niedziela, 5 stycznia 2014

Wynurzenia z oceanu...

O poranku lekkie mgiełki jak w wiosenny świt i te stokrotki na trawniku, sprawiły, że po śniadaniu wybrałam się na spacer do ogrodu. A tam wiatr w zielonej sukni, kwitnące oczary, rozkwitłe róże i obsypane różowym kwieciem wiśnie japońskie i ani śladu zimy...


Dobrze się było posnuć ścieżkami, uwić myśli w koronach drzew bezlistnych, między niebem a przestrzenią pobyć tylko z sobą. Zapomnieć na niedługo o niepokoju, o problemach z ojcem, nie mieć żołądka zwiniętego bezsilnością i strachem...


A teraz szare światło wczesnego wieczoru przemyka po dachach domów, wspina się po wieży kościelnej. Resztki dnia łatają ramy okien, a w nich coraz bardziej granatowy ocean nieba, cienie w zaułkach, iskry ulicznych latarń, koci grzbiet zmierzchu...


Blask choinki. Chwile, które są jak wiersz. Świąteczny smak herbaty "Grudniowa noc" i kolędy Anny Marii...


A we wtorek wrócę do pracy z przyjemnością :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz