środa, 30 grudnia 2015

Końcoworocznie....

Świat, ten mój za oknem, w marcepanowej szadzi. Przypudrowane delikatną bielą dachy domów i trawniki lśnią w słonecznej pozłocie, a niebo jest dziś litanią jasnych błękitów. Lekki mrozik uczynił powietrze rześkim i przyjemnym...


M. poszedł pobiegać, mam więc chwilę, by zajrzeć do blogowego świata i zostawić kilka słów. Nie robię podsumowań, nie robię postanowień, bo zwykle potem zapominam o nich. Może tylko kilka refleksji mi towarzyszy, a jedna z nich to ta, że mijający rok nie był najgorszy...


Eldka miała rację, pisząc, że "Podkrzywdzie" to książka dla mnie. Zachwycam się narracją, poetyckim językiem. Podoba mi się ten wymyślony przez autora świat, który mógłby być prawdziwy, tyle że dziś takich miejsc i światów nie ma...


Sylwestrowy wieczór spędzimy w domu, we dwoje. Będziemy sobie w blasku choinki i świec...


Niech zbliżający się Nowy Rok przyniesie ładne i szczęśliwe dni. Niech obdarza radością, zdrowiem i czułością. Niech będzie pod znakiem czterolistnej koniczynki :) Wszystkiego najlepszego!

środa, 23 grudnia 2015

Na Świąt Bożego Narodzenia czas...

"(...) Wszechświat stał w pokoju


świąteczną choinką (...).


Trzaskały świeczki,


świerkowe świerszcze,


Anioł zaniemówił


Najpiękniejszym wierszem."


Julian Tuwim "Treść gorejąca" /fragment/


 


Wszystkim moim Czytelnikom życzę najpiękniejszych Świąt Bożego Narodzenia wypełnionych zapachem choinki, nutą wspólnie śpiewanej kolędy, ładnymi myślami, czułymi słowami, bliskością i miłością. Niech ten Czas będzie okazją do zadumy i radości...

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Drobiazgi grudniowe....

Gdyby porównać te dni do muzyki, powiedziałabym, że tchną marszowymi dźwiękami. Gonię, biegnę, szukam rzeczom miejsca, ustawiam nowe meble, które najpierw trzeba było skręcić, co wcale łatwe nie było. I wreszcie zachwycam się nową sypialnią...


Trochę mnie tu nie było, choć chciałam zostawić kilka słów. Za dużo się jednak działo i dni okazywały się za krótkie, a noce tak wcześnie podchodziły pod okno, przynosząc zmęczenie...


Ostatnio takie ładne poranki mnie witają. Mają zaróżowione policzki, rozzłocone źrenice i tylko hebanowa czerń drzew nadaje im nieco powagi...


W kuchni obgotowuję wiktuały na pasztet, pachnie rybą w zalewie i cynamonową świecą, która ma ten niezbyt przyjemny rybi zapach pochłaniać i nijak nie pochłania...


Wreszcie usiadłam na chwilę, przy malinowej herbacie i marcepanowym ciasteczku ze śliwką. Ładne świąteczne piosenki umilają mi te chwile. Zaraz wracam do kuchni...


A wczoraj przemiłe, rodzinne spotkanie z bratem, bratową i Małym. Tyle że Mały jest już bardzo duży. Skończył 10 lat, urósł od lata, ma modną fryzurę :) i wciąż jest uroczo dziecięcy i kochany...


Jutro klasowe Wigilie...

środa, 25 listopada 2015

W dźwiękach błogich będąc...

Za oknem pierwszy śnieg pada. Świat wygląda uroczyście, puszyście i miękko. Pada i nie topnieje, bo termometr wskazuje minusową temperaturę. Zima się zapowiada...


Ostatnie dni wydłużone o pisanie kartek z ocenami (przedwczoraj), radę i zebranie rodziców (wczoraj), dyskotekę andrzejkową (dzisiaj). A jeszcze muszę przygotować się do weekendowego zjazdu...


Prowadzę pierwsze zajęcia rewalidacyjne i na koniec słyszę od chłopca, z którym je mam, że tak szybko minął mu czas i że się nie nudził. Kolejne również mijają nam "fajnie". Na korytarzu, kiedy dyżuruję, podchodzi i zadaje pytania. Uśmiecha się, kiedy gdzieś się widzimy. Uśmiecham się i ja...


Poranek przed pracą pachnie mi kawą. I wreszcie mam czas, żeby przesłuchać "Siestę 11". Pozwalam zaczarowywać się dźwiękami, a najbardziej chyba tym z piosenki "Me jedyne niebo" z repertuaru AMJ, tym razem w wykonaniu Kurta Ellinga. Zanurzam się w muzykę, nastrajam na trudny dzień, wszak przez wiele godzin moje uszy będą musiały znosić dyskotekowe rytmy i hałas :)


A wtedy nie byłam w kinie. Dopadł mnie jakiś wirus i musiałam zwolnić się nawet z 2 ostatnich lekcji...


Podoba mi się ta biel w pejzażu. Tak ładnie pojaśniał świat...

środa, 18 listopada 2015

Szare drobiazgi...

Lubię poranki, ten moment kiedy zaczyna się dzień, drobne przyjemności: owsianka na śniadanie, kilka nut radiowego grania, smak kawy, tuszowanie rzęs, zapach perfum, poranna rozmowa z M.


Listopad jest odą do szarości. Szare są zaspane poranki, w kryzach mgieł, naszyjnikach mżawek, z tęsknotą za słoneczną poświatą. Szare jest niebo i deszcze, które od kilku dni niemal bezustannie padają. Szare są wróble, drzewa, dymy nad kominami, parasole. I ja jestem szara, w swym popielatym paltociku wrysowuję się w ten szary pejzaż, który zmienia się, gdy przychodzi zmrok i okna stają się granatowe...


Listopadowe wieczory są jak kłębek wełny miękkie i ciepłe. Pachną cynamonową świecą, smakują herbatą z konfiturą malinową, układają się w strony czytanej książki Evansa "W pętli", niestety przynoszą przeraźliwe wieści ze świata, a wtedy pieką źrenice...


Domowy poranek. Mam na później do pracy, więc nie muszę się dziś spieszyć. I takie niespieszne poranki lubię najbardziej...


Z potrzeby odmiany, z tęsknoty za słońcem i kolorami wybieram się dziś z koleżanką do kina na "Listy do M.2". I przycupniemy na chwilkę w jakieś uroczej kawiarence, pogadamy, pooddychamy innym niebem...


Dobrej środy :)

środa, 11 listopada 2015

Niebem szarość płynie...

Szary dzień. Wiatr bezlitośnie strąca liście z drzew, coraz ich mniej, coraz mniej złota w pejzażu. Za oknem wiązki dymów nad kominami, figlarne wróble, niewielki ruch. Na balkonie flaga łopoce...


Dobry poranek. Wylegiwanie się w łóżku z książką w dłoni. Potem spokojnie jedzone śniadanie, aromat kawy zmieszany z dźwiękami radiowego grania. I grudniaczek już zakwitł, i myślę, że za szybko, to taki bożonarodzeniowy kwiat...


Wczorajsze popołudnie spędziłam z Borejkami. Dobrze było znowu znaleźć się w ich świecie. Może trochę idealizowanym, ale dobrym, ciepłym, pełnym życzliwości i miłości. Lubię dowiadywać się, co u Borejków, lubię ich wartości, rozmowy, trochę idylliczne bycie. I jestem jeszcze w tych upalnych dniach, opisanych w książce, podziwiam księżyc, zachwycam się arkadyjskimi pejzażami i nawet smakuję arbuzowe lody, choć za arbuzem nie przepadam. I oczywiście zachwycam się językiem i stylem Musierowicz. A jutro zaniosę "Feblika" swoim uczennicom, mamy taki szkolny klub wielbicielek Jeżycjady i one już nie mogą się doczekać. Zanim książka pojawi się bibliotece, niech czytają moją...


Niestety czeka mnie dziś sprawdzanie próbnego egzaminu :(


Teraz jednak zamierzam jeszcze chwil kilka cieszyć się wolnością. Podszykuję obiad, przejrzę nową Urodę Życia, dostaną od koleżanki, zaparzę herbatę i posłucham patriotycznych pieśni, a może i zaśpiewam :)


Dobrego dnia i sympatycznego świętowania...

niedziela, 8 listopada 2015

Drobiazgi niedzielne...

Obudził mnie wiatr, huczał za oknem i słychać go było w kominie. Nie mogłam już zasnąć, więc dzień zaczął się dla mnie przed siódmą, jak w zwykły dzień. I nadal wieje, i lecą z drzew liście. Wyglądają jak złote konfetti w noc sylwestrową...


Ładne niebo za oknem. W ostatnich dniach szarość płynęła obłokami, mgły się snuły perłowe. A dziś błękit wyrazisty, słoneczny blask i jasność...


M. ma zajęcia ze studentami, więc dzwoni z przerw. Mnie czas mija domowo i raduję się, że nie muszę wychodzić w tę wietrzność...


Po południu odwiedzi mnie koleżanka, dokończymy naszą prezentację na zajęcia za tydzień...


Czekam na przesyłkę z internetowej księgarni, a w niej, oprócz innych książek, będzie także "Feblik"- najnowsza powieść Musierowicz...


Esperanza Spalding mi śpiewa, w aromat kawy opadają z polotem dźwięki tak pasujące do niedzieli...


Z potrzeby zanurzenia się w coś lekkiego czytam "Niskie drzewa" E. Cielesz i dość dobrze mi się czyta...


Niedzieli spokojnej życzę :)

poniedziałek, 2 listopada 2015

Listopada złocistość...

Złocisty poranek. Widziane z okien kopuły drzew rozsłonecznione złocistym blaskiem, mozaika barw, przejrzyste niebo. Domowy poranek smakujący kawą i szarlotką...


Wczorajszy dzień pachniał nostalgią. Byliśmy z M. na cmentarzu w mojej rodzinnej miejscowości. To mały cmentarz, wciąż, jakoś tak szybko ostatnio, przybywa grobów. W mogiłach bliscy, znajomi, sąsiedzi. Zapalałam światła, przywoływałam wspomnienia, szeptałam modlitwy. A dzień był piękny: słoneczny, ciepły, z wirującymi, opadającymi z drzew liśćmi, cichy i uroczysty...


Po południu, kiedy M. był już w drodze do siebie, wybrałam się na cmentarz tu w P. Słońce zachodziło, barwiło niebo płomiennymi czerwieniami, fuksją i złotym pomarańczem. Drzewa w szpalerze pokory, zamyśleni nad grobami ludzie, migocące płomyki, barwne chryzantemy, młode mamy tłumaczące pociechom istotę tego święta...


A dziś mam wolne, stąd domowy poranek i wczesny wpis. Wybieram się znowu do Soplicowa mojego, bo dziś w małym kościółku msza za moich dziadków, rodziców taty. Dziadka nie znałam, bo umarł, kiedy tata był mały, ale babcia...babcia Franciszka to ktoś arcyważny w moim życiu. Był i jest...

piątek, 16 października 2015

Szeptem...

Mżawka za oknem. Wilgotnieją od niej trawy, liście, powietrze, kolory i włosy. Wracałam dziś z pracy z drobnym deszczem w dłoniach, mając nad głową aksamitny furkot ptasich gromad. Szarość wciąż płynie niebem...


Piątkowy przedwieczór. Czas na ciszę, na odpoczynek po całotygodniowym szkolnym hałasie. I dziś ta cisza jest muzyką. Świat pachnie jesienią...


Z niedosytu światła zapalam świeczki w swych witrażowych świecznikach, milczę nastrojowym jasnopomarańczowym światłem zapalonej na biurku lampki. Przyglądam się zapłakanym szybom, drżącym kroplom dżdżu, ogrzewam ręce filiżanką z gorącą herbatą z malin...


Z dnia zostało niewiele. Miękki mrok się skrada. Jeszcze jest szary, ale za chwilę atłasowym grafitem otuli świat. A ja lubię jesienne wieczory...


Powolne ruchy zegara w stronę spokoju. Kartkowanie nowego "Zwierciadła". Kostki gorzkiej czekolady. Miękkość rudego koca. I gdzieś między rzęsami błąkające się myśli o czułości...

czwartek, 8 października 2015

Zanim noc wybiegnie...

Chłodne dni, wietrzne. Barwne dni. Brązy łamane pomarańczem, ochra, zgaszone zielenie, cynobry, cynamony, fiolety, odcienie gorzkiej czekolady. Coraz więcej liści w starym złocie, mosiądzu i szafranie, coraz więcej rudości i purpury w pejzażu. Płowieją trawy, suche liście szemrzą, lecą z drzew kasztany. Ilekroć idę z pracy po sprawunki, podnoszę kilka. Mam je w kieszeni, w torebce. Te świeżo wyłuskane piękne są i aksamitne w dotyku. Lubię je gładzić...


Dziś miałam tylko cztery lekcje. Przyjemnie jest szybko kończyć zajęcia, ale wolałabym mieć więcej godzin. Goły etat to i goła pensja. Trochę mnie to martwi...


W chwili zapadania zmierzchu, w szarej godzinie przyjemnie jest zapalić lampę i otulić dom aromatem cynamonowej świecy. Nie przepadam za górnym oświetleniem. To światło lampek jest miękkie, w ciepłym miodowym odcieniu...


Kocham książki i czytanie. Nie umiem czytać elektronicznych książek, nie umiem słuchać audiobooków. Lubię kartkować strony, słyszeć ich szelest, czuć zapach. Piszę to w związku z dzisiejszą lekcją, na której zbieraliśmy argumenty na temat: "Książka papierowa czy elektroniczna". Drugoklasiści opowiedzieli się za nowoczesnością :)


W wieczorny czas wplatam nostalgię jazzowych dźwięków, aromat karmelowej herbaty i subtelność liliowych marcinków...

poniedziałek, 28 września 2015

Popołudniowo...

A jesień wciąż powoli się zbliża, tak kocio i miękko. Ma moje czarne czółenka na wysokich obcasach, granatową tunikę w orientalne wzory, rozkołysane kolczyki i oczy rozświetlone szarym cieniem. A serce naszych perfum tworzy fiołek, śliwka i jeżyny. Jesiennie tak...


Na pięknym koncercie wczoraj byłam. Rozkołysały mnie jazzowe, bluesowe i swingowe dźwięki, a z okien sali obserwowałam rozskrzydlonych liści spadanie. Jestem pewna, że te liście spadały na ziemię przytulnymi stronami...


Dziś, kiedy wracałam z pracy, usłyszałam żurawi tęsknotę, a potem zobaczyłam je w równych kluczach...


Wrześniową hosannę wyśpiewują puste pola, karmazyny głogowych kulek, witraże pajęczyn w porannym słońcu, zielonozłoty migot liści, strugi blasku, galaktyki amarantowych astrów i rdzawe łuny kasztanowej alei...


Popołudnie smakuje czerwoną herbatą...


"Narzeczona Schulza" jest jednak książką o Schulzu. O Schulzu widzianym oczyma Juny, jego muzy i narzeczonej, ale i samej Tuszyńskiej. Dobrze mi się czyta tę poetycką opowieść o trudnym, niezwykłym, niespełnionym uczuciu...


I muzyka wokół mnie krąży, przetyka moje włosy melancholią...

środa, 16 września 2015

Przymiarka do jesieni...

I znowu środa. I znowu dni tak szybko minęły. Obiecywałam sobie częściej pisać, a tyle zajęć, że wieczorami tylko o śnie myślę, bo czuję się zmęczona. Przed snem uda mi się tylko kilka stron "Ja nie jestem Miriam" przeczytać i oczy mi się same zamykają...


Weekendowy czas z M. minął uroczo, ale za szybko, jak zawsze. I byliśmy na jesiennym spacerze w alejach, zbieraliśmy pierwsze kasztany, które teraz zdobią kuchenny parapet i zaświadczają, że jesień się zbliża. A świat się złocił, pąsowiał kulkami dzikich róż i głogów, pachniał jabłkową tartą i herbatami w jesiennym kolorze...


W poniedziałek miałam pierwsze zebranie z rodzicami i było mi przykro, bo przyszło tylko 9 osób. Przygotowałam materiały, z którymi rodzice powinni się zapoznać, poświęciłam czas. Ci obecni na zebraniu nie chcieli działać w radzie rodziców i mam problem, bo kogoś wybrać trzeba...


Wczoraj wybrałyśmy się z koleżanką na spacer. Cieszyłam oczy niebem błękitnym, kolorami wrzosów, nieśmiało spadającymi liśćmi, ich szafranowym odcieniem, purpurą klonów japońskich, których liście spadały do stawu, tworząc z rzęsą wodną mozaikę w iście bizantyjskim stylu :)


I taki miękki wydaje się być świat, migotliwie rozpisany na kolory wczesnej jesieni, ptasie nawoływania, zmierzchy w śliwkowej poświacie i morelowym blasku...


I tak, poranki już ciemniejsze, wieczory szybciej przychodzą, ale wciąż jeszcze resztki lata w powietrzu, w pejzażu...


A dziś taki miły poranek: bukiety życzeń, prezenty, imieninowe serdeczności, a po południu spotkanie z koleżankami przy kawie :)

środa, 9 września 2015

O środzie...

Drobny deszcz uperlił okna, niebo jest dziś szarawe, kłębią się sine obłoki, a powietrze smakuje chłodem. A wczoraj popołudnie pachniało jesiennymi dymami, ktoś porządkował ogród i palił zeschłe łęty i chwasty. I zapach ten jest dla mnie prologiem jesieni...


I pięknie wczoraj zachodziło słońce. Złociło się niebo, rozlewało płomiennym pomarańczem, różowiało, nasycało się pastelowym fioletem, a potem cichło, nasączało się pięknem kobaltu, aż stało się atramentową czernią. Wracałam z późnego spaceru i obserwowałam, jak zmieniają się ponad polami te kolory...


Środa zaczęła się sympatycznie pobudką bez budzika, telefonem od M., śniadaniem niespiesznym, kawą w ulubionej filiżance...


Dziś pojadę do Miasteczka. Muszę załatwić sprawę w banku, poczynię małe sprawunki i zajrzę do jedynego w Miasteczku sklepu obuwniczego, bo marzą mi się nowe czółenka na słupkowym obcasie :)


Z niecierpliwością czekam na przesyłkę z internetowej księgarni, a szczególnie na nową książkę Cherezińskiej, Tuszyńskiej i Axelsson...


Domowe chwile ubarwiają mi astry w wazonie, melancholijna Norah Jones...


Pora na zmiany w szafie. Czas odświeżyć sweterki, szale i schować lekkie, letnie stroje. Już wróciłam do jesiennych perfum...


Uśmiecham się do ciebie, środo...

niedziela, 30 sierpnia 2015

Wciąż w słońcu...

Ładna chwila- otwarte drzwi balkonowe, wrażenie, że lato chodzi po domu. Jest ciepło, pachnie skoszoną trawą i niebieści się niebo...


Kończy się czas cudnego nicnierobienia. Smakuję ostatnie wakacji chwile. Jeszcze nie liczę sekund, jeszcze nie mam oczu na baczność. Już obłaskawiam myśli o hałasie. Przygnębiająco działa na mnie powrót do pracy, to, że będę miała mało godzin...


Cicha niedziela. Słoneczniki w wazonie rozświetlają czas, przyjemny chłód dotyka, pachnie kawa, niespiesznie tyka zegar...


Cieszę się na dłuższe wieczory, na zapach wczesnej jesieni, na refleksy pastelowego słońca na rudziejących liściach, na impresję barw, malarskie poranki w mgiełkach, pajęczynowe woalki, aromaty świec, polarowe kocyki, smaki herbat, szelest kartek książek, które lada dzień nadejdą. Tak trochę wrzesień już wplatam we włosy...


A wczoraj tak pięknie złocił się księżyc...


Dziś chowam się za rzęsy wspomnień i wysyłam uśmiechnięte latawce myśli do M.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Oczekiwaniem rozdzwonione chwile...

Niedziela w cekinowej sukni słońca, jasna i lśniąca, w roztańczonych lekkim wiatrem kolczykach liści, pulsująca oczekiwaniem na M., który właśnie w pociągu...


Na polach zamilkła pieśń kosiarzy, kasztanowce zielenią się rdzawo, a pustka bocianiego gniazda zapowiada coraz bliższy koniec wakacji...


Ocalam te resztki wakacyjnej wolności. I cieszę się na czas z M.


Okna rozjaśnione światłem, ciche dźwięki radiowego grania, lody o smaku miętowo- śmietankowym. Ilekroć je jem, przypominam sobie zdanie mojego bratanka: "Ciociu, wakacje są po to, żeby się bawić i jeść lody"...


Pięknej niedzieli!

piątek, 21 sierpnia 2015

Słów kilka wieczorem...

Księżyc jest jak cząstka pomarańczy, czerni się niebo, a wieczór pachnie czymś nieuchwytnym i trudnym do zdefiniowania. Za oknem świerszczowa orkiestra i lekki wiatr. W moim pokoju urokliwe żółte gladiole w wazonie i zmysłowy głos Anny Marii...


Dziś byłam w Soplicowie mym. Odwiedziłam grób rodziców, popatrzyłam na mój dawny dom z czerwonej cegły, na ulubione kasztanowce, jarzębiny, łąki, dolinkę, pagórek, z którego jest najpiękniejszy widok na zachodzące słońce. Nie przynależę już do tamtych miejsc, ale wciąż lubię myśleć o nich: moje...


A potem odwiedziłam ulubioną kuzynkę i jej mamę, siostrę mojego taty, która niedawno skończyła 81 lat. Dobry to był czas...


Końcówka wakacji. W poniedziałek zaczynam pracę. Najpierw poprawki, potem zebranie przedmiotowców, a potem jeszcze rada. A mnie się wydaje, że wakacje dopiero się rozpoczęły :)


Taki piękny ten sierpień, taki barwny. Słońce trochę złagodniało, upały nie doskwierają. Trwa ogrodów czas...


A księżyc taki złoty...

piątek, 31 lipca 2015

Wspomnieniom nadając kontury...

Druga połowa lipca była żółta od mirabelek i pól słoneczników. I niemiłosiernie gorąca, temperatury dochodziły do 39 stopni, powietrze parzyło jak barszcz Sosnowskiego, szczypało w oczy, falowało. Kiedy planowaliśmy wakacyjny wyjazd, nie mogliśmy przewidzieć aury pogodowej...


I tyle wrażeń po tych dniach zostało, tyle wspomnień...


Najpierw długa podróż pociągiem do Częstochowy. Tu mieliśmy ponad trzy godziny do autobusu, więc przeszliśmy się na Jasną Górę, spacerowaliśmy Aleją NMP, delektowaliśmy się lodami o smaku słony karmel. I późnym wieczorem wyruszyliśmy do Bratysławy...


Zabytkowa część Bratysławy jest niezwykle malownicza, bogata architekturą gotyku, wiedeńskim barokiem i secesją. Wrażenie robi kościół św. Marcina, majestatyczny Zamek Bratysławski, górujący bielą nad miastem, Rynek Główny: kameralny barokowo- secesyjny, z pastelowymi elewacjami, zielony od liści niewysokich drzew, z fontanną Rolanda. Zachwycają odrestaurowane uliczki- wąskie, kolorowe, pełne kamieniczek z malowanymi płytkami ceramicznymi, z pięknymi portalami, balkonikami. I zachwyca Pałac Prymasowski i zgromadzona tam kolekcja arrasów ( byliśmy jedynymi zwiedzającymi i w jednej z sal czekał na nas przewodnik, zachwycony, że ma słuchaczy, wspaniale, prawie po polsku opowiedział nam o historii tego miejsca). Właściwie na Starówce co krok spotyka się osobliwości i niezwykłości. Przeuroczy jest niebieski kościółek poświęcony św. Elżbiecie, bratysławskie figurki ( Czumil, Piękny Ignaś i podsłuchujący zakochanych żołnierz napoleońskiej armii) , z którymi koniecznie trzeba zrobić sobie zdjęcie :)


Zapamiętam zgromadzone w muzeach obrazy, najbardziej chyba martwą naturę z czaszką i niezapominajką, nieznanego artysty, ale oryginalnego bardzo...


Magia Dunaju, który nie modry był a zielony, od nabrzeżnych roślin odbijających się w wodzie. Wspaniałe widoki ze wzgórza, na którym pozostałości warowni Devin. Ścieżki z wijącym się różowym powojem. Szpalery drzew przypominające nasze kwitnące akacje. Małe Karpaty, zielono- niebieskie i maleńkie domki jak z bajki...


I winny szlak. Zielone winnice, dwa małe, niemalże wyludnione miasteczka: Svaty Jur i Pezinok, w których jakby czas się zatrzymał, a kamieniczki wrastały w wieczność. I degustacja win, białe okazują się smaczniejsze od tych czerwonych...


Smakowite haluszki z bryndzą, gulasz, knedle z jabłkami, baranina z sosem żurawinowym, zimne piwo :)


Dwa dni spędziliśmy we Wiedniu, który wydał się nam monumentalny, taki wymuskany, uporządkowany, górujący architektonicznie, ale przecież piękny. Choć wszystko w nim wyolbrzymione: pomniki, cesarskie rezydencje, secesyjne kamienice, o których nie da się powiedzieć tak jak o tych bratysławskich czy naszych krakowskich: kamieniczki...


Zachwycaliśmy się katedrą św. Szczepana, choć przeszkadzał nam tłum zwiedzających i atmosfera jak na dworcu kolejowym. Urzekła barokowa rezydencja Belvedere i zgromadzone tam dzieła sztuki ze słynnym "Pocałunkiem" Klimta. W Muzeum Historii Sztuki oczarowały mnie przede wszystkim obrazy Bruegla, jakże inaczej wyglądały kolory niż na kartach albumu...


I tak, była kawa po wiedeńsku, torcik Sachera i wiedeński sznycel :)


Z przyjemnością spacerowałam po ogrodach. W jednym z nich zgromadzono pomniki muzyków związanych z Wiedniem, a w drugim rosło tysiące róż, jak w tym z "Małego Księcia" :)


I tak, bolały mnie nogi, byłam zmęczona, trochę marudziłam, ale zobaczyliśmy tak dużo. M. był moim cudownym przewodnikiem...


Wieczory spędzaliśmy w naszym pensjonacie, celebrując kolacyjki, kolory win i widok na pasma gór...


Witajcie!



piątek, 17 lipca 2015

Migawki...

Mijają wakacyjne dni. I choć niespiesznie mijają, to jednak nazbyt szybko...


Wczorajszy dzień spędziłam u rodziców bratowej. Brat kończy urlop, więc to było takie spotkanie przed ich powrotem do domu. Miły i serdeczny czas: zabawy z Małym i jego kuzynostwem, gra w ping- ponga, oczywiście przegrywałam, ale jakże cudnie jest widzieć radość w oczach dzieciaków. A potem wybraliśmy się pojeździć na rowerach. Chyba ze dwadzieścia lat nie jeździłam, w domu mam stacjonarny. Frajdę miałam ogromną i to poczucie wiatru lekkiego we włosach przyjemne bardzo. Czas nad stawem: chodzenie boso po trawie, złotoskrzydłe ważki, cień pod kolorowym parasolem, pysznie podana cukinia, smakowanie nalewki malinowej, smak lodów jogurtowo- wiśniowych z "Zielonej budki", świerszczowe granie, nasturcje oplatające altanę, zielony groszek prosto z krzaka, kopanie piłki, wypatrywanie ryb, dobre rozmowy...


Dziś wyprawa nad morze. Wioskowy wyjazd, autokarem. Wybrałyśmy się z koleżanką. Na szczęście dzień nie był upalny, nawet przez chwilę kropił deszcz. I może nie było tak jak lubię, bo plaża zaludniona bardzo, ale spędziłam przyjemnie ten czas. Spacer po molo, a potem brzegiem, po piasku, tak, by fale dotykały chłodem. Smakowita kawa, wyborne lody o smaku różanym i miętowo- czekoladowym, na obiad wyśmienity, świeży sandacz, bursztynowy kolor chłodnego piwa. I znowu wędrówka brzegiem morza, przyjemny wiatr. I nawet trochę się opaliłam, choć ja z tych, którzy nie lubią się opalać. I właściwie morza mi już wystarczy. Zatęsknię za nim jesienią, kiedy opustoszeją plaże. Wtedy morze będzie bardzo moje...


Coś się dzieje z moim komputerem, dlatego nie pisałam. Miałam problem z zalogowaniem się. Czas chyba pomyśleć o nowym sprzęcie...


Wieczór lekko zaróżowiony, pachnie herbata, firanka porusza się leciuteńko. Jak dobrze poczuć miły chłód...

wtorek, 7 lipca 2015

A niebo przeciąga się sennie...

Słońce dziś wschodziło teatralnie. Niebo połyskiwało złocistym, bursztynowo- różowym światłem. Źle śpię, budzę się wcześnie, więc obcuję niemal codziennie z tym pięknem, które uskrzydla, jest błogosławieństwem na cały dzień...


Leniwy lipcowy dzień. Senne łąki zamglone od lata, w powietrzu plątają się niespiesznie zapachy, wysoko szybują jaskółki wytworne i czujne. W rozszeptanych kasztanowcach ptasie koncerty...


W moim pokoju przesiane przez firanki centkowane światło, radiowe dźwięki muskające ciszę, białe światło słońca sprawiające, że niebo lśni jak perła. Czas pachnie kawą, migdałami i melancholią, której nie potrafię wyjaśnić...


Postanowiłam zrobić przegląd samej siebie :) Dlatego też dziś, tak na początek, zrobiłam wyniki w ośrodku zdrowia...

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Po stronie deszczu...

Szary poranek, w woalu deszczu, smakujący chłodem i tęsknotą za słońcem. Wiem, roślinom potrzebny jest deszcz, znowu zazieleniły się trawy, a i liście drzew znowu w krasie soczystej zieleni. Tyle że truskawki się kończą, bo słońca brak...


Minuty pachną kawą. Radio szemrze przyjemnie. Dźwięki kołyszą, pachną słońcem, ciepłym piaskiem, lekkim wiatrem i błękitem bezkresnych wód. Ale, ale...o 11 do szkoły marsz :)


Zepsuła mi się pralka. Chciałam naprawić, usłyszałam, że się nie opłaca, że nie warto, bo koszt naprawy to tyle co pół nowej pralki. Tak samo było, kiedy zepsuł mi się telewizor. A kiedyś się naprawiało. Nie tylko rzeczy się naprawiało, to, co między ludźmi się zepsuło, też się naprawiało. Dziś dziwna moda na nowe. Kupię tę pralkę, tyle że zastanawiam się nad modelem. Im jestem starsza, tym trudniej podejmuję decyzje. Zastanawiam się, analizuję, waham...


Jest już we mnie wakacyjny spokój. Pospałam dziś dłużej, poleżałam, w obłokach gubiąc oczy...


Jak lubię taki czas :)

sobota, 27 czerwca 2015

Drobiazgi prawie wakacyjne...

Srebrnobłękitne niebo, bezsłoneczne, podszyte deszczem, zielonooka cisza za oknem. Cały tydzień deszczowy był, pachniał wilgocią. Dziś pierwsza wakacyjna sobota i choć w poniedziałek mam radę, a we wtorek i w środę muszę być jeszcze w szkole, to czuję się już wakacyjnie. Dobrze było obudzić się bez natarczywości budzika, pozostać w cieple kołdry, zatrzymać myśli kilkoma przeczytanymi stronami książki, spokojnie zjeść śniadanie, niespiesznie poczynić sprawunki, porozmawiać z panią z kiosku, z sołtysem...


Źdźbła traw oddychają malachitem, w baldachimie nieba ptaki upinają ćwierkające nuty, a w pokoju od podłogi do sufitu kołysze się szept Anny Marii. Powietrze zliryczniało, sterta sobotnich spraw poczeka chwil kilka...


Nad kolorową filiżanką aromat kawy głosi swoje przesłanie. W wazonie mam bukiety róż. Te kupione w kwiaciarniach nie pachną, ale te ogrodowe odurzają słodkim aromatem. Zachwycam się najbardziej szkarłatną lilią...


Wysyłam priorytetem latawce myśli do M.


Dobrej soboty!

sobota, 13 czerwca 2015

Klawiaturą literek kreślę wieczór...

Wieczór ciepłem łasi się do moich bosych stóp. Niebo jest arcydziełem w różnych odcieniach niebieskiego, pastelowego różu, jasnego złota i bardziej przeczuwanej niż obecnej czerwieni. Właśnie obejrzałam mecz Polska- Gruzja i mam ochotę śpiewać: "Polska biało- czerwoni" :)


Pracowity dzień dziś miałam: umyłam okna, kwiaty, wyprałam koce i pledy, suszyłam je na balkonie, bo słońce grzało i pranie schło bardzo szybko. Ład zaprowadziłam w domu, rozprawiłam się z recyklingiem, ugotowałam gar młodej kapusty, będzie na przyszły tydzień, bo do domu będę wracała później z powodu rad, wypisywania arkuszy, wypełniania dokumentacji...


Teraz odpoczywam. Zasłużyłam na kieliszek różowego wina. Moje myśli są w kolorze spokojnej zieleni. Za tydzień spotkam się z bratem, bratową i Małym, zjadą na urlop. Cieszę się, bardzo...


Ptaki koncertują, wczesny zmierzch w moim pokoju, taki aksamitny, gładki i ciepły. Mam wrażenie, że lato wchodzi do domu. Pachnie skoszoną trawą, jaśminem i liście tak ładnie szeleszczą malachitem...


A wczoraj z przyjemnością obejrzałam opolskie koncerty, choć ten drugi z piosenkami Jeremiego Przybory z większą przyjemnością. Piosenki Skaldów wolę w oryginalnym wykonaniu, nowe aranżacje odbierają tym piosenkom urodę...


Zielonymi listeczkami rosną we mnie słowa M. Dobre słowa. I serce gdzieś mi ucieka...

środa, 10 czerwca 2015

Mrucząco...

Czerwcowe światło, czerwcowe wonie. Kwitną jaśminy, akacje, dzikie bzy, glicynie. Czerwcowe poranki i wieczory toną w różowym blasku, takie są liliowe i złote...


I dni przepadają jakoś tak szybko. Dopiero była środa i czekałam na M. Dziś znowu kolejna środa. Intensywnie minął nam ten wspólny czas. W czwartek byliśmy na ślubie w pięknym, małym, starym kościółku z ceglanymi ścianami. A potem tańcowaliśmy na weselu w nastrojowym dworku. A jeszcze potem były poprawiny, w następny dzień poprawiny poprawin :) I było przesympatycznie...


Taki dziś ciepły dzień. Promienie słońca migotały między seledynami, malachitami i szmaragdami liści. Poobiednią porą wybrałam się do ogrodu. Czas pachniał ziołami ze skalniaka i egzotyką roślin w japońskim zakątku. Chwile zapisywały się we mnie spokojem...


A teraz mój dom. Włączone snuje jazzowe. W zielonej butelce biała piwonia. Objadam się truskawkami, tymi pierwszymi i najsmaczniejszymi. Mam do sprawdzenia ostatnie klasówki...


Precyzują się nasze wakacyjne plany :)


Kula słońca wędruje za horyzont, bawiąc się nieba płaszczyzną złoconą. Mrok zacznie się skradać na palcach cicho, migdałowe oczy wieczoru rozbłysną ciemnozłotym księżycem, wtedy uchylę balkonu drzwi i wpuszczę zapachy czerwcowej nocy...

niedziela, 24 maja 2015

Pomiędzy...

Oswajam niedzielę i rozciągam czas. Dzień roztańczony słońcem, niebo w beztrosce. W oczach mam spokojną tęsknotę z M. W domu cisza. Dziś ona jest muzyką. Za oknem, w półprzezroczystym powietrzu, ptasie ćwierkoty. Milczę aromatem kawy...


A wczoraj wyprawa z koleżanką do Dużego Miasta, z myślą o kupnie czegoś na wesele, na które jesteśmy zaproszeni z M. w czerwcu. Z planowanego zakupu nic nie wyszło, za to nabyłam twarzowe okulary przeciwsłoneczne i świetne spodnie letnie w odcieniu miętowej zieleni. A potem przysiadłyśmy w małej kafejce i rozkoszowałyśmy się sernikiem z truskawkami i pyszną kawą. Rzadko bywam w przybytkach zwanych galeriami, galeriami handlowymi, więc ta wczorajsza wyprawa sprawiła mi przyjemność, choć nadal nie mam stroju weselnego :)


Czas dzisiaj leniwy jak kot. Bezkarnie wylegiwałam się w łóżku, czytając "Złoty sen" Jeromin- Gałuszki i coraz bardziej wciągała mnie opowiedziana w książce historia, zatem śniadanie zjadłam w towarzystwie słowa czytanego, niespiesznie delektując się każdym kęsem. A potem telefony od M. rozjaśniły jeszcze bardziej ten niedzielny czas...


I wybiorę się dziś na spacer do ogrodu, w ścieżki pełne obietnic, po radość z kolorów i zapachów. I zagłosować pójdę :)


Dobrej niedzieli :)

piątek, 22 maja 2015

Chwilki...

Przedwieczorne niebo, rozpogodzone wreszcie, z kilkoma śliwkowymi smugami, kroplą pastelowego amarantu. Kiedy słońce zacznie zachodzić, kolory staną się bardziej jaskrawe, a potem zaczną się wyciszać, niknąć, aż nastanie czerń...


Dobry to był dzień. Dziś miałam niewiele lekcji, weekend zaczął się dla mnie wcześniej. I nie czekałam na sobotę, ogarnęłam dom, ugotowałam zupę, suszyłam pranie na rozsłonecznionym balkonie, a potem zatonęłam w słowach...


Powieść Hanny Kowalewskiej "Tam, gdzie nie sięga już cień" to bardzo nastrojowa proza, zachwyca i porywa od samego początku. Styl autorki polubiłam, kiedy przeczytałam jej opowiadania zawarte w tomie "Kapelusz z zielonymi jaszczurkami", potem zauroczył mnie cykl o Zawrociu. To książki do przeżywania, czarujące słowem, wzruszające. I choć czytałam powoli, uważnie, smakując fabułę, przeczytałam za szybko...


Ptasie koncerty, aromat bzów, zielone wachlarze drzew i tęsknota za M., który w ten weekend znowu ze studentami...


Przyjemna muzyka z płyt, kolory herbat, uchylone drzwi balkonu dla zapachów, dla ciepłego powietrza...


I patrzę w chmury, i oddycham spokojem...

środa, 20 maja 2015

Poranne drobiazgi...

Bezsłoneczny poranek, lekko zamglony, matowy nieco. Tylko zieleń pełna życia, radosna i soczysta. Statykę nieba zakłócają ptasie figle. A dźwięk dzwonu brzmiał dziś melancholijnie...


Kilka nut na rozbudzenie, miny przed lustrem, dość ładnie ułożony nieład na włosach :) i zapach kawy- to moje poranne drobiazgi...


Dziś pojadę na cmentarz. Dziś moja mama, gdyby żyła, skończyłaby 70 lat. Jaką byłaby starszą panią? Choć minęło tyle lat, wciąż czuję się niekompletna...


Zaraz wyjdę do pracy. Uporałam się z testami kompetencji. Wyniki fatalne...


Dobrego dnia :)

sobota, 9 maja 2015

A słońce gdzieś jest...

Gałązka bzu w wazonie, zapach kawy, uchylone okno. Rozkoszuję się wonią powietrza pachnącego soczystą trawą, delikatnymi pyłkami kwiatów i fioletem bzów rosnących pod moim blokiem. Słońce jest dziś perłą skrytą za szarym woalem...


Ptaki koncertują. Trzeba słuchać ptaków, ich pełnej uroku muzyki...


Sobotni dom z porządkami w tle, z zamiarem ugotowania zupy z czerwonej soczewicy, ze stronami czytanej właśnie "Fraulein Angielka"...


Niebo przybiera barwę popiołu. Do mych uszu dociera dźwięk piły mechanicznej- drobne pęknięcie w osnowie otaczającego mnie świata...


Patrzę na kasztanowce w alei, na ich kwiaty w słodkim kolorze marcepanu. Czekam na telefon od M., który ma dziś zajęcia ze studentami. Przed nami zaplanowanie wakacji :)


Jutro wybory, zagłosuję za zmianami...


Jeśli nie będzie padać, wybiorę się na spacer do ogrodu. W moim ulubionym zakątku bajkowo wyglądają łopianowe liście. Każdego dnia rozkwitają kolejne rośliny. Lubię posiedzieć na ławce tuż przy kwitnącej jabłoni albo iść ścieżkami rzadko uczęszczanymi, tam, gdzie wysokie drzewa pozwalają myśleć, że jest się w lesie...


Myślałam, że paski nie dla mnie, a jednak w bluzce od Kumy w biało- czarne paski całkiem mi ładnie :)


Soboto, trwaj!

wtorek, 5 maja 2015

Zapachem deszczu...

Chmurna pogoda, lekki wiatr otwiera niebo i powietrze jest takie ciepłe, parne właściwie. Przeczuwam deszcz...


Świat jest w liliowym kolorze bzów. Kwitną rzepaki. Ich żółć urzeka oczy, ale snujący się zapach drażni moje spojówki i wywołuje kichanie raz za razem. W parasolach drzew gdzieniegdzie kwiaty w waniliowej bieli. Zieloną nitką traw ukwieconych trwa maj. Przepiękny melanż kolorów: żółcie w różnym natężeniu, impulsywne pomarańcze, koralowe czerwienie, purpura i przeróżne odcienie fioletów, impresja smug. Zachwycam się jaspisową zielenią ścieżek, zaróżowionym wzruszeniem płatków kwitnących jabłoni, łąką mleczy i odurzającym zapachem czeremchy...


Na pięciolinii popołudnia zapisuję aromat kawy, długą rozmowę z bratem, telefoniczną rozmowę, czas kołyszący się spokojnie piosenkami Anny Marii i cyklamenową barwę bluzki, w której mi dobrze, choć wydawało mi się, że to nie jest kolor dla mnie...


Teraz deszcz rozdzwania powietrze odgłosem spadających kropel, przez uchylone okno wnika chłodna wilgoć, niebo zasępiło się szarości kreską...


A w dacie ładne nagromadzenie piątek :)

czwartek, 30 kwietnia 2015

Się snuję :)

Jak dobrze mieć na później do pracy, jak dobrze jest snuć się o poranku niespiesznie, być w złudzeniu wolności, jakby to był wakacyjny dzień. Dźwięki wirują, przysiadając słowami na tęczówkach oczu mych, a aromat kawy dotyka małą cząstką nieba...


Patrzę w okno. Światek P. kręci się przemykającymi pojazdami, dreptaniem ludzi, spieszącymi na pierwszą lekcję uczniami. Obłoki uśmiechają się słabo widocznym słońcem. Uchylonym oknem chłód wchodzi i głaszcze moje bose stopy...


Na polach rozkwitłe rzepaki, łąki i zboża się zielenią, a drzewa w sadach ustrojone w fikuśne koronki frywolitek. Wypiękniał świat. Wypiękniał mozaiką kolorów, kwitnącymi magnoliami, pigwowcami, azaliami, pierwiosnkami i niezapominajkami. Spacer w ogrodzie rodzi myśl, że tak mógł wyglądać raj...


A wczoraj byłam w teatrze z koleżeństwem z pracy. "Seks dla opornych" jest zabawną komedią, ale wiele gorzkich prawd o życiu pada ze sceny. Świetnie zagrany spektakl i przemiły wieczór...


I ciepło mi w środku. Dziś przybędzie M. i świat się zatrzyma na chwil kilka...


A jutro wybieramy się do Miasteczka na koncert mej ukochanej Anny Marii Jopek! Laj, laj, laj! Cieszę się baaaardzo!


Niech majówka będzie czasem szczęśliwym!

czwartek, 16 kwietnia 2015

Porannie...

Dziś mam na później do pracy, więc poranek mija mi niespiesznie, tak trochę wakacyjnie :) Obudziły mnie szczęśliwe ptasie głosy, cytrynowy blask słońca i kilka lawendowych smug na niebie. A propos lawendy: to wczoraj wypróbowałam musującą tabletkę do stóp. Woda zrobiła się lawendowa, bąbelki przyjemnie relaksowały i zmiękczały naskórek. Cudo :)


Kawa wypijana w domu smakuje wybornie, zdecydowanie lepiej niż ta w pracy. A jeszcze jeśli do aromatu doda się dźwięki ze "Siesty5", to prawie jest niebiańsko...


Zmęczona jestem. Zmęczona jestem pracą, telefonami do rodziców, by zmobilizowali swe pociechy do poprawiania jedynek, sprawdzaniem bieżących i zaległych prac, które dzieciątka przynoszą w ilościach hurtowych, bo wcześniej im się "nie chciało i nie musiały, bo zadania domowe są głupie". A teraz czują bliski koniec roku i teraz im się chce albo muszą, bo rodzice każą. Zmęczona jestem omawianiem "Antygony", którą przeczytało tylko 6 osób...


Spoglądam w okno i uśmiecham się do zieleni, do brzóz w zielonych sukienkach i do złotych gwiazdek mniszka lekarskiego. A na parapecie rozkwitł mi storczyk i cieszy oczy żółtymi kwiatami. Tym bardziej mnie to cieszy, bo nie kwitł od jakiegoś czasu...


Cieszmy się czwartkiem, wszak to zapowiedź piątku :)

piątek, 3 kwietnia 2015

Na Święta...

"Słyszę już niebiańskie chóry,


I aniołów świętych granie-


Pieśni lecące za chmury:


Zmartwychwstanie! Zmartwychwstanie!"


                                         Jerzy Liebert


Życzę Wam, moi Czytelnicy, błogosławionych świąt Wielkiej Nocy. Niech to będzie szczęśliwy czas, pełen Światła, odnajdywania sensu. I niech towarzyszy Wam radość, bliskość kochanych osób i odrobina pozytywnej melancholii...

czwartek, 2 kwietnia 2015

Gdzieś między...

Zima miała minąć, a tymczasem od rana pada śnieg z deszczem, chłód panoszy się nielitościwie i szarość wciąż barwi niebo. A tu bociany wróciły i marzną...


W lekko seledynowych gałązkach drzew muzyka wiatru dziś brzmi nareszcie cicho. Nocą budziło mnie wietrzne wycie i szaleństwa w gałęziach. Matowy poranek rozjaśniam aromatem kawy i szemraniem radia...


I dziś jest taki dobry dzień. Za kilka godzin świat się zawęzi do ramion M. Dziś mam chyba oczy małej dziewczynki, zniecierpliwionej oczekiwaniem :)


Piękne milczenie drzew, mądra filozofia wskazówek zegara, cisza do zapamiętania na jutro...


W fotografii chwili szarosrebrzyste niebo za oknem, niewidzialne jeszcze kropelki deszczu. Pokój wypełnia się wilgotnym powietrzem, wchodzącym przez uchylone okno...


Działam w kuchni. Dziś zrobię pasztet i przygotuję mięsa do pieczenia...


Początek kwietnia nie jest łaskawy. Zimowe klimaty oplatają kwietniowe serce...


Dobrego dnia!

niedziela, 22 marca 2015

Niedziela...

Zaróżowione blaskiem zachodzącego słońca popołudnie, niebo w gotyckim złocie i mgiełka seledynowej zieleni na gałązkach krzewów i drzew. Dziś wiosna w powietrzu, a wczoraj zadeszczony dzień i ołowiana szarość. A jednak ten wczorajszy dzień był przemiły, bo spędzony z bratem, który na weekend przyjechał, by pozałatwiać sprawy. Dziś już w drodze do domu, do swoich...


Pyłki złote lecą na wietrze, leszczynowe pyłki. Dzwonią ptasie wesela i pachnie świeżą zielenią trawa. Coraz cieplejszy błękit nieba. Wczoraj widziałam morze fiołków...


Niedzielny czas zastygał w linijkach czytanej książki, w aromatach herbat, w dobrym spotkaniu z koleżanką i w kolorze wina wspólnie sączonego, w dźwiękach fado, w telefonach od M.


Horyzont jak haftowany odcieniami indygo. Zapach wieczoru w uchylonym oknie, światek P. w etoli świateł...


Jakoś za szybko minęła ta niedziela. Oswajam myśl o poniedziałku. Zaczynamy rekolekcje w szkole...


Nie wiem, czy obejrzę podrzuconą przez koleżankę "Joannę"...

niedziela, 8 marca 2015

Po stronie wiosny...

Za oknem ptaki i niebieskie niebo, słońce i ciepły wiatr. Dziś świat pachnie wiosną. Uwodzi ciepłymi podmuchami i coraz zieleńszą trawą...


Wczoraj na spacerze podziwiałam w ogrodzie pierwsze krokusy, całe morze liliowych i żółtych krokusów. I kobierce śnieżyc między ścieżkami, i przecudne, pełne wigoru ranniki mieniły się złociście w oczach. Tak, wiosna już prawie jest. Piszę prawie, bo poranki spowite są w biel przymrozków...


Samotna niedziela. Wiosenne promienne myśli. Bukiet róż od M. Herbata mocna i gorzka, bo tylko taka ma sens...


Znowu od wtorku zaczynam kolejne szkolenie. To już trzecie w tym roku szkolnym. Jeśli będzie tak prowadzone jak poprzednie, to tylko szkoda czasu...


Czytam. Ostatnio wrażliwymi słowami opowiedzianą historię "Domu z witrażem"...


Chwilami nie mogę uwierzyć, że to już marzec...


I śpiewa mi właśnie Anna Maria, i delektuję się spokojem, ciszą i swoimi drobiazgami, małymi ucieczkami od świata. Może to właśnie jest receptą na wolniejsze mijanie?

piątek, 27 lutego 2015

Takie sobie drobiazgi...

Cieszy mnie piątek i to, że w piątki mam tylko trzy lekcje. Cieszy błękit nieba za oknem, świetlistość i jasność powietrza. Cieszy oczekiwanie na M., który dziś wieczorem przybędzie...


Tak szybko mijały mi dni tego tygodnia. Popołudniami sprawdzałam prace klasowe wszystkich swoich klas, układałam sprawdziany gramatyczne, szkoliłam się i jakoś tak niewiele czasu zostawało mi na życie :)


Znowu zaczynam dzień od wypicia siemienia lnianego, bo znowu boli mnie żołądek. Tak, wiem, powinnam zrobić to nieprzyjemne badanie, tyle że się boję. Badania się boję...


Wczoraj skończyłam czytać "Czarnego anioła". Rzecz o Ewie Demarczyk. I mnie ta opowieść o Wielkiej Ewie wzruszyła, bo mam wiele wspomnień z jej piosenkami. I przypomniałam sobie swoje licealne lata i spotkania z przyjaciółmi. Te piątkowe i sobotnie, kiedy wracaliśmy do domów z internatów i spotykaliśmy się, by rozmawiać, pośpiewać przy gitarze, pobyć z dobrą muzyką. I zatęskniłam za tamtymi nami, za szumem winylowej płyty, za tamtymi rozmowami, emocjami i przeżywaniem poezji. I znalazłam krążek CD ( bo niestety nie mam gramofonu, choć czarne płyty wciąż mam) z piosenkami Demarczyk i zastygłam, słuchając "Taki pejzaż" i byłam w Tomaszowie, i zapachniały mi groszki i róże, i pochyliłam się nad losem Rebeki, i znowu grał skrzypek Hercowicz. Cieszył mnie ten wieczór i nawet niebieszcząca się melancholia między rzęsami cieszyła...


Chwila mi pachnie czerwoną herbatą, ma wdzięk żółtych tulipanów i tak, jest rozedrgana oczekiwaniem :)

wtorek, 27 stycznia 2015

Teraz...

Poranek pachnący kawą i rozwieszonym praniem. Z powodu tego prania kicham raz po raz, ale niestety strych nie nadaje się na suszarnię. Za oknem popielaty pejzaż i chlapa. Śnieg topi się podczas spadania, pomnażając szarość wokół...


Czas u M. był bajeczny i intensywny. Spacerowaliśmy, zwiedzaliśmy, wieczorową porą podziwialiśmy świąteczne iluminacje. Był czas zakupów: mam piękną granatową bluzkę i wiosenną, lekką kurteczkę. Był przemiły czas domowy. Weekend spędziliśmy osobno, bo studenci M. zaczęli sesję :)


Trwa drugi tydzień ferii. Dziś M. przybędzie do mnie...


Dobrze śpię. Cieszę się niespiesznie mijającym czasem. Czytam, spaceruję. Wieczorami gotuję kakao, słucham smutnej muzyki i dłonie ogrzewam o gwiazdy. W półmroku świec sobie jestem, w cieple rudego koca, w rozleniwieniu błogim...


Za chwilę wybiorę się po sprawunki, pooddycham wilgotnym powietrzem. Wsłucham się w wiatr, może usłyszę wiosenne nuty...


Tęsknię za wiosną!

wtorek, 6 stycznia 2015

Po powrocie :)

Dobrze jest wrócić do domu. Dotarłam wczoraj wieczorem zmęczona po dłuuugiej podróży. Rozpakowałam bagaże i na więcej nie miałam siły. Noc przespałam wybornie, nie słyszałam włączającego się pieca, odgłosów zza okna, szmerów i tych wszystkich odgłosów i odgłosików, które zwykle słyszę i które czynią mój sen niespokojnym...


Poranek przywitał mnie puchową bielą przymrozku, świetliście błękitnym niebem, ładnie wyglądającymi drzewami rozzłoconymi słońca blaskiem...


Piję kawę, odsłuchuję otrzymaną od rodziny płytę ze świątecznymi piosenkami. Cieszą mnie więc jeszcze dzwoneczki, fleciki, anielskie nuty, dźwięki pachnące choinką i rozjarzone światełkami :)


Dwa tygodnie u brata minęły bardzo szybko, wypoczęłam, nabyłam się z Małym, trochę pozwiedzałam, nagadałam z bratem, pobyłam pod innym niebem...


Dziś niestety czekają mnie obowiązki, muszę sprawdzić prace z próbnego egzaminu, ale znajdę na pewno czas, by pobyć w domu mym tak po mojemu :)


Witajcie!