poniedziałek, 31 grudnia 2018

Chwilka...

Zajrzałam na chwilkę.  Przygotowania do sylwestrowej kolacji trwają . W ostatnim dniu roku nie robię podsumowań,  nie postanawiam niczego, bo zwykle tych postanowień nie dotrzymuję ...


Ostatni dzień roku spędzam z M.


To był dobry rok, choć były w nim trudne chwile związane z zawodowym życiem...


Niech ten Nowy Rok przyniesie radość i szczęśliwą codzienność.  Niech będzie pełen dobrych zdarzeń,  spełniających się marzeń,  ciekawych spotkań,  serdecznych ludzi i słów ...

piątek, 21 grudnia 2018

Świątecznie...

"[...]Dziś do Betlejem trzeba nocą iść,


bo narodzenia czas wypełnił dni,


tam gdzie stajenka razem z bydlątkami


leży dzieciąteczko i na sianku śpi.


Świat na to czekał wiele już lat


i narodzenia dziś wita czas [...]"


/Dziecięca pastorałka "Bosy pastuszek" słowa Anna Warecka/


Jutro wyjeżdżam. Spędzamy z M. Święta Bożego Narodzenia u mojego brata, dlatego życzenia zapiszę już dziś.


Wszystkim moim Drogim Czytelnikom życzę, by pierwszej Gwiazdy blask rozjaśnił wszystkie smutki i niepokoje. Niech ten czas będzie wyjątkowy, przeżyty w bliskości, serdeczności i radości. Niech wypełnią go zwykłe drobiazgi niezwykłe. Pięknych Świąt!

niedziela, 9 grudnia 2018

O jutrze...

Cichy wieczór. Za oknem matowa czerń nieba, a na szybach drobne perełki deszczu lśnią. Czas pachnie herbatą i pierwszymi mandarynkami...


M. w drodze do siebie. A wczoraj świętowaliśmy moje urodziny, kameralnie, we dwoje, ładnie tak. Piliśmy dobre wino, wspominaliśmy nasze podróże, nasze chwile razem, oglądaliśmy nasze zdjęcia, śmialiśmy się, przywoływaliśmy minione i dawne chwile...


I nie napiszę "jutro to za tysiąc lat." Jutro jest jutro. I jutro będą moje baaaardzo okrągłe urodziny. Półwiecze. Moje życie ma teraz, od kilkunastu lat dobry, mocny smak. Młodość naznaczyła mnie bolesnymi wydarzeniami. Pokaleczyła, zmusiła, bym wzięła na swoje barki trudności i problemy, za trudne dla młodej osoby. Dorosłość zwraca mi siebie, pozwala świętować życie...


Moje "dziś" ma dobry, mocny smak. Moje "dziś" to M., spokojne serce, zachwyt nad tym, co właśnie jest...


A kiedy patrzę w lustro, widzę dziewczynę. Nie nastolatkę, ale dorosłą dziewczynę, która w oczach ma światło przeżyć, pod oczami kurze łapki, a we włosach srebrne nitki. Nie obrażam się na to, akceptuję. Wewnętrzna ja ma wciąż rozwiane włosy, biega boso po kałużach, ma roztańczoną sukienkę, uśmiecha się do obłoków, wierzy, że ludzie są bardziej dobrzy niż źli, wydaje ostatnie pieniądze na książki, nie umie żyć bez muzyki, potrzebuje do życia ludzi równie bardzo jak samotności, kocha, marzy i lubi siebie taką, jaką jest...


Tak. Jutro będę uśmiechnięta. Będą mnie cieszyć życzenia od bliskich i przyjaciół. Pomyślę z wdzięcznością o rodzicach i wszystkich dobrych ludziach, z którymi przecięły się moje ścieżki...

wtorek, 4 grudnia 2018

Taki wieczór...

Wieczór w woalu czerni, bez naszyjnika z gwiazd. Na szybach paciorki deszczu lekko drżące od wiatru...


Dom mój rozświetlają płomyki świec, światła kulek i żółte róże w wazonie, których główki są jak małe słońca. Z głośników sączy się muzyka z płyty "Siesta XIV". W przedmowie Kydryński napisał, że zmysłowe głosy splatają się z mową saksofonu. Słucham i dźwięki te dają mi sporo przyjemności. Co ciekawe, wolę płytę z męskimi wykonaniami. Płyta składa się z dwóch krążków: jeden to Jesienni Panowie, drugi Wiosenne Dziewczyny, jak napisał sam autor składanki. Piękne balladowe, bluesowe i jazzowe brzmienia. Na ten czas są jak plaster miodu :)


Znowu czytam. Hannę Kowalewską polubiłam za cykl o Zawrociu. Teraz jestem z Inką i innymi niebanalnymi bohaterami w Jantarni. Przechadzam się po małym nadmorskim miasteczku po sezonie, nasiąkam problemami opisywanych osób, lubię główną bohaterkę. Zachwycają mnie melancholijne stop-klatki, piękne słowa, plastyczne opisy. I już się martwię, że niedługo koniec tej opowieści...


Serce ogrzewam malinową herbatą  i czekoladowymi truflami...


I choć podoba mi się świat opowiadany fotografiami, to jednak słowa opowiadają go najlepiej...


I kupiłam sobie piękny, cudownie miękki pled w srebrnej szarości po tym, jak oddałam swoje polarowe kocyki wolontariuszom z mojej szkoły, którzy prowadzą akcję dla psich schronisk...

wtorek, 13 listopada 2018

Listopada melancholie...

I oto nadszedł deszczowy listopada czas. Siąpi od rana, pada i kropi. Niebo jest szare, pełne skłębionych chmur, które wiatr gdzieś gna. I nagle z przyblokowych brzóz opadły resztki złotych liści. I nagle stały się rozpaczliwie nagie...


Dostałam dziś piękny prezent. Bez okazji. Tylko dlatego, że kiedyś powiedziałam, że podobają mi się cotton ballsy, jakby robione na szydełku, w waniliowej bieli koronek. I koleżanka pamiętała o tym i kiedy pojawiły się w sklepie, kupiła z myślą o mnie i podarowała mi je. Są cudne. Mam je teraz rozłożone na ławie i cieszę się ich światłem...


Pachnie mi kawa. Czas się złoci od tych lampek. Piec się załącza raz po raz. Weekend spędziłam z M. Uczestniczyliśmy w naszym lokalnym świętowaniu 100. Rocznicy Odzyskania Niepodległości przez Polskę. I byliśmy ze sobą domowo, czule i blisko, acz krótko, choć o jeden darowany dzień dłużej :)


I to jest już ten czas, kiedy zamawiam książki o tematyce bożonarodzeniowej. Usłyszałam, że to taka mało ambitna literatura. Nie myślę tak. To bardzo ciepłe, pełne świątecznej aury opowieści, pachnące cynamonem, piernikami i gałązkami świerku, zimowym klimatem. I jest w nich samotność, pragnienia, marzenia, cuda, szczęście, miłość, tęsknota, tym wszystkim, co tworzy tę niepowtarzalną magię, tych pięknych Świąt...


I tak...czekam już na Święta, choć po drodze będą jeszcze urodziny Małego, moje urodziny baaaaaaaardzo okrągłe :)


Mam cudowny popielaty szal. Taki do opatulenia się, zamotania, okręcenia, tyle że wciąż za ciepło na niego...


Okna takie zapłakane teraz...

niedziela, 14 października 2018

Dni się złocą...

Czarodziejski jest tegoroczny październik. W pejzażu barw niezwykłych tyle i blasku słońca. Przyblokowe brzozy w złoto spowite jak kobiety Klimta. Liści piękno w czerwieni, purpurze, rudościach i wszelkich odcieniach pomarańczu się objawia. A słońca migotanie nasyca te barwy cudne. I zachwycam się, i raduję oczy, bo jesień to moja pora, mój czas...


Niedzielny poranek ma smak kawy "śliwka w cynamonie", którą podarował mi M. To taki jesienny aromat, kawa smakuje pysznie. Szemrzą dźwięki z płyty "Minione" A.M.Jopek. Za nagrodę z okazji DEN zamówiłam sobie jej nową płytę "Ulotne", bo ja Annę Marię bezkrytyczną miłością darzę :)


Cieszę się, że nasze święto wypadło w tym roku w niedzielę. Nie lubię tego dnia i już...


Przyplątał mi się szpital. Spędziłam kilka dni w innej rzeczywistości. I niby tęskni się za nicnierobieniem, leżeniem, czytaniem długim, ale tam chce się tylko do domu. I choć warunki były komfortowe, oddział kameralny, personel przemiły, z życzliwym, ludzkim podejściem, to odliczałam minuty do wyjścia...


Przeczytałam "Zanim nadejdzie jutro". To nowa książka lubianej przeze mnie Joanny Jax. Pierwszy tom "Podróż do krainy umarłych" uwiódł mnie opowiedzianą historią, sylwetkami bohaterów, stylem. I przepadłam, i czekam niecierpliwie na tom drugi, który w styczniu się ukaże...


Zamierzam świętować niedzielę. Wybiorę się w ścieżki ogrodu, by poszurać liśćmi, lirycznieć wrzosów liliowych urodą, nasiąknąć ciepłem rudości i słońca blaskiem się ozłocić...


Dobrej niedzieli :)

sobota, 29 września 2018

O jesieni i kawie...

Niebo jest dziś błękitną chustą. Świeci słońce i świat jest z wiersza Tuwima. To dobrze, bo dziś mieliśmy złaz i ładna pogoda była nam potrzebna...


Dziś jest Dzień Kawy, a ja kawę lubię, więc świętuję, racząc się kolejną filiżanką. Moja kawa jest zwykle parzona w filiżance, jest gorzka i bez mleka. Pierwszą wypijam w pracy. Lubię przyjść nieco wcześniej niż pozostali, lubię tę poranną ciszę w szkole i swoją samotność w pokoju nauczycielskim. Za chwilę będzie w nim głośno, ktoś będzie coś chciał od kogoś, a to rodzic się pojawi, a to dyrekcja wezwie. Lubię tę chwilę, kiedy jest jeszcze cicho, patrzę w okno, gubię oczy w koronach kasztanowców. Teraz wyglądają jak miedzioryty. Nastrajam się, łapię rytm. Drugą wypijam w domu. To mój popołudniowy rytuał. Towarzyszą mi dźwięki z moich jazzowych płyt. Czasem coś podczytuję, czasem tylko obserwuję teatr nieba za oknem, śledzę kolory. Czasem jestem smutnym błękitem albo chmurnym granatem, bywam pięknym złotem, płomiennym pomarańczem lub fiołkowym odcieniem spokoju...


W szkole najtrudniej mi z czwartoklasistami. Najwdzięczniej, ale i najtrudniej. To są dzieci, które rocznikowo powinny być w klasie trzeciej. Mają kłopoty z koncentracją, nie słuchają, a co za tym idzie, nie rozumieją poleceń. Ortografia bardziej niż kuleje. Dopiero zacznę omawiać z nimi "Akademię Pana Kleksa", bo tak długo zeszło im z czytaniem. Lubią się bawić, wiec staram się przygotowywać zajęcia tak, by wystąpiły na nich elementy gier. Mam więcej pracy, ale wierzę, że to przyniesie efekty...


Dziś odpoczywam. Nieco uładziłam dom. Zamierzam poczytać. Coś lekkiego, przyjemnego i pogodnego...


Jesień się tak pięknie dzieje. Liście sfruwają z lekkim wiatrem. Pachnie powietrze tym specyficznym aromatem trudnym do zdefiniowania. Fruwają nitki nostalgii i wplątują się we włosy. Potem muszę wieczór oswajać zapachem herbaty, ozłacać go płomykami świec, ogrzewać serce dźwiękami...

niedziela, 23 września 2018

Witając jesień...

Pierwszy dzień jesieni szary i deszczowy. I nagle pochłodniało. To już ten czas, kiedy czasoprzestrzeń złocę płomykami świec, zaparzam herbatę w imbryku, wyjmuję z pudełka świecące kule i układam na parapecie. To już ten czas, kiedy z lubością słucham płyt ze swoimi ulubionymi piosenkami i przypominam sobie fragment z "Muminków" ten o jesieni, kiedy Włóczykij poczuł, że czas ruszyć w drogę, a "przyjaciele, kiedy się zbudzą, powiedzą: Odszedł, widać jesień się zbliża"...


Wtedy jestem też trochę Włóczykijem, choć nie wybieram się w drogę :)


Niedziela mija mi domowo. Zaczęłam czytać "Kamerdynera", przygotowałam dobble ortograficzne dla klasy IV i grę z wykorzystaniem nakrętek, też do nauki ortografii. "Poloniści z pasją" na FB są kopalnią pomysłów, a przede wszystkim miejscem, gdzie spotykają się kreatywni, twórczy i dzielący się swoim doświadczeniem i pomysłami ludzie. Korzystam :)


Deszcz jest dziś jak milion dzwoneczków. Przyjemnie go obserwować, kiedy w domu ciepło i złociście. Znowu smakuje mi Lady Grey :)


Tak, to już ten czas jesiennych melancholii drobnych...

piątek, 21 września 2018

Drobiazgi

Za oknem wiatr i burza piaskowa. Zgasło światło. Korzystam z telefonu...


Zapaliłam świece. Złoci się czas. Niebo jest szarą chustą. Deszcz nie pada, a powinien. Suche jest powietrze i ziemia...


A przecież wrzesień trwa. I jesień tuż, tuż, powiewa swym szalem  z liści i drży woalkami babiego lata...


Cieszę się, że to już piątek tak bardzo, że nie przeszkadza mi brak światła. Dni są podobne do siebie. Tworzę tony dokumentów, sprawdzam pierwsze wypracowania i kartkówki. Przypominam sobie "Akademię Pana Kleksa " i "Szatana z siódmej klasy ". Na własną lekturę znajduję czas tuż przed snem i czytam zaledwie kilka kartek...


Piję kawę z maleńkiej filiżanki . Mam bukiet żółtych jesiennych róż...


I choć lato fruwa w powietrzu, poczyniłam jesienno -zimowe zakupy garderoby. Mam cudny płaszcz...


I czekam na przesyłkę z "Uchem igielnym "Myśliwskiego ...

wtorek, 11 września 2018

Września psalm...

Niskie, łagodne słońce, gasnący błękit nieba i falbanki pomarańczu, zaróżowionego fioletu. Pyłki światła wirujące w powietrzu, lekka poświata złota...


Popołudnie ledwie muśnięte muzyką, szept wiatru słyszany przez otwarte balkonu drzwi, ciepłe fluidy powietrza...


Złoci się wrzesień w płaszczu skrzydlatych liści. Coraz barwniejsze te liście, choć wiele z nich wciąż zieleni się rdzawo, bo jesień nieśmiało się zbliża, na palcach. A na ścieżkach więcej kasztanów w iglastych kubraczkach. Krzewy w baldachogronach kulistych jaskrawoczerwonych owoców wyglądają jak gorejące krzewy. W powietrzu słabo wyczuwalny zapach nostalgii...


Przyszły zamówione książki: "Kamerdyner", "W cieniu tamtych dni" i "Listy pachnące tymiankiem". To na czas wieczorów w świetle pyzatej lampy...


I czas herbaty się zaczął. Dom pachnie Earl Greyem, owocowym "Ogrodem miłości" i herbatą "Malina z pigwą"...


W Pepco zakupiłam cudne poszewki na poduszki, aksamitne, takie do przytulania, w kolorze butelkowej zieleni. Ślicznie się komponują z kolorem mojej sofy...


Dziennik elektroniczny ma coraz mniej tajemnic :) 


A popołudniową kawę wciąż jeszcze mogę wypić na balkonie. Dziś w towarzystwie nowego "Zwierciadła"...i mam już kalendarz na nowy rok...z mandalą :)

niedziela, 9 września 2018

Niedzieli czas...

Niedzielny poranek jest niebieskim niebem z kilkoma chmurkami w odcieniu waniliowej bieli, jest zapachem kawy, kolorem bukietu astrów, ciszą domu i spokojem...


Po tygodniu pracy wydaje mi się, że wakacje były bardzo dawno. Wpadłam w wir tworzenia dokumentacji, uczenia się dziennika elektronicznego, przyswajania różnych informacji a jedna ważniejsza od drugiej...


Uczniowie z podstawówki pełni zapału, chętni. Gimnazjaliści z trzecich klas, historycznych, bo przecież ostatnich, bez entuzjazmu, z przekonaniem, że nie warto się starać, bo i tak szkoła przestanie istnieć. Mówię, że jednak warto i że pracujemy jak zawsze...


Czwartoklasiści spędzają mi sen z powiek :) Są wdzięczni, chętni, bardzo nieporadni, z przyzwyczajeniami z młodszych klas. Wierzę, że powoli się siebie nauczymy, że będą nas cieszyć wspólne spotkania :)


Wczoraj z grupą pasjonatów czytałam "Przedwiośnie". Czytaliśmy wersję oryginalną i jestem zdania, że tylko taką należało czytać. W końcu autor tak napisał, więc nie należy go poprawiać, nawet jeżeli język jego powieści wydaje się być dziś nieco archaiczny...


A w powietrzu, choć wciąż upał, czuć już nieśmiałe nuty jesieni. A to liście się złocą, a to snują się smużki gorzkich dymów znad kartoflisk, a to gromady ptaków ćwiczą się w odlotach. I na ścieżkach brązowym spojrzeniem łypią piersze spadłe kasztany...

środa, 29 sierpnia 2018

Schyłek...

Zaróżowione niebo, kilka złotych smug, przecinki ptasich skrzydeł, zaokienna cisza. I tak...sierpniowe popołudnia pachną już wczesną jesienią...


Dopiero dziś zauważyłam, że bocianie gniazdo jest puste, a ponoć bociany odleciały w połowie sierpnia. Listki przyblokowej brzozy są jak posypane szafranem, kasztanowce w alejach mają miedziane grzywy i pierścionki traw się złocą...


Dom rozkołysany jest jazzowymi snujami, pachnie herbatą i pyszni się bukietem amarantowych astrów...


Dziś miałam radę, znam przydział godzin. W gimnazjum mam ich niewiele, etat mam w niepublicznej, a z tym wiążą się niekorzystne warunki płacowe, ale i tak się cieszę, że mam pracę...


Wczoraj zrobiłam gazetki w swojej klasie, przygotowałam pierwsze lekcje, skompletowałam listy lektur. Jednak nie ma we mnie tego dawnego entuzjazmu, który towarzyszył mi pod koniec sierpnia...


Jeszcze bezkarnie czytam, jeszcze wplatam we włosy beztroskę i spokój, jeszcze siedząc na balkonie, wystawiam twarz do słońca, tego pastelowego, jeszcze o poranku niespiesznie piję kawę...


A jutro pójdę na próbę, bo jestem odpowiedzialna za przygotowanie apelu na rozpoczęcie roku...

wtorek, 24 lipca 2018

Świetliście...

Koralowa gladiola w wazonie, placki cukiniowo-ziemniaczane na obiad, po wizycie u fryzjera odświeżony kolor włosów, nowy numer "Pani" z ładną, wakacyjną okładką. To drobiazgi z dziś...


Granatowa lniana sukienka o kroju literki A jest idealna na upały- przewiewna, powiewająca wokół kolan. Z etnicznymi koralami wygląda stylowo :) A tak nie byłam przekonana do jej kupna...


Popołudniową porą zawężam świat do przestrzeni mojego balkonu. Słońce nie jest już tak intensywne, więc te chwile na balkonie są przyjemnością. Czerwienią się pelargonie, petunia fioletowymi dzwonkami ładnie się prezentuje w wiklinowym koszu. Rozkładam leżak, chłodzę się lampką białego wina, zapadam w historię opowiadaną przez S.Krzemińskiego w książce "Drogi do wolności". Ponoć jesienią ma być serial na jej podstawie. Nie wiedziałam tego, kupując ten pierwszy tom...


Wspominam czas spędzony z bratankiem i cieszę się, że chciał go spędzić ze mną...


Niebo jest dziś tak błękitne...

niedziela, 15 lipca 2018

Pocztówki...

Było pięknie. M. tak wspaniale wszystko zorganizował i zaplanował. Dwa dni spędziliśmy w Wiedniu. To był nasz kolejny pobyt, dlatego skupiliśmy się na tym, czego nie zdążyliśmy zobaczyć poprzednim razem. Były więc wędrówki śladami gotyku, secesji, Sisi i współczesności. Podziwialiśmy prace mistrza wiedeńskiej secesji- Otto Wagnera. Okazało sie, że spalarnia śmieci może być arcydziełem, jeśli zaprojektował ją Hundertwasser. Piekny, jak z bajki, jest dom Hundertwasserhaus. I odbyliśmy spacer po ogrodach i komnatach Schonbrunnu. Wiedeń hołubi cesarzową Sisi, a ona nie lubiła ani Wiednia, ani wiedeńczyków, ale tu chyba przeważają kwestie finansowe, bo pamiątki z Sisi cieszą się ogromnym powodzeniem. Nawet ja nabyłam magnes z jej wizerunkiem :) Oczywiście obowiązkowo musiała być kawa po wiedeńsku i tort Sachera :) 


Odwiedziliśmy też Salzburg- miasto Mozarta. To ulubiony kompozytor M., więc byliśmy w miejscach, nad którymi unosił się duch Geniusza. Podziwialiśmy też urokliwe salzburskie uliczki. To miasto niezwykłe, zbudowane między skałami, dlatego tak bardzo malownicze. W ogrodach Mirabell, jak za czasów Mozarta, koncertowali muzycy. Natrafiliśmy także na pomnik Papageno i niemal słyszeliśmy czarodziejskie dzwonki tego łowcy ptaków. A lody, które smakowały wyśmienicie, nazywały się Mozart :)


Kolejne dni to już Alpy Bawarskie. Majestat gór, malownicze widoki, łąki pełne kwiatów i krów z dzwonkami, których melodia niosła się hen. I wędrówki szlakami. I żadne zdjęcie nie odda piękna podziwianych widoków. I śniadanie na wysokości prawie 2000 metrów. I strome urwiska, przepaście, długie schodzenie. I Berchtengaden takie ichnie Zakopane z widokami cudnymi, domkami jak z piernika. Malownicza trasa stateczkiem po jeziorze Konigsee, klasztor św. Bartłomieja. I szlak nad jeziorem Thumsee z wodą o szmaragdowym odcieniu. I zapach lasu. I bawarskie malowane elewacje domów. I smaki potraw. I koncert w rotundzie uzdrowiskowej, rewelacyjny występ salzburskich muzyków. I świetny pensjonat, a w nim taras z widokiem na góry...


Zapisuję. Ocalam. Do pełni relacji dodam jeszcze to, że miałam kryzysy, marudziłam, byłam zmęczona, ale anielska cierpliwość M. pozwalała zażegnać kryzysy i cieszyć się tymi dniami...

poniedziałek, 2 lipca 2018

Lipcowa piosenka...

Wieczór świetlisty i jasny, w welonie leciutkiego wiatru. W oknie czerwień pelargonii i blękitne niebo. Lipiec nuci swoją piosenkę pełną barw, zapachów i dźwięków. Aż trudno uwierzyć, że na polach już żniwują i powietrze przesycone jest żniwnymi zapachami...


Przez tydzień gościł u mnie mój bratanek. Jest sam bez rodziców, zatrzymał się u dziadków. Bardzo mnie ucieszyło, że chciał do mnie przyjechać, bo w tamtym roku wygrywali koledzy i na dłużej nie chciał przyjechać. Spędziliśmy wspaniale czas. Dziś dom bez niego wydaje się niepełny i jest mi jakoś nijako...


"O miłości i makaronach" to film włoski, z całą gamą emocji. Jest tu niebanalna opowieść, humor, ba komedia, ale i zaduma, refleksja, dystans do przedstawianej historii. Świetni aktorzy, świetne dialogi i fantastyczna muzyka. Obejrzałam z przyjemnością...


Resetuję się :) Czytam zaległe czasopisma: wywiad z Agatą Kuleszą w "Zwierciadle" i z Kasią Nosowską w "Urodzie życia". Obie panie bez zadęcia, mądrze, sympatycznie, ludzko...


