niedziela, 18 września 2011

A wrzesień pachnie deszczem...

Rozpadało się. Szarość wchodzi do pokoju uchylonym oknem. Na szybach drobnymi perełkami deszcz układa się w chaotyczny wzór. Dziś mam wrażenie, że lato było tak dawno, a wrześniowy dzień ma w sobie coś z listopada...

Mój mały bratanek zaśpiewał mi przez telefon piosenkę na imieniny. W takich chwilach żałuję, że dzieli nas odległość, że nie możemy się tak po prostu spotkać, pobyć razem, świętować, radować się...

M. wraca do siebie zatłoczonym pociągiem. Ten wspólny czas szczęśliwy był, ale jak zwykle minął za szybko. Drobne wspólne chwile muszą mi wystarczyć na tydzień...

Kubek czarnej herbaty z płatkami róży i kawałkami mandarynki. Marcepanowe cukierki. Jazz jak ze starych filmów. Biedronka wędrująca po blacie biurka. Mały płomyk świecy rozjaśniający parapet i wydobywający wielobarwność strzępiastych astrów...

I z tęsknoty za słońcem wyjmuję z szafy swoje rude ponczo... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz