niedziela, 26 stycznia 2014

Na potem...

Spokojna, cicha niedziela. Domowa i samotna. Za moim oknem wiatr kaleczy łagodność krajobrazu, kołysze złotymi punktami świateł, chybotaniem gałęzi wróble płoszy. Na bladoniebieskim niebie wstążka różowości, strzelistość kościelnej wieży i czarne hieroglify drzew...


Lampa na biurku zatacza jasny krąg, w smudze światła popołudnie mruga przekornie ciepłymi myślami, a między rzęsami błąka się czułość. Słowa przechadzają się między opuszkami a klawiaturą. Taka dobra miękkość chwili...


Zegar cichutko odlicza minuty. Snuje się brązowy kolor herbaty o smaku karmelu i czekolady. Nie jestem dziś ciszą. Trójka mi gra i muzyka dotyka rozkołysanymi dźwiękami...


Czekam na zapach księżyca, na hebanową czerń okna, na waniliowy aromat świec...


Zieleń moich tęczówek biegnie do M. Lubię przeglądać się w jego oczach. Tego, co w nich widzę, nie zobaczę w żadnym lustrze :)


W opowiadaniach Munro znajduję to "coś"...


W kieszeniach niedzieli chowam zwykłe chwile...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz