A jesień wciąż powoli się zbliża, tak kocio i miękko. Ma moje czarne czółenka na wysokich obcasach, granatową tunikę w orientalne wzory, rozkołysane kolczyki i oczy rozświetlone szarym cieniem. A serce naszych perfum tworzy fiołek, śliwka i jeżyny. Jesiennie tak...
Na pięknym koncercie wczoraj byłam. Rozkołysały mnie jazzowe, bluesowe i swingowe dźwięki, a z okien sali obserwowałam rozskrzydlonych liści spadanie. Jestem pewna, że te liście spadały na ziemię przytulnymi stronami...
Dziś, kiedy wracałam z pracy, usłyszałam żurawi tęsknotę, a potem zobaczyłam je w równych kluczach...
Wrześniową hosannę wyśpiewują puste pola, karmazyny głogowych kulek, witraże pajęczyn w porannym słońcu, zielonozłoty migot liści, strugi blasku, galaktyki amarantowych astrów i rdzawe łuny kasztanowej alei...
Popołudnie smakuje czerwoną herbatą...
"Narzeczona Schulza" jest jednak książką o Schulzu. O Schulzu widzianym oczyma Juny, jego muzy i narzeczonej, ale i samej Tuszyńskiej. Dobrze mi się czyta tę poetycką opowieść o trudnym, niezwykłym, niespełnionym uczuciu...
I muzyka wokół mnie krąży, przetyka moje włosy melancholią...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz