piątek, 27 lutego 2015

Takie sobie drobiazgi...

Cieszy mnie piątek i to, że w piątki mam tylko trzy lekcje. Cieszy błękit nieba za oknem, świetlistość i jasność powietrza. Cieszy oczekiwanie na M., który dziś wieczorem przybędzie...


Tak szybko mijały mi dni tego tygodnia. Popołudniami sprawdzałam prace klasowe wszystkich swoich klas, układałam sprawdziany gramatyczne, szkoliłam się i jakoś tak niewiele czasu zostawało mi na życie :)


Znowu zaczynam dzień od wypicia siemienia lnianego, bo znowu boli mnie żołądek. Tak, wiem, powinnam zrobić to nieprzyjemne badanie, tyle że się boję. Badania się boję...


Wczoraj skończyłam czytać "Czarnego anioła". Rzecz o Ewie Demarczyk. I mnie ta opowieść o Wielkiej Ewie wzruszyła, bo mam wiele wspomnień z jej piosenkami. I przypomniałam sobie swoje licealne lata i spotkania z przyjaciółmi. Te piątkowe i sobotnie, kiedy wracaliśmy do domów z internatów i spotykaliśmy się, by rozmawiać, pośpiewać przy gitarze, pobyć z dobrą muzyką. I zatęskniłam za tamtymi nami, za szumem winylowej płyty, za tamtymi rozmowami, emocjami i przeżywaniem poezji. I znalazłam krążek CD ( bo niestety nie mam gramofonu, choć czarne płyty wciąż mam) z piosenkami Demarczyk i zastygłam, słuchając "Taki pejzaż" i byłam w Tomaszowie, i zapachniały mi groszki i róże, i pochyliłam się nad losem Rebeki, i znowu grał skrzypek Hercowicz. Cieszył mnie ten wieczór i nawet niebieszcząca się melancholia między rzęsami cieszyła...


Chwila mi pachnie czerwoną herbatą, ma wdzięk żółtych tulipanów i tak, jest rozedrgana oczekiwaniem :)