wtorek, 27 lipca 2010

Pełnia lata...

Dziś niebo afirmowało surrealizmem chmur. Takie chmury mógł namalować Mistrz Dali. Takie chmury pozwalają wyobrażać sobie inne światy, przywołują dzieciństwo i konkursy na opowiadania o krainach z obłoków. Urządzaliśmy je sami dla siebie, my dzieciaki ze wspólnego korytarza. Nigdy się nie nudziliśmy...

Jestem trochę opalona tego lata. Czuję się ładnie. Z lubością ubieram swoją długą, piękną spódnicę w kolorze kiwi i wpinam kolczyki z bursztynem o agrestowym odcieniu zieleni...

Żyję obok czasu. Często się śmieję. Znajduję chwile na spotkania i rozmowy. Czuję się wolna od pośpiechu. Dużo czytam. Przed snem wiersze S. Heaneya, które podarował mi M. Są one zapisem chwil obcowania ze światem i doświadczania jego cudów, rejestrem wspomnień malowanych barwnymi słowami. Popołudnia zaś spędzam z panią Dalloway. Urzeka mnie w niej to, że potrafi znaleźć sens w codzienności, zachwycić się drobiazgami...

Lubię swój dom. Szczególnie przed wyjazdem. Wtedy rośnie moja czułość dla rzeczy, ulubionych filiżanek, kubków, płyt, rytuałów W piątek wyruszam z bratem do nich, więc te dni do piątku będą bardzo domowe. I jutro przyjeżdża M. To będzie święty czas na bliskość...

Przedwieczorne niebo, prześwietlone jasnością, ma w
sobie pamięć o okrągłym księżycu w kolorze campari i goryczkę mojej
bezsenności. Jeszcze przed świtem na niebie trwała pełnia. A może
jednak niezauważalnie uszczknięta już?

sobota, 24 lipca 2010

Niebo się nie kończy...

Czas domu i czas kawy. Niespieszny poranek z samą sobą i rytuałami ulubionymi. Za oknem deszczowa piosenka. Od wczoraj pada. Powietrze inaczej pachnie, inaczej dotyka, szare chmury przeglądają się w kałużach. Lżej światu i mnie, lżej oddychać, lżej być. Dziś świat jest zachwycająco świeży i pięknie pachnie wilgocią...

Wczorajszy dzień spędziłam z bratem i jego rodziną. Najmilsze chwile to te z Małym. Byliśmy na spacerze, pokazywał mi gniazdo bocianie i z takim przejęciem opowiadał o bocianiątkach. Rozczulająco sepleni. Jest bardzo ruchliwy, samodzielny, śmiga na rowerze i mówi o sobie, że jest Jankiem pancernym :))

Dziś trochę lata zamknę w słoikach. Umyłam już ogórki, słoiki. Dom pachnie koprem i czosnkiem...

I dziś będzie gospodarczo. Uładzę dom. Poprasuję pranie pachnące słońcem. Przygotuję makaron ze szpinakiem. A popołudnie będzie zatrzymaniem. Będę celebrować próżnowanie. Mam wiśniowe lody i "Blaszany bębenek" do czytania...

środa, 21 lipca 2010

Mnożenie bytów...



Czas pod innym niebem dobiegł końca, od wczoraj jestem w domu. Takim, jak na fotografii, światłem obwiedzione były wieczory i krajobraz podziwiany z tarasu widokowego niedaleko naszej kwatery o wdzięcznej nazwie "Malwa". To było ciche i spokojne miejsce, a gospodarze gościnni, życzliwi i serdeczni...

Akwarele chwil. Jezioro Wdzydzkie (zwane Kaszubskim Morzem), leżenie w cieniu i spoglądanie w niebo, które zlewało się z kolorami wody, szelest trzcin, dotyk wody podczas kąpieli, lekkie kołysanie fali, zapach lasu, ognisko, kolorowe leśne kwiaty, świerszcze, turkusowe ważki, jazgot rybitw, burza w nocy i rzęsisty deszcz, przynoszący orzeźwienie, kryształowe powietrze, pierogi z jagodami, smażony sandacz i sielawy, bycie ze sobą jeszcze serdeczniejsze i bliższe...

Wyprawa rowerami wodnymi i dokuczliwe słońce, które spiekło nas tak bardzo, że potrzebna była pomoc lekarska i dni dochodzenia do siebie, by było jako tako...

W ostatni dzień odwiedziliśmy Gdańsk. Ostatni raz byłam tam na wycieczce w klasie maturalnej, zapomniałam już jak tam jest, zapomniałam, że Gdańsk jest tak piękny. Spacerowaliśmy brzegiem Motławy, zachwycaliśmy się barokowymi kamieniczkami i architekturą ryglową. I spędziliśmy niezwykłe chwile, wędrując chyba najpiękniejszą uliczką Starego Miasta- ulicą Mariacką. To malownicze, magiczne miejsce z rzędami starych kamienic, galeriami, sklepikami z bursztynem i klimatycznymi kawiarniami zaczarowało nas swą wyjątkowością ...

A ku wspomnieniom zatrzymaliśmy ten czas na wielu fotografiach :))

poniedziałek, 12 lipca 2010

Zanim podróż się zacznie...

Zajrzałam jeszcze na chwilę. Walizkę mam już spakowaną. Udało mi się zmieścić wszystko co niezbędne i zbędne. Krzątam się po domu, zaprowadzam ład po burzy związanej z tym pakowaniem. Urządzam sobie i swojemu domowi pożegnalne popołudnie, to moja nieodłączna część podróży...

Dziś wieczorem wsiądę w autobus, mam nadzieję, że z klimatyzacją :), a potem wyruszę przed siebie na spotkanie z M. i naszymi kolejnymi wakacjami...

I jadę po kolory, zdarzenia, wrażenia, impresje, westchnienia innego nieba nad głową, po ciszę lasów, bezludność ścieżek, wieczorne rozmowy gwiazd, zapach jeziora przed zmierzchem. To musi być piękny czas :))

Zatem do poczytania za kilkanaście dni. Pozdrawiam Wszystkich tu zaglądających...

sobota, 10 lipca 2010

Po mojemu...

Rozświetlone przedpołudnie, falisty, rozedrgany słońcem pejzaż, duszny zapach lata. Sobota gra światłocieniami i barwami pól pożółkłych, polerowanych codziennym słońcem. Świetlistość filtruje głęboką zieleń i wybujałe kolory ogrodowych roślin. Nieruchome powietrze. Płomienne pelargonie za oknem...

Porankami chłonę lato na swoim balkonie, delektując się chwilowym chłodem i zapachem kawy. Potem dzień cały unikam słońca, dopiero wczesnym wieczorem oddycham kolorami nieba, kiedy słońce zachodzi najpiękniej w całym roku...

W WO artykuł o Elżbiecie Czyżewskiej...

Chwila ma teraz smak malin i waniliowych lodów. Davis koloruje czas melancholią w wyrazistym odcieniu turkusu i wystarcza do szczęścia. Jest tak po mojemu...

Układam w myślach same szczęśliwe zakończenia spraw, które powinny się w najbliższym czasie rozstrzygnąć. I chyba nawet coraz mniej się boję...

środa, 7 lipca 2010

Spod lekko przymrużonych oczu...

Uspokojone srebrnym szumem wczorajszego deszczu powietrze dziś inaczej dotyka, inaczej pachnie. Słońce jest nieco rozleniwione, ale ja lubię taką umiarkowaną ciepłotę. Błękitem nieba wędrują miękkie baranki obłoków. Popołudnie wiąże chwile szmaragdową zielenią zaokiennych drzew...

Jako że pogoda sprzyjająca, wybrałam się rano do Miasteczka. Ot, załatwiłam sprawy w banku, poczyniłam zakupy w drogerii, zajrzałam na ryneczek. A tam pyszniło się bogactwo ogrodów. Barokowy przepych, mozaika barw, zmysłowość kształtów i zapachów: młoda fasolka szparagowa, kalarepka, buraczki, cukinia, groszek...i można tak wymieniać w nieskończoność. Dziś u mnie będzie na obiad zupa jarzynowa poczęta z zachwytów nad ogrodowymi wspaniałościami :)

Starannie dobieram drobiny muzyki na ten czas, ożywiam oczy jazzowymi snujami i nowymi kolczykami z zielonymi oczkami. Otwartym oknem wsnuwa się lekko niebieskie powietrze. Nad drzewami baldachimami skrzydeł ptaki kołują ciszą. Swoje myśli wiję w malachitowej barwie rozszeptanych lipcem liści...

czwartek, 1 lipca 2010

Bywa i tak...

Pierwszy dzień prawdziwych wakacji. Wczoraj byłam ostatni dzień w pracy. Dziś z ulgą i radością zaczynam wakacjowanie. Tyle że wewnętrzny budzik sprawił, że obudziłam się tak jak zwykle przed siódmą. Myślę, że to kwestia kilku dni i zmienią się moje przyzwyczajenia...

Świat słońcem rozświetlony, zjawiskowo niebieski a zieleń traw nieco pożółkła upałami. Przed chwilą wróciłam z zakupów odurzona zapachem lip, słodkim i miodnym. Pootwierałam okna, niech plączą się zapachy. Zaparzam kawę, włączam cichuśko Sade, jeszcze odreagowuję szkolny hałas i rozbicie po wizycie taty...

A poranna wizyta taty skończyła się źle. Pogniewał się na mnie jak zawsze o to samo. Niedobrze i trudno być matką swojego ojca...

Bardzo już chcę przyjazdu mojego M. i bliskości...