sobota, 27 czerwca 2015

Drobiazgi prawie wakacyjne...

Srebrnobłękitne niebo, bezsłoneczne, podszyte deszczem, zielonooka cisza za oknem. Cały tydzień deszczowy był, pachniał wilgocią. Dziś pierwsza wakacyjna sobota i choć w poniedziałek mam radę, a we wtorek i w środę muszę być jeszcze w szkole, to czuję się już wakacyjnie. Dobrze było obudzić się bez natarczywości budzika, pozostać w cieple kołdry, zatrzymać myśli kilkoma przeczytanymi stronami książki, spokojnie zjeść śniadanie, niespiesznie poczynić sprawunki, porozmawiać z panią z kiosku, z sołtysem...


Źdźbła traw oddychają malachitem, w baldachimie nieba ptaki upinają ćwierkające nuty, a w pokoju od podłogi do sufitu kołysze się szept Anny Marii. Powietrze zliryczniało, sterta sobotnich spraw poczeka chwil kilka...


Nad kolorową filiżanką aromat kawy głosi swoje przesłanie. W wazonie mam bukiety róż. Te kupione w kwiaciarniach nie pachną, ale te ogrodowe odurzają słodkim aromatem. Zachwycam się najbardziej szkarłatną lilią...


Wysyłam priorytetem latawce myśli do M.


Dobrej soboty!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz