wtorek, 22 listopada 2011

Ach! Och! :)

Takie ciche było to popołudnie. Niebo się niebieściło, potem nasączało się różowościami, fiołkami, pomarańczowym złotem. Wchodzę w wieczór minutami w zielonym kolorze, bo w piątek M. przybędzie i mój brat na krótko zajrzy. Laj, laj, laj. Tak, dziś mam oczy małej dziewczynki. Roześmiane, bardziej zielone, rozświetlone...

W mojej Samotni czas się kołysze w grafitowym mroku piosenkami Anny Marii, między moimi dłońmi plącze się ciepło filiżanki z kolejną herbatą, a świat zaokienny w smolistej czerni, ozdobionej klipsami pomarańczowych świateł ulicznych latarń...

A ja w ciemny prostokąt okna wrysowuję pory słońc, jaspisową zieleń ścieżek, łąkę kaczeńców, zaróżowione wzruszenie płatków kwitnących drzew i pejzaże z wiosną w tle. Tak mi jakoś wiośnianie w sercu...

Zwyczajny wtorek mija. Zwyczajnie domowo. Pachnie naleśnikami, które smażyłam tacie i sobie. Pachnie kakao. Zapachy z dzieciństwa. Tylko wtedy naleśniki smażył nam tato. Listopad pachnie wspomnieniami, grudzień też będzie taki. Ciepły od wspomnień...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz