środa, 18 listopada 2015

Szare drobiazgi...

Lubię poranki, ten moment kiedy zaczyna się dzień, drobne przyjemności: owsianka na śniadanie, kilka nut radiowego grania, smak kawy, tuszowanie rzęs, zapach perfum, poranna rozmowa z M.


Listopad jest odą do szarości. Szare są zaspane poranki, w kryzach mgieł, naszyjnikach mżawek, z tęsknotą za słoneczną poświatą. Szare jest niebo i deszcze, które od kilku dni niemal bezustannie padają. Szare są wróble, drzewa, dymy nad kominami, parasole. I ja jestem szara, w swym popielatym paltociku wrysowuję się w ten szary pejzaż, który zmienia się, gdy przychodzi zmrok i okna stają się granatowe...


Listopadowe wieczory są jak kłębek wełny miękkie i ciepłe. Pachną cynamonową świecą, smakują herbatą z konfiturą malinową, układają się w strony czytanej książki Evansa "W pętli", niestety przynoszą przeraźliwe wieści ze świata, a wtedy pieką źrenice...


Domowy poranek. Mam na później do pracy, więc nie muszę się dziś spieszyć. I takie niespieszne poranki lubię najbardziej...


Z potrzeby odmiany, z tęsknoty za słońcem i kolorami wybieram się dziś z koleżanką do kina na "Listy do M.2". I przycupniemy na chwilkę w jakieś uroczej kawiarence, pogadamy, pooddychamy innym niebem...


Dobrej środy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz