piątek, 17 lipca 2015

Migawki...

Mijają wakacyjne dni. I choć niespiesznie mijają, to jednak nazbyt szybko...


Wczorajszy dzień spędziłam u rodziców bratowej. Brat kończy urlop, więc to było takie spotkanie przed ich powrotem do domu. Miły i serdeczny czas: zabawy z Małym i jego kuzynostwem, gra w ping- ponga, oczywiście przegrywałam, ale jakże cudnie jest widzieć radość w oczach dzieciaków. A potem wybraliśmy się pojeździć na rowerach. Chyba ze dwadzieścia lat nie jeździłam, w domu mam stacjonarny. Frajdę miałam ogromną i to poczucie wiatru lekkiego we włosach przyjemne bardzo. Czas nad stawem: chodzenie boso po trawie, złotoskrzydłe ważki, cień pod kolorowym parasolem, pysznie podana cukinia, smakowanie nalewki malinowej, smak lodów jogurtowo- wiśniowych z "Zielonej budki", świerszczowe granie, nasturcje oplatające altanę, zielony groszek prosto z krzaka, kopanie piłki, wypatrywanie ryb, dobre rozmowy...


Dziś wyprawa nad morze. Wioskowy wyjazd, autokarem. Wybrałyśmy się z koleżanką. Na szczęście dzień nie był upalny, nawet przez chwilę kropił deszcz. I może nie było tak jak lubię, bo plaża zaludniona bardzo, ale spędziłam przyjemnie ten czas. Spacer po molo, a potem brzegiem, po piasku, tak, by fale dotykały chłodem. Smakowita kawa, wyborne lody o smaku różanym i miętowo- czekoladowym, na obiad wyśmienity, świeży sandacz, bursztynowy kolor chłodnego piwa. I znowu wędrówka brzegiem morza, przyjemny wiatr. I nawet trochę się opaliłam, choć ja z tych, którzy nie lubią się opalać. I właściwie morza mi już wystarczy. Zatęsknię za nim jesienią, kiedy opustoszeją plaże. Wtedy morze będzie bardzo moje...


Coś się dzieje z moim komputerem, dlatego nie pisałam. Miałam problem z zalogowaniem się. Czas chyba pomyśleć o nowym sprzęcie...


Wieczór lekko zaróżowiony, pachnie herbata, firanka porusza się leciuteńko. Jak dobrze poczuć miły chłód...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz