjadłam dobre śniadanie bez pośpiechu, umalowałam staranniej oczy. Odprasowałam zielone spodnie i granatową bluzkę. Ładnie mi w lustrze...


Wczoraj przyszła paczka z internetowej księgarni, a w niej kilka czytadeł dla mnie i przepiękna książka dla bratanka. Zamówiłam na prezent z okazji Dnia Dziecka "Mapy"Mizielińskich. Zachwycałam się grafiką, stonowanymi kolorami, ciekawostkami. Wieczór był "podróżowaniem"...


Kawa mi pachnie i konwalie. Zieleń faluje za szybami. Owocowe drzewka jak w koronkach całe. Za stokrotkami tęsknię...


A książkę Kolskiego oddam do biblioteki :)

środa, 1 maja 2013

W kolorze...

Otwarte okno, rześkie powietrze, srebrzysty chłodek, drobiny słońca, migotliwe i złote. I niebo przewiązane wstążeczką błękitu...


Kilka chwil tylko dla mnie, dla myśli o niebieskich migdałach. Czas ma teraz smak i kolor zielonej herbaty. Cichuśko snuje jazzowe się snują. Żółcią goździków, stojących wazonie, rozświetlam oczy. A M. jest teraz w pociągu. Tak się cieszę na wspólne bycie do niedzieli :)


Z mojego okna widzę kolorowy namiot cyrkowy, rozłożony na placu targowym. Dziś odbędzie się występ. Nie lubię cyrku, jako dziecko też nie lubiłam. Męczył mnie zapach, smuciły umęczone zwierzęta, klownów też było mi żal, wydawali mi się niezbyt weseli...


Kupując na wyprzedaży "Przytulać kamienie" Januszewskiej, myślałam, że to lekka proza, do poczytania w czasie majówki dla odprężenia. A wymaga zatrzymania, refleksji, poukładania sobie kolejnych rozmów i myśli bohaterów, pochylenia nad "kamieniami" głównej bohaterki. Na pewno to książka warta przeczytania...


Maj się zaczął. Niech mai się pięknie...

środa, 24 kwietnia 2013

Światła przybywanie...

Lekki wiatr złocony leszczynowym pyłkiem. Rozżółcone krzewy forsycji. Młode brzozy w zielonym welonie drobnych listków. Słońce w oczach. Fioletowo pachnące fiołki. Soczyste trawy we wszystkich zieleniach...


Popołudniowe światło zmiękcza kontury, rozmywa cienie, podkreśla kolory nieba. M. mówi, że w jego mieście nie ma takiego nieba, takich barw, refleksów i odcieni. Tak, moje niebo jest piękne o każdej porze...


Rozmowa telefoniczna z moim bratankiem sprawiła mi tyle radości. W maju się zobaczymy, nie mogę się doczekać :)


Drobne przyjemności: felieton Romy Ligockiej, lody truskawkowe, podwójne espresso, by senność przegonić, zapach powietrza...


Domową ciszę zakłócają wpadające przez uchylone okno melodyjki wróbli. Lubię ciszę, coraz częściej po powrocie z pracy potrzebuję tej ciszy długo. Nie włączam telewizora ni radia. Bywają dni, że nie słucham muzyki ze swoich płyt. Ale te pogodne ptasie głosy są przyjemne...


Tak pędzi ten kwiecień. Dzień za dniem tak szybko mija. Noce wydają się być za krótkie. Chciałabym, żeby czas zwyczajnie zwolnił :))

niedziela, 21 kwietnia 2013

I są takie chwile...

Po spacerach w ogrodzie wierzę, że jest wiosna. Ta pierwsza zieleń taka delikatna jest, taka czysta, w różnych odcieniach. I zawilce bielą się w trawie, i szafirki błękitnieją, złocą się żonkile. Z pączków lada dzień liście się rozwiną i rozszumią się seledynem. Ptaki świergoliły, pszczoły brzęczały, niebo jaśniało błękitem...


Zapach kawy miesza się z dźwiękami fado. M. wraca pociągiem do siebie, znowu przyzwyczajam się do bycia ze sobą tylko :) Samotnieję, samotnieje mój dom. Wciąż jestem gdzieś między moim piątkowym oczekiwaniem na pociąg i dzisiejszym pożegnaniem na peronie. To było takie dobre spotkanie...


Lubię popołudnia. I to, że nieśmiało zbliża się wieczór, skrada się na palcach. Za oknem impresja światła, gra błękitu i złocistości...


Przepadłam na trochę. Porządkowałam sprawy ojca. Brakowało mi zostawiania swoich myśli w tym miejscu...

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Niespieszne minuty...

Dzień w optymistycznych falbankach. Niebo błękitnością rozpromienione, słońce nareszcie się pojawiło. Przez uchylone okno wsnuwa się powietrze nieśmiało pachnące wiosną. I niech już tak zostanie: świetliście, cieplej, zwiewniej, barwniej i radośniej, wiosenniej...


Poniedziałek w pracy jest nieco koszmarny. Po weekendowej wolności niektórym źle w szkolnej rzeczywistości, więc niecierpliwie popychałam wskazówki zegara, żeby ostatnie dzyńdzyń zapowiedziało kres udręki dzieciątek. Jutro już będzie normalnie :)


Popołudnie jak z aksamitu. Jestem sobie w tym słonecznym migotaniu zaokiennym i w dźwiękach fado. Amalia Rodrigues, Mariza, Maria Da Fe, Carlos Ramos. Każdy dotyk tej muzyki powoduje, że rozpływam się w zaciszność mojego domu i nic nie jest już ważne, tylko te melancholijne nuty w każdym milimetrze ciała, w opuszkach palców, którym coraz bliżej do czułości...


Nie, nie jestem smutna...


Gdzieś między jedną filiżanką herbaty a drugą tęsknota za M. moim szeleści...

piątek, 5 kwietnia 2013

W objęciach wiatru...

Zamiast słońca nabrzmiałe szarością niebo, zwilgotniałe powietrze i drażniący chłód. Jakieś mało przytomne te dni, czuję się zmęczona, niewyspana, nadal nie mogę się przyzwyczaić do zmiany czasu...


W moim domu błękitna cisza dzięki szafirkom pięknie rozkwitłym. Złocę piątkowy czas płomykami świec. Brakuje mi słońca, niebieskiego nieba w oczach i radosnych barw. W oknie widzę topniejący, brudnawy śnieg, nagie drzewa śniące o zieleni młodych listków, burą trawę, taki stęskniony za wiosną pejzaż...


"Egzamin z oddychania" Kolskiego rozczarowuje, nie doczytam do końca, choć niezwykle rzadko mi się to zdarza...


Z przykrością i niesmakiem przeczytałam plugawy artykuł o bohaterach "Kamieni na szaniec". Świat zatraca się w jakimś obłąkaniu...


Zachmurzone niebo, pierwsze krople deszczu na szybach i wiatr. A ja mam herbatę pachnącą prażonymi migdałami i kawałek sernika...

piątek, 29 marca 2013

Wesołych Świąt :)

"dwa tysiące lat temu


urodziła panna w Galilei


niemowlę


(...)


i tak rosło


ogrzewane oddechem


aż dorosło do nienawiści


i przybili go do drzewa ludzie (...)"  


Halina Poświatowska "Wielkopostna legenda" /fragment/


 


Jasnych myśli życzę, wesołych serc, odrodzenia Nadziei, ciepła i miłości. I niech zazieleni się trawa, kwiaty rozkwitną, słońce promykami ogrzeje świat. Radości z kolorowych pisanek, wytchnienia i niech codzienność lżejszym Krzyżem będzie...

czwartek, 21 marca 2013

Otwierając drzwi :)

Poranek smakuje tostami z dżemem porzeczkowym. Turlają się po domu dźwięki radiowego grania. Za oknem białe gwiazdki wirują, bielą świat. Jestem zmęczona zimą, która nie chce minąć. Tęczy krokusów mi trzeba, wielobarwnych bratków, trawy zielonej i słońca. Słońca przede wszystkim...


Odwykłam od komputera i internetu. Odwykłam od smaku kawy. Wczoraj zaparzyłam i nie wypiłam, nie smakowała mi. I może nawet mogłabym już nie przyzwyczajać się, ale ta jedna, wypijana o poranku sprawiała mi tyle przyjemności, upiększała chwile. Kiedy wypełniała aromatem dom, stawał się on bardziej domowy...


Poszarzałam w lustrze...


Tęsknię za lekcjami, za normalnym rytmem dnia, jestem znużona błogością lenistwa :)


Odbieram z wirtualnego świata wielką serdeczność. Dziękuję Wam. Ciepło o Was myślę...


Dziś wyjdę po sprawunki, pozałatwiam sprawy, mam wizytę u dentysty, wyślę świąteczne podarunki dla rodzinki, kupię świąteczne pocztówki, zajrzę do szkoły...


Ocieplam chwile zieloną herbatą i jest we mnie więcej wdzięczności niż oczekiwań...

niedziela, 10 marca 2013

Naprzeciw siebie niedziela i ja :)

Niedziela krzywo się uśmiecha. Okno przypomina czarno-białą fotografię. Znowu zima powróciła, ubieliła świat, wciąż śnieg wiruje i układa się puchem na dachach, drogach, gałęziach drzew, połaciach łąk i pól. Cichość miękka oplata światek P. Znowu świat okradziony z kolorów i światła. A wiośnie znowu dalej do nas...


Przeziębienie mnie dopadło. Faszeruję się pastylkami, herbatkami. Martwi mnie chrypka i zanikający głos, nie chciałabym brać zwolnienia, ale do lekarza jutro się wybiorę, bo domowe sposoby niewielkie rezultaty dają...


Czas herbaty malinowej. Zamykam swój świat pod powiekami i tęsknię za ciepłem dłoni M. 


Słucham piosenek A.Osieckiej i S.Krajewskiego. Lubię ich w duecie. Za czułość dla słowa, za poezję dźwięku, za subtelną grę z wyobraźnią, za szept niedopowiedzenia, za smutek opadający gdzieś tam, ale nie jest to smutny smutek, jest wzruszający...


Szydełkuję z pasją. Z coraz większą wprawą robię kwadraty, z których powstanie narzuta. Jaki to cudowny relaks. Dobieram kolory, dopasowuję odcienie. Znajduję radość i odprężenie w tym szydełkowaniu, szczególnie po męczących godzinach w pracy...


Niedzielny czas się nie spieszy, właściwie nie dzieje się nic, ale przecież tak jest dobrze :)

wtorek, 5 marca 2013

Z niebieskością horyzontu...

Dziś niebo było błękitne, roztańczone skrzydłami ptaków. I słońce wyznaczało rytm. Powietrze tliło się zapachami trudnymi do zdefiniowania. I przebiśniegi zakwitły...


Wiosna, wiosna proszę Państwa :) Jeszcze taka nieśmiała, cicha szelestem traw zieleniejących, strojna we wstążki ptasich ćwierkań, leniwie muskająca świat kolorami. Więc w butnie rozpiętym paltociku, z powiewającym szalem w kolorze butelkowej zieleni przedłużałam kroki w drodze do pracy, by jak najdłużej cieszyć się powietrzem...


Cisza wtorkowego popołudnia. Czas kołysze się lekko rozgrzany słońcem. Zamyślam się pogodnym niebem zza okna, gubię oczy w świetlistości, rozsnuwam te jasne błękity w swojej głowie i raczę się herbatą o smaku prażonych migdałów...


Uchylone okno, lekki wiatr ma zielony odcień...


I lubię powtarzalność pór roku...


Zanim przyjdzie wieczór w sukience mroku, będę ciszą. Poczytam. Wyślę latawce myśli do mojego M., wplotę w ich ogony tęsknotę. To będą dobre chwile...

środa, 27 lutego 2013

Wypatrując wiosny...

Poranek w szarości, zamglony lekko, matowy, bez światła. Poznikały domy i drzewa w tej mgle. Jak w listopadzie marazm się panoszy w powietrzu...


Piję kawę, smakuje spokojem. Dobrze mi w ciszy. Dziś mam na później do pracy, za to lubię środy. Po lekcjach jadę z dziatwą szkolną na "Syberiadę polską", ciekawa jestem tego filmu...


Przez lekko uchylone okno chłód się wkrada. Pachnie wilgocią, zrudziałą trawą. Gdzieś z oddali ptasi głosik pozwala myśleć, że zima minie i wiosna mnie obudzi do chcenia, do działania, do wychodzenia z domu...


Jesień kocham. Najbardziej tę złotą, wrześniową i październikową. Wiosny kiedyś nie lubiłam, przypominała mi odchodzenie mamy. Nauczyłam się ją lubić, czekać na nią, dostrzegać piękno, czerpać siłę z odradzających się drobnych listeczków i kwiateczków :) Lubię myśleć, że słyszę, jak trawa rośnie...


Za co lubicie wiosnę?


Bo ja za zapach powietrza lekki, rześki, budzący do życia, za spacery po parku w ścieżkach jasnej zieleni, za delikatne pączki, zalążki liści na drzewach i krzewach, za słońce takie jeszcze pastelowe, ale dające nadzieję, za radosne nastroje wpadające przez otwarte okna, za kolory, za ptasie koncerty, za zielone wiatry czeszące włosy, za błękity nieba, za zapach ziemi wilgotnej, za świetlistość i jasność, za nowalijki, za odradzanie się...


Dobrej środy :)

poniedziałek, 25 lutego 2013

Wiatr, dom i muzyka...

Deszcz w zimnym wietrze, bure resztki śniegu i coraz większa tęsknota za wiosną, za odrodzoną zielenią jasną, za słoneczną żółcią ranników zimowych, za krokusami...


W duecie z wiatrem piosenki Banaszak, te z płyty "Kofta". Rozgrzewają serce. Za oknem ciemno, u mnie świeci lampa, jej ciepłym blaskiem oświetlone żółte tulipany. Aromat gorącej herbaty mango wypełnia przestrzeń...


Miękki weekendowy czas z M. Bliskość. Przyjemność ze wspólnego bycia. Dobre rozmowy. Długi spacer. Przytulne wieczory. Śmiech. Chwile smakujące szczęściem...


Uczę się na nowo szydełkować. Kiedyś, jeszcze w liceum, robiłam swetry na drutach, chusty, szale na szydełku. Potem kryzys w sklepach się skończył, zarzuciłam swoje robótki. Teraz marzę o zrobieniu kapy z kwadracików, zwanych "kwadratami babci". Znając swój słomiany zapał, obawiam się, że kapa zostanie marzeniem :)


Pyszne są suszone pomidory w oliwie z ziołami. Pachną latem i ogrodem skąpanym w słońcu...


Pozdrawiam Was słonecznie :)

poniedziałek, 11 lutego 2013

Próba skrzydeł :)

Z trudem wracałam do pracy, właściwie z trudem budziłam się. A potem dość szybko odnalazłam rytm, wypełniłam poranek przygotowaniami, nie zapomniałam zabrać śniadania i okularów :) Kiedy przekroczyłam próg szkoły, pomyślałam, że udało mi się odwyknąć od hałasu...


Z dnia zostało niewiele. Pokój wypełnił się mrokiem miękkim. Minuty w zegarze ożywione blaskiem świec. Aromat herbaty jak powój się snuje. Smakuję ciszę i maślane ciasteczka...


Za oknem wieczorne światło ulic. Chłodne niebo, w kryształach śniegu dachy i drogi. Znowu świat na biało...


Wczoraj odwiedził mnie brat ze swoim synkiem. Mały ma ferie, więc mogli przyjechać na tydzień. Mały to już duży chłopiec, siedmiolatek. Gubi zęby, pociesznie wygląda, sepleni. Składa litery. Z zapałem opowiada o książeczkach, które sam czyta. Lepiej po szwedzku niż po polsku. Fan piłki nożnej. "Ciociu, kiedyś będę grał w Barcelonie" :)


Pamiętam swoje dziecięce marzenia. Chciałam być pisarką, mieszkać w Bieszczadach, mieć domek z kominkiem i regały pełne książek. Dziś mam te regały i książki :)


A Wy o czym marzyliście?

piątek, 8 lutego 2013

Powrót zimy i kilka drobiazgów...

Wczoraj światło nad P. było wyjątkowe, świat pojaśniał, powietrza przybyło i barw. I potem, wieczorem, patrząc na rudziejące niskim słońcem niebo, myślałam, że wiosna już blisko. Poranek przywitał mnie śniegiem. Znowu w mlecznej bieli świat, gałęzie drzew jakby posypane cukrem pudrem, zupełnie jak wczorajsze pączki :)


Nie włączam telewizora, wyłączam radio, żeby własne myśli słyszeć. Dość mam tego międlenia, tematów zastępczych, nagonki na mój zawód...


Stąd kawa pita w aurze starych piosenek...


Już w domu jestem. Czas z M. to czuła opowieść o codzienności. To domowe chwile, spacery po mieście, atmosfera kafejek, seans w kinie, wizyta w ulubionej herbaciarni, zakupy w taniej księgarni, bycie ze sobą, gry planszowe, wieczory w świetle świec, kolory wina, śmiech, rozmowy, kucharzenie, wyprawa do Łodzi. Odwiedziliśmy moją Panią A. Przy okazji tak troszkę zwiedziliśmy miasto. Takie szare i smutne, ale z pięknymi secesyjnymi kamienicami na Piotrkowskiej, z robiącą wrażenie Manufakturą. Mnie bardzo podobały się pozostałości tej Łodzi fabrycznej, jak z Reymonta...


Z listy zaległych spraw najważniejsze to sprawdzić klasówkę, którą zrobiłam tuż przed feriami...


I żal mi kończących się ferii...

wtorek, 29 stycznia 2013

W srebrnych wiolonczelach deszczu...

Dzień kąpany srebrnym szumem deszczu. Cierpka szarość, wilgotny oddech wiatru, chmury przemykające w kałużach, bure resztki śniegu...


Za oknem czarne niebo z iskrami latarń wśród uliczek. Zamiast gwiazd na szybach błyszczą krople deszczu. I w mroku oczy księżyca lśnią jakoś tak łzawo... 


Zatrzymuję wieczór chwilami znanymi jak kieszeń. Aromat świec cynamonowych, miękkie światło pyzatej lampy, kolory herbat, francuskie rogaliki z dżemem, muzyka, która budzi tęsknoty i miesza w głowie melancholią. Cohen, Stańko, Davis i Anna Maria...


Pakuję walizkę, jutro wybieram się do M. Radością jestem...

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Jeszcze domowo :)

Niespieszny poranek. Snucie się po domu, patrzenie w okno, ciche dźwięki muzyki. Na śniadanie tosty z dżemem z czarnej porzeczki, pyszne, przypominajace lato, acz kaloryczne nazbyt :) Zapach kawy. Poranna kawa smakuje najbardziej, najlepiej. Jeśli zdarzy mi się wypić kolejną w ciągu dnia, jej smak jest zupełnie inny, nie tak wyjątkowy jak tej pierwszej...


Niedziela zbyt długa, samotna. Nawet jeśli bym chciała obudzić się później, budzę się jak co dzień o siódmej. Leniuchowałam pod kołdrą, czytając "Uciekiniera" Folletta. A potem trzeba było żyć niedzielą. Nie, nie była świąteczna. Sprawdziłam dwie prace klasowe, sprawdzian gramatyczny. Minęło prawie pół dnia. Wieczór stawał się cicho, robiło się zimniej, płatki śniegu tańczyły w pomarańczowym blasku lamp. Zapaliłam świece, zaparzyłam herbatę w imbryku, ułożyłam się pod koc z myślą "byle do wiosny"...


Sikorki za oknem skubią słoninkę, patrzę na ich żółte brzuszki i tęsknię za słońcem. I za kwiatami tęsknię, podobno w kwiaciarniach pojawiły się tulipany. Muszę po nie pojechać do Miasteczka...


Poniedziałek. Za tydzień rozpocznę ferie. Huuura! Potrzebuję ich.


Miejcie dobry dzień :)

wtorek, 15 stycznia 2013

Styczniowe drobiazgi...

O poranku łapałam kolory nieba. Słońce wschodziło złotym pomarańczem, płomienną fuksją, pastelowym odcieniem fioletu. Te kolory gubiły się między gałęziami drzew w patynie szadzi. Śnieg się skrzył. Zima nadal zachwyca...


Teraz dzień zastyga w odcieniach zgaszonego granatu. Puste uliczki. Smugi świateł ulicznych latarń. Gra świateł i cieni. Na parapecie kruche śniegowe gwiazdki...


Lubię zapach wieczoru. Zapach ciepła i domu. Lubię, kiedy księżyc zagląda w okno i wpada do herbaty. W takie wieczory dobra książka sprawia, że czas sączy się niespiesznie...


Długi spacer mi się marzy. Ze skrzypiącym śniegiem, z tą bielą wokół, z mrozem szczypiącym w policzki. I powrót do domu. I gorąca czekolada. Może jutro się wybiorę. Dziś przygotowywałam się do rady. Nie mam duszy księgowej, nie lubię podliczeń, tabelek, procentów. Czasem się w tym gubię, może dlatego że liczę "na piechotę" :)


Tak, czekam na ferie i na czas z M.


W "Żelaznej damie" za mało było faktów, za mało samej Żelaznej Damy, ale Meryl Streep była rewelacyjna. Mam zaległości filmowe. Tak dawno nie byłam w kinie. Co warto obejrzeć?

czwartek, 10 stycznia 2013

Zapowiedź piątku :)

Senne te dni, męczące, bezsłoneczne, prawie jak listopadowe. Mam trudności z otwarciem oczu, kiedy budzik dzwoni, niechętnie wstaję. Szarość zaokienna przygnębia. Szary jest codzienny deszcz, szare jest niebo, szare kałuże i moje myśli. A Alianore pisała w swoim blogu o bieli, szronie i śniegu. Zazdroszczę :)


I nie zauważam, żeby dnia przybyło. Wieczory zaczynają się chwilę po 16. Taki matowy ten świat. Zrzędzę?


W zielonej herbacie płatki jaśminu. W piosenkach Anny Marii zapomnienie, smutek i ciepłe dźwięki. W moim domu zapach pomarańczy i goździków snujący się ze świec...


Cieszy mnie czwartek. Cieszy jutrzejsze spotkanie z M. Cieszą pachnące nowością kartki czwartego tomu "Północnej Drogi". Cieszą nowe perfumy "Vanille Noire", ich aromat otula. Pięknie otula wanilią, nutą mandarynki, mimozy i drzewa cedrowego. Czuję, że to będzie mój kolejny ulubiony zapach...

środa, 2 stycznia 2013

Takie tam :)

Poranek w domu, mam na później do pracy. Za oknem zaspany świat w szarościach i ponurościach, brakuje mu kolorów, świetlistej jasności. Wczoraj z nieba dochodziły żałosne odgłosy gęsi szybujących w równych kluczach. Ilekroć słyszę te ich piski, tęsknię, sama nie wiem za czym...


Aromat kawy współgra z radiową muzyką. Nie potrafię się oprzeć smakowi wiśniowych czekoladek, choć potem będę narzekać na swoją słabą silną wolę :)


Po nieudanym, przedświątecznym, samodzielnym farbowaniu włosów, rozczarowaniu efektem zupełnie innym niż pokazano na pudełku farby, zaczynam się przyzwyczajać do siebie w lustrze i nawet dostrzegać w zmianie koloru coś pozytywnego...


Zaniedbałam się w czytaniu, zamierzam nadrobić zaległości, ale najpierw po powrocie z pracy zajmę się mieszkaniem, bo w czasie mojej nieobecności obrosło kurzem...


Nie ubrałam w tym roku choinki, wiedziona myślą, że skoro wyjeżdżam, to nie ma sensu jej stroić. Wczoraj wieczorem brakowało mi blasku lampek, tego ciepłego nastroju. Zapaliłam dużo świec i świeczuszek, ale to nie było to...


Poranna rozmowa z M. choć króciutka, sprawiła, że się uśmiecham. Jeszcze tylko kilka dni i M. wróci. Kiedyś, w swoim starym blogu pisałam, że nie chcę być oczekiwaniem, a teraz składam się z oczekiwania i tylko czasem jest mi z tym źle...


W środę piątek wydaje się być blisko :)