czwartek, 8 października 2015

Zanim noc wybiegnie...

Chłodne dni, wietrzne. Barwne dni. Brązy łamane pomarańczem, ochra, zgaszone zielenie, cynobry, cynamony, fiolety, odcienie gorzkiej czekolady. Coraz więcej liści w starym złocie, mosiądzu i szafranie, coraz więcej rudości i purpury w pejzażu. Płowieją trawy, suche liście szemrzą, lecą z drzew kasztany. Ilekroć idę z pracy po sprawunki, podnoszę kilka. Mam je w kieszeni, w torebce. Te świeżo wyłuskane piękne są i aksamitne w dotyku. Lubię je gładzić...


Dziś miałam tylko cztery lekcje. Przyjemnie jest szybko kończyć zajęcia, ale wolałabym mieć więcej godzin. Goły etat to i goła pensja. Trochę mnie to martwi...


W chwili zapadania zmierzchu, w szarej godzinie przyjemnie jest zapalić lampę i otulić dom aromatem cynamonowej świecy. Nie przepadam za górnym oświetleniem. To światło lampek jest miękkie, w ciepłym miodowym odcieniu...


Kocham książki i czytanie. Nie umiem czytać elektronicznych książek, nie umiem słuchać audiobooków. Lubię kartkować strony, słyszeć ich szelest, czuć zapach. Piszę to w związku z dzisiejszą lekcją, na której zbieraliśmy argumenty na temat: "Książka papierowa czy elektroniczna". Drugoklasiści opowiedzieli się za nowoczesnością :)


W wieczorny czas wplatam nostalgię jazzowych dźwięków, aromat karmelowej herbaty i subtelność liliowych marcinków...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz