Poranek w domu, mam na później do pracy. Za oknem zaspany świat w szarościach i ponurościach, brakuje mu kolorów, świetlistej jasności. Wczoraj z nieba dochodziły żałosne odgłosy gęsi szybujących w równych kluczach. Ilekroć słyszę te ich piski, tęsknię, sama nie wiem za czym...
Aromat kawy współgra z radiową muzyką. Nie potrafię się oprzeć smakowi wiśniowych czekoladek, choć potem będę narzekać na swoją słabą silną wolę :)
Po nieudanym, przedświątecznym, samodzielnym farbowaniu włosów, rozczarowaniu efektem zupełnie innym niż pokazano na pudełku farby, zaczynam się przyzwyczajać do siebie w lustrze i nawet dostrzegać w zmianie koloru coś pozytywnego...
Zaniedbałam się w czytaniu, zamierzam nadrobić zaległości, ale najpierw po powrocie z pracy zajmę się mieszkaniem, bo w czasie mojej nieobecności obrosło kurzem...
Nie ubrałam w tym roku choinki, wiedziona myślą, że skoro wyjeżdżam, to nie ma sensu jej stroić. Wczoraj wieczorem brakowało mi blasku lampek, tego ciepłego nastroju. Zapaliłam dużo świec i świeczuszek, ale to nie było to...
Poranna rozmowa z M. choć króciutka, sprawiła, że się uśmiecham. Jeszcze tylko kilka dni i M. wróci. Kiedyś, w swoim starym blogu pisałam, że nie chcę być oczekiwaniem, a teraz składam się z oczekiwania i tylko czasem jest mi z tym źle...
W środę piątek wydaje się być blisko :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz