czwartek, 1 grudnia 2011

Zaplątana w wieczór...

Czwartkowy czas, wieczór szelestem czerni mży. Tuż obok mnie okno z czarną chustą mroku, zdobną w girlandy złotych świateł lamp ulicznych. A kwiatki grudniaczka amarantem ożywiają ciemny prostokąt okna. Paciorki deszczowych kropel na szybach medytują tą intensywną barwą...

W moim domu cisza. Dziś ona jest muzyką. Zaokiennie wiatr na okarynie melancholie wygrywał, a one deszczem się snuły przez dzień cały. Powietrze, nasączone wilgocią, dotykało igiełkami chłodu. Wracałam do domu z deszczem w dłoniach. Świat pachnie późną jesienią...

Ostatnie dni podobne do siebie. Wypełnione pracą w pracy i potem jeszcze pracową pracą w domu. Sprawdzam, układam testy i sprawdziany, obmyślam lekcje...

Dziś byłam w Miasteczku, by odświeżyć rudy odcień swoich włosów. Podcięłam je nieco, wyładniałam w lustrze ;)

A teraz swoim domem się cieszę. Zegar jakoś umilkł. Słowami ogarniam haiku chwil, w wieczorny mrok się wtapiam. Kubek paruje herbatą, ogrzewa mi dłonie. Z niedosytu światła milczę nastrojowym bursztynowym blaskiem zapalonej na biurku lampki...

Telefoniczna pogawędka z synkiem mojego brata rozradowała mnie bardzo...

Tak szybko opadły dni tego tygodnia. A jutro już piątek, który lubię za to, że "jest prawie sobotą, a jednak nią nie jest" :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz