piątek, 31 grudnia 2010

Nastroje...

Widok za oknem wciąż zachwyca. Biel się srebrzy, rozjaśnia wysmukłość drzew, świat wygląda jak na starej fotografii. Zamglone słońce snuje się między kolorami nieba i podkreśla malarskość pejzażu...

Zniknęłam z blogowego świata na kilka dni. Dzieliłam czas z M. To był bardzo domowy, zwyczajny czas, ale taki właśnie lubię najbardziej. Taki jest najszczęśliwszy. Misterium codzienności i małych rytuałów. Wieczorami celebrowaliśmy chwile przy choince i winie, przypomnieliśmy sobie z płyty kolejne odcinki "Lalki". Rozmawialiśmy, przytulaliśmy się, śmialiśmy i smuciliśmy. Czasem jest tak, jak nie chce się, żeby było. Dziś już jestem sama...

Kawa w ostatnim dniu roku smakuje jak zawsze. Turlają się po podłodze dźwięki z ulubionych płyt. Odbieram od M. telefony z drogi, obiecuję nie być smutną i nie jestem. Nie robię podsumowań, nie robię postanowień. Mam tylko nadzieję, że to będzie kolejny dobry rok...

Moje życzenia będą bardzo zwykłe. Życzę Wam, moi mili Czytelnicy, zdrowia, radości, marzeń do spełnienia i by codzienność jak najczęściej stawała się niezwykłą zwykłością...

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Poświątecznie...

Świąteczne dni minęły jak zwykle za szybko. Ulotne chwile zatrzymałam na kilku fotografiach: dumę Małego z pierwszej koszuli z krawatem, jego uśmiechnięte oczy po rozpakowaniu prezentów, ciągłość rodu na wspólnym zdjęciu dziadka, taty i wnuka :)

Święta obchodzone w towarzystwie dziecka są bardziej magiczne. Chce się chcieć. Była więc opowieść o Jezusku i nocy pełnej cudów. Jako że nie udało mi się "zorganizować" prawdziwego Mikołaja, wymyśliłam historię o tym, w jaki sposób prezenty znalazły się pod naszą choinką i cudownie było obserwować zdumienie w oczach mojego bratanka. I wszystko go zachwycało: dekoracje, zapalone świece, kolędy, nawet zimowe piosenki Stinga. A wczoraj zrobiliśmy teatrzyk i dzielnie trzymał kukiełki, choć "ręki" go już bolały w piątej minucie przedstawienia...

Dziś dom już ucichł. Tato odjechał rano. Przez cały ten czas trzymał fason, rozmawialiśmy, wspominaliśmy. I to były dobre chwile...

Zima ma się dobrze. Śniegu przybyło, świat bieli się, wydaje się być przykryty puchem i czerń drzew rozjaśnia mleczna poświata. Jest dzięki temu jakaś miękkość w krajobrazie...

Chwila pachnie kawą i smakuje bakaliowcem (przepis znalazłam w blogu Liski). Migocą lampki na choince, plączą się piosenki z jazzowego radia. Odpoczywam. Zasłużenie odpoczywam :))

czwartek, 23 grudnia 2010

Na święta...

"Na czas świąt odwieśmy skrzydła do szafy.
Wszystko, co najważniejsze dzieje się na ziemi"
                                                           /gdzieś przeczytane/

Na czas Bożego Narodzenia życzę ciepła i blasku świec, a przede wszystkim pełnych miłości serc...

niedziela, 19 grudnia 2010

Rozświetlone słońcem...

Za oknem zimowy obrazek jak z pocztówki. Tak cudnie dziś wyglądają drzewa. Zbłąkana mgła zatrzymała się na gałęziach marcepanem szadzi. Hebanową czerń ustroiła koronkami bieli. Pojaśniał świat, pojaśniało niebo błękitem i śnieg się srebrzy kryształkami mrozu...

I jestem już spokojna. Brat dojechał szczęśliwie, dziś się spotkamy u mnie, raduję się i czekam na nich niecierpliwie jakoś. A najbardziej cieszę się na czas z moim ukochanym bratankiem :)

Wczoraj wieczorem piekłam z koleżanką ciasteczka. Miałyśmy zatem dobry pretekst do spotkania, pogaduszek przy lampce wina, do wspomnień o świętach z dzieciństwa. Pośmiałyśmy się, powzruszałyśmy, a ciastka będą z naszymi sercami...

Lubię ten przedświąteczny czas z serdecznością pod naskórkiem. Lubię w tych dniach swoją tęsknotę za tymi, których już nie ma...

Chwile utkane oczekiwaniem. Czas ma teraz smak i kolor czarnej herbaty z jabłkiem i cynamonem. Cichuśko Sting mi śpiewa swoje zimowe piosenki. Tęsknię sobie za M. Medytuję serduszkami myśli. Mam uśmiechnięte oczy...

Dobrej niedzieli dla Was :)

środa, 15 grudnia 2010

Na całej połaci śnieg...

Zasypane P. Niemalże odcięte od świata. Zawiało drogi, zasypało alejki. Musiało sypać całą noc. Kiedy o poranku odsłoniłam rolety, świat wydawał się być jak z piosenki Mistrza Jeremiego, tej, którą tak ładnie wyśpiewuje Anna Maria...

Dziś mam na później do pracy. Za to lubię środy. Lubię poranny czas w swoim domu. Teraz trwa czas kawy. Wplatam jej aromat w wystukiwane literki, wysyłałam mojemu M. latawcami kawowe pocałunki. Drobiny muzyki turlają się po podłodze. Jazzowymi nutami oplatają chwile...

Zgubiłam gdzieś ostatnie dni, tak mało mnie w nich było. Próbuję zorganizować sobie przedświąteczny czas i bieganinę. Udało mi się zrobić większe zakupy, dzięki uprzejmości znajomych, którzy wybrali się do Miasta samochodem. Wypisałam kartki, wciąż nie mam prezentu dla bratowej, za to zbyt dużo prezentów przygotowałam dla bratanka. Zamartwiam się ich podróżą. W prognozach pogody same niepocieszające wieści: a to sztorm, a to zawieje i zamiecie...

Uczestniczę w rekolekcjach. Układam swoje kulawe modlitwy. Kolejny raz odkrywam piękno adwentowych pieśni, śpiewam je z radością. Chcę wierzyć, że Bóg urodzi się trochę i dla mnie...

czwartek, 9 grudnia 2010

Jeszcze i te chwile ocalić...

Taka bajkowa zima za oknem. W pejzażu świeżość i jasność bieli. Niebo jest w ciasnym płaszczu mroku, szelestem czerni mży, nie przeczuwa złotego księżyca. Za to pomarańczowe drobiny świateł lamp opromieniają uliczki ciepłą poświatą...

Cichutko uchyliłam kawałek Samotni muzyce. Dźwięki lekko opadają w chwile wieczoru. W ten wieczorny czas wplatam aromat cynamonowo-różanej herbaty. Czy można opowiedzieć smak herbaty?

Nucę coś, co sambą nie jest, ale ma ją przypominać. Światło podwajam blaskiem świec. Z tęsknoty za słońcem palę świece i ubieram się kolorowo. Kupiłam sobie golf w kolorze fuksji, ładnie komponuje się z zielenią i granatem...

A jutro przyjedzie mój M. Zielonymi listeczkami moje oczekiwanie rośnie...

Tego roku tak szybko opadają kartki z kalendarza. Wydaje mi się, że kiedyś czas mijał wolniej. Jakoś tak długo czekało się na wakacje, na kolejne urodziny, na lato u dziadków. A może to tylko takie metafizyczne złudzenie? Może świat kręci się wciąż tak samo, tylko my przyspieszamy z różnych powodów, bez tej uważności na wszystko, co nas otacza?

Takie refleksje. Przed jutrem nie robię żadnych postanowień. Ale będzie podsumowanie: to był piękny i szczęśliwy dla mnie rok. A jutro? Jutro mam urodziny...

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Uspokojenie...

Oj, jak trudno wstawało mi się dziś do pracy, jak nie chciało mi się do niej iść. Uczniowie przywitali mnie bardzo miło, mówiąc, że się stęsknili za mną i za językiem polskim. Po szkole kręcili się dziś Mikołajowie i częstowali słodkościami. Sympatycznie więc było...

Odwilż za oknem, kapie z dachów, śnieg poszarzał, niego w popielatych odcieniach jakieś senne.

Rozjaśniam chwile bursztynowym światłem lampki. Bronię się przed sennością kolejną kawą, a zwykle pijam jedną o poranku. Włączyłam kupioną w prezencie dla siebie samej najnowszą płytę Magdy Umer "Noce i sny". Świerszcze słów mi szeleszczą i szemrzą. Jest w nich piękny smutek, tak charakterystyczny dla Pani Umer. We wstępie Pieśniarka napisała: "Ta płyta jest mi więc potrzebna do szczęścia i nieszczęścia. I marzyłabym, aby była potrzebna ludziom". Mnie jest potrzebna...

Mrok tak szybko podchodzi pod okna. W złotych światłach ulicznych lamp niebo wydaje się mieć odcień indygo. Coraz bliżej grudniowy Wyjątkowy Czas Bożego Narodzenia. Obiecuję sobie wziąć udział w rekolekcjach, być wdzięcznością, nie przegapić cudów, także sprawiać je...

piątek, 3 grudnia 2010

Ze spokojem w kącikach oczu...

Świat wciąż w białej sukience. Pięknie wygląda zieleń krzewów bukszpanowych w igiełkach mrozu. Gdzieniegdzie czerwone korale jarzębin ożywiają biel. I takie dziś cudowne światło w zatoce szafirowego nieba. Delikatność słońca wydobywa malarskość krajobrazu, rozświetla wysmukłość drzew, rozmywając ich kontury jakby pędzlem impresjonisty. Ponad dachami domów snują się siwe smugi dymów, spowijając pejzaż w jakąś melancholię...

Dziś mój bratanek ma urodziny. Kończy pięć lat. A mnie się wydaje, że to było tak niedawno, kiedy był kruszynką nowo narodzoną i przyniósł nam wszystkim tyle szczęścia. I żal mi, że życzenia przekażę mu przez Skype, a prezent przez kuriera, że tylko tak mogę dzielić z nim i jego rodzicami ten dzień...

Domowe chwile mijają niespiesznie. Rozpieszczam się tą niespiesznością, ale też zaprowadzam ład w mieszkaniu, wstawiłam pranie...

Piątki są prawie sobotami, a jednak nimi nie są i to jest w nich urocze. Minuty snują się muzycznie. Na talerzyku cząstki mandarynek i zielona herbata w białym kubku. Ogrzewam dłonie jego gorącem. Spokój drobiazgów i dotyk słów z listów od M. Cynamonowy aromat świecy rozjaśnia przestrzeń. Zaraz zasiądę w swoim zielonym fotelu, owinę się słowami czytanej książki i ciepłem rudego koca...

czwartek, 2 grudnia 2010

Między niebem a przestrzenią...

A wczoraj gwiazdy były tak blisko, na wyciągnięcie dłoni, jakby rozsiadły się na balkonie. Mrozem rozświetlone zaglądały w moje okno i złociły mi wieczór. A potem wiatr jak ziarnka maku je rozwiał. Po północy niebo zaczęło wirować płatkami śniegu, ich piękno wydobywało z mroku pomarańczowe światło ulicznych latarń...

Dziś zaokienny krajobraz jak z bajki. Srebrzy się, bieli, rozkwita puchem. A w alejach drzewa jak z zaczarowanych ogrodów w kryształowych koronkach śniegu. Zmarznięte gawrony na przeźroczystych nitkach wiatru unoszą swój gawroni krzyk. Sikorki, swymi żółtymi brzuszkami, ożywiają krajobraz tak, że nie jest on czarno-białą fotografią...

Zdrowieję. Lepiej już z moim głosem, coraz mniej przypomina głos czarownicy. Raczę się malinową herbatą, wygrzewam pod kołdrą, czytam. Raz po raz włączający się piec uzmysławia mi, jak zimno musi być na świecie...

Dziś jestem z jasnym niebem w oczach, z zieleniejącym sercem i z muzyką Stańki, który chyba trąbkę pomylił z księżycem...