środa, 22 sierpnia 2012

Rysując tło...

Jestem. Domem swym się cieszę, oswajam ciszę, raczę się swymi ulubionymi herbatami, włączam moje płyty, z lubością wtulam się w swój zielony fotel...


Na lotnisku, żegnając się ze swoimi, miałam, jak to mówi mój bratanek, wodne oczy. Najbardziej z jego powodu, bo zobaczymy się być może dopiero w święta. Tak szybko minęły te wspólne dni. Dni zabaw, czytania "Misia Uszatka", gier w pchełki i bierki, kolorowania malowanek, gry w piłkę, spacerów, codziennych wypraw do małej cukierenki na lody cynamonowe, marcepanowe albo czekoladowe, wycieczek nad morze, do rezerwatu przyrody, na wrzosowiska, do pobliskiego miasteczka z drewnianymi domkami jak z bajki, do Geteborga. W sobotę z lotniska odebrał mnie M. i trochę czasu spędziliśmy razem...


Dom przywitał mnie niezbyt dobrymi wieściami o ojcu. I poczułam dziś ulgę, kiedy lekarz po obejrzeniu zdjęcia biodra ojca, stwierdził, że to nie złamanie, tylko że stłuczenie. Znowu jestem pielęgniarką i ponoszę konsekwencje przyjaźni tatusia z Czarodziejką Gorzałką...


Sierpień wciąż pachnie latem, ale pozwala już dostrzegać jesienne drobnostki. Poranki w lekkich mgiełkach, z zimnymi kroplami rosy, zielone kulki na kasztanowcach, płomienne kiście jarzębin, śliwki, astry, podrudziałe liście, jakby cichsze świerszczowe kołysanki i zapach przemijania w powietrzu. Wciąż jednak gorące słońce przebija przez sklepienie z liści i pozwala z tęsknoty za chłodem wyobrazić sobie zielony półmrok cienia...


Wakacjom coraz bliżej do końca. Nie myślę jeszcze o pracy, jeszcze nie przestawiam zegara, by spieszył 10 minut :))

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Laj, laj, laj :)

Chwila wytchnienia od gorąca przyszła po dwudziestej, dopiero wtedy otworzyłam drzwi balkonowe. Na niebie kaskada kolorów: od ledwo zauważalnego różu, poprzez intensywną czerwień, po różne odcienie niebieskości. Zaplątana w muzykę, zatapiam się w te barwy. Zmierzch pachnie latem, ogrodami, koszoną dziś trawą. Z pobliskich pól dochodzą odgłosy muzykujących świerszczy...


Wieczór przed podróżą. Pakuję walizkę, wybieram kolory bluzek, wybieram książki ze słowami, które będę smakować, które sprawią mi przyjemność, przy których zatrzymam się i zamyślę. Na wieczorne chwile zabieram mój piękny, jak z mgiełki utkany, szal w motyle...


Jutro o świcie mam autobus. Spędzę kilka dni z M. Potem wyruszę w podróż do brata. Już prawie stoję przy drzwiach :) 


Zatem do poczytania i napisania po powrocie :))

czwartek, 2 sierpnia 2012

Obracać gwiazdy...

Wieczór zaczyna się zwykle cicho. Mrok podpływa lekko pod brzeg nieba, sączy się ciemny granat powietrza, a w tym ciemniejącym mroku miedziany księżyc. Wpisuję się w ten wieczorny czas spokojnym oddechem, wpuszczam chłód otwartym oknem, otulam nim swoje zmęczone słońcem oczy...


A słońce grzeje wciąż. Świat w dojrzałych żółciach zbóż, w przygaszonych upałem kolorach. Powietrze stoi bez ruchu, lepkie jak meduzy w morzu. Niebo w beznamiętnych prawie bielach, lekko muśniętych błękitami...


Kawałki lata dziś ukryłam w słoikach...


Mój dom. Piosenki z koncertu "Morowe panny". Czas herbaty, zielona sonata rozwijających się listków, wciąż niezwykły zapach powietrza, pastelowe barwy hortensji. Jednej, bo ja lubię pojedynczość kwiatów...


Dziś myślę o tych, którzy 68 lat temu "w czasie dorośli" i mieli odwagę, i mieli ją aż do końca. "Odeszli. Noc po nocy (...) i tylko cisza po nich i dzwoni śniegu słup"...