środa, 31 grudnia 2014

Na Nowy Rok...

Moi Drodzy, życzę, aby 2015 rok przyniósł " każdemu, czego mu w życiu brak". Niech to będzie rok obfitujący w szczęśliwe chwile, dobre spotkania. Niech nas obdarza zdrowiem, radością, miłością i serdecznością. ..

środa, 10 grudnia 2014

Dziś są, jutro ich nie ma :)

Poranek był piękny, polukrowany bielą przymrozku, rozzłocony poświatą wschodzącego słońca, z ametystowym niebem, z wyrazistą czernią drzew...


Miło było spojrzeć w okno, zatonąć w Jutrzenki krasie, popijać niespiesznie świąteczną kawę pachnącą aromatem wanilii i cynamonu. I zrobić staranniej makijaż, otulić się mgiełką perfum, w których drzemie nuta orientu. I zawirować z radiową muzyką...


A potem odebrać z radością telefon od M. i wysłuchać życzeń, i roześmiać się, kiedy M. zaczął śpiewać piosenkę tylko dla mnie i wzruszyć...


I uśmiechnąć się melancholijnie do wspomnień o rodzicach, pomyśleć o nich z wdzięcznością, czułością i miłością. Zatęsknić za nimi, bo w ten dzień jakoś bardziej ich brak...


Im jestem starsza, tym większą przyjemność sprawia mi słuchanie i czytanie życzeń. Raduję się więc z pamiętania przyjaciół, koleżeństwa z pracy...


Jestem już w domu, dziś miałam 4 lekcje. Czekam na kuriera, który dostarczy mi książki zamówione w prezencie dla siebie samej. Obok tych otrzymanych podarunków od bliskich, lubię i te, które kupuję sobie sama :)


Po południu spotkam się z koleżankami na urodzinowej kawie. Tak, dziś mam urodziny :)

sobota, 29 listopada 2014

A w dłoniach pasma słońca trzymam...

Dzisiejsze niebo to prosty powód do uśmiechu. Pierwszy przymrozek rozjaśnił szarość, rozświetlił ją, ubławacił. I leżące na ziemi liście w koronki szadzi ustroił. Powietrze smakuje chłodem...


Ostatnie dni to sprawdzanie prac, tych domowych i klasowych, spotkania z rodzicami, którzy nie mogli być na wywiadówce. Trochę później więc wracałam do domu i tego domowego czasu dla siebie miałam mniej...


Sobota bez M. Porządkuję przestrzeń, odbieram telefony M. z przerw, bo M. dziś i jutro pracuje, zasłuchuję się w Ninie Simone, wstawiam pranie, zamawiam prezenty dla Małego, te z listu do Mikołaja :)


Aromatem kawy naznaczam literki teraz wystukiwane...


Wczoraj sięgnęłam po "Gołębiarki" Alice Hoffman i pochłonęły mnie losy czterech kobiet, tytułowych gołębiarek, dzielnych i niezwykłych. I zachwyca mnie narracja zmysłowa i nieco magiczna, plastyczne obrazy, liryzm języka. Pięknie pisze Hoffman. Między kartkami plącze się zapach mirry, woń migdałowców, różowego kwiecia tamaryszku, szałwii. Suchy piasek wciska się w oczy, dotyka gorącem powietrze. Czytam niespiesznie...


Wracam do moich perfum "Vanille noire", bo pasują do listopada i do ciepłych swetrów...


Cieszę się na grudzień. Wierzę, że to będzie dobry miesiąc, także dlatego, że to miesiąc moich urodzin :)


Soboto, mijaj nam wdzięcznie...

sobota, 15 listopada 2014

Jak kubek kakao...

Żadnej chmury na niebie, żadnego ruchu, dziś niebo jest szarością niezgłębioną. Kontury drzew jak z teatru chińskich cieni. Liście marszczą się i kurczą, ulatują z wiatrem albo z deszczem, przyklejone do jezdni wyglądają jak misterna mozaika w złotach i żółciach nakrapianych brązem. Na coraz bardziej ogołoconych gałęziach drzew siadają ptaki i skrzeczą...


Z porannymi, sobotnimi sprawunkami przyniosłam do domu chłód listopada i korzenny zapach powietrza...


Sobota jak zwykle jest porządkowa. Wstawiłam pranie, niestety nie wysuszę go na balkonie, nie będzie pachniało słońcem i lekkim wiatrem. Wstawiłam zupę. Jesienią rozgrzewające i sycące zupy często królują w mojej kuchni...


Teraz czas kawy i odrobina słodyczy w postaci marcepanowego batonika. I przypominam sobie Kate Bush: delikatne dźwięki fortepianu, szalone gitary, wyrafinowany głos czasem smutny, czasem dziwaczny, czasem anielski. Czarujące dźwięki na późną jesień...


Gęsty dym snuje się za oknem, sąsiad pali liście w ogrodzie. Gorzki aromat wkrada się do mojego domu uchylonym oknem...


"Dolina Muminków w listopadzie" jest jak kubek kakao. Czytam sobie do poduszki :)


Lubię te listopadowe godziny powolne i miękkie, całe utkane z mroku. Tak szybko zapada zmierzch, powietrze robi się szare. I jestem w moim domu jak w gnieździe. W długi weekend M. dzielił ze mną czas niespiesznie i ładnie...

poniedziałek, 3 listopada 2014

Wieczór granatem się kładzie...

Granatowe okna, ścieżki uciekają w mrok. A jeszcze kilka chwil temu świat upiększał rozczerwieniony horyzont, a domy stały w różowych rumieńcach...


Lubię listopad. Lubię mgliste poranki, zadumane i melancholijne, kaligrafię drzew, zapach butwiejących liści. Tegoroczny listopad wciąż błogosławi kolorami, oranżowymi płomykami liści, złocistą żółcią. Bajeczna ta jesień. W krótszych już dniach tyle ładnego słońca jeszcze...


Dobre to były dni. Z moimi najbliższymi. I Mały pytał o tych, którzy są po drugiej stronie, o naszych Umarłych. I przywoływałam Ich obecność, gesty, zdarzenia, słowa, tamten czas, kiedy byliśmy razem. I przecież Oni są zawsze blisko, ale w te pierwsze dni listopada jakoś bardziej się to czuje. I cmentarze pachniały wiecznością, a wokół uroda drzew, tysiące płomieni, krążące wspomnienia, chwile dobrego smutku...


Nie przysyłają pocztówek Stamtąd, ale lubię, kiedy pojawiają się w snach...


Herbatą mandarynkową smakuje wieczór i ciszą. Cisza jest dobra dla mojej duszy :) I poczytam sobie. Z przyjemnością poczytam sobie "Stulecie Winnych"...

piątek, 24 października 2014

Nieprzelotnie...

Widok z mojego okna przypomina dziś smutną pocztówkę. Mokry pejzaż, szara mżawka, szare cienie, światło umiera. W tym wszystkim kilka barwnych detali: przydymiona czerwień owoców dzikiej róży, żółć ostatnich brzozowych listków i jeszcze trochę wdzięcznej zieleni...


Byłam na spacerze. Kapturem odgrodziłam się od szarego świata, od nieba ze zgasłym błękitem...


Chciałabym napisać: czas rozpalić w piecu, swój mogę tylko włączyć i robię to, bo zimno igiełkami dotyka. Do ciepła kaloryferów dodaję płomyki świec. Pachną jabłkiem i cynamonem, ładnie tak...


Jesienna suita. Październik w sukience skrzydlatych liści, w perełkach deszczu, w gracji siwych mgieł, w kosmatych szalach wiatru...


Ta jesień to oczekiwanie na "Siestę 10", na "Księgi Jakubowe" Tokarczuk i "Gniew" Miłoszewskiego. To moje nowe botki na niebotycznych, acz wygodnych obcasach, paznokcie w czekoladowym kolorze, ciemniejszy odcień włosów, miękki kardigan, popielaty szal w barwne kwiaty, świeca o zapachu migdałów i aromaty nowych herbat...


W zaokiennym mroku bursztynowe światło ulicznych lamp i ten srebrzysty deszcz, który pozwala cieszyć się domem i zamyślać słowami piosenek z płyty Anny Marii "Szeptem"...


Jesień to pora domu, prawda?

niedziela, 19 października 2014

Po tamtej stronie...

Smutne dni. Od wtorku smutne. Od porannego telefonu z wiadomością, że umarła moja kochana Pani A. Dobra, mądra, kochająca, ludzka, piękna, dzielna. Czuję się opuszczona przez bardzo ważną dla mnie Osobę, Przyjaciółkę, Mistrza w zawodzie, pokrewną duszę, nauczycielkę życia. Czuję się tak, jakby drugi raz umarła mi mama...


Znała mnie od pieluszek, przyjaźniła się z moimi rodzicami, ja przyjaźniłam się z jej synami i z nią...


Chorowała. Bardzo...


Wierzyłam, że jej się uda. Była taka dzielna, taka cierpliwa i ufna w tym swoim chorowaniu...


Czuję ogromny smutek i wdzięczność za wspólne lata. Piękne i dobre lata. Tyle niezwykłych wspomnień mam w sobie, ważnych rozmów, chwil i chwilek, dzielenia się tym co ważne i banalne. Słowa nie oddadzą niezwykłości naszej relacji...


Płaczę po Pani, moja kochana Pani A.


Chciałabym móc telefonować do Nieba...

sobota, 11 października 2014

W deszczowych nutach...

Ostatnie dni były jak marzenie. Słońce opromieniało świat, tańczyło we włosach, podkreślało piękno jesiennych barw, grając odcieniami cynobru, ochry, tycjanu, tworząc na liściach szafranowe, mahoniowe i kawowe refleksy. I te poranne mgiełki lekkie i zalotne świat czyniły delikatniejszym, tajemniczym, łagodniejszym. Drzewa coraz bardziej ażurowe, coraz więcej liści na ziemi i szeleści nimi cudnie lekki wiatr...


Jak mogłam zapomnieć, że lubię Barbrę Streisand? Wyciągam swoje dawno zakupione płyty i przypominam sobie ten cudowny, zmysłowy, oryginalny głos. Wieczorami wyciszam się jej piosenkami, utrzymanymi w lekko jazzujących klimatach...


Dziś za oknem deszczowa suita. Świat pełen jest parasoli. Jeszcze nie byłam po sprawunki...


W środę pożegnałam na cmentarzu w rodzinnej wsi jedną z moich ulubionych staruszek. Uwielbiałam rozmowy z panią D. Tyle czasu spędziłam z nią na ławce przed jej domem. Była wspaniałym gawędziarzem, uwielbiałam jej wspomnienia o ludziach, których pamiętałam z dzieciństwa, o dawnym naszym Soplicowie, o życiu. Lubiłam, kiedy wspominała moją mamę, tak ciepło i serdecznie. Zawsze pogodna, choć życie jej nie oszczędzało, wcześnie owdowiała, pochowała dwoje dzieci, ciężko pracowała, chorowała. Nigdy nie narzekała, było w niej tyle pokory, umiała się tak pięknie godzić z losem, tak mądrze o tym mówiła. Pięknym człowiekiem była...

sobota, 4 października 2014

Słuchając jesieni...

Ciepły i czuły poranek. Kontury dachów i drzew na tle wschodzącego słońca. Niebo w smużkach złoto- różowych. Kopuły kasztanowców jak miedzioryty błyszczące, wypolerowane słońcem. Codziennym przyzwyczajeniem wstałam o siódmej. Uraczyłam dom aromatem kawy...


Potem wybrałam się po sobotnie sprawunki. Powietrze pachniało rześko, wczesną jesienią pachniało. Na prześwietlonych słońcem gałązkach kulki jarzębin i głogu purpurowiały. I kasztany leżały na asfalcie, i chodniki były zasłane liśćmi, i poszurałam sobie troszkę :)


Różne rzeczy robię przy sobocie: umyłam okna i kwiaty, piorę, by potem na rozsłonecznionym balkonie pranie wywiesić, niech pachnie słońcem i lekkim wiatrem, porządkuję szafę, gotuję zupę z zielonej soczewicy...


Odbieram telefony od M. I na odległość M. jest bliski, obecny i czuły...


Robię sobie przerwę, by słowa zostawić w tym moim zielonym kąciku. Ostatnio mało mnie tu. Za szybko tik- taki zegara dni odmierzają. W minionym tygodniu miałam dużo sprawdzania, układałam szkolny konkurs polonistyczny, uciekałam w ścieżki jesieni...


Chwila smakuje herbatą "melisa i pomarańcza", jest biedronką spacerującą po parapecie i dźwiękami piosenek Diany Krall...


Dobrej soboty nam życzę :)

piątek, 3 października 2014

Za szybko...

Zbyt szybko mijają dni. Dopiero był poniedziałek, już piątek. I nawet jeśli bardzo się starać, żeby żyć wolniej, czas goni...


Taka jasność dziś. Świat w sukience światła. Wokół dużo żółtego, amaranty i wyraziste czerwienie. Tak pięknie brzozy się złocą, kraśnieją klony, a w niteczkach babiego lata tyle ulotności ...


Popołudnie przy otwartym balkonie. Miękkie powietrze. Aromat karmelowej herbaty. Barwne cynie w wazonie. Klimat samotności, bo M. ma w weekend zajęcia ze studentami. Zamyślam się pogodnym niebem i rozsnuwam te jasne błękity w swojej głowie, na przekór smutkowi. A cudne jazzowe smutne piosenki grają mi w duszy, bławacąc się między rzęsami...


Schowałam letnie rzeczy. Przygotowałam ciepłe swetry do odświeżenia jutro. I kupiłam sobie pachnący truskawkami peeling, by jeszcze czuć się letnio :)


Stosik książek do przeczytania rośnie, a ja czekam na nową Musierowicz...


Jeszcze nie ubywa światła, jeszcze świat w potoku złotego światła. Nim szara godzina nastanie, na kilka chwil poróżowieje świat, będzie w moim ulubionym odcieniu indygo...


Robię w sobie miejsce na czas wieczoru, na zielone nitki księżyca za oknem...

niedziela, 14 września 2014

Dzwoneczki ciszy...

W samotne niedziele łatwiej myśleć o życiu niż żyć. Samotne soboty są inne. Samotne soboty lubię. Niedziela w tej swojej aureoli inaczej mija...


Lekkie przeziębienie mnie dopadło, piję rozgrzewające mikstury, faszeruję się witaminkami i denerwuję katarem nieznośnym :) 


Za oknem świat rudzieje i powietrze pachnie żółciami. I niebo dziś takie, że na świat można patrzeć jak przez kryształ...


Czas herbaty o smaku malin. Ciepłe dźwięki, rozkołysane takie i wpisujące się nastrojem w samotną niedzielę. Duke Ellington, Norah Jones, Stacey Kent i Krzysztof Komeda, i Grażyna Auguścik...


Moim paznokciom pasuje klasyczna czerwień, unikałam jej, a taka jest kobieca :)


W westchnieniach wiatru tren ptasich odlotów. W słojach drzew zamieszkają ich głosy. Kiedy zima dokuczy, będą miękkim szeptem przypominać o wiośnie i powrotach...


Znowu noszę w kieszeni i w przegródkach torebki kasztany jak talizmany. Znowu wieczorami zapalam cynamonowe świece, mieszkam w wierszach Małgorzaty Hillar i czuję coraz zimniejsze okna...


A jaka jest Wasza niedziela?

środa, 10 września 2014

Pokój pełen deszczu...

Gdzieś przepadło wrześniowe lato. Nagle zrobiło się zimno. Za oknem przecięte sinością niebo, czarne cienie na obłokach, jak z pękniętego naczynia deszcz się wylewa...


Oswajam znajomy rytm: dom, praca, dom. Przywykam do hałasu. Organizuję, z inicjatywy uczniów, wyjazd do kina na "Miasto44"...


Wiatru słucham i melancholijnych dźwięków znad mórz południowych. Piję żurawinową herbatę i tęsknię za bukietem wrzosu...


Kolejna jesień pod oknem. Nieśmiało rdzewieją liście, złocieją, tlą się czerwienią jeszcze nie nazbyt wyrazistą. I zapach jesieni, tak trudny do zdefiniowania, nasyca powietrze, w którym liryczne powtórzenia ptasich odlotów...


Taki rozmazany ten popołudniowy pejzaż, taki matowy. Oddycham wonią cynamonowej świecy i gładzę zamszową skórkę pierwszych przyniesionych do domu kasztanów :)

piątek, 15 sierpnia 2014

Słowa jak pocztówki z wakacji :)

Wróciłam. Już tylko domowe dni przede mną, ale cieszę się na nie, bo trochę stęskniłam się za domem, widokiem za oknem, drobiazgami, z których utkana moja codzienność...


Czas u brata minął bardzo szybko. Piękna pogoda mi towarzyszyła. Zwykle w sierpniu tam już deszczowo i jesiennie, w tym roku i w Szwecji upalnie było, a o jesieni przypominały cudnie kwitnące wrzosy, którymi syciłam swoje oczy i powalałam sobie na melancholijne myśli...


Przepiękną wycieczkę zorganizowali mi brat i bratowa. Odbyliśmy wyprawę do Fjallbacki, to tam umiejscowiona jest akcja przeczytanych przeze mnie kryminałów C. Lackberg. Zachwyciłam się tym prześlicznym kurortem, krajobrazem jak z bajki: labirynt małych uliczek, domki przypominające rozsypane klocki, małe letnie sklepiki z pamiątkami i pocztówkami, przyjemne kawiarnie i restauracyjki z niewielkimi ogródkami i tarasami, małe porty z drewnianymi pomostami, granitowe skały. Wspięliśmy się tam, by urządzić piknik. Między skałami migotało morze mieniące się w cytrynowym słońcu, a zalane światłem zatoki były we wszystkich odcieniach błękitu. A białe skrzydła jachtów i żaglówek idealnie współgrały z tymi niebieskościami. Szumiały nam fale rozbijające się o skalne płyty, a widok ze skał sięgał w nieskończoność i jest chyba nie do opisania. Miło było się dowiedzieć, że Ingrid Bergman lubiła to miasteczko i często tam bywała...


Przemiły był czas z moim bratankiem. Pięknie nam się rozmawiało. Ciekawił go Mozart i Chopin, słuchaliśmy ich muzyki. Oczywiście nie zabrakło elementów piłkarskich: graliśmy w piłkę i w karty piłkarskie. I chodziliśmy na lody. W tych dniach moimi ulubionymi zostały cytrynowe, miętowo- czekoladowe i cynamonowe. Kiedy bratowa i brat wracali z pracy, jechaliśmy nad morze. Od nich autem to 10 minut drogi. A tam olśniewająco białe niebo, mokre kamienie, wielkie mewy, czysty i ciepły piasek, muszelki w kolorze sepii, zapach wodorostów wyrzuconych na brzeg...


Mały miał uciechę, kąpał się ze swoim tatą, a jego mama i ja siedziałyśmy na brzegu, od czasu do czasu wchodziłyśmy do wody, by pospacerować. Woda była ciepła i przyjemnie było mieć potem stopy oblepione piaskiem :)


Na lotnisku płakałam, długo nie będziemy się widzieć, żal było odjeżdżać...


Z okien samolotu Szwecja jest błękitna i zielona...


W Polsce czekał na nie M. Odebrał mnie z lotniska i kilka dni spędziliśmy u niego. Barwne to były dni. Spacerowaliśmy po Starym Mieście, nawet nie przeszkadzało nam, że bardzo ludnie tam było. Cieszyliśmy oczy zielenią parków, wyszukiwaliśmy ustronne restauracyjki, delektowaliśmy się ich nastrojami, odwiedziliśmy naszą ulubioną księgarnię, wysłuchaliśmy barokowego koncertu organowego. Wieczory były uroczo domowe...


Moje życie przez dwa tygodnie było gdzie indziej. Zostawiam tu słowa, by były jak pocztówki z wakacji. Moich wakacji pięknych i dobrych...


Witajcie!

czwartek, 31 lipca 2014

"Podróżować, podróżować jest bosko" :)

I wciąż świeci słońce. Niebo się bławaci. W przygaszone upałem kolory dnia wplatam pastelowe barwy hortensji i cień wysokich drzew z alei widzianej z okna...


To już koniec lipca. Jakże szybko minął pierwszy miesiąc wakacji...


Drobiny muzyki wypełniają chwilę, żegnam się ze swoim domem na kilkanaście dni, pakuję walizkę,  oddaję się swoim małym rytuałom przed podróżą. Wyjeżdżam do brata. Razem z nimi jadę i cieszę się na wspólny czas z Małym, który ma już "ciociu, nie osiem lat, ale osiem i siedem miesięcy" :)


Jest już we mnie ta niecierpliwość przed podróżą. Tam będę zamyślać się innym krajobrazem. Ciekawe czy zakwitły już moje ulubione wrzosy? Ciekawe, czy zdążę nacieszyć się ich nieśmiałym pięknem?


I będę tęsknić za M. i za naszym czasem w drugiej połowie sierpnia...


Moi mili Czytelnicy, postaram się do Was zaglądać, może uda mi się napisać kilka słów. Pozdrawiam Was i do poczytania :)

poniedziałek, 28 lipca 2014

A w tych borach...

A w tych Borach Tucholskich dobrze jest wędrować, znaleźć ciszę i spokój. Przyjemnie nam się szło bezludnymi duktami, ścieżkami i ścieżynkami. Bór, spalony słońcem, cudnie pachniał igliwiem, szumiał jak morze, zachwycał głosami ptaków i barwnymi kwiatkami...


Dobre dni. Zbieranie jagód, jagodowe podwieczorki potem i jagodowe pocałunki. Jeziora. Odludne brzegi. Zapach szuwarów. Migocąca w słońcu woda. Ogniska i pieczenie kiełbasek, wyśpiewywanie piosenek harcerskich z sentymentu dla dawnych lat bycia w harcerstwie. Śniadania z brzozami nad głową i widokiem jeziora. Przyjemna kwatera i przesympatyczni właściciele. Podziwianie kaszubskich haftów. Smakowanie regionalnych potraw: zalewajka i ciszki kaszubskie. Zimne piwo. Pyszna ryba...


Odpoczęliśmy. Także od telewizora, internetu, wiadomości. Dobrze tak odciąć się...


Całe dnie w krótkich porteczkach, na powietrzu, w błękitach nieba i jezior...


I pierwszy raz płynęłam kajakiem. Na jeziorze stchórzyłam i panikowałam. Bo ja lądowy człowiek jestem, w wodzie zanurzam się tylko po kolana. Spłynęliśmy Brdą. I to było przyjemne. Uspokajał mnie widok dna :) 


I jeszcze do ocalenia: zielonkawa woda, zapach wodorostów, malownicze wąwozy, łabędzie i kaczki na wyciągnięcie ręki, złotoskrzydłe i kobaltowe ważki, ptasie melodie, kormorany, świerszczowe cykady...

niedziela, 20 lipca 2014

Niedzielne drobiazgi...

Kolejny gorący, bezchmurny dzień. Upalny od samego rana. Opuszczam rolety, między ich szparami wciskają się do pokoju smużki światła, załamują się na podłodze. Obserwuję wirujący słoneczny pył. W powietrzu przesłodzony zapach dojrzałych wiśni sąsiada i zapach żniw...


Niedzielny poranek pachnie kawą. Szemrze radio. M. dzwoni z drogi. A ja w oczekiwaniu na niego, na czas razem, na podróż. Jutro wyruszamy...


Jeszcze nie jestem spakowana, ale już czuję radość...


A w ogrodzie, w moim ulubionym zakątku, okwitłe trawy i parasolowate liście łopianów tworzą baśniowy nastrój. A jak pachnie w jaskrawym słońcu lawenda...


Dobrze mi jest z dzisiejszym oczekiwaniem, bo jeszcze brat ze swoimi się zapowiedział i cieszę się na spotkanie z Małym...


Choć spojrzenie autorki na średniowiecze jest przez pryzmat współczesności i język jest zbyt współczesny, to z przyjemnością przeczytałam "Niewidzialną koronę" Cherezińskiej. Teraz zaś mieszkam w "Dziennikach i wspomnieniach" Iwaszkiewiczowej i znajduję bliskie mi myśli, zachwyt światem, wrażliwość...


Dobrej niedzieli życzę!

wtorek, 8 lipca 2014

We framudze nieba kolejna burza...

Przez cały dzień upał gęsty i lepki jak miód. Na niebie błysk i błękity. Łąki w łunach zieleni, dojrzewające zboża ukraszone soczystą czerwienią maków. W tym złocie zbóż pięknie wyglądają chabry i liliowe kąkole. I nic dziwnego, że taki pejzaż przewiązuję kokardą zachwytu...


Lato jak z dzieciństwa, bo wtedy też były takie upalne dni, zielone i niebieskie. I kiedy zobaczyłam japonki w miętowym kolorze, kupiłam je bez wahania, bo przypomniały mi gumowe klapki "motylki", które z upodobaniem nosiłam, będąc dziewczynką...


Wakacje to czas bez godzin. Czas na słuchanie muzyki bliskiej sercu, na poranną kawę na balkonie, na przyjemność bycia ze sobą...


Letni czas to także pyszne jedzenie bez wysiłku przyrządzane: pomidory z bazylią, twaróg, wiejskie jajka, bób z wody, kwiat kalafiora na obiad, młoda fasolka, ziemniaki i buraczki...


Czytam. Ostatnio o Callas. Książka "Zbyt dumna, zbyt krucha" nie jest typową biografią i dość dobrze się ją czyta...


A popołudniową porą czarna ulewa, świstający wiatr, niebo opętane grzmotami i błyskawicami. Pod obuchem burzy złamało się wiekowe drzewo, rosnące w alejach...


Nie udał mi się spacer z koleżanką, ale lepiej się oddycha powietrzem chłodniejszym i mokrym...

poniedziałek, 7 lipca 2014

Po burzy...

Tego popołudnia szalała burza. Niebo przecinały błyskawice, drzewa połyskiwały srebrnymi refleksami, linia horyzontu zlewała się z czarnymi, groźnymi chmurami. Na kilka godzin zgasło światło, a deszcz był prawdziwą ulewą...


Teraz mam otwarty balkon i oddycham cudownie rześkim powietrzem. Przyjemny chłód dotyka moich stóp, świat przyjemnie pachnie świeżością i wilgocią...


Purpurową różę mam w wazonie. Objadam się malinami. Słucham fado i mam wrażenie, że czas mija mi wolniej...


Cieszę się wakacjami, swoim domem się cieszę, wczorajszą wizytą brata i bratowej. Mały jest na kolonii i jest ponoć bardzo dzielny, płakał tylko w pierwszą noc. Mały bohater! Pamiętam, że na swojej pierwszej kolonii płakałam co noc i po dwóch tygodniach rodzice zabrali mnie do domu :) 


No i czekam na M. i na wspólny wyjazd...

środa, 2 lipca 2014

Drobiazgi prawie wakacyjne :)

Letnie niebo i kilka białych, bajkowych chmurek. Pola usiane makami, w smugach chabrów i wiankach rumianków. Wszechobecna zieleń, dziś kołysana lekkim wiatrem. I słońce wreszcie wyjrzało. Po tych dniach deszczowych, jesiennych niemalże, to słońce jest dziś jak błogosławieństwo...


Kawą mi pachnie czas. Kawą i wakacjami. Dom w kwiatach, a ja cała w skowronkach, bo jest już we mnie beztroska, radość z wolnych dni i spokój. I choć jeszcze ten tydzień muszę być w szkole, to czuję się zdecydowanie wakacyjnie :)


A ostatnie dni przed zakończeniem roku były intensywne. Pożegnałam swoich trzecioklasistów. Były łzy i obietnice, że będziemy pamiętać. Ostatnia wspólna fotografia, ostatnie chwile w ławce. A na pożegnanie wzruszający list mi podarowali...


I jestem bardzo zadowolona z wyniku egzaminu swoich klas...


Weekendowy czas spędziłam z moim M. I ten czas razem jak zwykle minął za szybko...


Wczoraj w bibliotece wypożyczyłam kilka książek. Mam ochotę na coś lekkiego, coś co nie jest romansidłem, ale jest opowieścią o ludziach, zakątkach, emocjach. I chyba taką pozycją jest "Wymarzony dom" M. Kordel. Zaczęłam czytać przed wieczorem i nie mogłam się oderwać :)


Chciałabym częściej zostawiać słowa tu, trochę ostatnio zaniedbałam swój kącik :)

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Czerwcowe nastroje...

Nieznośne są te upały. Powietrze parzy jak meduza, nie ma czym oddychać. O świcie burza wyrwała mnie ze snu, rzęsisty, krótki deszcz przyniósł odrobinę chłodu i uczynił poranek rześkim. Niestety za niedługo znowu było gorąco. W mojej klasie jest jak w saunie, męczymy się z dzieciakami okrutnie :)


Imię szkole nadane, uroczystość odbyła się w piątek. Montaż poetycko- muzyczny wypadł pięknie, trema nie zjadła występujących. Trema mogła zjeść mnie, kiedy czytałam list wystosowany przez Ważną Nieobecną. Czułam, jak drżą mi dłonie, jak policzki mi czerwienieją, na szczęście głos nie zawiódł...


W "Sońce" Karpowicza wrażenie na mnie robi nie tylko opowiadana historia, piękna i okrutna, ale także nawiązanie do realizmu magicznego i język, może nawet przede wszystkim język: niby lakoniczny, oszczędny, a pełen poezji, z wplecionymi słowami białoruskimi, pełen kolorów, podszyty smutkiem...


Byłam dziś na spacerze w ogrodzie. Jak on pachnie jaśminami, różami, peoniami, dzikim bzem, akacjami, jak barwnie wygląda, jak czaruje niebieskością dzwoneczków, fioletem lawendy, różowością chińskich goździków, bielą margerytek. A po ścieżkach zielone żuki drepczą i trzeba uważać, by ich nie zdeptać, bo piękne i błyszczące...


Podobał mi się wczorajszy opolski koncert, z małymi wyjątkami. To były piosenki z "moich" czasów. Miło było je sobie przypomnieć, pośpiewać z wykonawcami...


Dom i Aga Zaryan. Truskawki i woda z miętą i cytryną...


Czekam na chłodek wieczoru, na muzykę żab, na ametystowo- kobaltowe niebo ze złotymi smugami, na rozmowę z M. przed snem...


I do wakacji już bliżej...

piątek, 23 maja 2014

Tuż obok...

Światek P. pachnie koszoną trawą i wakacjami. Zieleń liści wygrzewa się w słońcu. I jest tak ciepło, że chodzę w sandałkach, w letnich ubraniach, oczy przysłaniam okularami albo mrużę je, wystawiając twarz do słońca...


Wczoraj byłam z uczniami na "Powstaniu Warszawskim". Niezwykły film, niezwykłe, wstrząsające obrazy, ściskające za gardło. Warto obejrzeć. Trzeba obejrzeć. Byliśmy sami w sali kinowej. Przez cały film cisza trwała, a kiedy pojawiły się napisy końcowe, wszyscy siedzieli, jakby przyklejeni do foteli...


Dziś niebo jest takie, że można się upić błękitem...


Wyjeżdżam na weekend do wujostwa. Już nie mogę się doczekać pogaduszek z ciocią, spacerów, altany, ogrodowych smakołyków i zapachów, wyprawy nad jezioro...


Jestem już po lekcjach. Piątek jest dla mnie łaskawy. Jesteśmy sobie z Billie Holiday przy kawie. Nasiąkam odcieniami irysów i margerytek. Słoneczne promienie rozlewają się jasnymi plamami na podłodze...


Światek P. złoci się cudnym światłem...

sobota, 10 maja 2014

Taka chwila...

Szarym niebem zawisł deszcz. Bezsłonecznie. Niedosyt światła. Znowu deszczowa pora, szarość nieba pokornie czeka na wstążkę błękitu. W zamyśleniu traw wiatr cicho skrzypi obietnicą ciszy. Ptasim krzykiem listki drzew drżą. Jakoś jesiennie tak...


Kiedy stałam na balkonie, by chłonąć zieleń wszechobecną, kandelabry kasztanowców w waniliowym kwieciu, połacie pól żółte rzepakami, czułam chłód i oddychałam wilgotnym powietrzem. Tak, powietrze dziś pachnie jesienią. A potem dłonie ogrzewałam filiżanką z gorącą kawą. Włączyłam ogrzewanie i opatuliłam się polarowym pledem w miodowym odcieniu...


Tydzień minął mi jakoś szybko. Za szybko. Rano, kiedy budził wydzwaniał swoją melodię, czułam się rozczarowana, że noc minęła. W jakimś pośpiechu mijały godziny w pracy. Przygotowujemy się do nadania imienia szkole, więc zadania do wykonania mnożą się...


A teraz odczuwam sobotnie zadowolenie. Celebrowałam śniadanie, poczytałam zaległe gazety. Od kilku chwil śpiewam z radiem :)


I zaraz oddam się sobotnim rytuałom: pójdę po sprawunki, uładzę dom, nastawię pranie, ugotuję obiad, posnuję się domowo i prozaicznie...


A potem zajmę się sobą :)

poniedziałek, 5 maja 2014

W drobiazgach będąc :)

Dni minęły znowu tak szybko...


Majówka była przecudna. M. sprawił mi niespodziankę i zorganizował wyjazd nad morze. Pogoda nam dopisała, nie padało, słońce grzało umiarkowanie, tak jak lubimy. Odpoczęliśmy, pobyliśmy razem, spacerowaliśmy, trochę zwiedzaliśmy. Morze szumiało, mewy hałasowały, na plaży nie za wiele osób. Kolory chwil: spokój, radość, wytchnienie, pastelowy piasek, wiatr czeszący włosy, smaczne smażone i wędzone ryby, urokliwe kawiarenki, leśne ścieżki. Dobrze zrobił nam ten czas pod innym niebem...


Zimny ten początek maja. Marzną ręce, marzną stopy. Włączyłam ogrzewanie...


Złocistość kwitnących mleczy w malachicie traw sprawia, że mój zachwyt nie ma granic. I bzy kwitną, kasztanowce przypominają wielkie bukiety. A dom mój pachnie konwaliowym bukietem, który podarowała mi dziś koleżanka...


Dzień opada. Na zaokiennym parapecie szafir nieba przysiadł. Snuję się między kuchnią, pokojem, przytulnością zielonego fotela, komputerem, wersami w książce. Szeptami filiżanek naznaczam chwile. Nastrój zaprawiam muzyką...


Wieczór miękkim mrokiem się skrada...

piątek, 4 kwietnia 2014

Zwykłe odcienie czasu...

Uchylone okno, lekko falująca firanka, inny odcień światła. Sączy się seledynowa zieleń smukłych brzóz zaokiennych. W płaszczyznach błękitów powolny ruch obłoków białych. Przecinki ptasich skrzydeł filozofują spokojem...


Piątkowo mi jest. A piątki lubię też i za to, że mam mniej lekcji. Przez chwilę, sprowokowana piosenką w radiu, tańczyłam przed lustrem i robiłam miny. Teraz czas pachnie kawą, a ja snuję się po domu wiedziona oczekiwaniem. I jestem oczekiwaniem. Wieczorem rozkwitnę kasztanowymi spojrzeniami M.


I dziś uśmiecham się wiosną: fiołkami w zielonej trawie, promieniami słońca, wiatrem lekkim, kwietnymi woalkami drzew owocowych, złotymi gwiazdkami mleczy, niezwykłym zapachem powietrza, modrym niebem, ptasimi flecikami ćwierkań, wachlarzykami liści coraz zieleńszych...


Zatrzymuję myśli kilkoma przeczytanymi stronami książki. Słowo za słowem bliżej wieczoru jestem :)

niedziela, 30 marca 2014

Haiku chwil...

Spacer w słońcu, uśmiechnięte niebo z roztańczonymi skrzydłami ptaków, ciepłe figle wietrznych zakołowań, coraz wyraźniejsza zieleń listków kasztanowców kosmatych. Spoglądałam w chmury, dotykałam słońca, udzielała mi się barwność roślin, a błękit nieba pochylał się spokojem...


Niedziela rozkołysana rytuałami: kawa wypita na nieukwieconym jeszcze balkonie, próba doczytania "Zwierciadła", snuje jazzowe cichuśko w tle, książka, kanapa i latawce myśli wysyłane raz po raz do M., który dziś ma zajęcia ze studentami...


Popołudniowe minuty. Czas herbaty. Przez otwarty balkon tasiemkami kolorów powietrze kołysze się ciepłe. Dziś świat smakuje zielenią. W mojej przestrzeni poezja tulipanów. Lubię żółte kwiaty. Lubię kwiaty...


I niespiesznie jest. Patrzę w okno na płynące leniwie niebo, czekam na znajomy dźwięk telefonu, na czas słów...


I przez cały dzień uśmiecham się do poranka...

czwartek, 27 marca 2014

Łapiąc oddech...

Jest znowu czwartek. Dni minęły jak mgnienie. Wczoraj zakończyła się wizytacja: ankiety, wywiady i znowu ankiety. Łapię oddech :)


Lekcja wypadła świetnie, tak orzekła pani wizytator, będąca polonistką. Zadowolona byłam, bo dzieciaki wspaniale pracowały, prześcigały się w pomysłach, podawały trafne przykłady. I rozwijaliśmy swe skrzydła, dosłownie próbując "latać" w klasie i przenośnie dzieląc się swymi marzeniami. Pięknie było. O Dedalu i Ikarze było...


Dziś wracałam do domu zaraz po lekcjach. Patrzyłam w słońce, mrużyłam oczy, zachwycałam się niebem w tylu odcieniach niebieskiego. I powietrze pełne ptaków było. I wybrałam się potem na spacer, bo świat jest taki ładny o tej porze. Zieleń taka młoda, delikatne listeczki, w bieli koronek owocowe drzewa, zapach fiołków, kasztanowce w pąkach kosmatych, magnolie szykujące swe różowe sukienki i niebieskawe kwiatki drobne, których nie znam z nazwy...


Wczesny wieczór okraszam muzyką, piję herbatę z pokrzywy i cieszę się swoim domem. Umykają mi niepostrzeżenie strony, polecanej kiedyś przez Eldkę, książki "Światło między oceanami" i wchodzę w tę opowieść, poddając się nastrojowi latarni morskiej, tajemnicy bohaterów i pejzażu...


A za oknem granatowy mrok i złote punkty świateł... 

niedziela, 9 marca 2014

Ucieczka...

Dziś jest tak cudownie, że liczenie dni do wiosny wydaje się zbyteczne, bo wiosna już jest. Dziś wiosna jest: w liliowych krokusach, zapachu bukszpanu, muślinowej bieli przebiśniegów mych ulubionych, w błyszczącej trawie, seledynowych listkach drobnych, w nieśmiało spod ziemi wyglądających różowych hiacyntach, w prawie szesnastu stopniach na termometrze...


Po spacerze w ogrodzie jestem odurzona słońcem. W jasnym powietrzu jakaś lekkość w sercu. Migotanie nieskończonej ilości świetlnych drobinek sprawia, że pejzaż wydaje się być muśnięty niebem...


W warkocz niedzieli wplatam drobne przyjemności. Wypijam kawę na balkonie i śledzę grę świetlistych promieni. Na trawniku, gdzie rzucone szkło stłuczonych zielonych butelek, dostrzegam szmaragdowe światło. Ptasie skrzydła zagarniają niebieskość. Potem wracam do pokoju, włączam płytę z muzyką Stańki i oddaję się lekturze "Luster miasta" Safak. A wszystko to po to, by nie sprawdzać 48 rozprawek trzecioklasistów i tyleż samo prac klasowych pierwszoklasistów...


Nie bez wyrzutów sumienia odkładam to na jutro...

czwartek, 6 marca 2014

I czego chcę?

Jaskrawy blask słońca. Skaczące promyki i szklące się niebo. Plamy światła na podłodze. Wpadające przez uchylone okno niezliczone ptasie głosy. I coraz więcej wiosny we włosach podczas codziennych spacerów. I przecież cieszy mnie ta wiosenna aura, więc skąd to odrętwienie, niechęć do słów, marazm?


Stąd moje milczenie, niechęć do czytania, bezrefleksyjne wgapianie się w telewizor, zbyt wczesne układanie się do snu, jakbym chciała przespać ten czas...


Kupiłam dziś czerwone tulipany i soczyste, jędrne jabłka. Witaminy dla duszy i ciała :)


Misterium popołudnia: aromat kawy, Jagodziński, Komeda, Zaryan, Auguścik i jakiś smutek w powietrzu, a potem czerwień zachodu i granat wieczoru. Czuję, jak czas przemyka na palcach...


Pani Ważna wczoraj zaatakowała. A od dawna spokojnie tak było. Po wczorajszej awanturze pozostał niesmak i świadomość, że coraz gorzej znoszę takie sytuacje, że nie potrafię się nie przejmować, że słowa potrafią być jak drzazgi, że nie umiem wrócić do domu i zostawić przed drzwiami stresu...

poniedziałek, 10 lutego 2014

Z tęsknoty...

Dziś pejzaż pachniał wiosną. Za wcześnie? Ranniki nieśmiało się żółcą, przebiśniegi zakwitły, źdźbła trawy bardziej zielone. I światło tańczyło za drzewami. I kominy lśniły w słońcu. I sennie snuły się srebrnawe dymy. Niebo było idealnie błękitne. I to słońce sprawiło, że wracałam dziś do domu dłuższymi ścieżkami...


Weekend z M. jak zwykle minął za szybko. Mijamy za szybko od spotkania do spotkania, w czekaniu, w liczeniu piątków, w oswajaniu niedzielnych rozstań...


Za oknem czernieje noc. Plączą się dźwięki. Rozciągam nimi wieczór i odbywam podróż w czasie do XIX wieku, czytając "Ty pierwszy, Max". To debiut fińskiej pisarki- Leeny Parkkinen. "Przejmująca powieść o współistnieniu, miłości, odmienności i tolerancji"...


Życie towarzyskie prowadzę przez telefon...


Jeszcze tylko ten tydzień i zaczną się ferie. Czekam na nie. I na kolory...

niedziela, 26 stycznia 2014

Na potem...

Spokojna, cicha niedziela. Domowa i samotna. Za moim oknem wiatr kaleczy łagodność krajobrazu, kołysze złotymi punktami świateł, chybotaniem gałęzi wróble płoszy. Na bladoniebieskim niebie wstążka różowości, strzelistość kościelnej wieży i czarne hieroglify drzew...


Lampa na biurku zatacza jasny krąg, w smudze światła popołudnie mruga przekornie ciepłymi myślami, a między rzęsami błąka się czułość. Słowa przechadzają się między opuszkami a klawiaturą. Taka dobra miękkość chwili...


Zegar cichutko odlicza minuty. Snuje się brązowy kolor herbaty o smaku karmelu i czekolady. Nie jestem dziś ciszą. Trójka mi gra i muzyka dotyka rozkołysanymi dźwiękami...


Czekam na zapach księżyca, na hebanową czerń okna, na waniliowy aromat świec...


Zieleń moich tęczówek biegnie do M. Lubię przeglądać się w jego oczach. Tego, co w nich widzę, nie zobaczę w żadnym lustrze :)


W opowiadaniach Munro znajduję to "coś"...


W kieszeniach niedzieli chowam zwykłe chwile...

środa, 22 stycznia 2014

Zimowe opowieści...

Drobniutki śnieg zasypał domy, chodniki, ulice i ławki. Jak muślinowa firanka spłynął z nieba i świat błyszczy niewinną bielą. Właśnie teraz, kiedy nie trzeba, spadł. Piątkowy przyjazd M. zapewne nie dojdzie do skutku właśnie z powodu pogody i wielogodzinnych opóźnień pociągów. A zapowiadacze pogody prognozują zawieje i zamiecie. Ech, zima...


Zapadła już ciemność, przetykana jedynie poświatą ulicznych lamp i osrebrzona śniegowym puchem. Mroźny wiatr popędza chmury. Zapalam cynamonowe świece. Chwila pachnie czekoladą i gorzkimi migdałami. A radio wygrywa czułe jazzowe piosenki...


Miewam smutne myśli, szczególnie wieczorami...


Od wczoraj mam krótką fryzurkę. To była nagła decyzja, podjęta po spojrzeniu na siebie w lustrze u pani fryzjerki. Potrzebowałam zmiany. Podobam się sobie w lustrze. Mam nadzieję, że będę potrafiła sama tak ładnie się uczesać, jak to zrobiła fryzjerka, zachowując we włosach ulubiony nieład :)


"Wszystkie moje matki" to książka pełna emocji. To bolesna i trudna opowieść o więzi matki i córki, o poszukiwaniu siebie, nadziei i akceptacji. Czyta się trochę tak jak prozę Axelsson...

sobota, 11 stycznia 2014

Próba epitafium...

Umarłeś mi, Tato. I w tym momencie przestałam być bardziej Twoją matką, a jestem córką, która płacze po Tobie. Jest w tym płaczu ból, współczucie, tkliwość, złość, litość, ulga i miłość...


Nie mogę spać...


Myślę. Wspominam. Nie chcę pamiętać złego. Przywołuję tylko dobre chwile, szczęśliwe obrazy. Wskrzeszam nasze zabawy: budowane z klocków fortyfikacje i walki żołnierzyków, teatrzyk chińskich cieni urządzany zawsze, ilekroć zgasło światło, przypominam sobie wyprawy do lasu tropem zwierząt, spacery po oblodzonym jeziorze, wyprawy rowerowe, wspólne wędkowanie, domek dla lalek, który zrobiłeś mi z pudełek, naukę gotowania, naszą hodowlę królików, konkursy rysunkowe, kuligi, Twoje logiczne zagadki, opowieści o miejscach, jakie odwiedziłeś, kiedy byłeś kierowcą, wszystkie rozegrane gry. Nie umiałeś przegrywać. Mam to po Tobie. Nauczyłeś mnie uważnego i wrażliwego patrzenia na świat. Nauczyłeś kochać drzewa, kwiaty i rozróżniać ptaki, gubić oczy w kolorach nieba, uśmiechać się do słońca. Dziękuję Ci za to i za to, że stawiałeś nam za wzór naszą mamę...


Lubiłeś się nami chwalić, opowiadać o nas,  byłeś dumny z naszych osiągnięć. Czułeś się wtedy lepszy...


Po śmierci mamy pogubiłeś się. Bolało mnie Twoje postępowanie, ale...Może nie umiałeś inaczej? Może w porę nie znalazł się ktoś, kto potrafiłby Ci pomóc?


Ostatnie miesiące były bardzo trudne. W wielu momentach swojej choroby, w tym ostatnim czasie, nie byłeś sobą. Trwałam przy Tobie. Byłam z Tobą w światach, które Ci się mieszały, między żywymi i umarłymi, których myliłeś. Starałam się łatać dziury w Twojej pamięci. Wierzę, że zrobiłam wszystko, byś ten czas przeżył godnie i po ludzku. Mam nadzieję, że czułeś moją miłość...


Miałeś piękny pogrzeb. Podobałoby Ci się, że było tak dużo ludzi, kwiatów, że było tak bardzo uroczyście. Lubiłeś czuć się ważny i doceniany. W ten czwartek tak właśnie było. Byłeś ważny, doceniony i szanowany...


Pokrzepia mnie myśl, że już nie cierpisz, że jesteś z naszą mamą i że wreszcie Czarodziejka Gorzałka nie ma nad Tobą władzy...


Do kiedyś, Tato...

niedziela, 5 stycznia 2014

Wynurzenia z oceanu...

O poranku lekkie mgiełki jak w wiosenny świt i te stokrotki na trawniku, sprawiły, że po śniadaniu wybrałam się na spacer do ogrodu. A tam wiatr w zielonej sukni, kwitnące oczary, rozkwitłe róże i obsypane różowym kwieciem wiśnie japońskie i ani śladu zimy...


Dobrze się było posnuć ścieżkami, uwić myśli w koronach drzew bezlistnych, między niebem a przestrzenią pobyć tylko z sobą. Zapomnieć na niedługo o niepokoju, o problemach z ojcem, nie mieć żołądka zwiniętego bezsilnością i strachem...


A teraz szare światło wczesnego wieczoru przemyka po dachach domów, wspina się po wieży kościelnej. Resztki dnia łatają ramy okien, a w nich coraz bardziej granatowy ocean nieba, cienie w zaułkach, iskry ulicznych latarń, koci grzbiet zmierzchu...


Blask choinki. Chwile, które są jak wiersz. Świąteczny smak herbaty "Grudniowa noc" i kolędy Anny Marii...


A we wtorek wrócę do pracy z przyjemnością :)