poniedziałek, 9 czerwca 2014

Czerwcowe nastroje...

Nieznośne są te upały. Powietrze parzy jak meduza, nie ma czym oddychać. O świcie burza wyrwała mnie ze snu, rzęsisty, krótki deszcz przyniósł odrobinę chłodu i uczynił poranek rześkim. Niestety za niedługo znowu było gorąco. W mojej klasie jest jak w saunie, męczymy się z dzieciakami okrutnie :)


Imię szkole nadane, uroczystość odbyła się w piątek. Montaż poetycko- muzyczny wypadł pięknie, trema nie zjadła występujących. Trema mogła zjeść mnie, kiedy czytałam list wystosowany przez Ważną Nieobecną. Czułam, jak drżą mi dłonie, jak policzki mi czerwienieją, na szczęście głos nie zawiódł...


W "Sońce" Karpowicza wrażenie na mnie robi nie tylko opowiadana historia, piękna i okrutna, ale także nawiązanie do realizmu magicznego i język, może nawet przede wszystkim język: niby lakoniczny, oszczędny, a pełen poezji, z wplecionymi słowami białoruskimi, pełen kolorów, podszyty smutkiem...


Byłam dziś na spacerze w ogrodzie. Jak on pachnie jaśminami, różami, peoniami, dzikim bzem, akacjami, jak barwnie wygląda, jak czaruje niebieskością dzwoneczków, fioletem lawendy, różowością chińskich goździków, bielą margerytek. A po ścieżkach zielone żuki drepczą i trzeba uważać, by ich nie zdeptać, bo piękne i błyszczące...


Podobał mi się wczorajszy opolski koncert, z małymi wyjątkami. To były piosenki z "moich" czasów. Miło było je sobie przypomnieć, pośpiewać z wykonawcami...


Dom i Aga Zaryan. Truskawki i woda z miętą i cytryną...


Czekam na chłodek wieczoru, na muzykę żab, na ametystowo- kobaltowe niebo ze złotymi smugami, na rozmowę z M. przed snem...


I do wakacji już bliżej...