A w środę wybieramy się z M. w podróż. Bedziemy zdobywać góry, spoglądać w gwiazdy, wędrować malowniczymi ścieżkami, pić wino, śmiać się, oddychać innym powietrzem...

niedziela, 20 maja 2018

Majowe drobiazgi...

Pobudki mam teraz wczesne, bo w Alei, tej którą widzę z okna, swe gnizda uwiły bardzo złośliwe wrony i kraczą tak głośno, tak przeraźliwe, że sen płoszą. Nie mogę już potem zasnąć, więc biorę się za bycie. I tak jestem już po śniadaniu, po wymianie słów z M., który dziś ze studentami ma zajęcia. Teraz zaparzyłam kawę i ocalam chwile literkami tu zostawianymi...


Dawno mnie w tym miejscu nie było, ale jakoś nastroju nie było. A nastrój zaprawiony smutkiem i niepewnością związany jest z tym, co w pracy...Dziś jednak o tym szaaaa...


Maj się mai. Maj czarodziej, maj ten najpiękniejszy w całym roku miesiąc. Zieleń taka soczysta już, malachitowa i szmaragdowa w krajkach maków pierwszych, piwonii, drobnych kwiatków krzewuszek, moich balkonowych pelargonii. I białym kwieciem obsypał się mój ulubiony przyblokowy czarny bez. Biedrzeńce się bielą marcepanowym odcieniem bieli. I jest tak pięknie, tak kolorowo, pachnąco. Wieczory coraz cieplejsze się robią i lubię kończyć dnień zamyśleniem na balkonie swym...


Zeszły tydzień to miły czas z bratem, bratową i Małym. Zrobili sobie tygodniowy urlop i spędziliśmy ze sobą trochę czasu. W wakacje spotkamy się dopiero w sierpniu...


Czekam na nowości książkowe, które pewnie po niedzieli dostarczą kurierzy, czekam na piękne, letnie bluzki, które zamówiłam i mam nadzieję, że będzie mi w nich ładnie...


Wczoraj miły dzień, bo i wizyta brata, a potem wyprawa na cmentarz do rodziców. Gdyby żyli, obchodzili Złote Gody...


A potem chwile z literkami czytanej książki, powtórzone migawki z książęcego ślubu. Suknia panny młodej została skrytykowana przez internetowy światek, a mnie się podobała...


Tak, myślę o wakacjach, tym bardziej, że mamy je częściowo zaplanowane i cieszę się na wyjazd z M. do uroczego miejsca, które dla nas znalazł. Tym razem będą to góry...


Niedzielo, mijaj wdzięcznie :) 

sobota, 7 kwietnia 2018

Wiosenne migawki...

Niebo dziś takie rozsłonecznione, wyraziście błękitne, tyle tylko, że wiatr szaleńczo wieje i jakoś odechciewa mi się spaceru. A miałam się wybrać do ogrodu, żeby krokusami oczy nacieszyć, zobaczyć ostatnie już ranniki, śnieżyce i przebiśniegi. Może jutro pogoda będzie łaskawsza...


Domowo mija mi czas. Uładziłam dom, ugotowałam zupę, ułożyłam sprawdzian ze składni zdania pojedynczego, teraz już delektuję się czasem dla siebie. M. ma zajęcia ze studentami. Świąteczny czas minął nam jakoś tak szybko, ale za to uważnie, uroczo i we dwoje...


Z niecierpliwością czekam na czwartek, bo zamówiłam meble na balkon i właśnie wtedy je dostarczą. I już sobie wyobrażam aranżowanie balkonowej przestrzeni, już oczyma wyobraźni widzę letnie wieczory, kwiaty w donicach, lampiony i świece. Coraz częściej też myślę o wakacjach. Zmęczona jestem pracą w dwóch szkołach, niepewnością, tym, że gimnazjalistom już się nie chce...


Czekam na przesyłkę z internetowej księgarni, będzie w niej kolejna część sagi o policjantach z Lipowa. I jest we mnie jakaś niecierpliwość...


W wazonie mam bukiet, bukiecik właściwie, składający się z drobnych goździków w cytrynowym kolorze, miniaturowych margerytek w odcieniu limonki. Taki wiośniany ten bukiet. Kiedy na niego patrzę, czuję przypływ energii :)

piątek, 30 marca 2018

Wesołego Alleluja!


/.../ A On szedł radośnie. Bardzo Ludzki i Wieczny
Niósł smaczną rybę żeby na spotkaniu
Radować się wspólną pieśnią i ryby smakowaniem
Bo wrócił do nas, do swoich. Wołał Obudźcie się wreszcie
Upieczcie na ogniu rybę. Jestem. Nie gapcie się na mnie
Bez myśli bez wspomnienia w strachu niezrozumienia
Nie lękajcie się. Cieszcie."


Ernest Bryll "Nad jeziorem"


Cieszmy się, pięknym Czasem z bliskimi, z sobą. Cieszmy się rozmową, zielenią, smakami, pierwszymi kwiatami i nieśmiałymi promykami słońca. Cieszmy się Zmartwychwstaniem Pana. Wszystkim tu zaglądającym życzę radosnych i błogosławionych Świąt Wielkiej Nocy...

czwartek, 29 marca 2018

A wiosny ani śladu...

Pogoda mało wiośniana. W nocy wiał wiatr, padał deszcze ze śniegiem. Poranek jest szary, matowy i bardziej listopadowy niż ten z końca marca. A bocian już przyleciał i marznie w gnieździe, czekając na bocianową...


W kwestii świąt, to jestem spóźniona i do tyłu. Dopiero dziś zrobię zakupy, mam też wizytę u fryzjera, okien nie umyłam, bo za zimno i deszczowo. Nie przejmuję się jednak tym. Najbardziej się cieszę, że odpocznę, poczytam coś, pobędę z M. Ten rok szkolny jest tak trudny, tak męczący. Praca w dwóch szkołach to jednak wyzwanie. Na szczęście nie mam sprawdzania, bo ze wszystkim uporałam się do wczoraj...


Dawno mnie tu nie było, choć chciałam zasiąść i zostawić słowa tu, w tym moim kącie zielonym. Ciągle jednak coś mnie odciągało...


Zanim wpadnę w wir domowych obowiązków, to na spokojnie przeżywam poranek. W aromacie kawy jestem, w smaku gorzkiej czekolady z malinami i w dźwiękach tang z płyty Anny Marii...


Miłego dnia :) 

sobota, 10 lutego 2018

Znowu drobiazgi...

Przedpołudnie pachnie kawą. Kołyszą mnie dżwięki radiowego grania. Patrzę na wróble uwijające się w mojej ptasiej stołówce na balkonie. Oczy gubię w amarantowych plamkach rozkwitłego storczyka...


Od rana powietrze byo w takim jasnoperłowym kolorze, słońce wyznaczało rytm i chciało się wstać i oddać cosobotnim rytuałom. A teraz słońce gdzieś przepadło, niebo zmatowiało i posmutniało...


Dni mijają w zastraszającym tempie. Opadają kartki z kalendarza, a ja mijam jednym rytmem dom-praca-dom. I mam poczucie, że czas jest za blisko, że mnie osacza. Zapomniałam, że były ferie. A taki to ładny czas był: błogi, leniwy, wypełniony czytaniem, oglądaniem skandynawskich kryminałów i pobytem u M.


Sobota się snuje. Sprzątam, gotuję obiad, piorę, ładzę dom, bo w tygodniu jakoś nie mam czasu i siły. Zwykłe dni wypełnione są pracą, przygotowaniami do lekcji, sprawdzaniem prac, testów, kartkówek, popraw i popraw popraw :)


Dopiero wieczór pozwala na ocalenie chwil, na spacer po kartach czytanej książki, na wplecenie kilku myśli w miękką czerń zaokiennego nieba...


Od kilku dni prawdziwa zima z prawdziwymi mrozami i prawdziwym śniegiem. Jednak nie cieszę się nią, moja dusza wyrywa się ku wiośnie, a przed przyjściem zimy na trawniku kwitły stokrotki...


Brakuje mi mrużenia oczu w słońcu, rozedrganego ciepłem powietrza...


A rozmowy z M. przytulają...bardzo tak...