czwartek, 3 października 2013

Z jesiennej strony...

Lubię jesień i zamglone poranki, pastelowe słońce, zapach liści, a nade wszystko barwy. Lubię swoje jesienne szale i chusty, smaki jesiennych herbat, aromaty świec, zacisze mojego domu, wieczorne ocalanie minut, fruwające w zaułkach zadumy i rozmarzenia. Jesienią tak łatwo wytańczyć smutek...


Za oknem błękitniutkie niebo w lukrze białych obłoków, w wazonie wciąż urokliwe cytrynowe goździki. Lubię goździki, ich strzępiaste główki, taką jakąś arystokratyczną grację i wyniosłość...


Witraż chwili kolorowej od słońca, które wchodzi przez uchylone drzwi balkonu. Kasztanowcom zrudziały czupryny, w słońcu miedziane refleksy bawią się resztkami intensywnej zieleni. Wpisuję się w tę chwilę spokojnym oddechem...


Wczoraj byłam na spacerze z koleżanką. Czas zwolnił, drzewa milczały, w ich koronach cichły pożegnalne ptasie pieśni. Szurałyśmy liśćmi, urzeczone paletą barw: miedź, kolor starego złota, mosiądz, cyna, brązy, pomarańcz, czerwienie, kolory wina, fiolety, płonące purpury. I tyle w tym ulotnego piękna, że zachwyt czasem boli...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz