sobota, 22 stycznia 2011

Nieco matowo...

Ostatnie dni z tych, które należałoby wymazać z kalendarza. Pośpiech, bycie jak w kołowrotku, różne "trzeba". Lubię uczyć, nie znoszę tworzyć dokumentacji, niesamowitej ilości papierków, zestawień i zestawień zestawień. W różnych wersjach: w dzienniku, w tabelkach, w wersji elektronicznej, w formie sprawozdania. Zrobiłam prawie wszystko, zostały mi jeszcze uzasadnienia ocen. Ale to po weekendzie, potrzebuję odetchnąć...

Czasem nie potrafię się zdystansować do tego, co mówi jedna z Pań Ważnych. Nie umiem też tych złych emocji zostawić przed drzwiami swojego domu. Trochę trwa moje wracanie do równowagi między bólami głowy i źle przesypianymi nocami. Tak, nie umiem się nie przejmować...

Dziś taki ładny dzień. Niebo w błękitach, z kilkoma smugami w cytrynowym kolorze, spokojne i świetliste. Piję kawę, dosładzam się batonikiem z płatkami owsianymi i żurawiną. Kartkuję nowe "Zwierciadło". Spędzę z nim popołudnie...

Lubię soboty i swoje sobotnie rytuały. Opiekuję się swoim mieszkaniem i sobą. Potrzebuję, by radość wróciła. Potrzebuję poczuć się ładnie. Potrzebuję sporej ilości uczuć i ciepła. I chyba potrzebuję już wiosny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz