Po spacerach w ogrodzie wierzę, że jest wiosna. Ta pierwsza zieleń taka delikatna jest, taka czysta, w różnych odcieniach. I zawilce bielą się w trawie, i szafirki błękitnieją, złocą się żonkile. Z pączków lada dzień liście się rozwiną i rozszumią się seledynem. Ptaki świergoliły, pszczoły brzęczały, niebo jaśniało błękitem...
Zapach kawy miesza się z dźwiękami fado. M. wraca pociągiem do siebie, znowu przyzwyczajam się do bycia ze sobą tylko :) Samotnieję, samotnieje mój dom. Wciąż jestem gdzieś między moim piątkowym oczekiwaniem na pociąg i dzisiejszym pożegnaniem na peronie. To było takie dobre spotkanie...
Lubię popołudnia. I to, że nieśmiało zbliża się wieczór, skrada się na palcach. Za oknem impresja światła, gra błękitu i złocistości...
Przepadłam na trochę. Porządkowałam sprawy ojca. Brakowało mi zostawiania swoich myśli w tym miejscu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz